Poranne, ciepłe promienie słońca wpadły do jaskini czekoladowo brązowego wilka, sygnalizując o początku nowego, ciepłego dnia późnego lata. Młody basior leżał u samego wejścia, przez co ostre światło spoczywało od pewnego czasu na jego pysku, nie pozwalając dłużej spać. Capitán kręcił się nerwowo, próbując uciąć sobie jeszcze choć godzinę drzemki. Z rezygnacją westchnął, otwierając oczy. Mrużąc powieki usiadł, nerwowo strzepując ogonem. Rozwarł szczęki w potężnym ziewnięciu, po czym zdał sobie sprawę, jak bardzo jest spragniony.
Śpiew przeróżnego leśnego ptactwa w koronach drzew, towarzyszył smętnej wędrówce Capitána w stronę jednego z jezior. Nim samiec dotarł do kojącej wody, zdążył się porządnie rozbudzić. Łapczywie wychlipał kilka łyków chłodnej wody, po czym skierował się ponownie do lasu, czując jak głód w żołądku zaczyna się nasilać. Ujrzał dorodnego zająca, skubiącego nic nieświadomie jakąś roślinkę. Capitán już miał przysiąść do łowieckiej pozycji, gdy nagle w jego nozdrza wdarł się nowy, nieznany zapach obcego wilka. Czujnie okręcił się, słysząc jak zaalarmowane tym ruchem śniadanie ucieka mu w popłochu. Capitán burknął, ruszając w stronę sylwetki wilka, który ukajał pragnienie, podobnie jak on sam chwilę wcześniej. Brązowy samiec postanowił podejść bliżej. Zatrzymał się, zdając sobie sprawę, że nieznajomy nie ma bladego pojęcia o obecności drugiego samca. Capitán badawczo przyglądał się białemu futru gościa, gdy ten nagle podskoczył na kilka metrów w górę, by kolejno kulić się przed nim.
- Hm - mruknął praktycznie niedosłyszalnie Capitán.
- Matko, aleś mnie wystraszył - odparł, podnosząc się powoli. - Ja tu tylko przejazdem. Zniknę zanim zdążysz mrugnąć.
Capitán omiótł nieznajomego raz jeszcze wzrokiem. Usiadł spokojnie, dając znak kiwnięciem głowy.
- Możesz pić, nie obawiaj się. - odpowiedział spokojnie brązowy samiec. Biały basior spojrzał na niego niepewnie, cofnął się i wypił pospiesznie jeszcze kilka łyków wody.
- Dokąd zmierzasz? - przerwał ciszę Capitán.
- W zasadzie, to przed siebie. - nieznajomy przesunął językiem po pysku, by pozbyć się ostatnich kropli wody z futra.
- Jak mogę do Ciebie mówić? - to pytanie chyba lekko zaskoczyło śnieżnobiałego basiora, lecz wyraz jego pyska szybko wrócił do normy. Zdawał zacząć się relaksować.
- Diegore. - odpowiedział krótko.
- Miło Cię poznać, Diegore. Ja jestem Capitán, a miejsce w którym się znajdujemy należy do watahy zarządzanej przez moją przyjaciółkę. Myślę, że Renesmee będzie chciała Cię poznać, nim nas opuścisz. - odparł samiec, i nie dając nowo przybyłemu możliwości wyboru innej ścieżki, wstał. - Chodź.
Mimo, że Diegore zdawał się być nieco zmieszany i niepewny, mimowolnie wstał i ruszył obok basiora. Na jego pysku wciąż malowało się zakłopotanie sytuacją, która tak szybko się potoczyła. Capitán nie widział w nim żadnej nuty wrogości, jednak pozostawał czujny. Im bliżej zapachu Renesmee byli, tym bardziej był gotowy niczym sprężyna wyskoczyć na samca, gdyby tylko nastała taka potrzeba.
Diegore? :3
Ilość napisanych słów: 429
Ilość zdobytych PD: 214
Obecny stan: 1201
Brak komentarzy
Prześlij komentarz