Ciemność i pustka... Czy tak wygląda śmierć? Nie mogłam tego stwierdzić, albowiem żyłam, a utwierdziło mnie w tym przekonaniu lekkie szturchnięcie oraz czyjeś głosy...
- Jesteś pewna, że nie potrzebujemy medyka? - Zapytał wyraźnie nieprzekonany do czegoś męski głos.
- Spokojnie. Zaraz powinna się obudzić. - Oznajmił miły głos o kobiecym brzmieniu. Po chwili znowu mnie szturchnięto, a przez moje myśli przeszło jedno ważne pytanie. ~ Gdzie ja jestem? ~ Otworzyłam oczy, po czym szybko się podniosłam. Zakręciło mi się trochę w głowie, ale to nic. Miałam na wpół rozłożone skrzydła, chcą zwiększyć nieco swoją wielkość, a moja sierść się zjeżyła. Zmarszczyłam lekko nos, tak jak to robiła Lilith, gdy Ezekiel nie zrobił tego, co mu rozkazała.
- Kim jesteście i co tu robię? - Spytałam, a w międzyczasie wyostrzył mi się wzrok na tyle, że byłam w stanie dostrzec, iż stałam pod ścianą jaskini, a od wyjścia oddzielały mnie wilki. Basior o lisim wyglądzie oraz zdecydowanie niższa od niego wadera. Oboje patrzeli na mnie przez dłuższą chwilę, jakby nie bardzo wiedzieli, co mają teraz zrobić. Czułam, jak moje serce waliło jak oszalałe. W pewnym momencie jednak wadera uśmiechnęła się miło i spokojnym głosem powiedziała:
- Jestem Pina, a to... - Przedstawiła się, po czym ogonem wskazała na basiora — To Atrehu. Nie musisz się nas bać. - powiedziała, po czym usiadła, odsuwając się nieco od wyjścia z jaskini, tak, że byłabym w stanie przebiec obok niej, gdybym była tylko nieco silniejsza, to mogłabym bez problemu uciec, na zewnątrz. Nie ukrywam, kusząca propozycja, jednak nie byłam w stanie stwierdzić, co mogłoby się stać, gdy jednak zdecydowali się mnie złapać. Przestałam marszczyć nos i przechyliłam lekko głowę.
- Nie muszę? - Spytałam, na co i basior usiadł. Patrzył na mnie swoimi intrygującymi oczyma. Nie było w nich ani krzty grozy. Przytaknął lekko głową, w odpowiedzi na moje pytanie.
- Athreu Cię znalazł, śpiącą i wyziębioną w lesie. Przyniósł Cię, byś nie zamarzła. - powiedziała poważnie wadera. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie prosto w oczy. Byłam w stanie wyczytać z nich szczere współczucie. Widząc to, złożyłam skrzydła, przytulając je ciasno do siebie i również usiadłam.
- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho, przenosząc wzrok na podłogę. Słowo, chociaż krótkie i z pozoru proste, było szczere. Przez myśl przeszły mi czarne scenariusze, na których zobrazowanie tylko przeszły mnie ciarki. Nie umknęło to czujnemu oku rudego basiora. Atrehu odezwał się pierwszy raz od dłuższego czasu:
- Dlaczego nie jesteś ze swoją rodziną? Zgubiłaś się? - zapytał. A w jego oczach przez dosłownie ułamek sekundy widziałam zawahanie. ~ Czyżby nie wiedział, jak powinien sformować pytanie? Możliwe. ~ pomyślałam. Milczałam, nie wiedząc, czy chcę odpowiedzieć na to pytanie.
- Zo... - urwałam. Nie byłam w stanie powiedzieć tego na głos. Oczy mi się zaszkliły. Szybko starłam łzy, ale jednocześnie ukryłam pysk pod łapami. - Zostawili mnie. - wyszeptałam, łamiącym się głosem. Nie chciałam płakać, a już szczególnie przy nieznajomych, ale to było silniejsze ode mnie. Niemo szlochałam. Widać było tylko jak moi ciałem, od czasu do czasu wstrząsało, gdy nabierałam gwałtownie powietrza. Pomiędzy łzami wyczułam zmieszanie wilków. Najpewniej nie chcieli wywołać u mnie takiej relacji. Gdzieś w powietrzu padło słowo "biedactwo", a po chwili oba wilki ostrożnie gładziły mnie po plecach, starając się jakoś mnie uspokoić.
Minęło sporo czasu. Skończyły mi się łzy i nie miałam już siły na płacz. Wilki wytrwale siedziały u mego boku, co jakiś czas gładząc mnie, delikatnie i powtarzając "ciii" lub "spokojnie, wszystko się ułoży". W ich głosach faktycznie było coś przekonującego, co dotarło do mnie, dopiero gdy się uspokoiłam. Ostrożnie usiadłam, a wilki lekko się odsunęły. Spojrzały na mnie współczująco, ale milczały w oczekiwaniu na to, co zamierzam zrobić. Spojrzałam na nich. Wahałam się przez chwilę, wstałam i przeszłam kawałek dalej, gdzie usiadłam, po czym odwróciwszy pysk w stronę wilków, powiedziałam:
- Nazwano mnie Shori, choć nie wygrałam walki o miłość rodziców... - zaczęłam, a wyczuwszy roznoszący się po jaskini i okolicy lekki zapach innych wilków, dodałam. - Czy... Mogłabym dołączyć do Waszej watahy?
Minęła noc i nastał poranek od chwili, gdy zadałam pytanie o dołączenie do watahy. Byłam w drodze od Alfy o imieniu Renesme. Pina i jej partner, którego poznałam jeszcze wczorajszego wieczoru, zgodzili się wziąć mnie pod swoją opiekę, za co byłam im wdzięczna. Alfa była równie miło nastawiona co poznane przeze mnie wilki. Podano mi króliczą nogę do zjedzenia oraz wskazano miejsce, gdzie mogłam się napić. Alfa spytała mnie również o to, co chciałabym robić w przyszłości dla watahy. Stwierdziłam, że chcę kroczyć ścieżką militarną i zostałam kadetem, a Atrehu zgłosił się na mojego mentora. Zgodziłam się. Obecnie szłam u boku rudego basiora, który odprowadził ze mną moich nowych rodziców do naszej jaskini, po czym wraz ze mną udał się na oprowadzanie po terenach watahy, w ramach patrolu i pierwszej lekcji.
- Atrehu? - zapytałam niepewnie, znienacka, zatrzymując się na wydeptanej w śniegu ścieżce. Naszły mnie paskudne myśli i obrazy. - Nie zostawicie mnie, prawda? - Spojrzałam na lisiego basiora ze strachem w oczach...
<Atrehu?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 792
Ilość zdobytych PD: 396
Obecny stan: 396
Brak komentarzy
Prześlij komentarz