Blade słońce, szczelnie przyćmione przez gęste, wczesnowiosenne chmury, wznosiło się nad głowami dwóch wilczych wędrowców, znużonych od wędrówki podczas po nieprzespanej nocy. Naprzód prowadził masywny, brązowy wilk o wysportowanej sylwetce ciała i spokojnym, nie wykazującym zmęczenia wyrazie pyska. Niewiele za nim, delikatnym krokiem podążała młoda wadera o atletycznej budowie ciała i sierści barwą chłodnej, jak lodowa skała. Miała delikatnie spuszczoną głowę i choć oczy mimowolnie przymykały się młodej wilczycy, dostrzec można było w nich ostrą nutę determinacji. Oba wilki wiedziały dokąd zmierzają, a instynkt podpowiadał im, że jeszcze tego dnia dotrą tam, gdzie łapy za zmysłami prowadzą. Z nieba spadła kropla chłodnego deszczu, za nią następna i po kilku, dłużących się wędrowcom minutach, rozpadało się jakby w samym środku jesieni. Brązowy samiec przystanął, wpatrując się w zachmurzone niebo. Śnieżnobiała wadera zrównała się z nim, także przystając.
- Jak daleka czeka nas jeszcze droga? - odparła, drążąc lekko. Capitán, bo tak zwie się basior o brązowej barwie futra, spojrzał na swoją towarzyszkę z troską. Jest to jego najdroższa przyjaciółka, z którą łączą go więzy krwi. Zna ją od pierwszych chwil jej życia, oboje zawsze byli niemalże nierozłączni. Capitán uśmiechnął się lekko, nie kryjąc się z czułymi uczuciami jakimi darzył siostrę i odetchnął głęboko.
- Już blisko, Tristano. Rozejrzyj się dookoła... czy widzisz te lasy? Tamte góry oraz majaczące w oddali morze? To nasza nadzieja. Tutaj doprowadziły nas wszystkie nasze zmysły i tutaj liczę na odnalezienie domu. - odparł z typowym dla siebie spokojem. Oczy Tristany błysnęły gdy rozejrzała się po horyzoncie, zachęcająco rysującym się przed wilkami. Mokrzy od lodowatego deszczu, który na ich szczęście już ustawał, pewnym krokiem ruszyli przed siebie, idąc ramię w ramię.
Gdy dotarli na granice oznaczeń zapachowych, wymienili się znaczącymi spojrzeniami i delikatnym, ostrożnym krokiem wstąpili na terytorium tutejszej watahy. Wyczuwali niewielką ilość wilków, a jeden zapach, zdecydowanie dominujący, okazał się nie być tak odległy jak by mogły oba wilki przypuszczać. Capitán ruszył czujnie za zapachem, dając Tristanie lekkim skinieniem ogona znak, aby podążyła za nim. Bezszelestnie, nieco szybszym krokiem przemierzali poszycie lasu, a gdy znaleźli się dość blisko właściciela woni, przystanęli. Brązowy basior miał zaraz stanąć pysk w pysk z alfą tutejszej watahy. Wiedział, że już nie mogą się cofnąć, a szelest dobiegający z przeciwka potwierdził myśli samca. Tristana, choć postawą nie zdradzająca ani grama lęku, bardziej ciekawości, mimowolnie cofnęła się kilka kroków za starszego brata. Capitán czujnie postawił uszy naprzód i począł się rozglądać. W coraz bliższej odległości majaczyła sylwetka wilka, zmierzająca w ich kierunku. Capitán obniżył lekko głowę, dając do zrozumienia obserwującemu przybyszów wilkowi, że nie ma złych zamiarów i wyraża uległość, choć z postury wyczytać mocno było, że gotów jest także w razie potrzeby do obrony (kto wie, czy swojej czy siostry?). Im tajemnicza postać balansowała rytmicznym krokiem coraz to bliżej, Capitánowi udało się dostrzec coraz więcej szczegółów. Nade wszystko, dostrzegł, że jest to samica o skrzydłach, jarzących się jakby ogniem, co kompletnie odznaczało się od lekko zamglonego, szarego od deszczu lasu. Mimo delikatnej postury, Capitán mógł łatwo odgadnąć, że nie jest to bezsilna wadera, tym bardziej tutaj, gdzie wszystkie otaczające wilki tereny należą właśnie do niej. Szara Alfa zatrzymała się na odległość około trzech metrów od przybyszy, stanowczym lecz beznamiętnym wyrazem pyska dając znać, że oczekuje wytłumaczenia.
- Wadera...? - odparła pół szeptem Tristana, która niemalże natychmiast ugryzła się w język, gdyż brat machnięciem ogona ją uciszył. Capitán skinął głową do srebrnej wilczycy i postanowił zabrać głos jako pierwszy.
- Witaj, droga Alfo. Przepraszamy, że zakłócamy Twój spokojny, mam nadzieję, dzień. - zaczął. Przez moment wadera wydała się być wręcz delikatnie zmieszana, lecz szybko przybrała ponownie kamienną postawę, słuchając dalej. - Nazywam się Capitán, a to moja młodsza siostra, Tristana.
Czułym spojrzeniem wskazał na młodą, śnieżną waderę, która nieco śmielej wychyliła się zza brata, nie kryjąc się z ciekawskim wzrokiem, którym obdarzyła starszą samicę.
- Jesteśmy wędrowcami, znużonymi podróżą i zniesmaczeni życiem poza watahą. Poszukujemy domu. Sfory, która zechciałaby dać nam schronienie w zamian za dodatkową, wierną siłę w wojownikach.. - przerwał na chwilę, spoglądając na siostrę. - oraz opieki do najmłodszych, poszkodowanych jak i starszych.
Szarawa wadera, do tej pory cierpliwie przysłuchująca się wytłumaczeniu brązowego samca, spokojne przeniosła wzrok od jednego przybysza, do drugiego. Wtem zabrała głos, dźwięczny tonem i opanowany, co Capitánowi natychmiast dało się we znaki i każde spięcie w mięśniach, jakie wcześniej odczuwał, ustąpiło.
- Witajcie, moje imię to Renesmee. Jestem pewna, że w naszych szeregach odnajdzie się miejsce dla Waszej dwójki i będę szczęśliwa, przyjmując Was do stada. - odetchnęła głęboko.
- Dziękuję. - samiec skłonił lekko głowę na znak wdzięczności. Oba wilki rozmawiały jeszcze chwilę, Renesmee przekazywała najważniejsze informacje samcowi. Przejęci rozmową, nawet nie dostrzegli momentu, w którym Tristana oddaliła się, na własną rękę postanawiając zwiedzić najbliższe okolice i za moment ponownie pojawić się na miejscu. Capitán i Renesmee zaś powolnym krokiem udali się po ścieżce na wprost, nie przerywając ani na moment rozmowy.
- Czyli jaskinie, które zamieszkują wilki mieszczą się w lesie do którego zmierzamy, tak? - zapytał Capitán, nie ukrywając zadowolenia z faktu dołączenia do Watahy.
- Tak, las ten nazywa się Forêt de Vie i jest jednym z naszych najważniejszych miejsc. - uśmiechnęła się Renesmee.
- Rozumiem. - odparł, delikatnie zwalniając tempo i pozwalając by wadera prowadziła.
- A powiedz mi proszę jedną rzecz... - zaczęła Renesmee, lecz wtem zatrzymała się i z lekkim niepokojem rozejrzała. Capitán nie musiał pytać, w ułamku sekundy zdał sobie sprawę z nieobecności siostry. Westchnął.
- Tristana może i bywa... dzieckiem. Ale nie jest nieodpowiedzialna. Znając jej szczęście, za chwilę wyjdzie naprzeciw nas. - zaśmiał się Capitan. Srebrna wadera o ognistych barwą skrzydłach wydała się nieco bardziej rozluźniona po tych słowach.
- Tereny watahy są spore, jesteś pewien, że się nie zgubi?
- Nie powinna odejść zbyt daleko. Nawet jeśli nie będzie wiedziała skąd przyszła, węch dalej ma sprawny... w przeciwieństwie do mapy w głowie. - zażartował, kręcąc głową. Wilki zaczęły ponownie zmierzać naprzód, tym razem nieco wolniej. - Chciałaś o coś zapytać wcześniej, o pani?
- Tak. Widać, że jesteście zżytym rodzeństwem. Wolałbyś abyście dzielili jaskinię? - na to pytanie Capitán uciekł lekko wzrokiem na bok.
- Całe życie byliśmy nierozłączni, ale teraz, gdy mamy dom, myślę, że pora aby młodzież się usamodzielniła. Za dużo już czasu razem spędziliśmy, za dużo razem robiliśmy.. - przerwał, uśmiechając się lekko zmieszany. - Poradzi sobie. Ma silne serce i ducha.
< Renesmee? Coś dużo mi tych słów wyszło :> >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1016
Ilość zdobytych PD: 508 + 5% (25 PD) za ponad 1000 słów
Obecny stan: 533