Czując, do czego zmierza nasza dalsza rozmowa, uniosłam się na równe nogi, za co zostałam nagrodzona przeciągłym jękiem towarzysza. Chyba całus nie był w stanie zrekompensować zawodu, jaki właśnie mu sprawiłam, wyrażając chęć spędzenia jeszcze kilku minut razem w drodze do mojej jaskini.
-Wiesz, że nadal nie jest za późno, żeby zmienić zdanie. - zawadiacki uśmiech rozkwitł na pysku samca, kilkanaście metrów od mojej kwatery.
W odpowiedzi otrzymał jedynie uśmiech i ciche westchnienie, na co po raz kolejny miałam przyjemność usłyszeć westchnienie w głosie rudego basiora. Nie godziło się, jednak odesłać go wyłącznie z kwitkiem, po tym jak zamienił najzwyklejszą noc, we wspomnienie, które będzie mi towarzyszyć przez długi czas. I tu właśnie się ono kończy. - u wejścia do jaskini, której próg stanie się granicą dla Atrehu.
Nim skryłam się w ciemności, jeszcze raz złożyłam pocałunek na jego ustach. Przeciągły i skłamałabym, gdybym wyznała, że to tylko po to, aby nagrodzić go za opiekuńczość, starania i szarmanckie zachowanie wobec mojej osoby.
Serce biło, jak szalone, gdy ów szarmancki basior pozostał na zewnątrz, a ja układałam się wygodnie na miękko wyścielonym legowisku. Waliło nadal nawet rano, a muszę przyznać, że trudno było odpłynąć do krainy snów po tym co się stało, chociaż przez kilka chwil zastanawiałam się, czy wydarzenia z minionej nocy, nie były po prostu snem. Przygryzłam wargę, zdając sobie sprawę, że chociaż raz, coś, co było piękne, może też być prawdziwe.
Mimo niewielkiej dawki snu ochoczo wyłoniłam się z groty, przeciągając się w promieniach Słońca. Jaskinia zlokalizowana była na niewielkim wzniesieniu w sąsiedztwie innych skalnych schronień, a stąd był widok na polanę, gdzie zaledwie kilka godzin wcześniej, członkowie oddawali się zabawie zaprawianej miodem, czego skutki można było obserwować na ich twarzach. Grymas zmęczenia malował się niemalże u każdego napotkanego wilka, jednak nasza wataha pełna jest twardych wader i wytrwałych basiorów. - byle strucie alkoholem nie pokrzyżuje planów i nie zakłóci życia stada. Zresztą kto odmówi tak zacnej biesiady, kiedy syn dowódców będzie się żenić?
A no znam pewną waderę, jednak jej wstrzemięźliwość można wybaczyć ze względu na jej stan. Nie to, co pozostała część rodziny, która dochodziła do siebie z pomocą ziół i litrów wody.
- Jakim cudem ty trzymasz się na nogach? - wybełkotał Asdan, przecierając policzek z taką siłą, że dolna powieka odsłoniła krawędź gałki ocznej, a kącik wargi opadł, jakby się roztapiał.
- Natura poskąpiła mi krzepy, ale nie rozumu, bracie. Jak się nie znasz na ziołach, to przynajmniej naucz się pić. - zaśmiałam się triumfalnie, widząc wręcz agonalny stan najstarszego brata. - Na przyszłość zainwestuj w mięte i rumianek.
Za kilka dni znów nadejdzie czas rozłąki z rodziną, toteż wraz z Naharysem staraliśmy się spędzić wolny czas z bliskimi, starając się przy okazji pomóc w toczącym się życiu watahy. Z racji mojego doświadczenia, pozwoliłam sobie na spędzenie kilku godzin w grocie szpitalnej, jednak i tam podczas natłoku obowiązków, w mojej głowie był Atrehu, a towarzyszył mi nawet kiedy układałam się do snu po ostatniej nocy. Znikał wręcz na ułamki sekund, kiedy chwila wymagała ode mnie czegoś więcej niż wyuczonych procedur medycznych, czy też dłuższej chwili pomyślunku nad znalezieniem odpowiedzi na pytanie nurtujące członka rodziny, czy też pacjenta.
Jak tu poradzić sobie z tym natłokiem myśli, który, o ironio powodował jeden wilk?
Ciężko było nad nimi zapanować, zajmując głowę czymś innym, toteż nadszedł czas, aby skupić się właśnie na nich. Spacer po ścieżkach wyuczonych za szczeniaka okazał się najlepszym rozwiązaniem na dokładne przeanalizowanie sprawy... a raczej naszego momentu sam na sam. Myślami wracałam do uczucia, gdy jego usta dotykały mojej szyi, czy też łapy penetrowały każdy skrawek ciała. Na samo wspomnienie o jego spojrzeniu w tamtym momencie, przechodził mnie przyjemny dreszcz. Każdą sekundę rozkoszy, jaką zapewnił mi basior poprzedniej nocy, kosztowałam w swojej wyobraźni na nowo. Nie wiem ile czasu, spędziłam na tym wzniesieniu, obserwując okolicę, chociaż musiało minąć sporo czasu, bo gdy "oprzytomniałam" Słońce, które wcześniej ogrzewało mi twarz, teraz leniwie kryło się za horyzontem, zostawiając mnie samą ze sobą. No może nie do końca samą, ponieważ z odsieczą przyszedł Atrehu, zajmując miejsce obok mnie.
- Witam piękną panią.
- Witam przystojnego pana. Dobrze spałeś? - basior został obdarzony delikatnym uśmiechem.
Mimo wczesnej pory wyglądał na niezwykle zmęczonego.
- Ja właśnie w tej sprawie. Błagam, powiedz, że masz coś na kaca!
- Ktoś tu się dobrze bawił i teraz cierpi. - musnęłam jego łeb, który chwilę wcześniej ułożył obok mnie.
Basior mruczał, nawet wymsknęło się z jego paszczy jakieś słowo. Nie do końca zrozumiałam jakie, jednak wyglądał, jakby dotyk sprawiał mu przyjemność. Zresztą nie tylko jemu...
- Wybacz, akurat dzisiaj, nie wzięłam ze sobą całej szafki leków, na wypadek gdyby jakiś dogorywający pacjent wspinałby się za mną na wzgórze. Czemu nie przyszedłeś do lecznicy?
Nie odpowiedział, zamiast tego, zrobił to wyraz jego pyska. Coś między "Rzeczywiście", a "Atrehu, ty debilu", co wyglądało nad wyraz zabawnie. Oczywiście nie omieszkałam tego wyrazić, krztusząc się ze śmiechu, aby nim nie wybuchnąć.
- Błagam, zrób coś, bo zaraz łeb mi eksploduje.
- Weź to. - podałam mu niewielkich rozmiarów, zbitek suszonych roślin, które udało mi się zabrać z lecznicy. Swoją drogą ciekawy patent, który muszę przemycić do naszej watahy. - Tutejsi medycy, potrafią ekstrahować właściwości roślin do postaci stałych, dzięki czemu..
- Lonya... - jęknął basior.
- Po prostu połknij.
Basior dokładnie obejrzał specyfik, z wahaniem podejmując się wykonania polecenia. Ból głowy był najwidoczniej dosyć silny, bo obyło się bez czegoś więcej, jak ponaglającego spojrzenia z mojej strony.
- A teraz się połóż i czekaj. Ból powinien wkrótce minąć.
Ten bez słowa sprzeciwu, ułożył głowę na moim boku, czekając, aż krążek wielkości niewielkiego kamyka uśmierzy przykre dolegliwości. Nie minęło wiele czasu, bo zaledwie kilka minut, jak wrócił stary Atrehu. Te kilka minut spędził z zamkniętymi oczami i głową ułożoną na moich żebrach, pozwalając na muskanie go łapą po obojczyku.
Miło tak było zaopiekować się nim w tej chwili, nie tylko jako lekarz. Patrzyłam na jego ciało, miarowo poruszające się w rytm oddechów. Nie wiem czemu, ale jego obecność dawała mi uczucie błogości, ale nie miałam pewności, czy dobrze jest się do tego przyzwyczajać.
Znamy się naprawdę krótko, a jedną z dłuższych rozmów, jakie odbyliśmy, miała miejsce w jamie, podczas gdy nakryłam go z Tsumi, która zresztą jest mu bliska. Dlaczego, więc do czegoś między nami doszło? Czy to przez alkohol? Czy obydwoje wykorzystaliśmy chwilę?
Powinnam się liczyć z tym, że romans, choć intensywny może zakończyć się w dniu, w którym ruszymy w drogę powrotną. Ciężko jednak było odmówić sobie napawania się chwilą, zwłaszcza gdy okoliczności temu sprzyjały. Zachodzące Słońce rozścielające złotą pelerynę nad okolicznymi lasami i jeziorem.
- O czym myślisz? - jego głos przerwał ciszę, panującą między nami.
- Nad niczym konkretnym. - posłałam w jego stronę uśmiech, aby chwilę później skupić wzrok na krajobrazach.- Korzystam z chwili.
Atrehu bez słowa dźwignął się na równe nogi, ponownie skupiając na sobie całą moją uwagę. Jednym płynnym ruchem zawisł nade mną, powoli zbliżając swoje usta do moich. Nawet nie zamierzałam udaremniać mu tej czynności. Wręcz zachęciłam go do tego, układając się na plecach, aby łatwiej przyciągnąć go do siebie.
- Pokurwiło Was do reszty?!
Odsunęliśmy się od siebie w jednej chwili, słysząc znajomy głos postawnego białego basiora, który stał zaledwie kilka metrów od nas.
Exan z wybałuszonymi oczami gapił się na nas, podczas gdy my, obserwowaliśmy jego futro z wolna, przybierające barwę czerni.
<Exan -wzgórze, przemiana. Warunki idealne XD >
Ilość napisanych słów: 1269
Ilość zdobytych PD: 634 PD + 5% (32 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 666
Brak komentarzy
Prześlij komentarz