Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 19 marca 2022

Od Atrehu c.d Naharys'a | Lonyi | Piny | Tsumi ~ W głowie się nie mieści

Stało się. Naharys nakrył nas na spółkowaniu. Dowiedział się, że między mną, a jego siostrą do czegoś doszło. I nie był zachwycony. Choć to raczej mało powiedziane. Był wściekły. Wkurwiony mógłbym rzecz. Oczy świeciły się nienaturalnie. Zionęły nienawiścią. Nie były przyjemne. Chciał mnie zabić. Czułem to każdą cząstką siebie. Szarpałem się, próbując uwolnić ciało. Przed chwilą złapał mnie swoimi mocami. Podniósł mnie wysoko nad ziemią. Zawisnąłem nad klifem.
- A teraz podaj mi jeden solidny powód, dla którego miałbym cię nie rozj**ać o skały! - przyjrzałem mu się, wisząc do góry łapami. Z pyska ciekła mu ślina. Nie widziałem go nigdy w takim stanie. Najeżony do granic możliwości. Z wyszczerzonymi kłami i wyciągniętymi pazurami. Mogłem się uwolnić. Z łatwością dałbym radę oprzeć się jego zdolnością. Nie chciałem go jednak ranić. Nawet jeśli wyrzekł się mnie, ja nie uczynię tego samego. Nadal był dla mnie bratem. Rodziną, której nie chciałem skrzywdzić.
- Exan, proszę, wysłuchaj mnie! - na nic zdały się moje tłumaczenia. Basior nie słuchał niczego, co się do niego mówiło. - Ku** mać, stary, Lonya też tego chciała! - stał tam, niedaleko. Wpatrywał z niedowierzaniem w nasze sylwetki na zmianę. We mnie szczególnie. Z rozczarowaniem i bólem. Nie bez powodu mówi się, że siostry przyjaciela się nie tyka. Nie posłuchałem, dałem się ponieść instynktom. Pierwotnym rządzą, które kierują mną od lat. Nie dają spokoju. Powodują ogromną chcicę i nacisk.
Z drugiej strony, gdybym tego sam nie chciał, Lonya nie straciłaby ze mną dziewictwa. Do niczego by nie doszło. Wciąż byłoby tak samo, jak przed tą cholerną wyprawą. Nie dowiedziałbym się prawdy o sobie. O swoim pochodzeniu. Nie miałbym punktu zaczepienia. Tak bardzo chciałem odreagować to, w jaki sposób zostałem wych*jany przez własną matkę. I starszego brata. Kogoś, kogo uważałem za wzór do naśladowania. Lupus był w moich oczach wszystkim. Bohaterem, przyjacielem. Członkiem rodziny. Łączyły nas więzy krwi. Wierzyłem we wszystko, co mówił i robił. Może nawet zacząłem wierzyć, że to prawda. Zabiłem ojca, choć tego nie zrobiłem? Nie wiem. Wszystko przestało mieć znaczenie. Oszukali mnie. On i matka. O ile tę sukę można tak nazwać. Okazała się, być kimś innym niż była. Kłamczuchą, manipulantką. To na mnie spadła wina za śmierć ojca. Nic nie zrobiłem. Wiem o tym. Czasami jednak mam wrażenie, że to prawda. Na przekór mnie. Nie czuję się jednak z tym lepiej. Wciąż boli. Mocno.
Staram się do tego nie wracać. To jednak siedzi mi w głowie. Nie myślę za wiele. Wszystko samo przychodzi. O ile przeszłość nie była moją winą, tak obecna sytuacja miała się z grubsza inaczej. Doprowadziłem do tego. Świadomie przespałem się z Lonyą. Nie byłem z siebie dumny. Powinienem był pomyśleć. To nie leżało jednak w mojej naturze. Jestem impulsywny. Działam pod wpływem chwili. Robię coś, nie bacząc na konsekwencje. Gdzieś z tyłu czaiła się ostrzegawcza lampka. Zignorowałem ją. I teraz patrzę z bólem na swojego przyjaciela, brata.
Nienawidzi mnie. I to moja wina. Zawiodłem. Kiedyś było podobnie. Rozczarowałem ojca. Tak, jak i teraz Naharys'a. Oczywiście, nie było moim zamiarem zaciągnięcie wadery do łóżka. Myślałem raczej o zwykłych przytulasach, pieszczotach. Tego pragnąłem. Jej bliskości, nie ważne, w jakiej formie. Ona jednak chciała więcej. Dużo więcej. Widziałam to w jej oczach i ruchach ciała. Zapach był silny, pragnęła mnie. Ja ją też. Była tak cholernie mokra. Wciąż słyszę w głowie jej jęki rozkoszy. To było przyjemne. Podobało się jej.
Więc czemu on się wtrąca? To była nasza decyzja. Nawet jeśli nie do końca świadoma, to nadal nasza. Oboje byliśmy pełnoletni. Jego to nie powinno obchodzić. Mogłem to po części zwalić na alkohol. Nie byłoby to jednak na miejscu. Pogorszyłbym sytuację. Jednak... nie żałuję. Nie mógłbym. Kochaliśmy się i był to najlepszy seks, jaki doświadczyłem. Zmysłowy i głęboki. Nawet teraz, wisząc nad przepaścią, nie myślałem o konsekwencjach. Nie, myślałem o tym, jak chętnie bym to powtórzył. Wadera jest dorosła! Ma prawo podejmować takie, a nie inne decyzje. Nikt jej nie zabroni zrobić ze swoim ciałem, co zechcę.
Dla Naharysa widać nie ma to znaczenia. I teraz za to płaciłem. Więź z nim pękała niczym bańka mydlana. Kawałek po kawałku rozrywając moją duszę na strzępy. Było to dokładnie to, czego się najbardziej obawiałem. Nie byłem tylko pewien, czy bardziej mnie ten fakt zasmucił, czy wkurzył. Nie miał prawa mnie tak traktować. Mimo wszystko nie byłem wystraszonym gówniarzem. Nie jestem też workiem treningowym, na którym będzie się wyżywał. Rozumiem jego gniew. Przyjaciel przeleciał mu siostrę. Też bym się wkurwił, gdyby on zrobił to z Asui. Z pewnością jednak nie próbowałbym go zabić. Zdzieliłbym go tylko w pysk i kazał się zabezpieczać. By nie było „niechcianej” wpadki. I by traktował moją siostrę jak królową, którą w rzeczywistości dla mnie jest.
To, co jednak robił basior, było irracjonalne. Może se być moim bratem, ale nie będzie wyżywał się na mnie. Gniew zapłonął we mnie głęboko. Nie chciałem warczeć, użycie głosu nie miało sensu. Nie chciałem go atakować. Jeśli doszłoby do konfrontacji, jedno z nas by tego nie przeżyło. Wiedziałem, że jestem od niego trochę silniejszy. Moje moce są w stanie przebić się przez barierę. I to, że jest z rodziny wojowników, by go nie uratowało. Moja furia przeciwko jego. To byłaby rzeź.
- Exan! On mnie do niczego nie zmuszał! - kątem oka spojrzałem na Lonye. Była zdenerwowana nie mniej niż jej brat. Pewna siebie, podeszła do niego. Warknął na jej ruch. Nie zrobił jednak nic więcej, więc śmiało kontynuowała. - Sama też chciałam, jeśli chcesz zabić Atrehu, powinieneś też zabić i mnie! - słowa niezbyt do mnie dochodziły. Choć słyszałem je dokładnie. Nie mogłem się na nich skupić, zbyt pochłonięty swoimi uczucia. Ona mnie ratowała. Chciała dobrze, choć nie byłem tym zachwycony. Nie chciałem pomocy. Byłem za nią wdzięczny, ale... pragnąłem sam rozwiązać ten problem. Tymczasem czułem się słaby. Interwencja wadera z pewnością coś wskórała. Zawsze wiedziała co powiedzieć, by było dobrze. To jej dar i talent. Uwielbiałem to. Westchnąłem w duchu, wciąż nie robiąc nic. Mogłem coś zrobić. Szarpnąć się, chociaż. Zamiast tego, bezwiednie zwisałem na tym klifem. Czułem jak mrowieją mi kończyny. Krew spływała do mózgu. Nie czułem tylnych łap.
Czy się bałem? Trochę tak, lecz na pewno nie o swoje życie. Bardziej o nasze zepsute relacje. Marną przyszłość, która na nas czeka. Gdybym teraz coś zrobił. Zaatakował go. Użył w pełni swych zdolności, sytuacja mogłaby się odwrócić. To on by tak wisiał. Poczułby, co to znaczy. Może nawet przeprosił. Bądź wręcz przeciwnie. Szamotałby się w agonii. Jeszcze bardziej wkurwiony. Pokusa była tak silna. Z trudem powstrzymałem się od tego. Po raz pierwszy odgoniłem od siebie pragnienie zemsty. Nie na nim. Był dla mnie bratem. Nawet pomimo tej całej sprawy. Tego, co robił. Zgasiłem w sobie złość, skupiając się na tej dwójce. Naharys stał, jak stał. Naprężony i zły. Obserwował mnie, zaciskając mocno zęby. Wpatrywałem się w jego oczy. Głęboko. Odwrócił wzrok, przeklinając pod nosem.
Dostrzegłem swoją szansę. Wystarczyło ją wykorzystać. Minęła jednak chwila, a ja nawet nie drgnąłem. W dalszym ciągu nie zrobiłem nic, by się uwolnić. Tylko dlaczego?
Mógł mnie puścić. Nie robiło mi to różnicy. Błyskawicznie bym się teleportował w bezpieczne miejsce. Nie mogłem tego jednak uczynić. Byłoby to jak rzucone wyzwanie, doszłoby do konfrontacji, a ja chciałem tego uniknąć. Walka między nami byłaby krwawa. Moglibyśmy zrobić sobie krzywdę. I nie tylko fizyczną. Nasza psychika była słaba. Widziałem to dokładnie. Na samą myśl o jego krzywdzie z mojego powodu, żołądek podchodził mi do gardła. Czułem gule, nie mogłem przełknąć śliny. To by nas zniszczyło do końca. Mimo jego chłodu, złości wiedziałem, że nie chce mnie zabić. Chciał mnie upokorzyć. Pokazać, że ma racje i jest lepszy ode mnie. Silniejszy. Potwierdziło się to w momencie, gdy mnie uwolnił. Zdecydowanie i mocno. Wcale nie delikatnie. Niespodziewanie runąłem w dół. Celowo mnie tak ustawił, bym nie mógł się uratować. Sturlałem się w dół, uderzając o wystający pień. Zabolało.
Na chwilę straciłem jasność myślenia. Mój błąd. Basior zmaterializował się nade mną. Przycisnął mnie do ziemi. Furia we mnie powróciła. Nie miał prawa mnie dominować! Kim, że on niby jest, by tak mnie traktować?! Obnażyłem kły, starając się uspokoić. Ignorowałem to, co robił. W momencie, gdy kłapnął zębami przy moim pysku, miałem ochotę odgryźć mu te wargi. Wyrwać wszystkie kły i zrobić sobie z nich naszyjnik. O niczym bardziej nie marzyłem.
- Podziękuj mojej siostrze, za uratowanie Ci życia, bo już byś był martwy! - prychnąłem w duchu, patrząc mu głęboko w oczy. Nie dostrzegłem współczucia. Była tam tylko nienawiść. Odzwierciedlało to także i moje uczucia. Wiedziałem, że je dostrzega. Błysk w jego tęczówkach, ból, który tam dostrzegłem. Gdybym tego nie ujrzał, basior byłby już martwy. Powstrzymał mnie jednak ich widok. - To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, a brzmi ono: Nie zbliżaj się do mnie, mojej siostry i całej naszej rodziny!
- Naharys, ochłoń i pogadajmy! - po raz ostatni spróbowałem przemówić mu do rozumu. Nic złego nie zrobiliśmy. Czemu on tego nie ogarnia? - Sami tego chcieliśmy, nie rozumiem, czemu tak jedziesz po mnie!
- A o czym tu gadać!? Tsumi już Ci się znudziła i postanowiłeś rwać do cudzych sióstr?! - na chwilę mój umysł jakby zwolnił. Że co on gada?! Wcale mi się nie znudziła, o czym on pieprzył? - Jak Lonya zaciąży, to potraktujesz ją tak samo, jak Tsumi?! Nie, wtedy już nie będzie następnego razu, bo wtedy twoje truchło będzie użyźniać glebę od spodu. - jego słowa bolały. Mocno i głęboko. Nie porzuciłem przecież Tsumi. O jej ciąży dowiedziałem się po seksie z Lonyą. Do kurwy nędzy jestem wolnym samcem i jak dotąd żadna nie powiedziała mi wprost, że chcę czegoś więcej. Skąd mogłem wiedzieć, że Tsumi zaciąży?! Nie miał prawa mnie oceniać. Te sprawy się nie łączyły! Jak on w ogóle śmiał o tym wspominać!? Warknąłem cicho, gwałtownie. Jakby wybudzony nagle z głębokiego snu. - Nienawidzę cię i żałuję, że cię kiedykolwiek poznałem, żałosny robalu! - serce przyśpieszyło swoje bicie. Nie chciałem tego słuchać. Wcale nie zasłużyłem na takie traktowanie. Powinienem coś zrobić, ale co? - Robale się rozgniata, ale Lo postanowiła cię uratować. Ciesz się więc swoim życiem, a jeśli ci ono miłe, nie pokażesz mi się już na oczy, w przeciwnym razie, nie będę czuł zapędów. Żadnych wyjątków. - basior zabrał swoją łapę, po czym pognał w dal. Patrzyłem za nim nieco oszołomiony. I wkurwiony.
*
Warczałem pod nosem. Z moich oczu buchał ogień. Miałem ochotę coś rozwalić. Podniosłem się do pionu. Twardo stanąłem na ziemi. Obok mnie zmaterializowała się Lonya. Spojrzała na mnie zaniepokojonym wzrokiem. Wiedziała, że słowa tu teraz nie pomogą. Widziałem, jak bardzo ją to zezłościło. Obawiałem się kłótni, powietrze było nasączone złą energią. Nie chciałem kolejnej konfrontacji.
Znów spojrzałem za Naharysem. Za jego znikającą sylwetką. Czułem... pustkę. Upokorzeniem nie mógłbym tego nazwać, ale jednak bolało mnie to, w jaki sposób zostałem potraktowany. Jak śmieć. I nie to, że coś, lecz właśnie w ten sposób się czułem. Część mnie została praktycznie wyrwana. Pozbawił mnie nadziei, którą jeszcze w sobie posiadałem. Straciłem go. Przez swoją własną głupotę. Być może jednak źle myślałem. I to on się mylił. Miałem prawo przespać się z jego siostrą, jeśli ona tego chciała. Dostałem pozwolenie, więc nic temu tępemu ch*jowi do tego!
- Atrehu? - odwróciłem się w jej stronę z cichym westchnieniem. Wadera unikała mojego spojrzenia. Nastała dość krępująca cisza. Widziałem, jak co rusz otwiera i zamyka pyszczek, próbując coś powiedzieć. Z początku nawet myślałem, że zrezygnuje. Nic nie powie. Nie doceniłem jej jednak. Lonya podeszła bliżej, przysiadając się tuż obok. - To, co mówił Naharys... - serce zaczęło mi mocniej bić. Uważa mnie za winnego? A może żałuję spędzonych ze mną chwil? W najgorszym wypadku zwyczajnie... - To prawda, że Tsumi jest w ciąży z Twoimi szczeniakami? - na chwilę zamarłem, po czym usiadłem. Stykaliśmy się barkami. To... było przyjemne uczucie. Uspokajające. Relaksujące. Stres jakby na chwilę wyparował. Wziąłem głęboki wdech. Mięśnie się napięły. Wypuściłem powietrze ze świstem. Ciało się rozluźniło. Nie miałem już sił.
- Tak... - szepnąłem, patrząc w górę na migoczące na niebie gwiazdy. Jakby szukając w nich ratunku. Ucieczki, od całego tego bagna. - I uprzedzając Twoje niezadane pytanie. Dowiedziałem się o tym tuż po tym, gdy odprowadziłem Cię wczoraj do jaskini. Tsumi podeszła do mnie, zaproponowała spacer. Była nerwowa, ale zganiałem to na efekty imprezy. Była przy Pinie aż do końca i późną nocą. Wcześniej w sumie była u waszego medyka. Nie chciała jednak wyjaśnić, co jej powiedział. Skoro czuła się dobrze, nie drążyłem tematu. I to był mój błąd. Może, gdybym wiedział wcześniej...
- Żałujesz? - z szokiem wymalowanym na pysku, zwróciłem się w jej kierunku. Wszystko, dosłownie wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego. Musiała zobaczyć moją minę. Wyglądałem komicznie. Wadera zaśmiała się nieco nerwowo. Potrząsnąłem głowę, splatając nasze ogony.
- Nie, nie żałuję. To była wspaniała noc i cieszę się, że to właśnie mi zaufałaś. Oddałaś mi swój pierwszy raz. Czułem się cudownie. Lekko, a jednocześnie nieco zestresowany. Nie mniej... nie doszłoby do niczego, gdybym wiedział. Nie jestem kanalią, za jaką uważa mnie Naharys...
- Kochasz ją? - na to pytanie nie znałem odpowiedzi. Uwielbiałem Tsumi. Ją, jej słodki charakter, niewinność, która znikała, gdy tylko była bliżej mnie. Ponętne ciało, które wiedziało, jak mnie zaspokoić. Czy była to jednak miłość? Nie czułem nic subtelnego, a powinienem. Żadne jednak motyle w brzuchu mnie nie dopadły. I.. Jakby to powiedzieć... Potrząsnąłem głową, spoglądając na waderę.
- Nie wiem. Lubię ją. Super się z nią gada i przebywa obok niej. Idealnie się zgrywamy podczas zabaw, ale... ja chyba nie potrafię kochać.
- Atrehu, nie opowiadaj głupot. Gdyby było tak, jak mówisz, nie zareagowałbyś w ten sposób na Naharys'a. - na sam dźwięk jego imienia, poczułem nieprzyjemne skurcze. Nie mogłem go jednak winić. Był, jaki był.
- To co innego. - posmutniałem, kładąc się na ziemi. - Jesteś jego siostrą...
- Nie miał prawa Cię tak traktować! - jej wybuch wydał mi się słodki. Cieszyłem się, że stoi po mojej stronie. Tylko... To jej brat. Powinna stawiać jego ponad wszystko. Tymczasem ona go ewidentnie zdradza.
- Wiem... - przytuliłem się do jej piersi. Zagłębiłem pysk w miękkim futrze. Chłonąć aromatyczny zapach jej ciała. Ufałem jej. Dlatego skoro już tak dużo o mnie, może powinna wiedzieć wszystko. - Wiesz... - wilczyca polizała mnie za uchem. To było cudowne uczucie. Na chwilę zapomniałem nawet, co chciałem powiedzieć. ~ Weź się w garść Atrehu. Teraz albo nigdy! - Kiedyś byłem zakochany. W swojej starej watasze. - poczułem, jak drgnęła niespodziewanie. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa. - Kochałem ją. Mocno i do szaleństwa. Myślałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. W moich oczach była nieskazitelna. Nie miała wad, a nawet jeśli... Akceptowałem je wszystkie. Nie próbowałem nic z tym zrobić. Nie widziałem, jaka jest naprawdę. Wydawało mi się, że jest ze mną szczęśliwa. Byłem na każde jej skinienie. Jak wariat wykonywałem powierzone mi zadania. Kolacja, drogie perfumy. Robiłem za wycieraczkę, bo przecież nie mogła zamoczyć łap w kałuży. Życzyła sobie rzadkich owoców, więc szedłem po nie. Szukałem godzinami. Gdy je znajdowałem, mówiła, że już ich nie chce. Za długo czekała. A ona czekać nie lubiła. Gdy nie udawało mi się znaleźć tego, czego chciała, wyzywała mnie. Godziłem się na to w imię „miłości". - na ostatnie słowa praktycznie prychnąłem. Cieszyłem się, że Lonya słucha. Nie przerywała. Chłonęła każde słowo. Wsiąkały w nią niczym gąbka wodę. - Inni śmiali się ze mnie. Przezywali od pantofla. Mówili, że jestem jej podnóżkiem, nie partnerem. Nie zgadzałem się z tym. Uważałem, że mi zazdroszczą. Jaki ja byłem głupi. Nie widziałem, co ona ze mną robiła. - potrząsnąłem głową, wstając. Spojrzałem na Lonye pustym wzrokiem. - W momencie mojego wygnania czekałem, aż się przy mnie pojawi. Powie, że w to nie wierzy. Poprze mnie. Nie zrobiła tego moja matka. Nikt. Miałem więc nadzieję, że choć ona jedna. Że siła naszej miłości jest na tyle potężna. Że sprzeciwi się mojemu bratu. - westchnąłem ciężko. Powrót do bolesnych wspomnień nie był przyjemny. Widziałem jednak, że Lonya domyśliła się, co stało się potem.
- Nie poparła Cię.
- Nie. Stanęła u mego brata, obwieszczając wszem i wobec, że od dziś jest ich luną. „Byliśmy” ze sobą pół roku. Znaliśmy się od szczeniaka. Byliśmy za młodzi na seks, więc myślałem, że jest „czysta". Ona tymczasem od początku była z Lupusem. Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet mój ojciec. Tylko ja ślepy tego nie dostrzegałem. Wyszedłem na jelenia. Kompletnego idiotę. Zdradziła mnie z nim. Była nieletnia, a dała mu dupy jak zwykła zdzira. Na moich oczach pozwoliła, by ją brał. Upokorzyli mnie, zdradzili. Matka oskarżyła mnie o zabicie ojca, a przecież to nie byłem ja. Nie było mnie wtedy. Możliwe, że to Lupus, żądny władzy, dowiedział się prawdy. Tak samo, jak mój ojciec. To on go z pewnością zabił i ona mu w tym pomogła. Nie wiem czemu, skoro Lupus jest dzieckiem z gwałtu. Zawsze go faworyzowała, jakbym ja był gorszy. I wiem, że oni to ukartowali, by się mnie pozbyć. Zabicie mnie było niezgodne z naszym prawem, a zależało mu na poparciu stada. Zostałem zatem wygnany.
- Atrehu, nie obraź się, ale...
- Dlaczego ci to mówię? - wilczyca pokiwała głową, a nasze spojrzenia się spotkały. - Bo w ten sposób chcę w jakiś sposób usprawiedliwić swoje zachowanie. Bo Naharys miał po części rację. Pieprzę wszystko i wszystkich, nie dając nic w zamian. Myślałem, że tak jest dobrze. Że tak musi być. Że to normalne. Tak mi pokazano. Przez lata tkwiłem w tym chorym systemie. Cholernym trójkącie, w którym grałem drugie skrzypce. Przez te lata nie widziałem nic złego w tym, co robiłem i jak się zachowywałem. Dopiero teraz, gdy mi to powiedział... Zdałem sobie sprawę, że jest inaczej. Nic mnie nie usprawiedliwia, ale chciałem, byś to wiedziała. Tsumi... jest w ciąży i nie zamierzam jej zostawiać. Zaopiekuję się nią i szczeniakami. Wezmę odpowiedzialność, za swoje czyny. Nawet jeśli to nie miłość. Jestem pewny, że z czasem się w sobie zakochamy. Może...
- Rozumiem... - Lonya wtuliła się we mnie. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wiem, które z nas wyszło z inicjatywą. Może ja albo jednak ona? Nie potrafiłem stwierdzić. Smakowała tak dobrze. Ten ostatni raz nasze wargi się spotkały. Całowaliśmy się zachłannie, intensywnie. Jakby miało być to pożegnanie. Nie było przecież. Nie wybierałem się na koniec świata. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, ciężko dysząc, uśmiechnęła się do mnie. Wydawała się też uspokojona moimi słowami. Nie wiedziałem, czy wierzy mi do końca. Może uznała jednak, że kłamię i tak jak twierdzi Naharys, wykorzystałem ją? Potraktowałem jak dz*wkę? Ze wszystkich sił starałem się przypomnieć sobie choć jeden moment. Sytuację, która wskazywałaby, że tak było. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. - Spotkamy się później. Musimy się powoli zbierać. Renesmee nie będzie czekać na nas w nieskończoność. - coś było nie tak, ale nie potrafiłem stwierdzić, co dokładnie. Jej uśmiech był jakiś dziwny. Nie sięgał policzków. Wadera ruszyła w stronę jaskiń.
- Lonya? - odwróciła się mnie z pytaniem. Nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć. Błysk w jej oku, ta zaciętość. Była zła. - Obiecaj, że nie pójdziesz do niego.

Lonya?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3072
Ilość zdobytych PD: 1536 + 30% (460 PD) za długość powyżej 3000 słów.
Obecny stan: 30.081 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz