Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 17 października 2022

Od Naharys'a c.d Amber ~ Zezowate szczęście

- Wszystko w porządku? - zapytała wadera po tym, jak basior został od tyłu zaatakowany... czyimś jęzorem. Naharys odwrócił się momentalnie, był tak zaskoczony całą sytuacją z żabą, że nawet przez myśl mu nie przeszło, że przed nim siedzi całkiem obca mu wadera. Drobna samica o długiej różowej sierści, która zdawała się falować nawet przy najdrobniejszym wiaterku. Z nerwów, nie wiedziała nawet, gdzie oczy podziać, bo miotały się one, jak oszalałe. 
- Wybacz... On nie chciał naprawdę, chciałam się przywitać, a on wszystko zepsuł, eh! - Wadera podrapała się nerwowo za uchem, wbijając w końcu wzrok gdzieś w boczny punkt, obok jej ogona. 
- On? - zapytał zaskoczony basior, rozglądając się przelotnie - Nikogo tu nie ma, prócz nas. 
- No... nie do końca. - Z tymi słowy, różowowłosa wyciągnęła zza swych pleców małą, pulchną żabkę, która wyglądała, jakby ją ktoś w potylicę pstryknął, efektem czego był jej komicznie wyglądający zez. 
- Naucz lepiej swojego... - Naharys dosłownie nie mógł oderwać od powywracanych źrenic płaza, któremu kończyny zwisały ospale, bezwiednie -... towarzysza dobrych manier. I wszelkich zasad dotyczących czyjejś intymności. Cholera, co jest nie tak z tą żabą?
- Nie tak? Przecież wszystko jest z nią w porządku - Po tym, jak obdarowała basiora miłym, urzekającym wręcz, uśmiechu, posadziła swoją żabkę na swojej głowie. Płaz dosłownie opadł na brzuch, rozjeżdżając się na swych drobnych łapkach. 
Naharys nie wiedział sam, co ma o tym wszystkim myśleć, wiedząc, że został dotknięty... jęzorem tego płaza w miejsce, gdzie nawet tutaj, na blogu, nie wypada o nim mówić - bowiem, jak sami wiecie, ta część ciała należy do naszej intymnej strefy i nie bardzo lubimy o niej mówić... ale, możecie sobie wyobrazić Naharys'a, zakłopotanego tą całą sytuacją? Oczy błądziły mu bez przerwy, nie wiedząc, gdzie je podziać.
- Jestem Amber. - Różowowłosa wadera o imieniu Amber podała swą drobną łapę w jego stronę. Ten chwycił ją, jak na dżentelmena przystało, w delikatny uścisk. 
- Naharys. - przedstawił się biały wilk. 
- Miło mi Ciebie poznać, Naharys. - wadera uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Kim jesteś w watasze? 
Basior zerknąwszy na Amber, po tym, jak luźno zaproponowała zmianę tematu, na jego skromną osobę, dostrzegł w waderze dopiero teraz - drobne podobieństwo z kimś, kogo kiedyś znał i kochał. Turkusowe sarnie oczy przyglądały się mu z wyraźną ciekawością, różowe futerko - bujne i długie na szyi i ogonie - wydawało się być jedwabne i przyjemne w dotyku - biały wilk jednak nie zamierzał tego sprawdzać, nie chciał naruszać czyjejś strefy osobistej. A owa wadera przypominała mu... Pinę. 
 Ten sam wyraz oczu - łagodny i ciepły. Podobny styl chodu. Pewny i zmysłowy. Trudno podrobić jakąkolwiek cechę, jaką miała jego ukochana, ale Amber najwidoczniej miała wręcz wpojone niektóre z nich... Momentalnie w jego pamięci pojawiła się twarz Piny, jej uśmiech w dniu przed tym, jak widział ją po raz ostatni... to wspomnienie wzbudziło w nim pewną tęsknotę i smutek, który wolał nie uwidaczniać przed Amber. 
- Halo, prze pana, nie śpimy. Bob ma pomóc się obudzić? - zapytała i zachichotała. 
Naharys pokręcił lekko głową, głos Amber wyłonił go z otchłani własnych myśli, jak wędka tłustą rybę.
- Huh, co? - wypalił nagle Naharys. Żabka imieniem Bob wyglądała, jakby ją samą przydałoby się obudzić, bowiem leżała jedynie, rozpłaszczona na głowie Amber. Jedynie, jaką czynność wykonywała, od czasu do czasu, wywalała swój lepki jęzor, gdy w pobliżu pojawiał się jakiś owad.  
- Hah! Tak, pytałam, czym się pan zajmuje, panie Naharys? - powtórzyła z jeszcze bardziej rozszerzonym uśmiechem. 
- Jaki pan?! - zawołał basior, spektakularnie udając wściekłość, a żeby to udowodnić, wykrzywił usta w ciepły uśmiech. - Mów mi po prostu Naharys. Jestem Kapitanem watahy. Szkolę wojowników, a w razie czego, dowódcą wojsk, do usług. 
Usłyszawszy owe słowa, wadera ożywiła się nagłym entuzjazmem i radością, bowiem spojrzała na niego z blaskiem. 
- W takim razie mam prośbę - wypaliła Amber. - Czy mógłbyś mnie i Boba nauczyć samoobrony? Takich podstawowych chwytów i innych. - Amber, kiedy mówiła, z jej ust wręcz wylewało się podniecenie. Jednakże, zanim Naharys zdecyduje się ją uczyć, będzie musiał poddać ocenie jej... budowę anatomiczną. Rzetelnie i skrupulatnie przyglądał się jej umięśnieniu - prawdę powiedziawszy, nie imponowała swą budową, ale basior wierzył, że uda mu się wzbudzić w waderze tyle sił, na ile będzie ją stać. Rzucił okiem na klatkę piersiową wadery, szyję i mięśnie ud. 
- Czemu nie? Pasowałoby nieco popracować nad twoimi... ummmm... mięśniami i nad ich siłą. A potem zobaczymy.
- Super! - z tymi słowy, wadera złapała swojego towarzysza w łapy, uniosła go na wysokości oczu i wręcz wrzasnęła mu w pysk - Słyszysz Bob! Będziemy wojownikami. Pewnie nie tak dobrymi, jak on, ale w mniejszej mierze wojownikami!
- Powiedz tylko, kiedy co i jak ! - spytała nagle Amber. 
- Najpierw sprawdzę, na co cię stać, abym wiedział, z kim mam do czynienia, to po pierwsze. Po drugie, nie szkolę towarzyszy - zmierzył wzrokiem gapiącego się leniwie płaza, który sprawiał wrażenie, że nie docierają do niego żadne słowa. - Po trzecie, wymagam chęci i zaangażowania do treningu, a reszta pójdzie, jak z płatka. 
- Szkoda, że nie będziesz trenować Boba walki - przyznała ze smutkiem Amber. 
- Podejrzewam, że walka twojemu towarzyszowi jest zbędna - skomentował z uśmiechem basior - wydaje mi się, że nie chce mu się nawet mrugać oczami... poza tym, płazy nie mają powiek! Jak to jest, że on mruga? 
- Cóż, mój Bob jest nadzwyczajny i za to go kocham! - Amber entuzjastycznie uniosła lekko głowę, efektem czego, leniwa żabka podskoczyła nieco, zaliczając przy tym delikatny upadek na swój puchaty brzuszek. Bob mrugnął leniwie. 
- Czy chciałabyś rozpocząć trening teraz? - zapytał biały wilk - Czy może chciałabyś się wpierw rozejrzeć, poobserwować? 
Odpowiedź była jednak z góry przewidziana, bowiem Amber była tak nabuzowana ekscytacją, że bez namysłu i wahania odpowiedziała; 
- Chciałabym rozpocząć teraz! 
- Dobrze, w takim razie pokażesz mi, co potrafisz. 
- W sensie? 
- Jak szybko umiesz biegać? 
- A co to ma do samoobrony? - zapytała lekko zdziwiona Amber. 
- Bardzo dużo - odparł tonem przekonującym, unoszący przy tym pysk, przez co wyglądał bardziej dumnie i przekonująco - ucieczka to też w pewnym sensie samoobrona. Nie jest to wstyd uciekać przed czymś, albo kimś, z kim nie możesz sobie poradzić. Samoobrona to nie tylko walka, ale też rozsądek. Jeśli rzucisz się z motyką na słońce, równie dobrze możesz kopać swój grób, gdy nie potrafisz ocenić, czy przeżyjesz starcie, czy też nie. Rozumiesz? 
Amber pokiwała krótko głową, a basior podejrzewał, że owe słowa nie uszczęśliwią waderę - cóż, taki jest rzeczywisty fakt i z pewnością nie zamierzał go przed nikim ukrywać.
Kiedyś znał pewnego wojownika ze swojej watahy, który miał ciekawy styl walki, polegający na gryzieniu i odskakiwaniu, przy niewielkim wykorzystywaniu mocy. Z kocią wręcz gracją potrafił unikać czyichś ciosów, ale zgubiła go pewna wada - zbyt przecenił swoje umiejętności - która doprowadziła do tego, że niedźwiedzia łapa rozpruła mu brzuch. Osobiście nie widział jego śmierci, lecz z opowieści starszych wyobraził go sobie leżącego na dnie leśnego wykrotu, z rozlewającymi się z ziejącej rany wnętrznościami. A to wszystko przez to, że nieszczęśnik nie potrafił ocenić swoich szans na zwycięstwo... czy też na porażkę. 
Wadera pokiwała po chwili głową, uśmiech nie znikał jej ze smukłego pyszczka, a w oczach nadal tryskała energia, która wydawała się rozpierać ją od środka. Widać, że ta mała nie mogła doczekać się akcji. 

 Wadera pokazała mu, jak biega - śmigała, jak wypuszczona gołębica. Jej łapy wydawały się lekko stykać z ziemią podczas pędu, w trakcie, gdy Naharys siedział jej na ogonie. Odskakiwała przed przeszkodami, chyliła głowę nad zawalonymi pniami, wpadała w poślizgi, gdy samo to nie wystarczało. Chwytała się każdej możliwej metody, byleby umknąć białemu basiorowi. 
Trenowali do samego wieczora - Naharys już przechodził powoli transformację koloru swej sierści, lecz Amber na razie tego nie zauważała, gdyż skupiona była na ćwiczeniach. 
 Teraz starała się wychodzić na przeciwko mknącemu nurtowi rzeki, aby usprawnić jej mięśnie łap i piersi. Zdawał sobie sprawę, że poruszanie się, niezgodnie z prądem rzeki jest trudne i męczące, lecz Amber, zanurzona w wodzie po szyję, dawała sobie radę, pomimo wymalowanego zmęczenia na twarzy. 
- Jak mi poszło? - zapytała, dysząc głośno. 
- Sześć minut, nieźle - pochwalił ją Naharys. - zobaczysz, jeszcze popracuję nad twoją budową. A potem przejdziemy do ćwiczeń i podstawowych chwytów, które niechybnie mogą w przyszłości uratować Ci życie. 
- Dlaczego nie przejdziemy od razu do rzeczy? - zapytała Amber, zerkając ciekawsko w stronę basiora, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej granatowy. 
- Niektóre chwyty będą wymagać od ciebie wykorzystania całej twojej siły ciała, rozumiesz? 
- Tak. Naharys, dlaczego robisz się granatowy? 
Naharys instynktownie zerknął na swoje łapy, ogon i grzbiet, po czym uśmiechnął się ciepło. 
- Nie przejmuj się mną. To u mnie normalne. To jak? Widzimy się jutro na kolejnym treningu, czy wolisz zrobić sobie przerwę? Ostrzegam, jutro mogą dosięgnąć cię zakwasy. 

<Amber?>

PODSUMOWANIE: 
Ilość napisanych słów: 1390 
Ilość PD: 695 + 10% ( 69 PD) za długość powyżej 1000 słów 
Obecny stan: 5735 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz