Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

wtorek, 28 grudnia 2021

Od Atrehu c.d Shori ~ Nowy dom

Historia tej małej wadery była przerażająca. Nigdy, nawet w snach nie przypuszczałem, że spotkam kogoś takiego, kto już w tym wieku doświadczył odrzucenia przez najbliższych. ~ Na Bogów, przecież to jeszcze szczeniak! - pomyślałem, przymykając na chwilę oczy. Słuchając tego, przez co przeszła, zaciskałem mocno zęby, byleby nie wybuchnąć. ~ Co za potwory jej to zrobiły!? Jak można porzucić własne dziecko!? - Miałem ochotę znaleźć jej rodziców, tylko po to, aby... Odszukać i własnoręcznie zabić, lecz co by mi to dało? Prosta odpowiedź — Nic. Z drugiej strony, tylko pogorszyłbym sprawę. Tego byłem pewien. I tak już sporo przeszła. Nie ma potrzeby dodawać oliwy do ognia. I tak nic bym nie wskórał. Mleko się wylało, krzywda się już stała. Mogłem jedynie być obok, oferując swoją miłość i wierność. Nie zastąpię jej rodziców, ale z całą pewnością mogę pomóc wypełnić pustkę w jej sercu. Jeśli moje rozumowanie jest słuszne, nie mogłem pozwolić, by gniew przyćmił mój umysł. Zmusiłem się więc i łapiąc głębszy wdech, uspokoiłem swoje skołatane serce. Spojrzałem ze smutkiem na to niewinne maleństwo, które leżąc zwinięte w kłębek, cicho skomlało. Jej białe skrzydełka z kremowymi końcówkami, szczelnie opatulało jej ciało. Wyglądała tak smutno. W tle usłyszałem "biedactwo". Pokiwałem bezwiednie głową, zgadzając się z tym. Słowo wypowiedziane za współczuciem przez Pine mocno wbiło się w mój umysł. Zerknąłem na nią ukradkiem. Nasze spojrzenia się spotkały. Jej wzrok był pusty, choć serce biło nienaturalnie szybko. Była równie zdenerwowana, jak ja. Wiedziała jednak, że to nie czas ani miejsce na takie emocje. Westchnąłem cicho, podchodząc do małej waderki. Pina natychmiast zrozumiała i również wykonała ten ruch. Położyliśmy się blisko niej, po czym delikatnie zaczęliśmy gładzić jej plecy. Szeptaliśmy ciche słówka, mając nadzieję, że choć odrobinę poprawimy jej samopoczucie. W głowie mi wirowało od natłoku myśli. Jak można zrobić coś takiego? Widok tej skrzydlatej samiczki, skulonej i płaczącej, rozdzierał moją duszę na kawałki, pozostawiając potężne wyrwy. Czule pogłaskałem ją po uszkach. Instynktownie wtuliła się we mnie, szukając schronienia. Pozwoliliśmy jej się wypłakać, a gdy starczyło jej łez, uspokoiła się na tyle, by jej ciałem nie wstrząsały spazmy. Gdy podniosła się lekko, odsunęliśmy się, by dać jej swobodę. Przeszła kawałek, jakby wiedziona impulsem, po czym spojrzawszy na nas, przysiadła na ziemi.
- Nazwano mnie Shori. - uśmiechnąłem się delikatnie, skupiając się na jej oczkach. Były naprawdę piękne. Szaro-białe, niespotykane. Mało jest wilków o takich ślepiach, co czyniło Shori jeszcze bardziej wyjątkową. Mimo płaczu i zaczerwień, dostrzegłem w tych oczach błysk. Świeciły się niczym gwiazdki na niebie nocą. Shori...Więc tak się zwie. To bardzo ładne imię. Idealnie pasujące do niej. Byłem ciekaw, czy znaczy coś konkretnego. - Czy... Mogłabym dołączyć do Waszej watahy? - zdałem sobie nagle sprawę, że nie słuchałem, co mówiła. Z całą pewnością ominął mnie jakiś fragment, ale żeby nie dać po sobie tego poznać, uśmiechnąłem się wesoło. Merdając ogonem, spojrzałem na nią uważnie.
- Jestem pewny, że Renesmee przyjmie cię z otwartymi łapami. - puściłem do niej oczko, wywołując tym samym cichy chichot. Byłem pewny, że poprawiłem jej tym humor. Mnie samemu zrobiło się lżej na sercu. Co prawda wiedziałem, że wadera zostanie przyjęta, to było niezaprzeczalne, lecz na gwałt potrzebowaliśmy dla niej prawnych opiekunów. Zerknąłem na Pinę, która patrzyła na nią maślanymi oczyma. Wyglądała naprawdę słodko. Zaśmiałem się w duchu. Coś mi świtało w głowie. Plan idealny, musiałem go tylko zrealizować. Do tego jednak potrzebny mi był również Naharys, który... właśnie wszedł do jaskini z całkiem ładną zdobyczą. Przystanął u wejścia, dostrzegając Shori i przekręcając swój łepek w bok, spojrzał to na mnie, to na Pinę z pytaniem. Znów się wyszczerzyłem, krocząc w jego stronę. Z całą pewnością nie odmówi...

< Time speed ~ dzień później >
Tak, jak przepuszczałem, Naharys i Pina zgodzili się zaopiekować młodą samicą. Było to do przewidzenia. Ich instynkt macierzyński i ojcowski był naprawdę silny. Mogłem sobie wyobrazić, co to będzie za jakiś czas, gdy z całą pewnością rodzinka się powiększy. Co prawda wiedziałem, że w najbliższym czasie pojawią się szczeniaki, ale byłem dobrej myśli. Teraz gdy rodzina zastępcza była załatwiona, a rozmowa z Renesmee przebiegła oczywiście tak, jak przypuszczałem, mogłem się skupić na swoim nowym zadaniu. A mianowicie na szkoleniu Shori. Tak, zostałem oficjalnie jej mentorem. Ku uciesze samej Alfy, jak i Naharysa oraz Piny. Z jakiegoś powodu nie wyobrażali sobie nikogo innego na to miejsce. Cieszyło mnie to niezmiernie. Ufali mi i powierzając tą małą w moje łapki, byli pewni, że zapewnie jej bezpieczeństwo. Ja sam, mimo że się nie wahałem, miałem lekkie obawy. Nie miałem dotąd kontaktu z dziećmi. No, może kilka razy i wszystkie lgnęły do mnie jak ćmy do światła. Byłem pewien, że poradzę sobie z tym zadaniem. Przede wszystkim dlatego, że nie traktuje to jako misji. Ja zwyczajnie chcę to robić. Pragnę być u jej boku, wskazując jej możliwie najlepszą drogę. Wiadomo, że nie przeżyje za nią tego wszystkiego, lecz mogę sprawić, że nabierze pewności siebie i w przyszłości poradzi sobie ze wszystkim. Tak. Uśmiechając się wesoło, spojrzałem na nią kątem oka. Kroczyła obok mnie, rozglądając się z zaciekawieniem. Dziś przypada jej pierwsza lekcja. Jako że jestem czujką dzienną, moim obowiązkiem jest patrolowanie w ciągu dnia terenów watahy. Oczywiście, nie bez przerwy, ale co jakiś czas, sporadycznie musiałem obejść możliwie wszystkie granice. Było to teraz o wiele łatwiejsze, gdyż nie byłem sam na tym stanowisku. Eien patrolował okolice te groźniejsze miejsca. Czasami martwiłem się, że coś się stanie...
- Atrehu? - pytanie Shori wytrąciło mnie nieco z rytmu. Spojrzałem na nią ze zdziwieniem, zdając sobie sprawę, że zatrzymała się nagle. Wzrok miała wbity w ziemię, uszy skulone po sobie. Zaalarmowany jej stanem natychmiast się zbliżyłem. - Nie zostawicie mnie, prawda? - spojrzenie jej wystraszonych oczy, ugodziło mnie głęboko w serce. Stałem z otwartym pyskiem, patrząc na nią. Próbowałem coś powiedzieć, lecz nie mogłem. ~ Atrehu, do cholery jasnej, ogarnij się! - warknąłem na siebie w myślach. Westchnąłem ciężko, zamykając oczy. Wiedziałem, że czeka na moją odpowiedź, a ja zamierzałem jej ją udzielić. Musiałem tylko zebrać myśli.
- Shori. - zacząłem delikatnie, a mój głos niósł się szeptem po okolicy. - Wiesz, co dokładnie oznacza Wataha? - położyłem się na ziemi blisko niej, uważnie patrząc w jej oczy. Mogłoby się wydawać, że próbuje wedrzeć się w jej duszę. Przez chwilę panowała zupełna cisza. Wadera w skupieniu myślała nad moim pytaniem. Przekręciła głowę na bok w dość zabawny sposób. Nie ponaglałem, dałem jej czas, by sama się nad tym zastanowiła.
- Wataha to grupa psowatych osobników pod przywództwem Alfy bądź najsilniejszego osobnika.
- Dokładnie. - uśmiechnąłem się czule, głaszcząc ją po głowie. - Teraz już wiesz, że jesteśmy watahą. Grupą wilków, która działa wspólnie dla dobra wszystkich. Nikt tu nie myśli tylko o sobie. Ważni jesteśmy my wszyscy, gdyż to my tworzymy watahę. Pamiętaj, że wataha to nie Alfa, beta, czy omega. Pojedyncze jednostki nie tworzą grupy. Wataha to przede wszystkim rodzina, a w rodzinie nikogo się nie odtrąca, ani nie porzuca. - Shori spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem łzy. - Ty Shori zostałaś przyjęta do watahy. Stałaś się jedną z nas. Czy wiesz już, co to oznacza? - zapytałem, uśmiechając się do niej. Pociągnęła nosem, chlipiąc cichutko.
- T..tak... wiem. - wtuliła się we mnie mocno. Przygarnąłem jej ciałko do siebie.
- Jesteś nasza Shori. Jesteśmy rodziną i nic innego się nie liczy. Od momentu Twojego znalezienia jesteś częścią tej społeczności. - dodałem, liżąc ją po główce, po czym już pewniej, wstałem na równe łapy. - Nigdy Cię nie oddamy! Chyba że sama postanowisz odejść. Nie mniej jednak kto raz zostanie przyjęty do rodziny, pozostanie jej członkiem na zawsze. - słońce przebiło się przez szare chmury, otulając nas swoim delikatnym światłem. Oboje spojrzeliśmy w górę z uśmiechem na pyszczku. Shori podniosła się dumnie, zatrzepotała skrzydłami, po czym na jej pyszczku dostrzegłem pewność siebie. Naszą cudowną chwilę przerwał jednak dźwięk łamanej gałęzi. Jak na komendę odwróciliśmy się w prawo, gdzie z gęstwiny krzaków wyłonił się potężny, leśny stwór o wielkich porożach. ~ Duch lasu? - pomyślałem ze zdziwieniem, zerkając na wystraszoną Shori.
- Spokojnie malutka, będzie dobrze...

Shori? Co powiesz na spotkanie z duchem lasu? Może nam pobłogosławi?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1294
Ilość zdobytych PD: 647 + 5 % (32 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 1097

Brak komentarzy

Prześlij komentarz