Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

wtorek, 11 października 2022

Od Naharys'a c.d Yneryth ~ "Pokłosie"

 Naharys zbudził się po chwili, a owym powodem był znajomy chichot i nieustanne szturchanie czyjejś łapy. Dyskretnie rozwarł lekko powiekę i poprzez mgłę zaspanego oka dostrzegł złośliwą minę Yneryth'a, który trącając go w ramię, powtarzał ciągle jedno zdanie. 
- Ej, Naharys, zbudź się! - powiedział przez śmiech Yneryth - Zrzygałeś się. 
- Zaraz ty się zrzygasz, jeśli szturchniesz mnie jeszcze raz! - burknął ponuro Naharys, podnosząc się z miejsca. 
- O, ty już nie śpisz?! - odparł Yn, udając zaskoczenie, niezbyt wprawnie chciałoby się dodać. Naharys niezbyt chętnie rozejrzał się po jaskini, łożu na którym leżał i wnękach wyżłobionych w skalistej ścianie, w których spoczywały kamienne i gliniane naczynia z lekami. Lecznica. Tak, mógł się tego spodziewać po nieznośnym zapachu leków i choroby, roztaczającej się w wilgotniejącym powietrzu. Kiedy chciał usiąść, ból w potylicy odezwał się nagle, tępo, ale na tyle znośnie, że Naharys powstrzymał się od skrzywienia. 
- Co ty tu w ogóle robisz, Yneryth? - zapytał bardziej z ciekawości - Nie powinieneś być na treningu? 
- Chciałem się pochwalić, że przez czas twojej nieprzytomności, jabłoń wyzdrowiała. To wszystko dzięki temu... gęstemu sokowi... 
Naharys pomasował sobie obolałe skronie, ziewnął głośno, drapiąc się leniwie po boku, ale ze zdziwieniem poczuł, że jego futro było czymś przemoczone. Uniósł łapę, powąchał dziwną wydzielinę, która okazała się być tym uzdrowiskowym sokiem ze starodawnego drzewa, który zdobył dla Yneryth'a. Jego konsystencja była tłusta i lepka, dlatego nie zdołała wyschnąć przez tak długi okres czasu, ale pytaniem było... jak się tym zdołał pobrudzić. Potem podejrzliwie zerknął na głupio uśmiechniętego basiora. 
- Długo byłem bez przytomności? - zapytał cicho Naharys, po prostu z czystej niechęci, oszczędził sobie głosu. 
- Noo, przeszło trzy dni. To dość długo. 
- Wspaniale - odparł, wstrząsając łapą, pozbyć się tego lepkiego świństwa, które na nieszczęście Yneryth'a pobrudziło jego futro na szyi. Oczywiście Naharys nie zauważył rzednącej powoli miny towarzysza, bowiem kiedy wstał, od razu ruszył ku odnodze lecznicy na przeciwko, gdzie przesiadywała Lonya, gdy dokonywała segregacji ziół pod względem jakościowym. Zerknąwszy zza rogu waderę, odchrząknął cicho, sygnalizując swoją obecność. Siostra uniosła głowę lekko zaskoczona. 
- Naharys, nie powinieneś leżeć? Twój organizm jest osłabiony. 
- Nic mnie tak nie osłabia, jak leżenie w tym miejscu - przyznał z uśmiechem basior - gdyby nie ty, moja łapa by tutaj nie powstała. 
- Nie wiem, czy mam to uznać za komplement - odparła złośliwie szczerząc zęby - ale chyba z tobą wszystko dobrze, skoro wróciły twoje szczeniackie żarty. A teraz słuchaj, mógłbyś coś dla mnie zrobić? 
- No wiesz, dla ciebie wszystko. 
- Zaniósłbyś te zioła do Nabi? Te lepsze, a te gorsze spal. Żaden z nich pożytek, tylko robią zamęt w magazynie. 
Naharys bez dalszych słów chwycił za wiklinowy koszyk wypełniony po same jego brzegi roślinami - po jednej stronie plątała się świeża lawenda, przemieszana z nagiętkiem i czarnym bzem, a po drugiej smętnie leżały wysuszone, stare i bezużyteczne rośliny, których Naharys nie był w stanie rozpoznać. 
Kiedy jego biała masywna sylwetka wyłoniła się z mroku przedsionka, Yneryth'a już nie było w lecznicy - pewnie pobiegł pod tę swoją jabłoń, aby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Naharys westchnął tylko pod nosem, ruszył w drogę przez młody lasek, którego ścieżka doprowadziła go do jaskini watahowej botaniczki. Nabi, jak zwykle krzątała się tu i tam, z nosem uniesionym wysoko, jakby próbowała dotknąć nim snującego się w powietrzu balona, napompowanego helem. 
 Później swą podróż zakończył przy wejściu na poligon - pustym trzeba by dodać, bowiem tam biały wilk nie napotkał ani jednej żywej duszy. W sumie, czemu się miał dziwić - pomyślał, kiedy zadarł głowę do góry. Słońce snuło się już ku zachodowi, oznajmiając że już nadeszło późne popołudnie. Cóż, trening na rozruszanie mięśni o tej porze jeszcze nikomu nie zaszkodził. 

***
(
Czasy obecne)
Drzewa już nabierały ciepłych kolorytów, odkąd nastała pora jesieni - Cynmseis, jak się mawia w jego stronach, a oznaczało to porą płomiennych drzew. Oczywiście, Naharys'owi nic do tego, jak miewała się jabłoń Yneryth'a, ale z wrodzonej ciekawości, biały wilk odwiedził go pewnego jesiennego poranka. Niebo zasnuły bure chmury - podejrzewać można, że niebawem spadnie sporadyczny deszcz. Drzewo, aż miło popatrzeć, wydało na świat soczyste owoce, ale Yneryth'a nie było w pobliżu niego, więc pomyślał sobie, że poczeka na niego... W końcu, na chwilę obecną nie miał nic ciekawego do roboty. 
<Yneryth?>

PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 685
Ilość PD: 342 PD 
Obecny stan: 4971 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz