Dorastająca wadera w okresie nastoletnim w zasadzie nie posiadała czegoś takiego jak życie społeczne. Przebywanie wspólnie z innymi wilkami było dla niej stanowczo za głośne, głównie z powodu rozwijającego się wrażliwszego słuchu, nie mogła tylko powiedzieć czy to ją bardziej męczyło, czy irytowało. Zaczynała mieć mieszane uczucia czy żywioł powietrza to faktycznie rodzinna radość od strony matki, czy tylko jej tak bardzo życie daje po tyłku. Chore zamiłowanie losu. I oto ona, ciemna samica w pozie półleżącej aktualnie robiła sobie solowy program z zakresu ćwiczeń na podstawie użycia białych oraz czarnych kamyczków z prowizorycznie narysowaną pazurem łapą mapą, o nieco zmodyfikowanych obszarach, mających na celu testowanie przy określonych niekorzystnych warunkach pogodowych.
Drobna przyjemność z hartowania własnego umysł, który miała zamiar męczyć stanowczo znacznie bardziej jeszcze następny dzień z powodu nocnych ćwiczeń z poprzedniego dnia — nauka latania i powietrznych stylów walk miał swój nieprzyjemny finał w postaci groźnego upadku w grunt, skutkiem tego był utrzymujący się paskudny ból w skrzydłach, odczuwała ten dyskomfort nawet w obecnej drugiej formie. Ten duszek, który znalazł się przy niej, zdiagnozował brak wszelakich złamań, ale dość poważne obicia i poturbowania, zalecił nieużywanie prawdziwej formy przez kilka dni. Z samego rana podczas ćwiczeń z ojcem doszedł kolejna fatalnie wyglądająca kontuzja, przez co miała problemy ze stawaniem na przedniej łapie z powodu kolejnego stłuczenia. Nawet krew z jej nosa leciała w znacznie większej ilości niż do tej pory.
Zdecydowanie to nie był jej szczęśliwy tydzień.
Wzrastająca temperatura tylko wywoływała wilki ze swoich grot na radosne cieszenie się potęgą wiosny w sposób integracyjny. Na wszystkie bóstwa tego świata. Nastolatce zajęło sporo czasu, nim znalazła kąt pozbawiony obecności innych i do tego z dala od nich w celu zmasowanego ćwiczenia umysłu w ciszy, naprawdę. Tylko ona, jej zabawki (w postaci zwojów, kamieni czy czego tam jeszcze) i niezmącony spokój na ciche snucie uwag pod adresem własnym...
- Nad czym tak myślisz młoda damo? - Obcy głos tuż za nią spowodował jej wzdrygnięcie całego ciała. Po obejrzeniu się dostrzegła całkiem nieznaną jej postać z lekkim uśmiechem. - Ach co za maniery. Jestem Pawona Shanar. Nowa alchemiczka watahy, ale możesz mówić mi po prostu Pawona. A Ty?
I nagle cały jej spokój sytuacyjny poszedł się pierniczyć.
Nosz kur...
- W porządku... - Odezwała się zwyczajnie. Skoro akurat pojawiła się nowa sylwetka i mogła zapomnieć o spokojnej samotności, należało uważnie przemyśleć przekazanie informacji, które najlepiej byłyby jedynie neutralne. - Jestem Sininen i grałam w taką grę logiczną.
- Gra logiczna mówisz? Lubię takie. Są rozwijające i pozwalają się zrelaksować. Mogę? - Zapytała się, na co dostała lekki znak głowy. Podczas gdy nowa analizowała przedmioty wspomnianej gry, młodsza uważnie przeanalizowała ją. Ostrożne działania to już był jej nawyk, jeśli nie sposób bycia. Pawona odezwała się dopiero po chwili, w momencie podniesienia głowy i ponownego spoglądania na ciemną — To dowódcy, a to wojska, tak?
- Owszem.
- Gdybym była dowódca czarnych, przesunęłabym siły w tę stronę. Oczywiście, jeśli uznamy, że jest to równinna łąka. Wtedy doszłoby do starcia, w wyniku którego jestem w stanie dostać się do dowódcy białych. Widzisz? Z tej strony jednostki są rzadziej rozmieszczone. Można je wyminąć.
„Całkiem nieźle jak na kogoś spoza grona strategów” pomyślała Sininen, ponieważ dosłownie minutę przed daniem o sobie znać przez drugą, niedbale posypała kamienie na grunt, który zamierzała nieco zmienić na raczej górzysty. Tamta miała łeb na karku.
- Masz rację. A co byś zrobiła w takiej sytuacji? - Ułożyła kamienie dokładnie tak jak jej mentor na pierwszej lekcji, czym sobie zasłużył wewnętrzny wyraz pyska ówczesnego szczenięcia pełnego niedowierzania w jej potencjał, który zwyczajnie uderzył w dumę.
- Wystawiłabym smoka.
- A jeśli nie masz wsparcia smoka? Wilki raczej się z nimi nie lubią. - odezwała się z uwagą o solidnym podłożu wiedzy międzygatunkowej.
- Poszukałabym alchemika z jakimś dymem obezwładniającym albo skrytobójcy, który prześlizgnąłby się między Twoimi wojownikami. - powiedziała przy widocznym zastanowieniu się. - Masz jakiś inny pomysł Sininen?
No proszę. Jakże miło spotkać umysł, który faktycznie został skalany myślą informacji wiedzy wojennej. Naturalnie, w życiu nie powiedziałaby czegoś takiego na głos. Zamiast tego, fizycznie nawet nie uniosła brwi.
- Masz na myśli inne propozycje ataku czy sugestia zmiany zajęcia? - Nawet po tym pytaniu, Pawona nie wydawała się mieć czegoś przeciw niej, jednak Sininen nie traciła gardy.
- Ta pierwsza opcja. Skoro bawisz się w to, z pewnością masz głębszą wiedzę.
- Ach- mruknęła, kątem oka zerkając na niedbale rozłożone kamyczki. W bokach ją uwierało, ale samica umiała doskonale maskować ból. Dowodem było to, jak jakiś czas temu ukryła przed ojcem fakt niemal skatowanego drugiego boku, efekt innego brutalnego upadku podczas dania się zaskoczyć w locie. Ow, to serio bolało, samo wspomnienie przywoływało mentalny ból. - Sprawny atak skrzydlatych wilków z powietrza.
- Hm? - Teraz Pawona wydawała się bardziej niż pochłonięta przez tę wizję. - Co przez to rozumiesz?
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wilki typu szybkiego lotu mogłoby bez problemowo przeprowadzić zmasowany atak na siły wroga. - powiedziała tonem przyzwyczajenia, co dla osobników niebędących zaznajomionych w pewnego rodzaju sortu relacji koegzystencji w militariach, zabrzmiałoby to, jak wywyższanie się lub całkowite olanie rozmówcy. Ta jednak starsza samica obok zdawała się mieć trochę oleju w głowie.
- Ach, faktycznie. Zupełnie nie wzięłam tego pod uwagę. Wyglądasz na wilka mocno analitycznego. - dodała po krótkiej chwili.
- Dziękuję. - odparła krótko, by zaraz sprawnie zgarnąć swoje zabawki do prostego woreczka i, po przewiązaniu go, rzucić sobie lekko na grzbiet w celu odniesienia ich. Szczęśliwie przedmiot ułożył się między dwoma największymi bólowymi miejscami.
Poradzi sobie, da radę na spokojnie. Chce i będzie twarda. Trochę bólu przecież ją nie rozłoży na łopatki niczym ona z nauczycielem zwoje u niego na kamiennym stole. Nie ruszyła się jeszcze z miejsca, jej wzrok ponownie spoczął na nowo poznanej członkini watahy.
- Jeśli chcesz poznać stopniowo pozostałych mieszkańców, sugeruję iść na twoje prawo i po wyjściu z zagajnika na północ, bez problemu trafisz przynajmniej na dwoje wilków. Jeśli wolisz od razu większą grupę, kieruj się na lewo i cały czas prosto.
- Nie odprowadzisz mnie? - Zapytała takim tonem, jakby dodatkowo chciała puścić jej oczko. Na Sininen nie zrobiło to wrażenia.
- Wracam na zajęcia, nie mam możliwości. - odparła po prostu.
Pawona zachichotała cicho.
- Nie wyglądasz mi na przedstawiciela pokroju motyl społeczny.
- Mam swoje sprawy do robienia. - grzecznie ucięła żartobliwy temat z uwagi.
- Oj, pracoholiczka. Kiedy zamierzasz odpocząć i dobrze się bawić? - Zapytała głośniej rozbawiona Pawona, kiedy to ciemna już była metr od niej podczas kierowania się do mentora.
- Pewnie po śmierci. - odpowiedziała nieco głośniej.
Pawona? Sini jest niefortunnie zajęta :D
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1041
Ilość zdobytych PD: 520 + 5% (26 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 546
Brak komentarzy
Prześlij komentarz