Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 31 marca 2022

Yneryth ~ Walentynkowy szał (Pisarski - Niezrównoważony Kupidyn) [Event]

< 4 lata temu, 13 luty >
W powietrzu unosił się zapach lasu. Woń niebyła jedno barwna, usiana była różnymi leśnymi aromatami. Temperatura wokół był sprzyjająca dla nowo rozwijających się roślin. Śnieg zdążył już stopnieć. Poziom pobliskiej rzeki podniósł się o około dwa metry. W środku lasu nie było jednak widać większych zmian, jedynie znikająca biała otulina. Ściółka leśna była wilgotna, nie wydawała szelestów pod naciskiem. Cisze przerywały odgłosy zwierząt. Ptaki siedziały na gałęziach i śpiewały różnorodne melodie. Sarny leżały i wylegiwały się. Wiewiórki latały po drzewach jak oszalałe. Wszystkie zwierzęta zaczynały radować się wiosną. Pośrodku lasu siedziały dwa wilki. To właśnie one były najgłośniejsze. Cieszyły się z nowej pory roku, jak tylko mogły. Dwoma wilkami siedzącymi pośrodku gaju był Yneryth, biało futry młodziak i Eleshar, stary wilk z doznaniami. Starszy posiadał brązowe ubarwienie. Maskował się i kamuflował w brązowej ściółce jak kameleon. Maluch wręcz przeciwnie, było go widać z oddali. W sztuce kamuflażu nie pomagały mu głośne krzyczenie.
- A opowiesz mi jakąś ciekawą rzecz o początku wiosny? - Zapytał wesoły basiorek.
- Dobrze, ale już nie bądź tak głośno. – Usiadł starszy.
- O czym mi dziś opowiesz?- Zapytał grzecznie, siadając. Siedział wpatrzony w swojego opiekuna.
- Hmm, mogę ci wiele opowiedzieć, ale mam pomysł jak to rozwiążemy. Za tobą siedzi wiewiórka, jeśli zgadniesz na jakim drzewie bez obracania się, opowiem ci o dniu jutrzejszym, natomiast jak się pomylisz to o dzisiejszym. Zgaduj. – Uśmiechnął się, lekko widząc radość malucha.
- A mogę odpowiedzieć dwa razy? Zgadnę, a potem się pomylę. – Lekko się zaśmiał "hihi".
- Nie, możesz odpowiedzieć tylko raz. - Stanowczym głosem.
- No dobrze. - Zrobił pokazowy grymas.
Mały wilk znał dobrze okolice. Znał tu prawie wszystkie drzewa, niektóre zwierzęta nawet po nazywał, oczywiście oprócz tych, które trzeba było jeść. Zamknął oczy i wsłuchiwał się w otoczenie. Słyszał wiele odgłosów, teraz obchodziła go jednak tylko wiewiórka. Po chwili usłyszał ciche tuptanie na drzewie, było ono szybkie i ostrożne. Po tym wiedział, że to ta wiewiórka o, którą chodziło wujkowi. Teraz wyciszył umysł i skupił się na przestrzeni. Nie był pewien czy wiewiórka siedzi na sośnie, czy dębię. Zapytał ponownie:
- Na pewno nie mogę dwa razy ? – Zaniepokojony, możliwą porażką westchnął.
- Nie, naszym życiem rządzi los. Jeśli odpowiesz dwa razy, może mieć to wpływ na wiele rzeczy. Musisz pamiętać, balans jest najważniejszy. To tak jak z jedzeniem, nie zabijamy wszystkiego, zabijamy, tyle ile musimy. Los co prawda nie jest sprawiedliwy, ale to on ma wpływ na wszystko.
- Będę zgadywał. – Roześmiał się. - Los ma już dla mnie plan. Więc i tak nie ma znaczenia, co odpowiem, będzie tak, jak ma być. Hmm, czy wiewiórka siedzi na sośnie ?
- Miałeś rację, los jest dziś po twojej stronie. – Uśmiechnął się, ciesząc się wraz z Yneryth’em.
Biała kulka obróciła się, spojrzała w kierunku małego futrzaka. Zadowolony młodziak pomachał mu małą łapką. Rude stworzonko zdawało się rozumieć gest, odwzajemniła to spojrzeniem, po czym uciekła do dziupli. Yneryth obrócił się z powrotem, czekał, aż usłyszy tę ciekawszą historię. W końcu na nią zapracował, wyczuwając małego gryzonia. Zastanawiał się, co dziś opowie mu wujek.
- A więc, od czego by tu zacząć. Jutro jest czternasty lutego. Pewnie mało ci to jeszcze mówi, ale spokojnie zaraz będziesz wiedział. Gdy miałem 3 lata, należałem do stada wilków, każdy był inny. Niektóre były szare, inne zaś białe jak ty, nie brakowało nam chyba żadnego koloru. W watasze było nas około 20. Było w nim wiele par. Nawet ja miałem swoją. Moja ukochana była dla mnie specjalna.
- To o niej będzie historia ?- Wtrącił zaciekawiony.
- Nie, nie. Już wracam do sedna. Tego dnia zawsze świętowaliśmy, był to dzień, gdzie zawsze chodziliśmy parami i robiliśmy różne głupie i takie miłosne rzeczy. Tamtego dnia, każdy wilk, który miał swoją drugą połówkę, szykował coś dla niej. Mnie również to nie ominęło. Co roku tego samego dnia dawaliśmy sobie jakieś rzeczy od serduszka. W innych znanych mi watahach, a znam ich dużo, też tak robili. Nazywaliśmy to chyba walentynkami, dniem zakochanych.
- Uuuu, a co z innymi, tymi bez pary? – Zapytał smutnym głosikiem, zdawało się, że martwi się o nich.
- Uwierz mi, nie było takich wielu. Nawet te najbardziej skryte wilki, tego dnia przepełniała jakaś magiczna moc, wyznawały innym swoje uczucia. Co prawda los jest brutalny, nie każdy miał parę. Tamte wilki jednak starały okazywać sobie miłość braterską, wszystkie razem zbierały się i rozmawiały, jak każdego innego dnia. Właśnie w ten dzień powstawały plotki i małe romanse.
- Czyli jutrzejszy dzień spędzamy razem. Dwaj samotnicy. - Biegał w kółko, ciesząc się.
- Dokładnie, ja jestem za stary, a ty za młody. Więc spędzimy ten czas razem.
Oboje wstali i powolnym krokiem udali w nieznanym kierunku. Znikąd pojawiał się na niebie blask nieznajomego pochodzenia.

< Teraz >
Yneryth otrzepał się. Podniósł wzrok, spojrzał i dostrzegł. Przed nim stał Atrehu. Coś tam gadał, świeżo obudzony nie wiele jeszcze rozumiał. Wstał na cztery łapy. Rozejrzał się po jaskini, nie wiedział, skąd się w niej wziął. Nie chciał chyba wiedzieć. Lekko się uśmiechał, wspominając starą opowieść swojego przybranego taty. Wszystko pamiętał jak przez sen, a może właśnie to mu się śniło. Chcąc się upewnić, zapytał:
- Jaki mamy dziś dzień?
- A to ciekawe, że pytasz. Dziś jest mój ulubiony dzień, mamy dziś walentynki. To jest święto miłości, stąd też tak je, kocham.- Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Rozumiem, że tu też je obchodzicie ?
- A jak, oczywiście, że tak. A ty jakie masz plany na dzisiejszy dzień ?
- Hmm sam jeszcze nie wiem, może potrenuję.
- Jak wolisz.
Atrehu szedł dalej wesołym krokiem, zdawać by się mogło, że już zapomniał o białym pobratymcu. Yneryth również nie zamierzał spędzić dnia w jaskini, nigdy nie lubił tu siedzieć. Wychodząc z jaskini, zastanawiał się nad dzisiejszym dniem. Nie wiedział zbyt wiele o członkach watahy, wiedział dosłownie tyle, ile musiał. Najlepsze kontakty miał z Noiter’em. Jednak drugi samiec nie wzbudzał w nim pociągu. Biały basior nie rozumiał jeszcze co to miłość, może dlatego, że nie spędza odpowiedniej ilości czasu z waderami. W zasadzie nie wiele było tu par. Uspokoiło go to trochę, nie będzie musiał się przejmować swoim statusem w grupie.
Wchodząc w centrum terenu podległego alfie, zgłupiał. Było tak, jak mówił Eleshar, prawie każdy samiec chodził za waderą, mówiąc, jak on to jej nie kocha. Cały ten widok był dla niego zabawny. Nie dowierzał, gdy zobaczył Kotoriego, który również biegał za waderą. Cały szacunek, który posiadał on u Yneryth’a, gwałtownie spadł na wartości. Honor jednak musiał oddać Naharysowi, on lojalnie siedział ze swoją wybranką. Przechadzając się w kierunku polany, gdzie spędzał samotnie większość czasu, zauważył podejrzany przedmiot na ziemi. Trącił go łapą, on poturlał się kawałek dalej. Na ziemi leżał jakiś dziwny patyk. Długi na wymiar łapy, z jednej strony zakończony piórami, z drugiej był jakiś czerwony kamyczek. Błyszczał i mienił się w świetle słońca. Basior postanowił udawać, że go nie widzi, to nie jego problem, on tu nie śpi. Truptał powolnym krokiem w niezmienionym kierunku. Dziwnych przedmiotów przybywało, w trawie leżało ich coraz więcej i więcej. Pochylił się nad nieznanym przedmiotem i powąchał go. Czuł zapach owoców leśnych i żurawiny, cały zapach dopełniała nutka bzu. Niespodziewanie jeden z magicznych przedmiotów przeleciał mu koło głowy.
- To są jakieś jaja. - Warknął z niezadowoleniem.
Jedyną odpowiedzią, jaką usłyszał był chichot. Niezwłocznie Yneryth zaczął biec za głosem. Miał wrażenie, że dziwniej już być nie może. Mylił się, wbiegając na pagórek, zobaczył Noiter’a, który szedł za jedną z wader. Zażenowany odpuścił pogoń. Lekko było widać zniesmaczenie postępowaniem czarnego basiora. Każdy ma wolną wolę, tak więc nie przeszkadzał mu. Fochy o porzucenie postanowił zostawić na potem. Dosłownie każdy wilk świrował. Działo się tu coś dziwnego. Jednak zdawało się, że jest tu