Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 2 kwietnia 2022

Od Lonyi c.d Atrehu | Naharys | Pina | Tsumi ~ W głowie się nie mieści

Tsumi jest w ciąży?! Słowa brata wwierciły się w mój umysł, przez chwilę nie dopuszczając żadnego innego dźwięku, jakby świat wokół mnie zamarł. Łapy nie pozwoliły postąpić kolejnego kroku, a jedyne na co pozwalało mi ciało to bezradne obserwowanie jak Naharys wygraża się leżącemu pod nim Atrehu.
Ostatnie chłodne spojrzenie brata w moją stronę wyrwało mnie z paraliżu. Dlaczego tak się czułam? Dlaczego te słowa tak zabolały? Nie, przecież to nie może być prawda. Atrehu... on nie jest taki, nie może być. Nie zrobiłby jej tego.
- Atrehu? -W głowie miałam pustkę, a jednocześnie miliony myśli, chaotycznie wirujących w umyśle. W tamtej chwili, byłam w stanie jedynie wymówić jego imię.
Basior odpowiedział na zawołanie, kierując na mnie swój wzrok. Nie byłam w stanie jednak spojrzeć w jego oczy. Nie odzywał się, tylko cierpliwie czekał, aż w końcu się wysłowię, ponieważ od dłuższej chwili w mojego pyska nie był w stanie wyłonić się nawet jeden dźwięk. Bezcelowo poruszałam żuchwą, licząc, że to coś da. Trudno było mi zapanować nad zagubionym umysłem i ciałem, którego mięśnie w żaden sposób nie chciały dać się zdyscyplinować. Najtrudniej jednak było zapanować nad sercem, którego od dłuższego czasu uderzało w rytm racic spłoszonego stada saren. Nie wiem ile czasu tak stałam, robiąc z siebie wariatkę, jednak Atrehu w końcu doczekał się reakcji z mojej strony-zbliżyłam się na sztywnych nogach, siadając blisko niego.. - To, co mówił Naharys...To prawda, że Tsumi jest w ciąży z Twoimi szczeniakami?
Teraz to on stał jak wryty. Czułam jego zakłopotanie, a raczej widziała, gdyż mięśnie żuchwy drgały, zaciskając się i na zmianę rozluźniając, jednak nie zajęło mu to tyle czasu co mi, aby opanować nerwy i posadzić zad na ziemi, gdzie jeszcze chwilę wcześniej, mój brat wyrzucał ze swego pyska jad. Nie wiem, czy zrobił to przypadkiem, czy może jednak celowo, ale przytknął swój bark do mojego, dbając o ich zetknięcie. Nie protestowałam, a może jednak powinnam?
- Tak - dodał po chwili.
Poczułam mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Nie to, które poprzedniej nocy wprowadzało mnie w euforyczny stan. - I uprzedzając Twoje niezadane pytanie. Dowiedziałem się o tym tuż po tym, gdy odprowadziłem Cię wczoraj do jaskini...
Nie zrobił, więc tego celowo. Serce pierwszy raz od dłuższej chwili spowolniło ten szalony galop w klatce piersiowej. Strach ustąpił teraz miejsca złości. Ogromnej wściekłości, którą pałałam do brata. Uważałam go za rozsądniejszego, a już na pewno nie za kogoś, kto rzuca się z kłami w stronę przyjaciela na podstawie źle wyciągniętych wniosków. Pozwolił, aby emocje wzięły górę. Tak nie powinien robić syn przywódców watahy szczycącej się osiągnięciami bojowymi.
Furia kotłowała się w mnie, zwłaszcza kiedy rudy wilk starał się bronić Exana. Nie miałam zamiaru kryć mojej niechęci wobec brata. Nie po tym, co zrobił. Zrobiło mi się szkoda mojego towarzysza. Poturbowany, zaszczuty przez bliskiego mu wilka, a mimo to nadal pozostał mu wierny, broniąc jego stanowiska.
Teraz również chciał coś powiedzieć, jednak oparł łeb o moją pierś, po czym momentalnie zamilkł. Ponownie ogarnęła nas cisza, którą wykorzystałam na czerpanie przyjemności z czułego dotyku drugiego wilka.
***
Wsłuchałam się w historię Atrehu, który zdecydował się podzielić ze mną swoją przeszłością, która jak można było się spodziewać po poznaniu sekretu jak jego matka próbowała przed nim zataić, nie była usłana różami. Może w fazie wstępu, gdzie jego ówczesna wybranka była dla niego całym światem.
Podstępnie skradła jego serce, wykorzystując uczucie jakim ją obdarzył do pozyskiwania zachcianek. Ciało Atrehu zdradzało jego emocje. Pewnie nawet nie był świadomy, jak w niektórych momentach jego głos wręcz niezauważalnie się załamywał, a pazury wżynały się w ziemię. Ponownie dało się zauważyć jak los skopał basiora. Żył w bańce, którą cała jego rodzina stworzyła wokół niego, tylko po to, by w kluczowym momencie ją rozbić i uświadomić mu, jak długo był robiony w ch*ja.
-... Tsumi... jest w ciąży i nie zamierzam jej zostawiać. Zaopiekuję się nią i szczeniakami. Wezmę odpowiedzialność, za swoje czyny. Nawet jeśli to nie miłość. Jestem pewny, że z czasem się w sobie zakochamy. Może...
-Rozumiem- przerwałam mu, wtulając się w jego łeb. Ostatnie słowa cholernie mnie zabolały. Czemu? Kur*a czemu?! Przecież... nie znamy się. To tylko jeden niezobowiązujący raz... a jednak. Mimo kojącego i ciepłego głosu Atrehu, nie miałam ochoty słyszeć ani jednego słowa.
Patrzyliśmy na siebie przez moment. Żadne z nas nie powiedziało już nic. Patrzył mi prosto w oczy, a ja gapiłam się w jego. Czułam, że samiec podjął już decyzję, w której nie widziałam dla siebie miejsca. Nie odbiorę szczeniakom ojca. Wpiłam się nieśmiało w usta samca, na co ten w jednej chwili nasilił dotyk swoich warg o moje, zamieniając niewinny pocałunek w gorący i jakże namiętny, godny zapamiętania.
Zerknęłam na niego, obdarowując go najcieplejszym spojrzeniem, jaki mogłam z siebie wykrzesać.
- Spotkamy się później. Musimy się powoli zbierać. Renesmee nie będzie czekać na nas w nieskończoność- zerwałam się stanowczo z przysiadu, ruszając w stronę groty.
- Lonya? - jego głos ponownie przywołał moje spojrzenie.
Z trudem kolejny raz spojrzałam w jego stronę. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie już żadnego pozytywnego uczucia. Mogłabym przybrać maskę, którymi obdarowywałam mniej znaczące dla mnie wilki, dla zyskania korzyści, ale nie tym razem. Nasze losy splotły się, zostawiając widoczną szramę w moim umyśle... hmm.. a może i nawet sercu. Nie zasłużył, aby kolejny raz ktoś go oszukał.
- Obiecaj, że nie pójdziesz do niego.
- Spokojnej nocy, Atrehu - dodałam łagodnie, zostawiając go za plecami.
Nie odpowiedziałam już na kolejne wołanie. Z każdym kolejnym, szczęki zaciskały się coraz mocniej, nie pozwalając na ujście emocjom, które szaleńczo kotłowały się w moim ciele. Złość, a właściwie szał, dezorientacja, żal, który z każdym krokiem, sekundą zamieniał się w rozpacz.
Powrót miał nastąpić kolejnego dnia zaraz po świcie. Nie mogłam, a w zasadzie nie chciałam zgodzić się na marsz w takim towarzystwie. Na pewno nie teraz, kiedy wszystkie emocje, których w sobie nie znosiłam brały górę.
Drżące łapy kierowały w stronę jaskini, która została mi przydzielona podczas pierwszego dnia. Wieczór był młody, toteż wiele wilków radośnie krzątało się po okolicy, obdarzając mnie wymownym spojrzeniem. Nikt się nie odezwał słowem, ale spojrzenia jasno dawały znać, że wieść o zwadzie rodzeństwa się rozeszła.
Spojrzenia wszystkich skierowane były w moją stronę. Czułam się, jakbym była winna całemu złu, jakie opanowało świat. Kolejny raz stałam się wyrzutkiem, tą która znowu jest wytykana. To pierd***ne uczucie, które towarzyszyło mi w dzieciństwie. Czy ja ku*wa mogę w końcu przestać być stygmatyzowana?! Cholerna wataha, cholerna kłótnia, do diabła z wami wszystkimi! Nie musiałam szukać potwierdzenia w swoim odbiciu- wiedziałam, że moje przeważnie złote tęczówki, skąpały się teraz w karmazynie. Działo się tak zawsze, gdy furia ogarniała moją osobę.
Ciało kipiało ze złości, nie godnej nikogo mojego statusu, czy też profesji. Kipiało kiedy przechodziłam koło gwarzących wilków, jednak te zamilkły, gdy tylko napotkały moją sylwetkę. Kipiało, gdy wkraczałam na ścieżkę, prowadzącą ku grotom, gdzie wilki idące w przeciwnym kierunku schodziły mi z drogi. Kipiało nawet wtedy, gdy przekroczyłam próg jamy, znikając w ciemności przed spojrzeniami gapiów. Stałam na środku, dysząc ciężko i wlepiając spojrzenie we własne pazury, które zaciskałam na skalnym podłożu. Moje mięśnie drżały, niczym u rozdygotanego szczenięcia. Różnica była taka, że w przypadku takiego szczeniaka, robił to z zimna lub ze strachu, mnie od środka rozsadzała wściekłość i rozpacz- obydwie w równym stopniu nieokiełznane, szukające jak najrychlej ujścia.
Emocje przejęły kontrolę nad czynami, siejąc zamęt w jaskini. Wcześniej starannie poukładane pakunki, fruwały niekontrolowanie po grocie, rozsypując swoją zawartość po podłodze, podobnie skończyły gliniane dzbany, które roztrzaskiwały się o skalne ściany, nanosząc na nie kleiste mazie, znajdujące się w ich wnętrzu. Do moich nozdrzy wdarła się silna woń maści mlaskających o skalne powierzchnię i im bardziej zapach stawał się silniejszy tym głośniej wyrzucałam z siebie nieprzyzwoite epitety.
- Wszystko w...
- Won! - ryknęłam dziko na wchodzącego do środka wilka.
Wbiłam rozsierdzone spojrzenie w bursztynowego basiora, który po pobieżnym rzuceniu okiem na stan wnętrza, wycofał się na zewnątrz, nie chcąc skończyć jak ruchomy cel.
- Na ch*j się pyta! - warknęłam poirytowana w myślach, rozprawiając nad irracjonalnym tokiem myślenia samca.
Sam fakt jego wtargnięcia, na nowo rozniecił chęć dalszej destrukcji, czego ofiarami stały się półki z wcześniej równo ułożonymi zwojami ze skór. W tej chwili niczym płatki śniegu wirowały w powietrzu odbijając się głuchym dźwiękiem od wszystkiego co napotkały na drodze lotu.
Gdy każda rzecz, która fizycznie miała możliwość zmienienia swojego stałego miejsca pobytu, runęłam na stertę skór robiących mi za posłanie. Nie, nie po to żeby odpocząć- wyłącznie po to, aby kopać w nie z bezsilności i kontynuować swoje wrzaski, które tym razem były stłumione w materiale.
-Lonya!- znajomy mi głos dotarł do mnie z progu jamy.
W tym momencie chwyciłam najbliżej leżący mnie przedmiot i cisnęłam nim w kierunku brata.
Instynktownie zrobił unik, przed nacierającym w jego stronę ciężki zwojem, który zapewne opisywał wszelkie znane lekarzom mięśnie, ich zaklasyfikowanie i ewentualne formy terapii przy uszkodzeniu.
-Co ty do cholery robisz?!- ryknął zdezorientowany, przybierając pozycję gotową do wykonania ewentualnego uniku.
- Jeszcze krok, a kolejny trafi Cię między oczy - syknęłam w jego stronę, wpatrując się gniewnie w sylwetkę brata.
-Z resztą nieważne, i tak nie przemówię Ci do rozumu- prychnął, zastygając u wejścia.
- Do rozumu? Śmiesz kur*a przemawiać MI do rozumu!? Rzuciłeś się na Atrehu jak bezrozumna bestia! Nie masz prawa "przemawiać" mi do rozumu- chwyciłam kawałek gliny, który jeszcze kwadrans temu był naczyniem i cisnęłam nim o podłogę, nie chcąc, aby w ten sposób skończyła głowa brata.
-Zrobiłem, co musiałem i zabiłbym tego drania za to, co Ci zrobił! Czy ty tego nie widzisz?! Ten suczy syn potraktował Cię, jak pierwszą lepszą. Jeśli myślisz, że przeszedłbym obok obojętnie, to jesteś w srogim błędzie.
-Żartujesz ze mnie?! Jestem dorosła i podjęłam decyzję sama. Przespałam się z nim, bo tak mi było na rękę, bo tego chciałam. A TY zamiast załatwić sprawę między nami, wolałeś zabawić się w troskliwego brata omal nie masakrując go o skały. Co z Tobą do kur*y nędzy kierowało, wiedząc, że Tsumi ma urodzić jego szczeniaki?!
Naharys zacisnął zęby ze wściekłości, aż zadrżały mu żwacze. Widząc, że nie mam pod ręką żadnego przedmiotu służącego za pocisk, podszedł stanowczo w moją stronę. Jego lśniące oczy wisiały nade mną, obdarzając mnie zabójczym spojrzeniem.
- Ty kur*a sama nie rozumiesz co mówisz. Zabiłbym go, BO CIĘ KOCHAM IDIOTKO! Chyba zamieniłaś się z baranem na rozum, jeśli myślisz, że tylko się zgrywałem. A co do Tsumi to nie rozumiesz nadal?! Jak ty zaciążysz , to mu się znudzisz, tak samo jak Tsumi i w podskokach powędruje do innej. Czy ty się w ogóle szanujesz? Z resztą... Jesteś dorosła- dodał z sarkazmem, odsuwając się nieznacznie.
Może i dobrze, bo jego butny ton zaczął na nowo wzbudzać we mnie chęć mordu, którą od samego początku doskonale podsycał. Zmarszczyłam paskudnie nos, ukazując ostrzegawczo zęby i lustrując go wzrokiem z niemała złością.
- Masz rację, jestem dorosła! To chwila, której nie żałuję. Przez moment ktoś się mną zainteresował i nie oczekiwałam niczego więcej. Poczuć chociaż przez moment, że jestem dla kogoś całym światem. Wiedziałbyś o tym, gdybyś ruszył łbem i porozmawiał ze mną, zamiast skakać mu do gardła. Masz Pinę, z którą zapewne niedługo zadbasz o powiększenie swojej rodziny. Ja nie mam nikogo i nawet to mi postanowiłeś odebrać! Jesteś buc... Buc i baran, bo straciłeś przyjaciela, który oddałby za Ciebie życie. Za Ciebie i za te cholerne szczeniaki, dla których będzie z Tsumi, żeby pomóc je wychować...- urwałam na moment, czując, że nawet nie mam już sił na ukrywanie łez, które od pożegnania się z Atrehu cisnęły mi się do oczu. -Gotów jest zrobić dla nich wszystko i zapewnić im normalne dzieciństwo, którego żadne z nas nie miało. Jutro wszystko wróci do normy. Ty z Piną zamieszkacie razem, on zaopiekuje się Tsumi, tak jak na to zasłużyła, a ja wrócę do lecznicy,z której nie będę mieć powodów, aby szybko wychodzić.
- Błagam Cię zastanów się, co ty mówisz. Tak mam rodzinę, do której należysz w równym stopniu i nikt, ani nic tego nie zmieni. Pomyśl też, dlaczego postąpiłem tak, a nie inaczej? Powtarzam: kocham Cię, siostro. Kocham Cię i jesteś całym moim światem. Myślisz, że dla byle łajzy bym poświęcił taką przyjaźń? Przyjaźń, która w ostatecznym rozrachunku okazała się gówno wartą kupą gówna! Jesteś warta kogoś, kto szczerze Cię pokocha, a nie obdarzy złudnym uczuciem na chwilę. Tym kimś nie jest Atrehu. On myśli tylko o sobie i o tym, jak się zaspokoić.
Prychnęłam z bezsilności, wlepiając wzrok w przestrzeń obok basiora.
-Ty naprawdę nie rozumiesz, że podejmujesz decyzję w chwilach, które Cię nie dotyczą. Doprawdy uważasz, że gdyby on mnie wykorzystał dla własnej satysfakcji, uszłoby mu to płazem? Uwierz mi, że gdyby tak się stało, to nie wymyślono jeszcze słów na to jak bardzo by cierpiał. Nie doceniasz mnie braciszku i to nie pierwszy raz w życiu. Dlatego nie zasłaniaj się moim dobrem, angażując się w sprawy, które nie wymagają Twojej ingerencji. Czasy, kiedy byliśmy szczeniakami, a ja nie potrafiłam o siebie zadbać już dawno minęły. Już nie jestem byle psiną, która podkula ogon na widok kpiących spojrzeń. Teraz sama potrafię przejąć kontrolę nad sytuacją. Nikt mnie już nie skrzywdzi, unikając konsekwencji. Będę najgorszym koszmarem tego kto stanie mi na drodze do osiągnięcia celu. Bez wyjątku - ponownie wbiłam spojrzenie w basiora, któremu posłałam jakże wymowne spojrzenie.
- Mówisz, że jesteś twarda, nieustępliwa, umiejąca upomnieć się o swoją krzywdę. Czemu więc tego nie robisz? Czemu nie zareagujesz na to, że olewa Twoje uczucia i wierność Tsumi i powędrował do Ciebie. Pomyśl, że z jego nasienia urodzisz szczeniaki, którymi się nie zainteresuje. Dopiero wtedy zareagujesz?
-Zdaje mi się, czy to chodzi o TWOJĄ krzywdę, bo ja w całej sytuacji nie czuję się jak ofiara. Żadne z nas nie deklarowało sobie związku. Przyszedł tu z Tsumi i z nią stąd odejdzie. Byłam tego świadoma tamtej nocy, jak i teraz, stojąc przed Tobą! Olewa moje uczucia? Które? Wk**wienie, które mną miota od dłuższego czasu? O to uczucie Ci chodzi? Możesz być pewien, że to nie on jest powodem mojej furii. Ubzdurałeś sobie coś i brniesz w ten bezsensowny spór, który nie miałby prawa bytu, gdybyś trzymał swoje nadęte ego na smyczy!
- Moją krzywdę? Że bronię Cię przed pohańbieniem? Przed splamieniem honoru? Zapomniałaś już o naukach naszych rodziców? Oddanie, waleczność, chwała i HONOR!- basior począł wymieniać hasła wpajane nam od dziecka akcentując ostatnie z nich- Wku*wiasz się, że omal nie zabiłem drania, który w moim mniemaniu, potraktował Cię jak... nie wypowiem tego słowa, przez względem na naszych rodziców. Tak, naszych rodziców, a ty jesteś moją siostrą!. Ch*j, że przyszywaną, ale kochamy Cię bardzo, czy to się dla ciebie nie liczy?... Zaczynam już w to powątpiewać. Idź "dorosła" wadero, zostawiam Cię samą ze swym gniewem, ale przemyśl to, co Ci powiedziałem... być może zrozumiesz. A jak nie, to nie... Skończyłem z Tobą rozmawiać.
Mówiąc to, odwrócił się powoli i wyszedł, a raczej wybiegł z jaskini. Ruszyłam za nim, jednak zatrzymałam się w wejściu odprowadzając go wzrokiem i słowami.
-Zrozumiem, o ile ty w końcu pojmiesz, że to moje życie i nie masz prawa się w nie wtrącać!- mój krzyk przeszył okolicę, a spojrzenia wszystkich, do których dotarł owy wrzask, skierowały się na moją sylwetkę. Wszystkich z wyjątkiem brata, który konsekwentnie kłusował przed siebie.
-Nawet się buc nie zatrzymał- prychnęłam do siebie, wodząc na ślepo kółka po grocie. Lawirując tak wśród zgliszczy jamy, analizowałam nasz spór. To na pewno nie pomagało mi ujarzmić nerwów siejących spustoszenie w mojej głowie. Niczym pozbawione rozumu zwierzę, barbarzyńsko potraktowałam wyposażenie mojej nory. Teraz miałam ogromną ochotę zatopić pazury w bracie, który ingerując w moje prywatne sprawy, zanegował tym samym moją wolność i niezależność, jakbym był chłystkiem. Pierwszym lepszym kadetem, który potrzebuje podążać za swym mistrzem, ślepo przyjmując każde polecenie. Ponownie całą złość przelałam na zmięty pergamin, walający mi się pod łapami, precyzyjnie wymierzając w niego kopniaka.
-Kim ja, ku*wa jestem, że możesz się tak do mnie zwracać- ponownie fuknęłam sama do siebie.
Kłótnia pomogła mi podjąć decyzję, która jeszcze kwadrans temu zdawała się tylko kaprysem zrodzonym z emocji. Teraz kipiąca gniewem, nie miałam złudzeń, że ta myśl była jedyną, jaką mogłam obecnie podjąć.
Ponownie ruszyłam w stronę wyjścia, tym razem za cel obierając sobie grotę moich rodziców. Podążałam dobrze znaną mi ścieżką, nie zwracając uwagi na inne osobniki, napotykane na drodze.
- Lonya - głos matki powitał mi w progu.
Starała się, aby był on jak najbardziej naturalny, jednak zatroskanie było wyraźnie wyczuwalne.
- Wyruszam. Tej nocy - spojrzałam w jej oczy, aby chwilę później napotkać wzrok ojca.
- Droga jest długa i na pewno nieprzyjazna nocą. O co wam poszło?- Ramar zrównał się ze swoją partnerką.
- Nie sądzę, że powinniście być zaangażowani w nasz spór. W każdym razie przyszłam się z wami pożegnać. Przykro mi, że w takich okolicznościach, jednak sytuacja nie pozwala mi zrobić tego w inny sposób.
- Nie powinnaś iść sama. To zbyt niebezpieczne- Eloney pokręciła głową, postępując krok w moją stronę.- A tobą kieruje złość. To zły towarzysz w takiej podróży.
-Dobry, czy nie, na pewno jakiś. Mam swoje zobowiązania, których muszę dotrzymać, tego mnie uczyliście prawda? Nie mniej, dziękuję wam za gościnę, miło było was znowu zobaczyć po takim czasie. Do zobaczenia- skłoniłam się w geście szacunku, po czym odwróciłam się zwinnie w stronę wylotu z jamy.
Chociaż zatroskani, nie podjęli próby zatrzymania mnie. Czułam jak ich wzrok odprowadza mnie po ścieżce prowadzącej w dół. Dopiero u podnóża wzgórza usianego jamami, będącymi schronieniem dla watahy, spojrzałam w górę, gdzie nadal stali moi przyszywani rodzice.
Nie wiem czemu, ale wtedy poczułam się jakbym miała pożegnać ich na zawsze.
***
Noc była nieco pochmurna, także księżyc, będący jedynym źródłem światła znikał wśród czarnych peleryn otulających niebo. Zwiastowało to chłodną i wilgotną noc, podczas której przyszło mi podjąć wędrówkę
-Bardziej parszywej aury nie mogłam napotkać- rzuciłam w myślach, jednak stanowczo trzymałam się podjętej decyzji. Nie zważając na warunki atmosferyczne gotowa byłam brnąc w śniegu i ulewie, byle późnym porankiem móc zadekować się w mojej własnej grocie.
-Lonya!
-Co tym razem? -Miałam już dosyć towarzystwa, a tym bardziej opóźniania mojego marszu, dlatego obróciłam się zrezygnowana w kierunku wołającego mnie wilka. Dopiero, kiedy dostrzegłam kim jest ów basior, zaniechałam okazania swojego znużenia towarzystwem.
Ku mnie kroczył Atrehu, zwalniając tempa, kiedy był bliżej mnie.
Serce zabiło mocniej, a kąciki warg uniosły się delikatnie, wysilając moją mimikę na słaby uśmiech.
- Gdzie się wybierasz?- zapytał zdyszany
- Zapewne słyszałeś co zaszło między mną, a bratem
- Chyba każdy słyszał- jego uszy przywarły do boków ciała, a wzrok skierował obok mnie.- Szczerze, nie dało się słyszeć, jeśli było się w okolicy z całkiem dobrym słuchem.
- Więc zapewne nie zdziwi Cię, że wracam.
- Ale.. ale jak to? Nie gadaj głupot, przecież możesz wrócić z nami
-Atrehu- przerwałam mu, patrząc na niego ciepło.- Wiele się dzisiaj wydarzyło. Naprawdę to będzie bardzo niezręczne dla mnie i jestem pewna, że dla Ciebie też. Cudownie było spotkać się z rodziną, a noc z Tobą... Ja... Cieszę się, że tu byłeś. Naprawdę muszę już iść.
- Nie musisz. Nawet nie powinnaś. Nie pozwolę, żebyś plątała się taki kawał sama i to jeszcze w nocy
- I co zostawisz Tsumi samą? Exan jest świetnym wojem, ale na wypadek zagrożenia, nie będzie w stanie odeprzeć wroga i zapewnić bezpieczeństwo dwóm ciężarnym waderom. Tak będzie lepiej. Pamiętaj, że masz zobowiązanie wobec Tsumi. Będę tylko przeszkadzać, więc jeśli będziesz chciał porozmawiać zrobimy to już na terenach Rene, wiesz gdzie mnie szukać.
- Lonya, naprawdę nie ma powodów, żebyś się wymykała w środku nocy. Nie będzie tak źle- basior próbował mnie przekonać, jednak bez skutku.
Wbiłam w niego ślepia, ponownie pozwalając, aby na moim pysku zakwitł uśmiech dedykowany specjalnie dla niego. Nie do końca wiedziałam czemu miał on służyć- jego zadaniem było pocieszenie samca, zapewnienie go, że bez problemu poradzę sobie z trudami podróży w pojedynkę... a może po prostu chciałam zamaskować swoje prawdziwe emocje.
- Powinieneś skupić się na Tsumi. Ona i szczeniaki powinny być dla Ciebie teraz priorytetem. Może nie znam Cię tak dobrze jak mój brat, ale sądzę, że moja obecność będzie dla Ciebie utrudnieniem . Masz sposobność w pełni skupić się na niej i zadbać o wasz związek. Naprawdę muszę już iść, a ty nie powinieneś rozpraszać się przed podróżą. Jeżeli będziesz chciał ze mną porozmawiać, wiesz gdzie mnie znaleźć. Do zobaczenia, Atrehu.
Postąpiłam kilka kroków w tył, nadal wpatrując się w samca. Nie wyglądał, jakby chętnie przystawał na mój pomysł, jednak uszanował moją decyzję.
Będąc pewna, że nie podąży za mną, odwróciłam się energicznie, co pozwoliło mi na uniknięcie kolejnych świadków łez cisnących się do moich oczu. Nabierały na sile, wzbierając się na dolnych powiekach, jednak stanowcze pokręcenie głową na nowo ustawiło je w ryzach, każąc się im wycofać. Dlaczego tak chętnie napierały do ślepi? Przecież nic sobie nie obiecywaliśmy! Nie powinny mnie teraz rozpraszać, tak samo jak nic innego, bowiem przede mną długa i męcząca wędrówka.
Czas wrócić do domu.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3417
Ilość zdobytych PD: 1708 + 15% (256 PD) za długość powyżej 3000 słów
Obecny stan: 1964 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz