Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 31 marca 2022

Itami ~ Walentynkowy szał (Pisarski - Dowolony) [Event]

Dzień, jak co dzień, dzień po dniu, ciągnęły się w nieskończoność, jak taśma w fabryce i szczerze mówiąc, ta codzienna rutyna lekko nudziła waderę. Itami nie odczuła też zbytniej różnicy, gdy nadeszły walentynki — czas zakochanych i dzień, kiedy zakochani łączą się w pary, romantycznie spędzając czas ze sobą — jednak nie myślała o tym, jak o czymś nadzwyczajnym. Może dlatego, iż wmawiała sobie, że nie ma z kim spędzić czasu w tym dniu? Tak, myślę, drogi czytelniku, że tak.
Itami wyłoniła głowę z ciepłej wody jej jaskiniowego kąpieliska — grzybki zmieniły kolor emitującego światła z bladozielonego, na żywą pomarańczę, co niezwykle ją ucieszyło. Pomarańcz wpływał na nią uspokajająco i rozluźniająco, poza tym pozwalał się jej wyciszyć. Oparta głową o brzeg basenu kąpieliska, leżała spokojnie, luźno układając swe ciało na kamienistym dnie. Bycie singlem miało dobre strony — nikt nie suszył jej głowy żadnymi przyziemnymi sprawami, w trakcie relaksu, jakiego czerpała z gorącej kąpieli — ale każda sytuacja ma swoją drugą stronę medalu. Niemalże zapomniała, co oznacza ciepło drugiej osoby, od ostatniego jej związku (który miał miejsce jakieś półtora roku temu, gdy jeszcze mieszkała w rodzinnej watasze) - co z resztą nie wspominała go dobrze. Jej poprzedni partner pełnił funkcję strażnika na wysokim stanowisku i kariera wymagała od niego pełnego poświęcenia czasu, co znacznie odbiło się na ich związku. Co prawda zjawiał się od czasu do czasu, aby spędzić z Itami chwile wolnego (Czasami nawet poświęcał się, aby do utraty zmysłów oddać się rozkoszom miłości), a tak poza tym, rzadko widywała basiora na oczy. I też z powodu jego kariery, niezbyt dobrze wspominała owe walentynki — dosłownie zazdrość ją zżerała, gdy spostrzegała spotykających się ze sobą wilków, aby uświęcić zapieczętowaną między sobą miłość — wręczali sobie drobne prezenty w postaci króliczych ogonów — co według wierzeń, miały one dodać zakochanym wigoru i energii — a czasami także drogocenne kamienie.
Otrząsnęła się ze wspomnień. ~ Cholera, miałaś skupić się na relaksie, nie na tym, co już było i przeminęło z wiatrem czasu. Teraz było dla niej ważne, aby wstać (co niechętnie to uczyniła) otrząsnąć się z przyjemnie ciepłej wody i ruszyć w drogę do lecznicy, gdzie obecnie czekali na nią pacjenci oraz Lonya.
Wiatr pędził z południa, a wraz z nim ciepłe i wiosenne powietrze — Itami czuła się wręcz nieziemsko, gdy pieścił jej wilgotne futro, jak przyjemny oddech ukochanego.
Czekała ją już tylko szara codzienność — wtem pomyślała o Naharysie i jego żonie — mają, co świętować, ale pojęła nagle, że nie powinno ją to interesować — choć w głębi serca, bolało ją strasznie, że nie miała z kim nawet słowa zamienić o tym i owym. Z czasem to minie i przyzwyczai się do tego — tak przynajmniej sobie wmawiała. Z takową chmurą myśli, droga do lecznicy się jej skróciła, choć przyznała szczerze, że wolałaby przejść ją w czyimś towarzystwie. Lonya przywitała ją ciepło i zaraz wróciła do pacjenta, cierpiącego na nieżyt nosa — z tego powodu musiała pójść i szukać odpowiednich ziół. Zdarzało się nie raz, że zakochani spotykali się w lecznicy — przykładem może być Copycat, która trafiła tu, ze złamanym lewym żebrem.
Niefortunny upadek, po prostu, a wraz z tym, zapewniła sobie nieustanną uwagę swego zalotnika — Noitera. Po południu zajrzał do niej ostatni raz, przynosząc w darze króliczą łapę, którą ułożył obok jej łóżka. Itami uśmiechnęła się na ten widok — mimo tego, nadal kąsała ją stara pusta po swym byłym partnerze. ~ Atteru, co teraz robisz? Czy może znalazłeś sobie lepsze szczęście u innej wadery? Jeśli tak, życzę wam pomyślności i powodzenia.
W tamtym momencie, do opustoszałej już jaskini wpadł Naharys w towarzystwie Atrehu — rudy basior wyglądał, jakoś tak osobliwie. Rozglądał się wszędzie nieobecnym wzrokiem, z trwale wykrzywionym uśmiechem na pysku.
- Lonya, Itami... dzieje się coś z Atrehu. Nie odpowiada, dziwnie się zachowuje, a gdy go tknę, choćby palcem, chichocze jak smarkacz, który upaćkał się błotem.
Wadery przyjrzały się basiorowi z badawczo i z jak największą uwagą, ale Atrehu skutecznie im ją zakłócał — powtarzał każdej, jaka to jest piękna, urokliwa i pociągająca — A Atrehu, jak to on, zwykł prawić komplementy każdej ładnej waderze, ale był jeden szkopuł. Jego głos był nienaturalnie niski, jakby w jego ciele siedział jakiś demon romantyzmu — był gotów nawet zbliżyć swój pysk blisko policzka Itami, aby musnąć ją swym językiem. Jego oczy, wcześniej płonęły żywym ogniem, który momentalnie zmuszał do uległości, teraz jakby przygasły i osłabły. Odczytać można było z nich jedynie zmęczenie, ale urok nadal pozostał.
- Dawajmy go na łoże, zbadamy mu oczy i gardło, może czymś się zatruł albo naćpał — odezwała się Lonya swym stanowczym głosem. Atrehu, będąc prowadzony przez swojego rosłego kompana, stawał kroki sztywno i niepewnie, były pozbawione swej gracji.
Cokolwiek by nie zrobiono, nie dało się uspokoić silnego, sprawnego i wysokiego basiora, który z chwili na chwilę, robił się coraz bardziej pobudzony — jakby ktoś mu wstrzyknął końską dawkę adrenaliny. Lonya próbowała zajrzeć do gardła basiora, ale na prośbę otwarcia pyska, Atrehu na moment spełniał prośbę, a potem zamykał ją z głośnym trzaskiem zębów, jakby usiłował ją ugryźć w nos. Itami natomiast nie mogła w ogóle nic zrobić — próbując zbadać przyjaciela, ten usiłował się do niej dobrać; po prostu, bezwstydnie jeździł łapą po jej szyi, mrucząc przy tym cicho, wzdychał podniecony, jakby wyobrażał sobie najbardziej rozkoszną rzecz na świecie. W końcu zachowanie Atrehu doprowadziło go, do natychmiastowej utraty przytomności, co też dosłownie doprowadziło obie wadery do skraju bezradności. Zmierzono mu tętno; biło mu ono w zastraszającym tempie, jakby myśl o zastrzyku adrenaliny była prawdziwa, a serducho waliło mu, jakby miało wyskoczyć przez klatkę piersiową. Itami była gotowa pomyśleć, że mu ono zaraz eksploduje w środku, jak podłożona bomba czasowa.
- On już taki był, jak się spotkaliście? - zapytała Itami, gdy spojrzała na zdezorientowanego Naharysa.
- Trenował ze mną od rana rekrutów. Dopiero przed wczesnym popołudniem zaczął się dziwnie zachowywać. Zamiast spoglądać na tyłki trenujących wader, co zazwyczaj robił, chodził wokół wahadła, próbując namówić go na randkę! Potem gdy usiłował go pocałować, wahadło wykręciło się i Atrehu dostał pniem w gębę, aż się zakręcił w miejscu i zwalił się na ziemię. Grupa miała z niego taką polewę, że musiałem go stamtąd zabrać. Potem zaczął mnie obwąchiwać, jak parujące mięso i chciał zajść od tyłu, ale tylko mocny strzał w pysk przywrócił go do porządku. Chwilowego porządku... - urwał Naharys, biorąc głęboki wdech -... i wtedy zaczęła się jazda. Ślinił palce i próbował wilkom wsadzać je do ucha, wskakiwał waderom na grzbiety; efekt był taki, że zaniepokojona grupka basiorów, próbowała odciągnąć go od nich. O bogowie... omal ich wszystkich nie pozagryzał!

Kiedy wadery tak się przysłuchiwały relacjom Naharysa, Itami spojrzawszy na Atrehu, nie byłaby w stanie uwierzyć, żeby basior mógł kogoś zaatakować w takim stopniu zachowania, z jakim go tutaj przyprowadzono.
- Dlatego pomyślałem sobie; Dobra, zabieram go do Was, może wpadniecie na pomysł, jak go z tego wszystkiego wyciągnąć. Po drodze spotkaliśmy Rene... - znów basior przerwał, przecierając sobie łapą czoło — no jej widok, totalnie zafiksował! Po uprzejmych komplementach na temat jej skrzydeł, otwarcie zaproponował jej randkę! A potem musiałem świecić za niego oczami, tłumacząc, że Atrehu się czegoś nawąchał i bredzi. Całe szczęście, że Alfa była w humorze, bo pożegnała nas ze śmiechem. Już się bałem, że będę musiał kiblować wraz z tym baranem! - Naharys wskazał podbródkiem na nieprzytomnego Atrehu — wiecie, co mu jest?
Wadery pokręciły bezradnie głową.
- Podniesione tętno, pobudzenie, źrenice rozszerzone... same nie wiemy, do czego można to przypisać. Jedynie, co nam się nasuwa to narkotyki! Pytanie tylko, co ten głupek zażył — powiedziała Itami, spoglądając na basiora. Zbliżywszy się do niego znacznie, usiadła obok i gładząc łagodnie łapą jego masywny policzek, spoglądała ze zmartwieniem w zamknięte powieki. Atrehu oddychał szybko, niespokojnie i od czasu do czasu, miotał bezwładnie swymi łapami, jakby biegiem przecinał wzdłuż ukwieconą łąkę.
- Już wiem, kto... albo co może nam pomóc! - odezwała się po chwili Itami, podnosząc głowę, tak gwałtownie, że poczuła nieprzyjemny postrzał w szyi — Znaczy się... mógłby nam pomóc, gdyby znał naszą mowę.
- To już nieważne — odparł zdeterminowany Naharys — jeśli jest jakiś cień szansy, że wyjdzie z tego cało, ja w to wchodzę!
~ Nie jestem pewna, czy to, co mamy zamiar zrobić, w pełni dopomoże Atrehu, ale musimy mieć nadzieję, tylko ona utrzymuje mnie przy determinacji — myślała tak Itami w drodze do wspomnianego miejsca, gdzie miała przesiadywać owa postać, która miała dostatecznie imponującą wiedzę, aby z niej skorzystać. A ową postacią był stary kruk, przesiadujący w starej dziupli sędziwego dębu — miał on rozłożystą koronę, która tworzyła dość spory baldachim.
- Jak już mówiłam, nie wiadomo, czy uda się nam z nim dogadać. Nie rozumie naszej mowy — powiedziała w końcu Itami, przysiadując koło korzenia starego drzewa. Kruk wyłonił swą głowę, zakrakał donośnie, kłapiąc dziobem i przysiadł na grubej gałęzi, aby przyjrzeć się przybyszom z uwagą.
- Kraa? - wydał z siebie kruk, trzepocząc skrzydłami.
- Yyyy... - mruknął Naharys, drapiąc się po głowie — Nasz kra kra, przyjaciel, kra! Dziwnie, kra kra, się zachowuje, kra... czy mógłbyś nam, kra kra kra, pomóc?
~ No, nie powiem, cała ta sytuacja przyprawiła mnie o śmiech — Itami zaśmiała się skrycie.
- Kraa! - odezwał się kruk, niecierpliwie trzepnął skrzydłami — Kraa...
- Może ja pomogę — odezwał się nagle obcy głos, który należał do niskiej, bardzo młodej wadery — swoją drogą, młodszej od Itami — o kremowo-zielonej sierści oraz nietypowym wyglądzie — bowiem łapy wilczycy otaczały obficie zielone skarpetki mchu, a jej drobną szyję zaś, opatulał czule szal z trującego bluszczu — końcówka zwisała swobodnie, dotykając niemal wilgotnej ziemi. Oczy, koloru dojrzałej gruszki, były przesycone enigmatyczną energią życiową — ponadto miały łagodny i opiekuńczy wyraz, jakby spoglądała przez nie, sama matka natura. Naharys odezwał się pierwszy.
- A z kim mamy przyjemność? Nigdy cię tutaj nie widzieliśmy.
Wadera obdarzyła samca łagodnym spojrzeniem.
- Jestem Gaja i opiekuję się tym lasem, ziemią, górami i rzekami — odparła melodyjnym, bardzo czystym głosem — zwierzęta są mymi braćmi, wicher i woda siostrami, uszanujcie je, a ja w pełni okażę szacunek wam. Czy w czymś wam pomóc?
- Jesteśmy Ci wdzięczni za chęć pomocy — wtrąciła się Itami, drapiąc się nerwowo po ramieniu — czy mogłabyś przemówić w naszym imieniu do tego kruka? - Wskazała na ptaka, który międzyczasie doprowadzał swe upierzenie do porządku swym masywnym, czarnym dziobem, ignorując jednocześnie ich rozmowę. Itami opisała Gai dokładnie sytuację, z jaką przyszło się im zmierzyć, aby potem mogła w kruczym języku, przełożyć to dla sędziwego ptaka. Kruk zniknął w dziupli i nie pojawiał się przez kilka dobrych chwil, aż nagle wyłonił ponownie swą głowę, trzymając w dziobie spory kawał kory, którą później rzucił pod łapy Itami. Na wewnętrznej stronie suchego drewna, opisano z dokładnością dolegliwość, dręczącą ciało i umysł Atrehu.
- Skaza Zakochanego? - przeczytała niepewnie tytuł przewodni — dziwna nazwa. Dziękujemy Ci, kruku. I tobie też dziękujemy, Gajo. - zwróciła się następnie do wadery, kłaniając się nisko. Gaja odwzajemniła ukłon, po czym z tajemniczym uśmiechem, zmierzyła w stronę lasu, aby potem zniknąć w barwnej fali żywej zieleni. Albo wydawać by się mogło, że po prostu, ciało wadery wtopiło się w leśną poszyć. Nie wiele jednak nad tym myśląc, wilki zaczęły czytać o rzekomej „skazie zakochanego” gdzie ponoć, taka dolegliwość pojawia się u co piątego samca, które prowadzi dość bogate i aktywne życie erotyczne — Co w przypadku Atrehu się idealnie składało! - A lekarstwem na ów schorzenie ma być... pocałunek prawdziwej miłości?!
~ Dość nieoryginalne rozwiązanie — pomyślała sucho Itami. Czas na uleczenie chorego mija o północy. Po tym czasie Atrehu może dosłownie „umrzeć z miłości". Itami, drapiąc się po potylicy, z niepokojem przyglądała się wypalonym nań napisom, odniosła nieprzyjemne wrażenie, iż trudno będzie znaleźć kogoś, kto szczerze kocha Atrehu i w rzetelny sposób, okaże to poprzez pocałunek. W pierwszej chwili Itami na pewno nie mogłaby się uważać za takową osobę — Po pierwsze, gdzie takiej zwyczajnej waderze, szarej myszce, było po drodze do Atrehu? Syna Alfy, który miał odziedziczyć po nim władzę, a dusza jego, aż kipi od charyzmy i siły — Taki powinien być prawdziwy władca! Gdzie Itami mogłaby myśleć, że jej uczucie do basiora może oznaczać cokolwiek, ale po chwili wadera poczuła coś, co nazywa się „przyjemnym ciepłem". Przeżyła z nim swoją upojną chwilę, pragnęła go bardzo, albowiem roztaczający się wokół zapach Atrehu, doprowadzał jej zmysły do szaleństwa. A gdy spojrzy na jego usta, jej własne stają się mokre i gotowe do pocałunku. W tym całym rozgardiaszu szalonych myśli, serce zaczęło jej bić w zawrotnym tempie, aż Naharys musiał sprowadzać ją na ziemię, machając swą łapą przed jej oczami.
- Ziemia do Itami! Halo!? No i co tam pisze ciekawego?
Wadera potrząsnęła głową, rozwiewając dokuczliwe myśli w nicość i spojrzawszy ponownie na spisany tekst na suchej korze dębu, wskazała palcem fragment ciekawemu basiorowi.
- Trzeba go pocałować — odparła - To jest jedyne lekarstwo.
- Na mnie nie licz! - odezwał się pośpiesznie basior, odwracając znacząco pysk.
- Nie, nie... źle mnie zrozumiałeś — powiedziała z niewinnym chichotem — Tu nie chodzi o byle jaki pocałunek. Tu chodzi o pocałunek od serca. Osoby, której jest bliska sercu Atrehu.
- Itami, a może ty...
Wadera momentalnie poczerwieniała na policzkach, jak dojrzały i soczysty pomidor, dlatego odwróciła głowę, aby ukryć takowy fakt przed oczami Naharysa.
- Co? Ja?! Skądże! Gdzie mi tam do niego... daj spokój.
- Itami, nie oszukasz mnie. Ja mam oczy i uszy — odparł spokojnie basior — myślisz, że nie widzę, jak patrzysz na Atrehu? Myślisz, że nie słyszę, jakie słowa toczą się na twój i jego temat? Oczywiście, zazwyczaj ignoruję takie pogłoski. A poza tym, próba nie strzelba, możesz spróbować.
- Serio tak myślisz? - spojrzała niepewnie na basiora. Naharys wykrzywił usta w znaczący uśmiech i kiwnął bez słowa głową — na dodatek pchnął waderę lekko, zachęcając do powrotu. W trakcie Itami poczęła się zastanawiać, jakie to będzie miało znaczenie, gdy ona spróbuje szczęścia? Z pewnością ich relacja „przyjaciel dla korzyści” nie zmieni się zbytnio — W pewnym sensie, ich wspólna upojna przygoda była tylko pojedynczym wyskokiem, ale przez resztę znajomości, Atrehu korzystał z jej towarzystwa, choćby do wspólnej kolacji, wzbogacanej o pocałunki. Często basior lubił też posłuchać jej śpiewu, co niezwykle pochlebiało waderze — kochała go natomiast, za jego ciepło, okazywane jej przy każdym spotkaniu, troskę i typową dla samców powagę. Często też myślała o nim, jako o osobniku iście pociągającym, ale to nie to było dla niej najważniejsze. Kiedy Atrehu miał sposobność objąć ją swym masywnym, mocnym ramieniem, ogarniało ją niezwykłe uczucie bezpieczeństwa — a gdyby te wszystkie cechy złączyć ze sobą, powstałaby totalna eksplozja wizji idealnego kochanka albo... partnera życiowego?
Itami jednak do pewnych spraw się nie przyzna, woli, aby pozostawić je domysłom samców i czytelników. Kiedy wrócili do lecznicy, Atrehu leżał nieruchomo, od czasu do czasu podrygiwał kończynami, a ogon zaś podskakiwał co jakiś czas, jak wybudzany ze snu wąż.
- Jesteś gotowa? - zapytał Naharys.
Itami nadal nie była pewna — stanęła przed decyzją, a ona sprawiła, że odbierała nieodparte uczucie, jakby uważała Atrehu za kogoś obcego — ale z drugiej strony, musi myśleć o nim, jak o przyjacielu. Umierającym przyjacielu, więc nic innego nie powinno stanąć jej na drodze. Z uwagą przyjrzała się ustom basiora i momentalnie zrobiło się jej gorąco. ~ No to do dzieła! - z tą myślą, zbliżyła pyszczek do ust Atrehu, musnęła jego wargi swym językiem — a potem przeszła do namiętności. Całowała go tak, jakby jego usta były soczystym owocem, słodkim na dodatek. Czuła nieodpartą przyjemność, ciepło i pragnienie o więcej. Kiedy oddaliła się od samca, Itami otarła wierzchem łapy swe mokre wargi i poczęła wypatrywać jakiekolwiek zmiany, świadczące o tak zwanym „uzdrawiającym” skutku jej pocałunku. Naharys i Itami dostrzegli, jak policzki Atrehu po chwili zadrżały nieznacznie — a potem otworzył oczy, jak zwykle z zaklętym w sobie ciepłym płomieniem i zaczął się im przyglądać z nieodpartym zdziwieniem.
- Czy... coś mnie ominęło? - zapytał słabo basior.
- Itami! Udało Ci się! - zawołał Naharys, łapiąc zaskoczoną waderę w mocne objęcie — Jesteś najlepszą medyczką, jaką nosi ta cholerna ziemia! Udało ci się!
- Ale co jej się udało? - zapytał zdezorientowany basior, drapiąc się po ciemieniu.
- Nic, nic... i tak byś nie zrozumiał. Ważne, że się udało! - odparł z radością Naharys, odstawiając waderę z powrotem na ziemię. Itami, ze znaczącym uśmiechem i płomieniem na policzkach, spojrzała na basiora, który widząc jej rumieńce, ugościł zadowolenie na swej twarzy.
~ Domyślił się — pomyślała po chwili Itami.
- Nie wiem, co wy piliście, ale jestem zły, że nic nie zostawiliście dla mnie! - odparł Atrehu, przybierając pozycję półsiedzącą — Ale cieszę się, że jesteście tacy szczęśliwi z mojego powodu. A jednak ktoś mnie jeszcze kocha w tej watasze.

KONIEC

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2644
Ilość zdobytych PD: 1322 + 40% Eventowy Booster (529 PD)
Nagroda za Event: 800 PD + 20 pkt do wszystkich statystyk.
Obecny stan: 2651

Brak komentarzy

Prześlij komentarz