Minęło sporo czasu, moje rodzeństwo podrosło i rozwinęły im się charaktery. Kto by pomyślał, że z tej małej kulki, wyrośnie zadufany w sobie dupek?! Mnie to w sumie nie bardzo przeszkadza, potrafię się odgryźć Eredenowi, ale współczuję Sini. Ma piękne skrzydła tak jak ja. Ogólnie jest śliczna i kochana, nie rozumiem, jak można mówić jej te wszystkie złe rzeczy, które słyszy. Na moje szczęście, coraz lepiej latam i mogę sypać Eredenowi piaskiem po głowie. Nieźle się wkurza, ale nie ukrywam, że czuję przy tym niemałą satysfakcję. Racja, oberwało mi się kilka razy. Dostałam już niemałą burę od rodziców, bo jestem starsza i mądrzejsza, ale nie sprawiło to jednak, że zaprzestałam swego rodzaju wojny. Był raz, gdy to z Eredenem pobiliśmy się dość dotkliwie, ale dzięki cioci Lonyi, oboje szybko wróciliśmy do formy. Byłam też z Naharysem na niebezpiecznej wyprawie. Widziałam potwora i byłam kolejny raz świadkiem tego, jaki mój tata jest dzielny. (Patrz Questy od Naharysa ) Nic dziwnego, że Rene wybrała go na kapitana Wojsk. Cieszę się, że jest moim tatą. Pilnie uczyłam się pod okiem Atrehu oraz skrzydłem Noitera. Coraz lepiej rozwijałam swoje umiejętności. Przeżyłam kryzys, utraty mamy, ale dziś, po sporym upływie czasu, jest już chyba okey. Któregoś dnia, po pewnej burzy, stwierdziłam, że trzeba wziąć Naharysa na spacer, aby nieco się rozluźnił. Przygotowałam niewielką skórzaną sakiewkę, którą zawiesiłam sobie na plecach i podeszłam do leżącego w wiosennym słońcu basiora.
– Tato? – wilk podniósł się do siadu i zwrócił w moją stronę. Uśmiechnął się, na co odpowiedziałam mu tym samym. – Masz może czas i ochotę, by pójść ze mną na spacer po wybrzeżu? Może znajdziemy jakieś fajne skarby? Wiesz… sztorm wyrzucił już nieraz ciekawe rzeczy na brzeg. – Powiedziałam rozentuzjazmowana, ale po chwili nieco ciszej dodałam. – Oczywiście, jeśli nie chcesz, to się nie pogniewam.
− Nie mów tak. Oczywiście, że chcę spędzić czas z moją córką. – powiedział stanowczo, wstał i mnie przytulił. Odwzajemniłam jakże przyjemny gest, po czym, ruszyliśmy spacerkiem, w kierunku wybrzeża. Szliśmy sami, nie padła nawet propozycja, byśmy zabrali rodzeństwo. Ereden dalej leczył się w leczniczy, a Sini spędzała czas na lekcjach u swego mentora. Po rozmowie z ciocią Lonyą wiedziałam, że muszę przyjemnie zagospodarowywać czas basiorowi, by nie miał chwili na ponowne smucenie się. To bardzo szkodzi i niestety, coś na ten temat wiem. Z tego też powodu byłam niezmiernie szczęśliwa, że Naharys zgodził się ze mną na tę „wyprawę”. Po dotarciu na miejsce przywitała nas przyjemna i orzeźwiająca bryza morska. Po sztormie ma ona taki specyficzny, ale miły zapach, a przynajmniej w moim mniemaniu. Już z oddali można było dostrzec mnóstwo błyskotek. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, aby po chwili wystartować szybkim sprintem w kierunku skrzących się łusek, bursztynów i muszelek. Nie minęło nawet dziesięć minut, a udało nam się uzbierać całkiem pokaźną kolekcję różnych różności. Przycupnęliśmy sobie przy sporej kałuży, by obmywając w niej przedmioty, przyjrzeć im się dokładniej. Najcenniejszym skarbem był dla mnie biały kamyk, w kształcie skaczącego wilka. Naharys nawet go nie zauważył, ale to nie szkodzi. Nawet lepiej. Gdy tylko wróciliśmy do domu, zajęłam się jego obróbką, za pomocą komety. Była to trudna sprawa, jednak się opłaciła, gdyż teraz już nikt nie mógł mieć wątpliwości, iż przedmiot ten wygląda jak tato. Uradowana swymi poczynaniami postanowiłam wręczyć powstałą figurkę basiorowi, przy wspólnej kolacji.
− To dla Ciebie tato. − powiedziałam z dumą w głosie i postawiłam figurkę na skalnym stole. Gdy Sininen i Naharys zobaczyli przedmiot, ich oczy zabłysły. Rozległy się głosy uznania, ze strony siostry, natomiast basior nic nie mówiąc, po prostu mnie przytulił.
Dziękuję za wątek
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 603
Ilość zdobytych PD: 301
Obecny stan: 888
Brak komentarzy
Prześlij komentarz