Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 19 marca 2022

Od Ereden'a ~ Anatomia obłędu cz. 2

 IV dzień choroby

Mięso było zepsute, po którym wiły się drobne czerwie, obślizgłe i obleśne, przestrzeń wypełniona była słodkawym fetorem rozkładu i śmierci. Muchy bzykały w przestrzeni, wykonując swoje tańce nad czymś zgniłym i wynaturzonym. Ponadto płomień trawił wszystko, co dobre i zmuszał do krzyku, błagania o litość. Nie ma litości, mękom nie było końca - tak właśnie czuł się Ereden. Czuł, że gnije od środka, a pod skórą miał wrażenie, że owe mrowienie, to wijące się czerwie, a w efekcie trząsł się z zimna, gorączki i obrzydzenia. Gdyby to wszystko zebrać razem do kupy, szczeniakowi kojarzyło się z mlaskaniem rozwalanego przez kły mięsa - czuł się rozrywany, bowiem mięśnie odgrywały pod skórą swój bolesny marsz. Nie docierało do niego to, co ktoś do niego mawiał, nie rozpoznawał twarzy bliskich, a tym bardziej był oddalony od swej świadomości. Wydawałoby się, że Ereden w tamtym momencie, był jedynie tylko bezmyślnie leżącym woreczkiem mięśni i kości. Organizm wypychał z siebie lecznicze związki ziół, leki przeciwbólowe zawiodły, a maści i wyciągi, mające na celu zbicie gorączki, bardziej pogorszały sytuację, niźli ją poprawiały. 
W południe dopadły go omamy; mały, skryty w cieniu wilczek obserwował go bez wyrazu, swymi zakrwawionymi, wypełnionymi płomieniami ślepiami. Ciało jego wiło się od mrocznych macek, z których było zbudowane - nic nie powiedział, ani nic nie uczynił. Tylko obserwował. 
Ereden, chcąc go zapytać, zaniemógł momentalnie z powodu piekącego drapania w gardle. 
 Nagle obserwator, jakby wyczuwszy intencje Eredena, drgnął swą główką i mruknął swymi przerażającymi ślepiami. Powstał z miejsca i przemówił do niego, nawet nie musiał otwierać ust - głos wilczka brzmiał tak zimno, jak pękający lód zamarzniętego jeziora i złowieszczo, niczym krzyk matki, która właśnie straciła wszystkie swoje dzieci. 
- Zastanawiasz się, kim jestem, prawa? Twoją satysfakcją? Przyjemną i jakże wierną, gdy znęcałeś się nad siostrami, poniżałeś się, a ty jesteś moim karmicielem. Tak! Żywiłem się twą uciechą... Dalej mam ochotę na więcej... 
Ereden miał ochotę wstać i czmychnąć ze stołu, ale to na nic... 
Był uwięziony we własnym ciele, skuty kajdanami choroby, pozostało mu tylko jęczeć i stękać zaniepokojony. Jego kompan, jak się wcześniej przedstawił mianem Satysfakcja, zaśmiał się głośno - a był to śmiech okrutny, przywodzący na myśl potłuczone szkło, które wcina się w skórę, kroi mięśnie, wbija w czaszkę. Ciało wzdłuż przeszyły ohydne dreszcze, jakby wijące się czerwie, urządziły sobie wyścig pod jego skórą. 
- Czego chcę? - kontynuował wilczy kształt - Cóż... chciałbym, abyś nadal mnie karmił, bo w końcu twoje siostry, te dwie małe dziwadła, jak zwykłeś na nie mówić, były dla mnie idealną pożywką, a wiesz co? Chciałbym Ci w zamian przedstawić coś, co jeszcze bardziej mnie wzmocni... o tak! 
Ereden'owi wydawało się, że z powodu nadmiaru obrazów, pojawiających się mu przed oczami, zaraz eksploduje mu głowa. A owe obrazy przedstawiały takowe sceny; Wilk, tym razem dorosły, o śnieżnobiałej sierści, zupełnie jak on, wyrywa Shori jej piękne, długie skrzydło. W miejscu pęknięcia skóry, oraz tam, gdzie wbijały się długie zęby, tryskała jucha. Dźwięk wyrywanej kości ze stawu w okolicy łopatki oraz zrozpaczony krzyk siostrzyczki, doprowadzały go do obłędu. Po chwili pozbawił Shori wszystkich skrzydeł, jakie tylko miała - a ona, okaleczona i zrozpaczona, czołgała się po ziemi, jak bezradne, ślepie szczenię. Dorosła wersja samego siebie zwróciła głowę w jego stronę, upuszczając wyrwane skrzydło. 
- Nie cieszysz się? Przecież zawsze chciałeś to zrobić. Nigdy nie traktowałeś jej, jak członka rodziny. Była jedynie podrzutkiem, nic nie znaczącym dla ciebie śmieciem, którego przygarnęli twoi NORMALNI rodzice... Ciesz się tym widokiem. 
Obraz rozpłynął się w powietrzu, pojawił kolejny... nie lepszy od poprzedniego. A przedstawiał on zapłakaną Sininen, która wpatrywała się w swe odbicie w nurcie płynącej wartko rzeki. Łzy waderki spływały powoli z jej policzek, pociągała nosem i co jakiś czas, pocierała łapką swe zaszklone oczy. W końcu postąpiła jeden, ostatni krok, który sprawił, że jego siostrę porwała rzeka. Nie krzyczała, ani nie wyrywała się, bo nie było już odwrotu. 
- Nie cieszysz się? - głos wilka nie ustępował - Zawsze chciałeś, aby twoja najmłodsza siostra zniknęła z twojego życia. Nie jesteś ciekawy, jak rozwala się o okoliczne skały, jak dorodny arbuz? Jak wyrzucona przez nurt wodospadu, spada ze sporej wysokości na wystające głazy? Przyznaj się, że tego właśnie chciałeś. 
~ Nie chciałem! - warknął w myślach Ereden. Nikomu nie życzyłem śmierci! 
- Ale myślałeś o wstręcie, gdy patrzyłeś na swoje siostry! - warknął na niego wilk, będący dorosłą wersją jego samego. Oczy miał okrutne, wypełnione czernią. Puste i bezlitosne - Nie pie**ol mi tu, mały gnoju, że było inaczej! Byłem przy tobie! Byłem każdą twą myślą i czynem, nie oszukasz mnie, przyjacielu. 
- Możesz ze mną być, ale jesteś tylko moim wymysłem. NIKIM INNYM! - warknął Ereden na całe gardło. Itami zjawiła się natychmiast, aby sprawdzić, czy ze szczeniakiem wszystko było w porządku. Nic nie było w porządku. Ereden trząsł się okropnie, krew cienkimi stróżkami spływała mu z nosa, a spod ogona poszerzała się plama żółtej substancji. 
Lonya nakazała zabrać malca na natychmiastową higienę - a miejsce doprowadzić do względnego porządku. 
                                                                                                                                                           ***
Wieczór, po przyjęciu kolejnej dawki leczniczych ziół, zamienił się w prawdziwy koszmar. Pod skórą, wzdłuż kręgosłupa, coś przemieszczało się w ślamazarnym tempie. Itami próbowała coś na to zaradzić, ale gdy to widziała, pobladła momentalnie. To coś, pod postacią podskórnej kulki, posuwało się coraz bliżej szyi malca, a on sam, z donośnym chrzęstem w stawach i wyrazistym mlaskaniem mięśni, wykrzywiał łapy w nienaturalny sposób - jakby nie on, tylko jakaś tajemnicza mroczna siła. Młoda medyczka z krzykiem pognała do Lonyi, która w mgnieniu oka pojawiła się, ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Jej bystrym oczom nie umknęło poruszające się coś - było już blisko, coraz bliżej okolicy, gdzie znajdował się móżdżek malca.
- Itami! Szykuj stół operacyjny i zabierajmy się do pracy! - zarządziła Lonya, po czym rzuciła się w nurt pracy - zaczęła gromadzić wszystkie potrzebne jej zioła i leki oraz niezbędne narzędzia - jeśli to jest to, o czym myślała, czas odgrywa tutaj główną rolę.  
~ Bogowie, pomóżcie mi! - pomyślał Ereden - Nie chcę już tego! Za to, co robiłem swym siostrom, zasługuję na bolesną karę. Ale jeśli mam umrzeć, proszę was, dajcie mi możliwość pogodzić się z siostrami. Jeśli bogowie chcą odebrać mi życie, nie chcę więc umierać w samotni...
- Bogowie nie istnieją - odparł skądś znajomy głos - Są tylko waszym wytworem, aby w godzinie niemocy, poczuć się lepszym, silniejszym, ale to jedynie złuda. Bogowie zostali stworzeni przez nas, a nie na odwrót. Nie oczekuj, że się z nimi spotkasz po życiu doczesnym, bo takowi nie istnieją, głupcze! 
To tylko omamy - pomyślał malec. 
- Możesz we mnie nie wierzyć, twoja wola. Ale ja jestem przy tobie i będę na wieki, aż twe ciało zjednoczy się z ziemią. 
- NIE!! - Ereden krzyknął ogłuszająco, na całe gardło.
- Już dobrze, Ereden! Zaraz będzie po wszystkim, obiecuję! - odezwała się Lonya, ale owe słowa, nie dotarły do świadomości malca, bowiem nadal miał przed oczami obraz, ukazujący jego samego, tym razem znęcającego się nad Sininen. Rwał pióra, kopał ją po brzuchu i silnymi szczękami usiłował wyrwać jej skrzydła ze stawów, a przy okazji, miażdżąc jej kości, swymi długimi, stalowymi zębami. 
~ Przestań! Przestań to robić! - wrzeszczał w myślach Ereden.
- Podaj malcowi zioła przeciwbólowe, najsilniejsze jakie masz... Naharys?! Zajebiście, że jesteś! Chodź tu i przytrzymaj Eredena! Miota się, jak ryba w sieci... Itami! Co z tymi ziołami, do cholery! - wrzeszczała Lonya. Ciało szczeniaka, w dalszym ciągu, nie przestawało się miotać pod wpływem jakiejś tajemniczej mocy, która wykręcała nienaturalnie jego kończyny, wyginała kręgosłupem, jak ramionami łuku, pod wpływem napiętej cięciwy, przy tym wszystkim, wyduszając z malca ogłuszające krzyki bólu.  
- Usypiamy go. Itami, wpłyń na organizm malca, niech związki szybciej wchłaniają się w krew. Tylko operacja pozwoli nam stwierdzić przyczynę. 

 VI dzień choroby

Ereden spał prawie trzy dni. Nadal leżał otępiały i pozbawiony świadomości, ale przynajmniej udało się mu zbić gorączkę. Wrażenie, że całe jego wnętrze gnije, a pod skórą czerwie wiją się obleśnie, trwało nadal i od czasu do czasu, malcem wstrząsały nieprzyjemne dreszcze. Głowa nadal dawała o sobie znać tępym bólem w okolicy miejsca, poniżej potylicy. Kaszel nie był już tak okrutny, ale nadal objawiał się niepokojącym wydźwiękiem - donośnym, mokrym skrzeczeniem. Obraz miał lekko zamazany, ale i to nie stawało mu na przeszkodzie, aby dostrzec, że ktoś koło niego siedzi. Ktoś niski - żałował, że nie potrafił rozpoznać zapachu z powodu przytępionego węchu - a ten ktoś, siedzący w gęstej, niewyraźnej mgle, miał futro białe, jak te chmury rozciągające się po błękitnym niebie. Spróbował zamrugać parę razy, aby wyostrzyć wzrok i wtem dostrzegł - dobrze mu znany element do aparycji - skrzydła. Wcześniej skrzywiłby się ze wstrętu i poczułby żywą pogardę na ich widok. A teraz? Nie czuł nic. Spojrzał na lśniące srebrne oczy, a przyglądał się im dość długo, ale nie potrafił sobie przypomnieć, do kogo one należą. Skrzydła, srebrne oczy i białe futro... miał kompletną pustkę w głowie - która z kolei bolała go coraz mocniej, gdy próbował ją unieść - zmysły miał przytępione nadal, umysł był kompletnie zakuty - czuł jedynie, że jest więźniem własnego ciała. Albo to kolejne omamy? 
~ Może to kolejny demon majaków?  
Był tak otępiały, że nie czuł nawet strachu. 
- Jego stan jest już stabilny, ale w każdej chwili może się pogorszyć - powiedziała Lonya do swego przybranego brata, który nagle pojawił się w wejściu do odnogi. 
- Co mu dolegało? - zapytał jego ojciec. 
- Spójrz - odparła wadera i zaprowadziła Naharysa do kamiennego stolika, gdzie na rozłożonej skórze zająca, leżał nieruchomo, zwinięty w kłębek insekt, mający wygląd zbliżony do skorpiona, jeno pozbawiony swego ogona. Insekt był niewielki, osiągał rozmiary podobne do szczenięcej łapki - ślepia, bladoczerwone, połączone ze złotem, wypełnione były pustą i bezmyślną bezwzględnością, wpatrywały się w nieznany punkt przed sobą. Naharys omal nie wpadł na zwisające na susz zioła, czując odrazę i strach, gdy tylko w nie spojrzał. 
- Lonya, co to, do kur**y nędzy jest!? 
Wadera podniosła głowę, przekrzywiła usta ze strachu. 
- Pasożyt. Ereden miał go w sobie i to on, omal nie doprowadził do kompletnego wyniszczenia organizmu malca. Gdyby dotarł do móżdżku, mógłby go doszczętnie sparaliżować i bez trudu żywić się nim dalej, aż do jego śmierci - wyjaśniła Lonya, przyglądając się długim, śmiertelnie ostrym żuwaczkom pasożyta - bez wątpliwości, wyglądał niebezpiecznie i był niebezpieczny. Naharys zaklął na ten widok. 
- Malec potrzebuje sporo odpoczynku na regenerację organizmu - kontynuowała Lonya - Będziemy mu podawać sporo mleka i wszelkich produktów, bogatych w białko. Przez gorączkę i tego robala, mnóstwo go stracił, zioła regeneracyjne i stymulujące jego procesy życiowe, a ponadto... hmm cholera... 
- Co jest? - zapytał niepewnie Naharys. 
- Szkoda, że nie jesteśmy w rodzinnej watasze. Woda Midereweth załatwiłaby sprawę za te wszystkie bzdury. No nic, musimy zadowolić się i nimi. Tak czy siak, Ereden zostanie u nas na obserwacji jeszcze przez jakiś czas, a ty zaś wracaj do swoich spraw. Z nami jest bezpieczny. 
- Dziękuję Ci! Shori, zaprowadzić Cię do Atrehu na lekcje, czy sama trafisz? 
Mała wadera odwróciła wzrok od leżącego bez świadomości Eredena i odparła bez cienia niepewności. 
- Nie, spokojnie, trafię sama. Wiesz tato, nie jestem już taka mała - na koniec zaśmiała się wesoło. 
- Ah! No tak - odparł, odwzajemniając uśmiech. 
A Ereden natomiast, jak się czuł? Otóż... prawdę mówiąc; Jak roślina. Nim Naharys wyszedł z jaskini medycznej, zwrócił się ponownie do Lonyi, z niepewnością w sobie, która nie dawała mu spokoju. 
- Co by się stało z pasożytem, gdyby... uśmiercił Eredena? 
Lonya nie była zachwycona tym pytaniem. 
- Przebiłby się przez czaszkę malca i uciekłby, już jako dorosły osobnik, aby potem złożyć jajeczka, będące zdolne zainfekować kolejnego wilka. To strasznie niebezpieczny pasożyt, więc proszę cię, uważaj na siebie. Sama nie wiem, skąd ten diabeł go złapał, ale trzeba o tym powiadomić Alfę. Skoro Ereden go złapał, każdy może być w niebezpieczeństwie. Niektóre wilki po spotkaniu z nim, nigdy nie odzyskały świadomości - żyły i umierały, jak rośliny. Musisz się przygotować na fakt, że Ereden może nigdy nie odzyskać węchu, słuchu ani świadomości. Będzie żył, ale nic więcej. 
- Rozumiem - burknął przybity Naharys - Jakie są szanse, że on... no wiesz... 
- Zawsze jakieś szanse są. Organizm Eredena jest młody, silny, więc są one większe - odparła Lonya, tym razem z barwną nutką optymizmu. 

C.D.N

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1948
Ilość zdobytych PD: 974 PD + 5% (49 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 4005 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz