Alchemiczka poczuła przypływ nadziei, kiedy w zasięgu jej wzroku ukazały się dziwne stworzenia przypominające motyle. Zwierzątka były jednak od tych owadów dużo większe i silniejsze, Raquel przekonała się o tym, kiedy dwa z nich uniosły ją w powietrze. Halcón leciał obok, wydając z siebie dźwięki wskazujące na jego zaniepokojenie.
Chwilę później wadera została położona przez motyle na trawie na zewnątrz jaskini. Powoli odzyskiwała siły, nie chciała jednak zbyt szybko wstawać. Wreszcie wydostała się z niebezpiecznej sytuacji, mogła leżeć bez obawy o swoje życie.
- Jesteś cała? - nagle zapytał Kuroi Hone.
Samica zwróciła się w jego stronę, lekko unosząc ciało. Basior ponownie stał się "normalną" wersją siebie, kości z powrotem obrosły czarnym futrem.
- Chyba tak... Jak twoja noga? - powiedziała trochę niepewnie.
Płatny morderca skierował wzrok na kończynę.
- Przeżyję - oznajmił bez wyrazu.
Ostatni motyl odleciał. Dwa wilki znajdowały się teraz w towarzystwie swoich towarzyszy. Dwa małe smoki siedziały przy swoich właścicielach jak stróże.
- Halcón wariacie, coś ty wymyślił? - Raquel przybrała nieco bardziej groźną minę.
Towarzysz pisnął i podkulił ogon. Następnie wtulił się w futro alchemiczki. Ta pokręciła głową i również przytuliła smoka. Zauważyła, że Kuroi również wszedł w interakcję z Gutou, nie słyszała od nich jednak żadnego dźwięku, domyśliła się więc, że prowadzą rozmowę telepatycznie.
- Kuroi... - odchrząknęła Raquel.
Basior i jego towarzysz spojrzeli w jej stronę. Policzki oblały jej się rumieńcem, poczuła się głupio, ponieważ pewnie przerwała im w środku zdania.
- Dziękuję, że mi pomogłeś. Bez ciebie nie odnalazłabym Halcóna... - zaczęła.
- Drobiazg - odparł Hone.
- No i przede wszystkim dziękuję, że uratowałeś mi życie. - wadera uśmiechnęła się lekko.
<Kuroi? Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam ^^'>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz