Itami stawiała ciężko kroki, czując, jak ból w podbrzuszu rozrywa jej wnętrzności, a na dodatek uczucie nieznośnego krwawienia, doprowadzało ją do szewskiej pasji. Postanowiła, że zajmie czymś myśli i zacznie opowiadać Atrehu i Itachiemu śmieszne i wymyślne krotochwile do czasu, aż nie dotarą do celu.- Itami? - Odezwał się Atrehu po chwili. Odwróciła się w jego stronę, a w jego oczach ujrzała znajome iskierki, całe jego zaś ciało drżało z trudno do wytłumaczenia wysiłku. Sama nie wiedziała, czy przez ciężar Itachiego, czy przez... jego męskie sprawy.
- Wiem, o czym myślisz. - Jego spojrzenie przybrały bardziej żywy kolor, zalśniły figlarnie.
~Ah, cały Atrehu, nigdy się nie zmieni - pomyślała i uśmiechnęła się znacząco - tym samym i basior skłonił się do tego.
- Czyżby? - zapytał, posyłając jej długie spojrzenie swych magicznych oczu, dla których chciało się ulec. Basior następnie uniósł jedną brew, jakby się nad czymś zastanawiał. Itami już dobrze wiedziała, nad czym, więc odparła ze śmiechem.
- Nie mam na myśli tego, co teraz chodzi ci po głowie. Chodziło mi raczej o twoje niezadane pytanie. - odparła z psotnym uśmieszkiem.
- Owszem, nie zadałem go, acz interesuje mnie, dlaczego sama go nie opatrzyłaś. - Itachi nastawił uszu, zerkając przez ramie na Itami. Oboje czekali na odpowiedź ze strony wadery.
- A co? Mojemu przyjacielowi jest za ciężko? - spytała słodko i niewinnie, ale zaraz dodała niespodziewanie ostro. - Itachi musi trafić do lecznicy, bo tam są wszystkie potrzebne rzeczy. Leki, narzędzia, wszystko. A poza tym, Lonya o wszystkim decyduje, bo jest starsza, bardziej doświadczona ode mnie.
- Hej, hej... Itami, spokojnie. - odparł Atrehu. - Chciałem tylko wiedzieć.
Teraz właśnie dotarło do wadery, jak ostro zareagowała na zadane pytanie. Odwróciła się znów do przyjaciela, podeszła bliżej i zadarła lekko głowę do góry, aby ich oczy się spotkały.
- Wybacz... nie powinnam tak mówić... to wszystko przez to skaranie boże... nie masz mi tego za złe?
- Nie, nie mam. Staram się nawet cię zrozumieć. Chodź, zanieśmy go do medyka. Ufff... ale on ciężki.
- Ja tu jestem! - odparł Itachi. - Wcale nie jestem tak ciężki.
Itami, na ten nagły odzew znajomego basiora, parsknęła śmiechem, po czym ruszyli dalej. Atrehu, zgodnie z jej prośbą, posadził Itachiego na stół operacyjny. Po jego minie widziała, że to wszystko się mu nie podobało, ani trochę.
- Zbadamy cię tylko. - powiedziała Itami, przejeżdżając palcem po jego policzku. Itachi zerknął na nią lekko zaskoczony tym gestem. Starała się, aby przez to się poczuł, że jest pod dobrą opieką.
Lonya, zgodnie z jej doświadczeniem, nakazała Itami zbadać basiora palpacyjnie, czy przez upadek nie złamał sobie czegoś.
- Możesz poruszać łapą? - zapytała Itami. Itachi zerknął chwilę na nią, a potem powiódł wzrokiem po swej tylnej łapie. Mięśnie uda pracowały prawidłowo, ale z wyraźnie malującym się grymasem bólu, starał unieść kończynę. Niestety nie dał rady, co też wyraźnie zmartwiło młodą medyczkę. Podeszła bliżej, opuszkami palców zaczęła badać miejsce stłuczenia. Dotykała ważne miejsca, pytała się, czy odczuwa jakiś ból. A gdy próbowała pomóc mu unieść kończynę, zareagował krzykiem.
- Już, już cicho! - próbowała uspokoić Itachiego. - Jesteś na prawdę twardym pacjentem, dasz radę.
- O ja pier**lę, jak to boli! - wysyczał przez zaciśnięte zęby Itachi.
- Przeprowadzę jeszcze kilka badań.
Z tymi słowy, próbowała dotknąć okolic pachwiny basiora. Tym samym, poprosiła Atrehu, aby lekko i w miarę, najdelikatniej jak potrafił, uniósł Itachiemu kończynę, zaś jej łapa zanurkowała wśród gęstwin futra. Itachi niemal zawył z bólu.
- Itachi, nie mam dla ciebie dobrych wieści. - zaczęła Itami, gdy skończyła badać połamanego basiora. - Podejrzewam, że masz złamaną szyjkę kości udowej. A to oznacza, że przez dłuższy czas nie ruszysz się z miejsca.
- No świetnie. - burknął basior i załamany, opuścił głowę na stół. - Ile to może potrwać?
- To zależy...
- Od czego? - basior starał się, żeby nie krzyknąć. W jego tonie wyraźnie jednak podkreślił napięcie i irytację, połączoną z załamaniem.
- Od rodzaju złamania, metod leczenia i czy nie została uszkodzona część talerza biodrowego. Wiem, że to będzie trudne dla ciebie, ale postaraj się nam zaufać. Ja i Lonya zaopiekujemy się tobą. Zgoda?
Itachi westchnął ciężko i pokiwał głową, na co, aby podnieść lekko basiora na duchu, uśmiechnęła się ciepło, po czym zwróciła się do Atrehu.
- Mogę cię prosić?
Basior bez słowa kiwnął głową, ale iskry w jego oczach nie przestały szaleć. Zaprowadziła go do osobnej odnogi jaskini, służącej jako schowek na zioła. Usiedli na przeciw siebie, Itami musiała znów poderwać głowę, aby utrzymać kontakt wzrokowy z o wiele wysokim od niej basiorem. W jego oczach czaiło się zapytanie, o co chodzi.
- Dziękuję ci za pomoc, Atrehu. - zaczęła i nagle ukłuło ją dziwne poczucie winy, za to, co zrobiła w lesie. - I jednocześnie chciałam przeprosić...
- Za co? - zapytał zdziwiony Atrehu.
- Za to. - dotknęła czule miejsca na policzku, gdzie uderzyła go bezceremonialnie. Basior obdarzył ją równie czułym spojrzeniem.
- Zasłużyłem. - odpowiedział. - Nie powinienem naruszać twej strefy intymności.
- Zrozum mnie... ten ból dobija mnie totalnie, ale, co nie oznacza, że czuję się winna. - Nie przestawała głaskać miejsca po uderzeniu, jednocześnie przyglądając się mu czule i ciepło. - I jeszcze raz ci dziękuję. Jesteś dobrym przyjacielem.
- A ty... - rzekł basior, zbliżając swój pysk, aż poczuła jego ciepły, przyjemny oddech. - Jesteś dobrą przyjaciółką i wspaniałą waderą. Wiedz, że zrobię wszystko, aby ci pomóc. - Jego usta niebezpiecznie zbliżały się do jej ust.
- Dzięki, doceniam... - W następnym momencie poczuła, jak fala gorąca ogarnia jej ciało, które po chwili zadrżało, gdy tylko pomyślała o tym, co się zaraz wydarzy. Atrehu przejechał kciukiem po jej dolnych wargach, rozwarł swe usta, wystawiając czubek języka. Zbliżał się powoli, a Itami nie protestowała... była zbyt opętana ciepłem i przyjemnym oddechem kochanka. Ich języki niemal zetknęły się ze sobą, gdy nagle zabrzmiał protestujący głos Lonyi.
- Te, gołąbki! Przykro mi, że przerywam, tę jakże uroczą i wywołującą oczny orgazm, scenę, ale nie zapominaj Itami, że pacjent ci umiera na stole!
- Tak, już idę. - odparła pośpiesznie Itami i odsunęła się od basiora, lekko zmieszana. Atrehu zaś szepnął coś wściekle pod nosem, a oczy zapłonęły z irytacji.
- Cieszy mnie to szalenie! - powiedziała Lonya i wróciła z powrotem do pracy.
- A mogło być tak pięknie. - burknął Atrehu.
- Uspokój się, Atrehu. Nie zatrzymuję cię już, bo pewnie też masz swoje obowiązki.
- Pieprzyć obowiązki... chciałbym zostać z tobą!
Z tymi słowy, Itami chciała jakoś rozładować jego napięcie, więc ułożyła swój policzek na jego klatce piersiowej, a ten swą silną łapą, objął ją czule. Tkwiła tak bez ruchu, przysłuchując się wyraźnemu biciu serca przyjaciela, jednocześnie ciesząc się jego ciepłem. Tego też właśnie teraz potrzebowała, aby ją ktoś objął, zauważył i zwrócił uwagę. Aby poczuć się bezpiecznie w czyichś ramionach, poczuć ciepło znajomej osoby. Czuła się na prawdę źle, gdy nagle Atrehu odsunął ją od siebie. Spoglądali na siebie i po chwili, basior rzekł ciepło, chwytając ją przyjaciółkę za ramiona.
- No, moja mała medyczko. Wracaj ratować innym życie, a ja wracam na patrol. Do zobaczenia.
Słabym, smutnym wzrokiem odprowadzała Atrehu, kroczącego wśród szalejącej śnieżycy, która nagle się rozpętała.
- Wszystko dobrze? -zwróciła się do Itachiego. - Potrzebujesz czegoś?
- Chciałbym coś przeciwbólowego i iść sobie.
- Jak ja uwielbiam, gdy pacjenci są, jak małe szczeniaki. - zachichotała pod nosem. - Pobędę tutaj z tobą, takie polecenie Lonyi. W sumie to nawet dobrze. Lepiej się poznamy i w ogóle.
<Itachi? Atrehu?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1159
Ilość zdobytych PD: 579 + 5% (28 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 607
Brak komentarzy
Prześlij komentarz