sam. Nie przeszkadzało mu to, przyzwyczaił się już do takiego stanu rzeczy. Gdzieś w głębi było mu jednak smutno. Liczył, że może ten jeden raz nie będzie sam. Los jednak utwierdził go w przekonaniu, że może liczyć tylko na siebie. Ponuro wędrując już bez celu i chęci, znów słyszał ten dźwięk. Olał go i udawał, że go nie słyszy. Z korony drzewa wyleciały dwa podejrzane przedmioty. Leciały prosto w niego. Wilk miał dobry refleks oraz świetnie wczuwał się w swoje otoczenie. Nie zwolnił nawet, by je ominąć. Z jego lewej strony wyrosły i wzniosły się ku niebu lodowe kolce. Lodowa ściana zasłoniła go przed zderzeniem. Tajemniczy dźwięk nagle ustał, w jego miejsce pojawił się inny.
- Nie nie nie... nie tak miało być. - Zdenerwowanym głosem jakby dziecka.
- A jak miało być? - Stanął w miejscu ze zdziwieniem, rozglądając się.
Z drzewa wyleciał dziwna kreatura. Wyglądem przypominała mantikorę, była jednak znaczenie mniejsza. Futro tego czegoś było krótkie, ale zadbane i lekko pofalowane nieregularnie. Głowa wyglądała dość podobnie do wilczej. Nie posiadała kłów ani grzywy. Istota miała za to masywne i umięśnione skrzydła. Para dodatkowych kończyn była masywna na tyle, że można było twierdzić ją za połowę masy ciała. Białe długie pióra, na końcu lekko zaostrzone. Cały korpus bytu kończył długi, lecz wąski ogon. Zwierzę, jak twierdził wilk, wyglądało dumnie. Nie brał jednak na poważnie jej dziecinnego głosu.
- Miałeś dostać, wszystko wtedy poszłoby zgodnie z planem. - Wykrzyknął.
- Jakim planem.- Uniósł lekko brew, aby oddać swoje odczucia.
- Agr… powiedzmy, że mam misje. Sprowadzam miłość na wszystko, co żywe.
- Okej i ? - Odpowiedział głosem, żeby pokazać swoją obojętność.
- To ważna misja. Nie śmiej się. Obiecałem komuś, że wszyscy poczują magię dzisiejszego dnia.
- Muszę cię rozczarować, ze mną ci się nie uda. – Odchodzi.
Dziwna bestia najeżyła swoje masywne skrzydła. Ustawiła się w pozie gotowej do ataku.
- Nie mam wyjścia, wybacz.
Był słychać dwa silne machnięcia skrzydłami. Chwile po tym powietrze było cięte przez dużą liczbę jakichś rzeczy. Intuicyjnie Yneryth gwałtownie się obrócił, postawił przed sobą kolejną lodową ścianę. Wydawało mu się, że wytrzyma ona uderzenie. Trzask lodu zaniepokoił go. Ściana była dosłownie przeszywana przez twarde jak kamień pióra. Jego skupienie opadło, lodowy mór zamienił się w wodę tak szybko, jak piorun uderza o ziemię.
- Może zmieniłeś zdanie? To jak zakochasz się ? - Zachichotała latająca istota.
- Nie zmieniłem. - Warknął zdenerwowany. – Odejdź i zostaw mnie
- Nie pozostawiasz mi wyboru.
Istota nie poddała się, machała swoimi skrzydłami, a pióra latały jak ostrza. Biały basior był zdziwiony siłą nieznanej istoty. Nie wiedział jeszcze, z jaką siłą przyjdzie mu się zmierzyć. Bestia, z która walczył, była boskim wysłannikiem. Jego rola była prosta, rozprzestrzeniać miłość. Początek potyczki był dość jedno strony, biały basior próbował unikać piór. Nie wiedział, czy one go zabiją, czy sprawią, że się zakocha. Unikał ich, jak tylko mógł, kto się spodziewał, że rady Naharysa mogą się przydać, na pewno nie Yneryth. Pierzasta salwa ucichła.
- To wszystko, co masz? - Zapytał arogancko.
Stał dumie, dopóki nie zorientował się, że stoi w wielkim serduszku. Śmiech stworzenia wypełnił puste otoczenie.
- Śmiesznie wyglądasz, taki zły i dumny, a zarazem uroczy, bo w serduszku. – Wyśmiewając, piskliwym głosem dodał.
Yneryth był wściekły, głosy w głowie nie pomagały. Od momentu spotkania skrzydlatego zaczęły szumieć i szeleścić. One same nakreślały mu powagę sytuacji. Nigdy nie pojawiały się bez powodu. Wilk wziął więc sytuację na poważnie. Futro zaczęło zmieniać barwę. Oczy lśniły jak złoto. Głosy błyskawicznie ustabilizowały się.
- Może teraz wyglądam poważniej. – Spoglądał prosto w oczy oponenta.
- Jak ty tak? Widzę, że też potrafisz co nieco.
- Podejdź bliżej, to ci pokaże.
- Wtedy byłoby za łatwo. Wystarczy, że dotkniesz moich skrzydeł, a będę mógł odejść.
W tamtym momencie wilk zrozumiał, pióra nie miały go zranić. Wręcz przeciwnie miały na celu wypełnienie jego serca. Walka stawała się coraz bardziej skomplikowana. Yneryth był w kropce, musiał unikać kontaktu, a zarazem jakoś go przegonić. Zmrożenie go nie wchodziło w grę, zabicie tym bardziej. Nie mógł zabić niewinnego stworzenia, nie miał powodu. Pierwszy raz biały nie miał planu, jak podejść do tej sytuacji. Uśmiechnął się, wspominając dzieciństwo. Dziś znów zadecyduje los. Jego łapy pokryły się lodową pokrywą, pazury wyostrzyły się.
Bitwa trwała nieustannie. Momentami była równa, czasami Yneryth miał sytuacyjną przewagę. W większości dominował miłosny wysłannik. Słychać było ciężkie uderzenia łap o skały i podłoże. Wynik był jednak jednostronny. Przez całą walkę, tylko jeden miał znaczną przewagę. Skrzydlata istota przechytrzyła zdenerwowanego basiora. W momencie, gdy wilk wyskoczył z kamiennej ściany, chcąc powalić latającego przeciwnika, ten zakrył się swoimi skrzydłami. Łapa zetknęła się z magicznymi piórami. Żółte oczy rozbłysły się. Wzrok białego nie był już taki sam. Wcześniejsza złość z walki przeminęła. Oczy były spokojne. Uderzenie w skrzydła zakończyło walkę. Pomimo przemijającej siły uderzenia, bestia miłosna runęła na ziemie z odmrożonym skrzydłem. Mimo odniesienia, poważnego bólu, wygrała. Yneryth spadł na podłożę i przewrócił się. Podniósł się jakby nigdy nic. Basior nie był już taki sam. Wilk uśmiechał się, a jego pozycja, była wolna od zimnych emocji. Stał chwilę w miejscu, po czym biegiem udał się w nieznanym kierunku.. Domyślić się można było, że zmierza do samic. Miłosny amor wygrał walkę z wilkami, niektórzy mogą twierdzić, że to źle. Prawda jest zaskakująca, żaden wilk nie miał pretensji za tamten dzień. Nawet Yneryth, samotnik, można myśleć, że bez uczuć, znalazł kogoś dla siebie, a i ktoś znalazł jego. Posłaniec otrząsnął się i wzleciał. Jego misja odniosła sukces. Odlatywał w stronę zachodzącego słońca. Szczęśliwie nucił jakąś melodię. Leciał wolno, widać było, że jedno ze skrzydeł nie działa poprawnie. Powolny lot kończył się jego zniknięciem w chmurach.

KONIEC

PODSUMOWANIE 
Ilość napisanych słów: 2151
Ilość zdobytych PD: 1075 + 40% Eventowy Booster (430 PD).
Nagroda za Event: 800 PD + 20 pkt do wszystkich statystyk.
Obecny stan: 3997

Brak komentarzy

Prześlij komentarz