Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 10 marca 2022

Od Sininen ~ "Pogardzona niewinność cz.4"

Minęło trzy dni od traumatycznego wydarzenia w związku z porwaniem Piny wraz z Tsumi. Mimo żarliwych poszukiwań wielu chętnych obie przepadły jak kamień w wodę. Z bólem serca należało brać pod uwagę, że nigdy nie wrócą żywe, z każdym kolejnym dniem malały ich szanse na przeżycie i wszelkie nadzieje. Naharys był najpewniej załamany takim obrotem spraw, ale nie dawał po sobie tego poznać — musiał pozostać silny dla swojej rodziny. Lonya często znajdowała wymówki w celu brania pod opiekę własną któregokolwiek szczenięcia od swego brata, najpewniej w ten sposób chcąc jakoś włożyć własną cegiełkę. Sama sytuacja w rodzinnej jaskini uległa gwałtownej zmianie na gorszą. Odkąd to Pina przepadła bez żadnych wieści, Ereden obwiniał młodszą siostrę o ów zaistniałą sytuację. Jego nienawiść i pogarda tylko przybrały na sile w stosunku do Sininen, lubował się w ataku słownym pod nieobecność ojca, ale nawet przy nim nie omieszkiwał się rzucić czymś naprawdę przykrym, nawet za cenę stanowczego zwrócenia uwagi. Co naprawdę mogło łamać serce, błękitna nie tylko nie reagowała płaczem a z agresją na jego chamskie odzywki.
- To wszystko twoja wina! To przez ciebie matka zniknęła! To powinnaś być ty dziwolągu! - Tego typu rzeczy bywał w stanie wykrzyczeć. Przestało to robić na nią wrażenie, jego pazerne próby podreperowania sobie męskiego ego.
- Może nawet i lepiej by było. Nie musiałabym cię już więcej ani oglądać, ani słyszeć. - odbijała agresywną piłeczkę. Shori od tamtej pory musiała nie podejmować próby opanowania brata a stawanie między nimi, żeby nie skoczyli sobie do gardeł. Ereden jeszcze bardziej znienawidził najmłodszą po faktycznym fizycznym ciosie, jaki mu podarowała w stanie histerii wpadającej dodatkowo w panikę. Ot wtedy właśnie, wydawał się nazbyt skory do wyładowania się na niej.
- Ereden! Sininen! W tej chwili macie przestać! - Podniosła głos biedna Shori, która ich zwyczajnie odgradzała skrzydłami. Błękitna jeśli już, ataki fizyczne podejmowała w ostateczności, ale przestała się wahać. - Jesteście rodzeństwem do diabła!
- Wolałbym być normalnym jedynakiem niż musieć się użerać z takimi dziwadłami! - Ponownie odezwał się jedyny basiorek.
- O kant rozbić z takim bratem. - syknęła lodowato najmłodsza z całej trójki.
- Co się znowu dzieje? - Wszyscy ucichli, słysząc głos wracającego ojca. Nawet nie musiał oczekiwać odpowiedzi: sam spojrzenie na zaniepokojony wzrok Shori, nerwowe podrygi ogona Sininen oraz zjeżoną sierść Eredena mówiły jasno za siebie. Westchnął ciężko i przybrał podobny wyraz pyska. - Ereden, marsz do kąta i przemyśl swoje zachowanie. Zapomnij o kolacji.
- Co? Ale jak to?! Czemu to za każdym razem ja dostaje karę?! - Najwyraźniej komuś w końcu puściły nerwy, możliwie trzymane od dawna. Ereden patrzył z nieukrywaną frustracją na rodzica oraz nienawistnie na siostry. - Jestem jedyny normalny, a tylko ja obrywam! To wszystko ich wina! - Tu wskazał na obie skrzydlate.- To ONE nie pasują i to JA muszę się z nimi użerać! A przez nią straciliśmy mamę! TO ONA POWINNA ZNIKNĄĆ A NIE NORMALNA MAMA!
- DOSYĆ! - Wielki biały wilk zagrzmiał, że nie byłoby to niczym dziwnym, gdyby ściany faktycznie się zatrząsnęłyby. - Do kąta. Shori przejdziesz się do Noitera. A ty Sininen, idziesz ze mną.
Najstarsza z trójcy westchnęła zmęczona, ale zgodnie z poleceniem poszła do opiekuna w celu najpewniej przyjemnego spędzenia czasu, z dala od awanturniczej dwójki. Jeszcze wychodząc z jaskini, Sininen słyszała mamrotanie brata mówiącego o tym, jak bardzo to jest niesprawiedliwe i tak w kółko. Nie obróciła głowę ku niemu, ale kątem oka można byłoby zauważyć chłód w jej oczach, z wolna nabierających blasku, przez co wydawały się dosłownie być z lodu.
Szli w ciszy aż do feralnego odosobnionego kąta, gdzie to młoda miała w nawyku brutalne usuwanie piór ze swoich skrzydeł. Naharys nawet nie musiał dawać znać po zajęciu miejsca siedzącego, córka usiadła grzecznie przy nim. Zerknęła na niego i mogła przez chwilę zobaczyć jego przytłoczenie całą tą sprawą, oraz jak to na niego wpłynęło. Wydawał się zmarnowany. W końcu jednak westchnął i nieco rozluźnił mięśnie.
- Sini, powiedz mi jedną rzecz. Czemu tak się zachowujesz?
- Co masz na myśli, tato?- Zapytała się, obracając głowę ku niemu. Był zmęczony, najpewniej przez te nieustające poszukiwania śladu po jego ukochanej i kłótni szczeniąt.
- Zachowujesz się coraz jak Ereden.
- Nie tato, mylisz się. - powiedziała bez ogródek. Ciężko było powiedzieć, jakim cudem zaszły w niej tak potężne zmiany charakteru. Na całe szczęście, szacunek do rodziców i innych pozostał. - Ja się bronię. Mam do tego prawo. Jestem nie tylko młodsza, ale też mniejsza i szykanowana. Nigdy nie zaczynam, to on jest zawsze pierwszy.
- Awanturujesz się z nim i wydajesz się być chętna do rękoczynów. - zauważył trafnie. - Czemu nie mówisz tego mi, a próbujesz działać na własną łapę? Wiesz, jak może to się niebezpiecznie potoczyć? Skarbie, jesteśmy rodziną. Rodzina się kocha, szanuje i wspiera. Nie skacze do gardeł przy pierwszej lepszej okazji. W przypadku problemów powinnaś zgłaszać je mi.
- Wiem tato. Ale nie można wiecznie polegać na innych. - powiedziała, odwracając głowę i wpatrując się w nurt rzeczki. - Kocham cię, ale muszę też umieć nauczyć się działać samodzielnie.
Nie miała serca dodać "co jeśli też ciebie zabraknie?", to byłby nóż w plecy. Wszyscy cierpieli przez stratę obu wader i nieznany ich los, przez co wszyscy żyli w niepewności. Czy w ogóle żyją? Gdzie są? Z rozmyślań wyrwało ją westchnienie rodzica.
- Nadszedł czas, by dorosnąć. Czy tak nie jest Sini? - Spojrzał na nią z przygaszonym wyrazem pyska.
Pokiwała głową bez powiedzenia ni słowa. Wkrótce oboje przeszli do lecznicy, gdzie to Lonya uważnie przebadała bratanicę. Podobnie jak brat była zaniepokojona zmianami, które w niej zaszły. Po usłyszeniu wydarzeń sprzed kilkunastu minut dodatkowo wypytała ją o kilka rzeczy.
- Sini, powiedz mi jeszcze jedno. Miewasz teraz gorsze koszmary?
- Nie. - odparła. - Znaczy się, już wcześniej miałam kłopoty ze snem, ale to przez zajęcia.
- Masz takie koszmary?
- Nie, nie mogę tak łatwo zasnąć. - sprostowała.
- Rozumiem... Hej, przyniesiesz mi z magazynku taką jedną maść? Ma taki błękitny kolor, lekko połyskujący. - zaraz dodała. Przekaz był jasny: potrzebowała szybko porozmawiać z bratem. Dlatego odeszła i celowo nie spieszyła się, mając okazję zobaczenia asortymentu medycznego. A jednak słyszała znaczną część rozmowy, jak nie jej całość.
- Jak to widzisz? - Zapytał cicho ojciec.
- Podejrzewam, że trauma tak się na nią odbiła i w ten sposób próbuje z tym walczyć. Słyszałam, że zdarzają się przypadki diametralnej zmiany charakteru, mogą być tymczasowe albo na stałe... Ale widzę, że nie podoba ci się to, mnie również. Naprawdę dochodzi do bójek?
- Tak.
- Na bogów... - ciotka westchnęła pod nosem. - W tym tempie to będziesz musiał trzymać wszystkich osobno.
- Znalazłam tę maść. - powiedziała, w końcu wychodząc zza rogu, tym samym podchodząc do krewnej. Medyczka uniosła uszy i zaraz z lekkim uśmiechem odebrała szukany specyfik.
- Świetny z ciebie pomocnik. Kto jest moją ulubioną bratanicą?
- Shori. - powiedziała od razu młoda, na co oboje dorosłych wilków się roześmiało.
- Och ty żartownisiu. - delikatnie zmierzwiła jej czubek głowy. - Żeby nie było, wszyscy jesteście moimi ulubieńcami. Wszyscy jesteście moimi ulubionymi bratankami.
- Bo tutaj mieszka brat cioci i trzeba żyć w symbiozie rodzinnej, prawda? - Zapytała się normalnym tonem, co spowodowało tylko szczery śmiech wadery.
- Podoba mi się to poczucie humoru. - powiedziała i otarła oczy na wszelki wypadek. - Wpadnij do mnie jutro.
Młoda myślała, że te spotkania pewnie są dla sprawdzenia stanu psychicznego szczenięcia po tym incydencie. Jak mocno została rozbita jej delikatna psychika podczas naocznego bycia świadkiem widoku porwania jej matki, gdzie prawdopodobnie to ona była pierwotnie zamierzonym celem. Po uprzednim zapytaniu się i dostaniu zgody opuściła lecznicę w celu skierowania się na swoją cichą kryjówkę. Kierowała tam się z niejaką złością na siebie.
Od zawsze była słaba, pozwalała na agresywne posunięcia ze strony brata, wieczna beksa na wszystko. Nie mogąca działać bez polegania na innych. Wstręt do skrzydeł, do samej siebie, który po wieki będzie jej towarzyszył przez ten jakże żałosny żywot. Gdyby chociaż nauczyła się wcześniej latać, być może jej matka byłaby tu z nimi? Przez jej nieudolność przepadły dwie wilczyce. Najwyraźniej faktycznie była opóźniona w rozwoju. Być może byłoby o niebo lepiej, gdyby to ona zniknęła.
Samo patrzenie na siebie było paskudne. Zero przydatności, przynosiła same problemy. Była stanowczo zbyt słaba. To faktycznie przez nią nie było z nimi mamy, bo musiała ją bronić, tym samym poświęcając siebie. Przemknęło jej przez myśl, że gdyby w tej chwili odebrałaby sobie życie, ułatwiłaby wszystkim sprawę. Jasne, tata i siostra mogliby rozpaczać, ale pewnie tylko przez chwilę. Możliwie to byłby dobry fatum i zaginione powróciłyby, kosztem życia nędznej istoty?
- Nie myśl tak. - skarciła ją Kuki, natychmiast uświadamiając sobie po wyrazie pyska, o czym tamta myśli. - Wciąż jest nadzieja, że wrócą. Wiesz o tym, a jednak masz bez przerwy myśli destrukcyjne.
- Nawyk. - odparła krótko. Nagle się zatrzymała, ponieważ coś do niej dotarło. Może kolejne odpowiedzi przy problemach odnajdzie w Kuki? Spojrzała uważnie w stronę duszka wiatru. - Kuki.
- Hm?
- Naucz mnie latać. I walczyć w powietrzu, jeśli się da. - powiedziała w pełni trzeźwa swych słów.
- Och?- Światełko się przez chwilę zatrzymało, by zaraz radośnie niemal podskakiwać. - Świetnie! Chodź, zaczynamy od razu! Ach, może poznasz pozostałych? Są specjalistami w swoich fachach!
Kuki natychmiast wskazała kierunek do obrania, równie szybko zaczynając się tam przemieszczać.
Sininen spojrzała za siebie: pozostawiona mała przestrzeń z bardzo negatywnymi skojarzeniami, która pozostawała niemal złowrogo głucha na wszelkie hałasy. Tata prawdopodobnie wrócił już do jaskini, gdzie czekał mocno niezadowolony Ereden, Shori najpewniej dalej się w najlepsze bawiła u Noitera. Ocierając nos od niespodziewanego upływu krwi, który stał się chorą normą od ostatniego ataku histerii i paniki pomyślała, że będzie musiała wrócić na kolację, więc tata nie będzie musiał się martwić bardziej.
Musiała być silna, musiała się taka stać. Musi nauczyć się odkryć, poznać i opanować swoje mocne strony w celu wykorzystywania ich. Musi być w pełni samodzielna. Być może odnaleźć mamę.
To był moment, w którym wszystko miało zmienić się na dobre.
Dlatego właśnie postanowiła iść za unoszącym się duszkiem, tym samym pieczętując swój los.

Kwiat zamarzł doszczętnie, okalając się potężnymi ścianami lodu, które nic nie było w stanie naruszyć.

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1607
Ilość zdobytych PD: 803 + 5% (40 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 2879 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz