Małe szczenię rozejrzało się po gruncie i dopiero po tej czynności odpowiedziało cichym głosem.
- Kamyczki. Układanie ich.
- Och? Jak je układasz? Pokażesz tacie? Jakie lubisz? - Zadając to pytanie, już trzymał w łapach kilka sztuk, które dosłownie zgarnął ze swojej prawej. Różnica ich wzrostu była tak ogromna, że musiał oprzeć swoje łapy o podłoże a Sini i tak niemal była zmuszona stanąć na swoje tylne łapki. Szybko oceniła i wskazała odpowiednie sztuki. - Ach, takie raczej gładsze. No już, pochwal się, co z nimi robisz.
„To nic wielkiego” przemknęło jej na myśl, podczas gdy sprawnie układała jeden na drugim i tak w kilku rzędach. Nie minęła minuta, a już cofnęła łapki. Naharys musiał zniżyć łeb w celu podziwiania niejakiej konstrukcji własnej córki.
- Skarbie, dlaczego te zrobiłaś ze zmniejszanych warstw ku górze? - Spytał, wskazując na te po swojej prawej a jej lewej.
- Nie zburzą się. - powiedziała, spoglądając na nie. - Od tego miejsca zaczyna się spadek terenu.
- I tak od razu wyczuwając spadek, postanowiłaś tak ułożyć te wieżyczki? - Zapytał dla pewności. Na chwilę ucichł i zaraz delikatnie załapał małą w celu usadzenia jej na własnym grzbiecie. - Córuś, co powiesz na to, żeby cię komuś przedstawił?
- Kto to? - Spytała się cicho, podczas gdy wydawała się chcieć stać się jednością z futrem ojca. Nawet nie była świadoma, kiedy przeobraziła się w drugą formę.
- Tutejszy strateg. Całkiem równy gość.
Widząc, że nic nie wskóra próbowaniem wyciągnięcia z niej dłuższej wypowiedzi, Naharys głównie prowadził monolog, najprawdopodobniej dla zajęcia głowy szczenięcia. Nie trwało to długo — wkrótce oboje znaleźli się przed szukaną jaskinią, do której rodzica zapukał.
- Dzień dobry Deusie, masz czas?
- Och? Jasne, wchodź śmiało. Co cię do mnie sprowadza? Przepraszam, was. - zaraz się poprawił po dojrzeniu schowanej w futrze małej istotki.
- To moja córka, Sininen. - odezwał się po zdjęciu ze swojego grzbietu małej waderki, która natychmiast znalazła się między przednimi łapami ojca. Szybko, acz cicho się przywitała, ponieważ przytłaczał ją sobą, albo raczej po prostu posturą — z jej perspektywy był duży, ale nie jak tata. W sumie wszyscy w jej oczach byli duzi, jej drobniutka postura zawsze tak to przedstawiała.
- Miło mi cię poznać Sininen, ja jestem Deus. - pochylił się ku niej i sympatycznie uśmiechnął. - Cóż zatem mogę dla was zrobić Naharysie?
- Może mógłbyś rzucić okiem na coś?
- Pewnie, co jest?
- Sini, pokażesz Deusowi, jak się bawisz? - Chociaż powiedział to zachęcającym tonem, młoda się zlękła.
- Robię coś złego? - Zapytała się wystraszona ze schowanym pod sobą kosmicznym ogonkiem. W oczach ojca szczenięcia przez chwilę przemknął ból, ale zaraz nachylił się z ciepłym wyrazem pyska ku niej.
- Oczywiście, że nie. Jesteś bardzo grzeczna, ale wiesz, Deus jest ciekawy, więc może zaszczycisz go i pokażesz, co robisz z kamykami?
- Ja... Umm...
- Nie musisz się wstydzić ani bać. - wtrącił się drugi basior. - Nie zrobisz nic złego. Chodź śmiało, możesz się pobawić na moim stole.
- ... Mogę... spróbować. - powiedziała niepewnie po chwili wahania.
Po pochwale ojca i zachęcie obu samców mała spojrzała na stół i leżącym na nim kamyczki. Już zaraz kończyła układać nieco skomplikowane formacje, po czym spojrzała na rodzica. - Gotowe.
- Piękne wieżyczki. - zaraz powiedział Naharys. - A możesz nam powiedzieć, czemu w taki sposób je ułożyłaś?
- Stół jest nieco krzywy i zbyt gładki. - powiedziała od razu szybko, acz nieco cicho. - Przy tym punkcie nachylenia wszelkie wywrócone przedmioty albo upadające, zawsze będą kierować się w tę jedną stronę. - tu wskazała łapką na punkt pół metra od siebie na prawo. - Kamyczki się nie rozwalą przy standardowej sile uderzenia przedmiotu lub łapą.
Nie mogła zauważyć, że obaj wymienili się spojrzeniami kilkakrotnie podczas jej przyciszonego tłumaczenia i wskazywania danych powodów.
- Ciekawe. - powiedział Deus takim tonem, jakby nie dodał na głos „to prawda". - Pozwolisz, że sprawdzę?
Lekko kiwnęła główką, na co wilk energicznym ruchem uderzył w stół, który zatrząsnął wszystkim na meblu. To był tak dobry ruch, że kilka przedmiotów uległo wywróceniu się i nawet potoczeniu ku wskazanej stronie. Formacje szczeniaka natomiast nie uległy uszkodzeniu bądź deformacji w żadnym stopniu, jedynie lekko się zatrząsnęły. Miała rację.
- Coś takiego. - powiedział po tym doświadczeniu. Zaraz zwrócił się do małej. - Sininen, zgodzisz się zrobić coś jeszcze jednego? Mam tutaj taki rysunek, rozmieszczenie formacyjne przy Sommets interdits. Powiedz mi, co o nim sądzisz?
Młoda musiała przyznać, że wydawał się wykonać ten szkic dosłownie na teraz, bo był trochę niechlujny, ale dalej czytelny. Widząc to, dalej miała przed oczami kamyki, jakimi się bawiła.
- Jeśli to widok w stronę północy, na prawo jest za luźno. - nie miała odwagi przyznać, że ma kłopoty z rozróżnieniem wschodu i zachodu. - Umm, każda kropka to jeden wilk, tak?
- Zgadza się. - potwierdził Deus, który uważnie ją obserwował i słuchał.
- Las jest za duży i nawet przy takim daniu jest za duża szansa na zaskoczenie. Ummm, to się też tyczy wody kawałek dalej. Zamiast ułożenia w kształcie „T” chyba lepsze byłoby „M".
- A co z południem? Zostawiłabyś je bez zabezpieczenia? - Zapytał się strateg zaciekawiony jej tokiem myślenia.
- Ummm...
- Spokojnie, nie ma się czym stresować. - ojciec przy tych słowach pogłaskał ją po główce, chcąc dodać otuchy. Drugi tylko delikatnie się uśmiechnął, chcąc zapewne pokazać, że nie ma się czego obawiać.
- No bo to jest duża otwarta przestrzeń i w zasadzie płaska. - wydukała cichutko. - Wszystko byłoby na niej widać... - następnie pokręciła łebkiem na znak, że już nie ma o czym mówić.
- Naharys, nie wiedziałem, że twoje młode ma taki potężny umysł. - zwrócił się do ojca małej.
- Czyli jednak?
- I to w jakich rozmiarach jak na ten wiek. Imponujące. Sininen, powiedz mi: myślałaś już jaką ścieżkę obierzesz jako dorosła?
- N-nie- widząc jej ponowny lęk, uśmiechnął się przyjaźnie przy nachyleniu się ku niej.
- A co byś powiedziała nad strategiem? Jak dla mnie, pasowałoby ci to doskonale. Sprawdziłabyś się i to jak!
- Mówi pan?
- Jestem tego pewien, jak nie wiem co. - powiedział, nieco bardziej się nachylając. - Jesteś stworzona do tego.
Tym sposobem, tego dnia Sininen zdobyła nauczyciela zawodowego w postaci Deusa, stratega watahy.
*
Czas mijał nieubłaganie, coś się zmienia, a pewne rzeczy pozostają te same. Odkąd błękitna kuleczka zaczęła się spotykać z Deusem na pewnego rodzaju szkolenie, trochę już minęło. Ku zdumieniu jej samej a dumie rodziców, nauczyciel od początku mówił, jak bardzo ma obecny zmysł logicznego myślenia i łączenia wszystkiego w jedną całość. Podobno tylko potrzebowała to z siebie wydobyć i nieco nakierować i tyle to byłoby z pracy opiekuna, przynajmniej tak przekazywał rodzicom.W międzyczasie dopiero zaczęła się uczyć, używać skrzydeł w celu podejmowania prób latania. Dosłownie ze dwa dni wcześniej miała miejsce pewna bardzo ważna rozmowa z rodzicielem. Miało to miejsce podczas wyjścia na wspólną zabawę we dwójkę, co od tamtego incydentu wręcz zarządził Naharys.
- Co dziś chcesz zrobić z kamyczków? - Zapytał się po zaprowadzeniu do miejsca, które zakładał, że uwielbia. Nie zdawał sobie sprawy, że właśnie tam wyrywała sobie pióra po nocach. Tym razem, Sini siedziała jeszcze ciszej niż zwykle, spoglądając na własne łapki. Gołym okiem było widać, że coś ją dręczy i musiało to być coś silnego, skoro nie udawało jej się tego ukryć. - Skarbie?
- Tato, czy ja jestem gorsza? - Zapytała się cicho.
- Skąd ci to przyszło do głowy? Ereden znowu naopowiadał ci głupoty? Poczekaj, niech ja go ustawię do pionu...
- Nie. - jej cichy głosik wydawał się bardziej razić piorunem niżby krzyk.
- O co chodzi? - Zapytał Naharys, siedząc przy najmłodszym z dzieci.
- Bo... Z Shori czasem wyruszasz na wspólne wędrówki. Eredena trenujesz. A ja... Ze mną się tylko bawisz kamykami... Jestem najgorsza i najsłabsza, prawda? Dlatego tylko mnie nie bierzecie mnie na poważnie. - w końcu spojrzała na ojca, jej spojrzenie wydało się tak głębokie w swym smutku, że aż puste.
- Sini. - nawet własny ojciec wydawał się być przytłoczony tym, co usłyszał w tej chwili, jak i prawdzie traktowania córek przez jedynego syna. Musiał zdawać sobie sprawę o tym, jak delikatna była jego najmłodsza oraz w jakim stopniu już jej psychika ucierpiała. - Wiesz, że z mamą bardzo cię kochamy taką, jaką jesteś... Powodem, dla którego się bawimy, nie jest to, że uważam cię za to, jak się opisałaś. Nie mówisz nic. - powiedział, wypuszczając powietrze. - Skarbie, nigdy nie mówisz, co chciałabyś robić i tym podobne rzeczy. A po tym, co się dowiedziałem z mamą o zachowaniu Eredena... Założyłem, że z Shori potrzebujecie czasu, zwłaszcza ty.
- Ale... - Próbowała coś powiedzieć, ale nie umiała dobrać słów. Dlatego tylko przetarła swój nosek i wypuściła powietrze.
- Musisz mówić więcej kochanie, rozumiesz?
- ... T-tak.
- Zatem co byś chciała robić? - Zapytał się łagodnym tonem dla zachęcenia.
Wydawała się bić z własnymi myślami, zupełnie jakby nie była pewna czy może zapytać o coś takiego. Ostatecznie nabrała więcej powietrza i niemal na jednym wdechu wraz z całą nędzną pewnością siebie zapytała:
- Czy nauczysz mnie walczyć?
**
Spokojny dzień nie byłby uznany za spełniony dla Eredena, gdyby nie dokuczył którejś siostrze, najlepiej obu. Błękitna była bliżej, dosłownie się zbierała z legowiska po zakończeniu odpoczynku będącym nagrodą za trening z ojcem. Należało przyznać, że nie był wobec niej łagodny, jak to bywa w rodzinie wojskowej, ale wszystko było dostosowane pod jej wstępne możliwości wymiarowe. Ponieważ bardzo łatwo się męczyła przez swoje ciężkie, acz potężne skrzydła, na samym starcie postawił na wzmocnienie jej wytrzymałości, nawet jeśli chciała się walki naziemnej w formie bez skrzydeł. Początkowo Pina była przeciwna temu pomysłowi z trenowaniem najmłodszej (podobno nie uśmiechało się jej faktyczna realizacja wizji córki w sferze militarnej, jak się okazało) i naprawdę długo zajęło jej pogodzenie się z faktem, że to najmłodsza poprosiła o to, a nie, że została zmuszona. Mimo własnej wyraźnej niechęci musiała zaakceptować to i wspierać jako rodzic.- Tch, oferma. - powiedział Ereden, przechodząc obok i celowo potrącając wstającą siostrę.
- EREDEN!
Zaiste ryk matki nie mógł zwiastować szczęścia dla syna. Trzeba było przyznać, że Pina potrafiła mieć potężny głos, pewnie przez bycie wychowaną przez starszych braci, jak to czasem jej partner miał w zwyczaju przypominać, chociażby w takiej sytuacji. Musiało to mieć w sobie coś z racji, ponieważ ilekroć podnosiła głos, wszyscy bez wyjątku wykonywali taktyczny krok do tyłu. Tak, Naharys również wraz z dziećmi.
W tym przypadku akurat znajdowała się w progu i miała dobry widok na stosunek brat ku siostrze. Sininen znajdująca się niby teraz na najdalszym polu w duchu była pewna, że wolałaby, aby to ojciec to zobaczył. Czemu? Odpowiedź była stosunkowo prosta — w oczach małej, to Pina była bardziej przerażająca.
- M-mamo?
- Ile razy mam z ojcem ci przypominać o traktowaniu sióstr? - Niby mówiła spokojnie, ale zbliżała się z otaczającą ją aurą, że zwyczajnie można było robić pod siebie. - W tej chwili przeproś.
- Ale to był wypadek...
- Natychmiast. - sposób wypowiedzenia tego słowa był taki, że Sini odczuła własną krew zmieniającą się w ostry szron. Po usłyszeniu szukanych słów powietrze wydawało się nie być tak przeraźliwie duszące. - Nie dostaniesz dziś kolacji.
- Ale mamo!... Rozumiem. - szybko dodał na samo spojrzenie samicy. Ponieważ matka miotu obserwowała go uważnie, nie ośmielił się podskoczyć, jednak jego napięcie było na tyle wyczuwalne, że Sini doskonale zdawała sobie sprawę o obwinianie ją o kolejny brak ostatniego posiłku ciągu dnia. Młoda jednak nie pisnęła słowem o całokształt znęcania się nad Shori i sobą w wykonaniu jedynego brata.
***
Sini ledwo co dawała sobie radę. Nigdy by przez myśl jej nie przeszło, że treningi z ojcem będą takie ciężkie. Może inaczej: wiedziała, że lekko nie będzie, ale żeby była taka słaba? Łapki dosłownie się jej rozjeżdżały po każdorazowej sesji, wskazywało to na kiepską wydolność. Naharys jednak mówił, że ma ją całkiem dobrą jak na swój wiek i wzrost, jednak córka nie była skora mu uwierzyć. Cały czas widziała siebie jako koszmarnie słabą, nad którą wszyscy się litują i dla własnego komfortu wpajają jej nieprawdziwości, które niby miałaby ją podnieść na duchu. A jednak udawała sama przed sobą oraz rodzicami, że w to wierzy i jest w stanie sprostać wymogom ćwiczebnym ojca.Nie miała sił zbytnio na nic. Kuki, duszek, który nie opuszczał jej boku, często wspominała o propozycji nauki używania skrzydeł, czyli latania. Według niej podrosła na tyle, by móc wykorzystywać działanie dodatkowego elementu wyglądu. Podobno do tego Kuki była święcie przekonana o wrodzonym talencie do lotu, niby po wizualnym przedstawieniu skrzydeł, ale Sini nie była tego pewna. Już wystarczająco niekomfortowo czuła się przy chwaleniu ją przez nauczyciela, który od początku mówił jej rodzicom o naturalnym talencie logicznego myślenia i przełożenia go na inne płaszczyzny funkcjonowania. Naturalny talent strategii, co?
Zajęcia z panem Deusem były ściśle umysłowe, ale były również męczące w kontekście zmęczenia psychicznego. Podczas każdych zajęć bez przerwy ćwiczył z nią różnego sortu propozycje rozłożenia pojedynczych punktów bądź formacji. No może nie do końca. Na pewno sprawdzał jej otwarty umysł i jego skalę — podobno nie musiał nawet jej poprawiać, tylko podsuwał inne metody, dla sprawdzenia jej przekonania o słuszności faktycznego obrania spraw.
Treningi z ojcem, zajęcia z nauczycielem, tutaj Kuki zachęcała do podjęcia jeszcze do nauki posługiwania się skrzydłami... Sininen była zwyczajnie wyczerpana. Czy myślała o poddaniu się? Gdzieżby! Nie miała odwagi nawet zgłosić rodzicom, że to dla niej zbyt dużo — cały czas próbowała za wszelką cenę pogodzić to wszystko, czego skutkiem pojawiły się problemy ze snem. Zajęcia zwyczajnie wyrwały ją z dłuższych zabaw rodzinnych, ale nie narzekała. Za wszelką cenę chciała wszystkim pokazać, zwłaszcza sobie, że może mieć jakieś szanse na bycie użyteczną. Niejako za własną kartę przetargową miała słowa ojca, że nigdy nic nie mówi i nie wiadomo co chce robić i nie tylko. Ponieważ nigdy nie zdradzała o destrukcyjnych szykanowaniach brata ku niej, to było stosunkowo proste tłumienie w sobie wszystkich słabości z każdorazowych ćwiczeń. Wolała milczeć niż komuś sprawić kłopoty. I niech tak zostanie, pewnie myślała tak sobie za każdym razem, gdy chciało się jej płakać. Chciała pozostać bezproblemową małą kulką w oczach rodziców.
****
- Nie możesz spać? - Pina zapytała się cicho młodszej córki, wyczuwając jej nieco nerwowe ruchy przy swoim boku. Był środek nocy, reszta rodziny spała i tylko one we dwie były przytomne.- Chyba tak. - odparła jeszcze ciszej Sininen. Zrobiło się jej przykro, że najpewniej wybudziła mamę z należytego snu. Matka jednak nie wydawała się tak widzieć sytuację. Łagodnie pochwyciła młodą i z leżenia przy boku, przeniosła ją w swoje przednie łapy.
- Wszystko w porządku. - powiedziała czułym szeptem Pina, troskliwie przy tym miziając ją nosem po główce. Ostatnimi czasy zauważyła, że zaczęła rosnąć. Kto wie, może jednak nie będzie wiecznie takim mikrusem co ona? - Mama jest przy tobie...
Być może właśnie tego potrzebowała, pewnej pieszczoty i słowa zapewnienia, gdyż natychmiast wtuliła się w matkę i zasnęła.
*****
To był dzień jak każdy inny. Mała wadera o ciemnym, niemal czarnym futrze, właśnie wracała zmęczona po treningu z tatą, który miał miejsce wkrótce po zajęciach z nauczycielem. Mówiąc w skrócie, Sini tylko marzyła o chwili błogiego leżenia w domowym zaciszu, aby późnym wieczorem i część nocy spędzić z uczącą ją Kuki latania. Zaiste była bardzo zapracowana w każdym segmencie i czasie, nie poświęcając żadnej chwili dla siebie. Tylko praca i zaspokajanie najprymitywniejszych potrzeb życiowych. Podobno wszyscy z każdej strony mówili, że poprawia się, no może bez stratega, bo na wstępie mówił o wielkim talencie, ale średnio w to dawała wiary.Nie uznawała się za faktycznie jakąś utalentowaną sztukę. Na pewno tylko tak mówią, żeby nie myślała o postępowaniu Eredena ku niej, ponieważ przez zajęcia zwyczajnie nie miała styczności z nim, z Shori to jeszcze się jakoś mijała. Bo podobno natłok zajęć pomaga nie myśleć o tego typu rzeczach.
Właśnie widziała kawałek dalej mamę i jej przyjaciółkę podczas kierowania się zmęczonym krokiem na odosobnioną polanę w celu prób wzbicia się wyżej niż pół metra, kiedy poczuły pewnego rodzaju wstrząsy dochodzące z podłoża, przez co wszystkie zamarł w bezruchu.
- Sini, chodź do mnie. - wyraźna i natychmiastowa do wypełnienia komenda dotarła do uszu młodej. Zamierzała od razu pognać do matki, ale też coś ją uziemiło w podłoże. Jakby sam pierwotny strach ją owinął mocnym sznurem i grzebiąc go głęboko. Szczenię patrzyło przed siebie z narastającym lękiem, nie mogąc wyrwać się z tego stanu.
Nie umiała wytłumaczyć, co się dokładnie wydarzyło, jak do tego doszło. W mgnieniu oka pojawiła się wąska szczelina w ziemi, a bezpośrednio nad nią w powietrzu zmaterializowała się kolejna, z której wyłoniły się smoliste twory przypominające macki. Wystrzeliły natychmiast w stronę trójki wader.
- SININEN UWAŻAJ! - Krzyknęła matka, rzucając się w stronę swojego szczenięcia. Dalej w zakresie pola widzenia, Tsumi nie zdążyła wykonać uniku i została schwytana, by następnie zostać szybko pociągnięta ku rozłamowi wiszącym w powietrzu. Zdążyła wydać z siebie potężny krzyk, zanim znikła. Być może miała przy tym nadzieje, że ktoś ją usłyszy i pojawi się na ratunek.
- Mamo! - Zapiszczała przerażona mała, będąc świadkiem tego wydarzenia.
Czuła, jak jej matka z nią trzymaną w pysku podjęła próbę ucieczki dla ratowania siebie i córki, chociaż także poczuła kilka ciepłych kropel na swojej głowie. Płakała? Nie była w stanie myśleć, czy te łzy były dla duchowej siostry, czy na co innego, musiała unikać macek, które chciały je pochwycić. W pewnej chwili nie dała rady i siła oplotła jej tylne łapy, natychmiast gwałtownie biorąc w stronę szczeliny. Błękitna zdążyła wydać przeraźliwy krzyk ze strachu po dojrzeniu kilku szczegółów po drugiej stronie, która zaczęła się równie prędko zamykać.
W ciągu dwóch sekund, które dla szczeniaka ciągnęły się, usłyszała bieg cięższych łap, ale nie było jej dane zobaczyć kto to, ponieważ momentalnie matka cisnęła ją jak najdalej od siebie. Ciemna waderka, co w locie przeobraziła się w prawdziwy wygląd, wylądowała niemal w korze drzewa, poczuła dotkliwy ból od uderzenia, aż pociemniało jej w oczach. Przez chwile aż wszystko ucichło, do momentu usłyszenia rozgorączkowanego głosu innego basiora, również znajomych rodziców.
- Sininen? Na bogów, co to było? Co się stało? - Yneryth wydawał się całkiem zaniepokojony, dopadając małą kulkę. - Bogowie, jesteś ranna... Musimy stąd znikać!
Nie tracąc ani chwili, natychmiast w miarę ostrożnie chwycił ją i pognał do jaskini medycznej. Było to utrudnione, gdyż szczenię zaczęło się rzucać i krzyczeć wniebogłosy o puszczeniu i mamie. Harmider narobiła taki, że nawet Naharys został ściągnięty na odgłosy wydawane przez córkę.
- Zostawcie mnie! Mama! Trzeba ratować mamę! - Krzyczała, płacząc i dosłownie taką jeszcze trzęsącą się dostała Lonya w swoje łapy.
- Co się stało?!
- Nie wiem! Usłyszałem wrzask Tsumi, a kiedy przybiegłem, coś się zamknęło, a ona właśnie prawie rozbiła na drzewie! - Odparł zbyt szybko samiec.
- Zaraz, co? Gdzie moja córka? - Zapytał się podniesionym głosem wpadający ojciec, któremu towarzyszyła reszta dzieci.
- Daj mi ją obejrzeć! - Zagrzmiała do brata, po czym szybko i spokojnie zwróciła się do histeryzującego szczenięcia.- Sini, błagam, staraj się nie ruszać. Możesz mieć coś brzydkiego.
- Nic mi nie jest! Ratujcie mamę!
To chyba był pierwszy raz, gdy ktokolwiek słyszał krzyczącą Sininen. Aż średnio kontaktowała otaczającą ją rzeczywistość. Bo chyba została zbadana przez ciotkę, ale czy stwierdziła jakieś uszkodzenia? Za bardzo się rzucała, cały czas powtarzając w kółko, że Pina zniknęła.
Nie była pewna, kto powiedział o porwaniu obu samic, nie pamiętała, kto ją w końcu trzymał w celu dowiedzenia się faktów od w zasadzie jedynego świadka. Na pewno jej tata trzymał ją przed sobą z narastającym niepokojem w oczach na wieść, że na oczach jego córki została porwana jego partnerka oraz jej przyjaciółka przez jakąś obcą siłę, możliwie demoniczną.
- M-m-mama mnie rz-rz-r-rzuć-ciła i znik-kłaaa. - wyjąkała końcowo tak roztrzęsionym głosem, że ciężko było stwierdzić czy to głos, czy ona cała bardziej drży lub wstrząsają ją torsje.
- Co? - Shori zachłysnęła się powietrzem, słysząc to wszystko.
- Noiter, zabierz dzieciaki! - Naharys ku wyjściu z jaskini.
- Mama została porwana?! - Ereden także się włączył. - Co żeś zrobiła?!
Sininen nie była już nawet pewna czy faktycznie słyszała, czy tylko się jej wydawało, żeby Ereden powiedział głośno, że to wszystko wina młodszej siostry. Być może to były potężne omamy z potężnego ataku histerii niżby prawdziwość świata rzeczywistego, nigdy później nie umiała tego wyjaśnić.
Wszyscy jednak zamarli w chwili wypadnięcia straumatyzowanego szczeniaka spod łap ojca i rzucenia się na starszego brata, który natychmiast został dosłownie strzelony w pysk z łapki i jednocześnie skrzydła. Zaskoczenie było tak duże, że Ereden zwyczajnie opadł tyłkiem na posadzkę.
- ZAMKNIJ SIĘ! STUL PYSK! - Wykrzyczała Sininen.
Nim ciało zdążyło zareagować instynktownie, drobnym ciałem wstrząsnął potężny kaszel i zaraz z jej noska zaczęła spływać krew. Młoda momentalnie zaczęła przeraźliwie płakać i krzyczeć, cała już całkiem się telepiąc.
- NOITER! Zabierz stąd dzieciaki! - Zawołał Naharys, chwytając najmłodszą w celu natychmiastowego przekazania ją do siostry.
Sini już nic nie była w stanie słyszeć, wpadła w hiperwentylacje. Nie kontaktowała w chwili podenerwowanej diagnozy medyczki, że to wpadła w histerię i panikę. Czy ją przeprosiła? Nie wiadomo. Po kilku minutach Naharys obejmował jej wątłe ciałko i jak mantrę powtarzając coś na uspokojenie, podczas gdy poharatana Sini po otrzymaniu srogiej dawki środków uspokajających leżała dosłownie bezwładnie jak szmaciana lalka na boku, słabo oddychając z wolno płynącą, ale krzepiącą krwią z noska a jej mokre oczy pozostawały szeroko otwarte, lecz tak mętne i matowe, że mogło to przerazić.
Kwiatek o płatkach tak skubanych zawzięcie w końcu został zniszczony.
cdn.
Ilość napisanych słów: 3497
Ilość zdobytych PD: 1748 + 15% (201 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 2036 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz