Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

niedziela, 29 maja 2022

Od Itami c.d Atrehu ~ Wzloty i upadki

~ Akcja się dzieje przed wydarzeniami z wątku "Anatomia obłędu" oraz w czasie wątku "Pogardzona niewinność cz. 3 ~
Itami milczała dość długo, dręczona poczuciem paskudnego wstydu i zażenowana, spuściła wzrok na swe drobne łapy. A to wszystko dlatego, że ona nie mogła się powstrzymać... ale przecież większość wader ogląda się we własnym odbiciu w tafli wody, pomyślała. To już jest taki nasz powszechny rytuał, próbowała sobie wmawiać. Czemu, ach, czemu więc czuła się taka zawstydzona? Jej przekonania goniły się nawzajem, w wielkim wyścigu myśli. ~ Jaka ja teraz jestem w jego oczach, skoro zdążył zobaczyć cokolwiek. Nie potrafiła mu spojrzeć w oczy. Wstyd palił jej wnętrze.
- Wszystko w porządku? - zapytał dość niepewnie, co też było nietypowe dla basiora. Atrehu, jak to potomek Alfy, we krwi miał wpojoną śmiałość i płomienną brawurę - to w gruncie rzeczy, podobało się waderom. Jej także, lecz nigdy nie miała odwagi, aby mu to przyznać. W następnym momencie poczuła ciepło jego ciała, tulącego się do jej boku, a także namiętny i czuły pocałunek między uszami. Itami miała dziwne wrażenie, że Atrehu za wszelką cenę chciał jej pokazać, iż przy nim, nie miała się czego wstydzić. Jego aura sprawiała, że powoli zaczęła opuszczać swą tarczę, która skutecznie blokowała Atrehu dostępu do niej.
- Hej, powiedz coś, proszę. - mruknął czule nad jej uchem, obejmując swym silnym ramieniem drobne ciało wadery. Westchnęła cicho, unosząc w końcu głowę, nieśmiało i powoli. Ujrzała blask słońca, odbity w płomiennych oczach Atrehu, które przyprawiały Itami o przyjemne dreszcze, jednocześnie jakby zapewniały, że wszystko jest w porządku. Wszystko w porządku.
- Nic mi nie jest. Po prostu mnie zaskoczyłeś.
Basior zbliżył swój pysk blisko policzka wadery, zdobył się nawet na wilgotne muśnięcie swym językiem, który zatrzymał się dopiero na granicy jej skroni. Itami zadrżała lekko, nie ukrywając nawet, że się jej to spodobało.
- Nie, żeby było ci przykro. Co nie?
- Yhmm... nie? - odpowiedział śmiało i z uśmiechem spojrzał na Itami, która momentalnie zaczęła się śmiać, a on zaraz potem dołączył do niej. Ich śmiechy złączyły się w jeden chór, który rozniósł się po okolicy. Przestawała na chwilę, wytarła oczy z nabiegłych do nich łez, po czym spojrzała ponownie na Atrehu, aby ponownie parsknąć śmiechem. Mimowolnie zakryła usta łapą, a jej puchaty ogon zaś, zamiatał trawiastą ziemię, merdając wesoło. Musiała przyznać, że towarzystwo basiora wpływało na nią dość kojąco - nie czuła już tego palącego wstydu, ani czającego się za jego powłoką dojmującego gniewu. Była już tylko radość i... jakby, pewien rodzaj poczucia bezpieczeństwa.
- Dlaczego mnie szukałeś? - zapytała po chwili Itami, gdy wróciła myślami do rzeczywistości. Przyznać musiała, że rudy basior to osobnik, przy którym nie można mówić o nudzie czy zmartwieniach. Owszem, można mu wyznać wszystkie swe obawy i objawić dręczące każdego problemy. A jednym z problemów był ten, który wyznała jej Zuri. O rodzinnej watasze Atrehu... jej także... O trawiącym ją zniszczeniu i degeneracji, wywoływanej przez jednego wilka. W tamtym momencie myślała, jak delikatnie ubrać w słowa to, co mogłoby okazać się dla Atrehu dość bolesne... Nie oczekiwała, że przyjmie to ze spokojem, wiedziała bowiem, jaki on potrafił być wybuchowy. Atrehu kieruje się emocjami... jest wilkiem, który działa pod ich wpływem, a potem myśli. Już miała otworzyć usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle samiec ułożył się przed nią na brzuchu, aby zrównać swe oczy z nią. Wydawały się być pełne emocji - tych ciepłych. Płomień szalał w jego źrenicach, ich wyraz wydawał się być taki zamglony. Itami podejrzewała, że jej przyjaciel odpłynął w świat swych erotycznych fantazji.
- Ej, ziemia do Atrehu!! - zawołała ze śmiechem wadera.
- Huh? - basior potrząsnął swą rudą głową, jakby usiłował odgonić się od natrętnych much - Nic mi nie jest. To tylko... zamglenie.
Z początku myślała, że to, co powiedział jej przyjaciel, to jakiś niewinny żart, bowiem wilk, który urodził się w watasze Sol Rojo, i obecnie przebywa na jej terenie, może stać się ofiarą tak zwanego "zamglenia". Nie bez powodu więc, Sol rojo, nazywa się "Watahą Miłości", miejscem najbardziej dotkniętym przez opatrzność bogini miłości i płodności. Za czasów panowania Alfy Aarona, ojca Atrehu, wataha cieszyła się mnogością szczeniąt. Teraz nie była pewna, jak jest rzeczywistość. Kiedy jednak spojrzała ponownie w oczy Atrehu, zorientowała się, że pożądliwie wpatrują się w jej usta - to był odpowiednio dobry dowód na to, że przyjaciel nie żartował. Itami zerwała się na równe łapy, cofając się szybko, jak porażona prądem.
- Co takiego?! - W jej głowie na nowo pojawiła się myśl o przygodach z lisiej norki, zacisnęła zęby na myśl o bólu, ale jednocześnie rozluźniała mięśnie, czuła przeszywający prąd dreszczy wzdłuż kręgosłupa, gdy pomyślała o przyjemności, jakiej mógłby dać jej Atrehu. Otrząsnęła się jednak, kiedy strach przed bólem okazał się silniejszy. Cofała się, szybko rozglądając się, to na lewo, to na prawo, szukając drogi ucieczki, a Atrehu był coraz bliżej.
- Atrehu? - mruknęła niepewnie. Rudy basior jednak wydawał się nie do zatrzymania. Parł naprzód w jej stronę, ze wzrokiem utkwionym w usta. Po chwili Itami wydawało się przez chwilę, że straciła grunt pod łapami, po czym poleciała do tyłu, lądując głową w gęstwinę kwiatów. Jęknęła cicho, rozchylając niepewnie oczy i zorientowała się, że leży ogonem w górze, biodrami oparta o zwaloną kłodę. A chwilę potem, przed oczami pojawił się on - rudy, dumny i pewny siebie basior, któremu iskry aż sypały się z oczu. Zagórował nad nią, chwytając ją za nadgarstki swymi łapami. Obejrzała się nerwowo, orientując się, że jest całkowicie uwięziona. Całkowicie zależna od Atrehu, który w tym momencie mógł z nią zrobić, co chciał. Z początku, z zaciśniętymi zębami i szokiem w oczach, przyglądała się poczynaniom basiora, który bezceremonialnie zanurzył swój nos w gęstej sierści na jej szyi. Czuła, jak łapczywie wdychał jej zapach, z niepokojem wiedziała, że to może bardziej pobudzić basiora. Chciała krzyknąć, ale suchość w gardle i rodzące się ciepło, w okolicy podbrzusza i piersi, doskonale jej to uniemożliwiały. W tamtym momencie zdała sobie sprawę, że niczego innego nie pragnęła tak bardzo, jak Atrehu. Jego pocałunków, pieszczot i jego siły, która zapewne wypełni jej rozpalone wnętrze.
Kiedy Atrehu wyczuł, że jest całkowicie poddana, zwolnił uścisk z jej nadgarstków, po czym swym wilgotnym językiem, zaczął przemierzać strefy szyi i poleciał w górę, przez podbródek, aż doszedł nim do jej ust. Wiedział, jak zacząć całować, aby Itami poczuła, jak rozpalony płomień rozkoszy pobudzał jej zmysły, kazał zapomnieć o wszystkich i o wszystkim. Czuła też, jak basior napiera na nią czymś twardym i ciepłym... wadera, aż zakrztusiła się na myśl o tym. Znaczy... zakrztusiłaby się, gdyby nie Atrehu, który ją pocałował. Z wyczuciem całował też jej szyję, klatkę piersiową, językiem wytaczał sobie ścieżkę, aby potem chwycić w zęby jedno z wrażliwych miejsc na jej ciele. Przechwycił delikatnie sutkę... i nagle...
- Apsik! - basior kichnął z takim impetem, że aż odrzuciło go od Itami.
- Co się dzieje?! - zapytała, uwalniając swe zmysły spod rozkosznego uroku. Zerwała się szybko na równe łapy, aby spojrzeć na przyjaciela z rosnącym niepokojem, jak ten kicha na wszystkie strony. Jego nos wręcz czerwieniejąc się, wyglądał, jakby miał zaraz eksplodować. Itami ze zgrozą w oczach odkryła, że leżała wśród gęstwiny kwiatów, które akurat one sprawiały, że Atrehu kicha, jak oszalały. Basior z trudem łapał powietrze.
- Atrehu, Atrehu.. powiedz coś! Nic Ci nie jest? - Itami, podchodząc, potrząsnęła lekko basiorem. Nie doczekała się odpowiedzi, lecz kolejnego potężnego kichnięcia. Oczy mu łzawiły, a z nosa skapywał wręcz gęsty, lejący się cięgiem katar - Atrehu... ja... zaraz coś wymyślę, wytrzymaj...
~ Myśl Itami, myśl! - krzyczała na siebie wadera, rozglądając się nerwowo za czymś, co pomogłoby przyjacielowi. Nerwowość jednak nie pomagała jej w jasności myślenia... ich gonitwa sprawiała, że nie była w stanie nic zrobić. Im dłużej się zastanawiała, tym mniej czasu jej zostało, a co z niej byłaby za medyczka, gdyby pozwoliła Atrehu tak po prostu cierpieć? Kręciła głową wokół, szukając jakiegokolwiek sposobu na pomoc, że o mało jej nie odpadła - w końcu oczy zatrzymały się na spokojnie płynącym nurcie rzeki. No tak!
- Atrehu, wstań i zanurz głowę w wodzie! - zawołała żywo wadera, po czym złapała zębami za futro na szyi Atrehu, aby pomóc mu wstać. Niestety, jej próby podniesienia basiora były spalane na panewce, gdyż co też może uczynić jedna drobna wadera, w obliczu takiej masy, jaką ma basior? Ostatecznie podniósł się ledwo, bo łapy zaczęły się pod nim uginać i w końcu dotarł do spadzistego brzegu rzeki.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie. Nabierz w pysk powietrze i zanurz głowę. Potem wypuść je pod wodą, przez nos, abyś mógł go wypłukać. Dobrze? No to jazda!
I z tymi słowy, Itami położyła łapki na szczycie głowy Atrehu, aby pomóc mu ją wepchnąć w otchłań wody. Itami zdawała sobie sprawę, że Atrehu musi trochę przecierpieć, ale tylko to wpadło jej do głowy. Nic innego w tej okolicy nie pomoże jej tak dobrze, jak woda. Kiedy basior wyłonił głowę, wcześniej bujna ruda czupryna, opadła mu na oczy i pysk, ale przynajmniej już się nie dusił.
- A teraz, wstrzymaj oddech i chodź ze mną, jak najdalej od tych narcyzów. W lecznicy dam Ci coś na twoją alergię.
- Itami, słabo widzę...
- Podążaj za moim zapachem - poleciła Itami, choć nadal będąc w totalnym szoku, nie wiedziała co czyni.
- Jak mam podążać za zapachem, skoro kazałaś mi nie oddychać! - zauważył Atrehu.
- No tak, idiotka ze mnie... ymmm, to podążaj za moim głosem. O tak! Dokładnie tak, chodź za mną, Atrehu. To już nie daleko. Możesz już oddychać, jesteśmy daleko od narcyzów. Ale cię załatwiły, nie powiem...
- Achooo! - kichnięcie sprawiło, że basior zwalił się zadem na trawiastą ziemię -... mój nos... - wymamrotał takim tonem, jakby katar na dobre zalegał w jego nosie - no pięknie, głowa też zaczęła mnie boleć...
- Już jesteśmy niedaleko - zapewniła spokojnie Itami, choć w głębi dręczyło ją nieprzyjemne przeczucie, że atak alergiczny powróci. Nie można im zwlekać. Na widok zarysowującej się sylwetki jaskini, służącą im za lecznicę, Itami uśmiechnęła się pod nosem - była wręcz uradowana. W trakcie ich wędrówki, Atrehu zdarzyło się kichnąć kilka razy, ale bez wyraźnych symptomów wzmożonej alergii. Wnętrze było prawie puste - to dobrze, przynajmniej nikt mi nie będzie przeszkadzać, pomyślała z nadzieją Itami. Poprosiła Atrehu, aby usiadł na szpitalnym łożu, przy którym zgromadziła wszystko, co jej było przydatne; leki antyalergiczne, maść sosnowo-brzozową na obrzęknięty nos i wonne waciki nasączone wyciągiem z mięty pieprzowej. Poleciła najpierw zjeść zioła, które podłożyła mu pod pysk, ale Atrehu, jak to on, odsunął się z wymalowanym wstrętem.
- No jazda! To Ci pomoże zwalczyć objawy alergii - wyjaśniła szybko Itami.
- Wiesz, jak ja lubię zioła - rzekł marudnym tonem.
- A wiesz, jak ja lubię marudnych pacjentów? Bierz to do pyska i to bez dyskusji - odparła niecierpliwie Itami - Chcesz, żeby katar i kichanie zniknęło? To na co czekasz?
- Normalnie taka nie jesteś - stwierdził z lekkim uśmiechem Atrehu.
- Czyli jaka?
- Taka... stanowcza i pewna swego. Na co dzień jesteś urocza, słodka i delikatna. Czy to praca tak na ciebie wpływa? - po tym pytaniu, wziął do pyska polecane mu zioła, co prawda uczynił to dość niechętnie.
- To znaczy... - mruknęła Itami dość zakłopotana. To prawda, że tutejsza atmosfera wprawia ją w nietypowy nastrój, ale to zwyczaje zawodowe ją do tego przystosowały. Na co dzień miewała różnych pacjentów. Jedni wykonywali polecenia medyczki bez żadnych marudzeń ani tłumaczeń. A bywali też tacy, co pomimo toczącej ich organizm choroby, trzeba było ich zmuszać do przyjmowania leków. Prośbami czy nawet groźbami. Itami opanowała "stanowczą perswazję" do stopnia bliższego perfekcji. Nie dokończyła zdania, wolała pewne fakty zachować dla siebie, po czym nałożyła na wilgotny nos basiora maść i wetknęła waciki w dziurki.
- Noo, za moment powinno ci się polepszyć - oznajmiła w końcu, uśmiechając się na widok swego dzieła. Atrehu miał jednak inne zdanie; siedział z opadłymi ramionami i miną, wyrażającą szczenięcą irytację. Jego oczy natomiast mówiły co innego. Atrehu puścił perskie oczko i obdarował ją wdzięcznym pocałunkiem w policzek.
- Dziękuję Ci. Gdyby nie ty, wolę nie myśleć, co by się ze mną stało.
- I bardzo dobrze, że wolisz nie myśleć. Pewne sprawy należy pozostawić domysłom.
Wraz z pocałunkiem, Itami wróciła do wspomnień z incydentu, który miał miejsce kilka chwil temu... incydentu, który nie powinien mieć w ogóle miejsca. Kochała Atrehu, ale też nie była, co do niego przekonana. Wiedziała, jaki on jest w stosunku do płci przeciwnej - zawsze szarmancki i zawadiacki. W tej jednej kwestii nie mogła nabyć pewności, bowiem... Atrehu to Alfa. Tutaj, obecnie jest Betą, ale mimo wszystko, we krwi ma dominujące cechy władców - To, jak się porusza, jak się zachowuje i jaka energia go otaczała, jest sprawą genu, który posiadają tylko potomkowie Alf. A Itami? Jest zwyczajną waderką z szarej rodziny, niegdyś poddanej jego ojcu. W ogóle fakt, że zwracała się do niego po imieniu, miast tytułować go "Alfą", zasługuje na surową reprymendę. Itami pokręciła głową.
~ Przestań rozwodzić się nad tym! Jesteśmy teraz w innej Watasze. Atrehu to przyjaciel. Ale czy jesteś pewna, czy przyjaciel? Jak myślisz, po co tak usilnie próbował cię odszukać? Aby spędzić z tobą czas, czy tylko wykorzystać twe ciało do swych cielesnych potrzeb?
Na tę myśl zrobiło się jej gorąco... przełknęła sporo śliny, gdy przed oczami przeminęły jej wspomnienia ze wczorajszej akcji w lisiej norze. Jego pewność swych ruchów, ta całość wypełniająca jej wnętrze... i to przyjemne, wilgotne ciepło. Wbiła pazury w skalistą nawierzchnię, usiłując się uspokoić. Ogólnie rzecz biorąc... pragnęła go. Zrobiłaby dla niego wszystko... nie dla przyjaciela. Dla kochanka. Spokojnie Itami, wdech i wydech... rytmicznie oddychaj, tak jak cię uczono w szkole medyków. Spokojny wdech do połowy, pauza i spokojny wydech.. tak, to powinno pomóc.
- Itami? Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie Atrehu, zerkając na nią z płonącym zmartwieniem w oczach.
- Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - odparła z pokrzepiającym uśmiechem, podchodząc do Atrehu. Oh, coś ty ze mną zrobił? Oszaleję przez ciebie - Po prostu za dużo dzisiaj myślę.
- A o czym tak myślisz? - zapytał spokojnie basior.
- Noo... wiesz... o wszystkim. Opowiem ci o tym kiedyś, ale nie teraz. Muszę się nieco uspokoić. - Dlaczego mnie szukałeś?
- No cóż... - zaczął, ale widocznie pytanie, a raczej ton w głosie Itami, wprawił w wilka dostatecznie duże zakłopotanie, aby odważył się dokończyć zdanie. Wadera nie chciała, aby zabrzmiała tak podejrzliwie. Najwidoczniej nie potrafiła wyrazić tego inaczej -... chciałem się zapytać, czy wszystko w porządku. Byłaś taka niespokojna w nocy, wierciłaś się, wyglądałaś jakby cię coś dręczyło. Powiesz mi, co się stało? Mi możesz powiedzieć.
- No... - Itami urwała, bo myślała, jak wyrazić to, co leży jej na sercu od dość dawna. Nikomu nie miała odwagi powiedzieć o tym, co przez całe jej życie było kompletną zmorą. Kompletny strach przed bólem, który potrafił doprowadzić do szaleńczej paniki, wystarczyła zaledwie iskierka. Może i była twardą waderą, ale o kruchej duszy. W jednej chwili potrafiła być stanowczą i nieustępliwą, a w drugiej... wcielić się w skórę przerażonej myszki... - boję się...
- Czego? Czego się boisz?
- Ciąży... nie, nie przesłyszałeś się. Boję się ciąży i związanej z nią bólem. Nonstop dręczyły mnie myśli o tym, po tym, jak...
- Jak co? - Atrehu nie ustępował, ani na jotę.
- Atrehu, ale ty jesteś głupi! Głupi, głupi... po tym, jak mnie wziąłeś w lisiej norce... Skończyłeś we mnie i boję się, że z tego powodu zajdę w ciążę... boję się tego!
Czara się wylała, Itami napłynęły łzy do oczu, gdy znów nawiedziło ją widmo bólu, bała się go ponad wszystko i myśląc o nim, zaczynała wpadać w niemałą panikę. Tylko towarzystwo przyjaciela powstrzymywało ją od jej wybuchu. Atrehu natomiast miał tęgą minę po tym, co usłyszał. Przyglądał się przyjaciółce z szeroko wytrzeszczonymi oczami, usta miał lekko rozchylone, wydawać się mogło, jakby zamarły w nich wszystkie realne słowa. Po chwili je zamknął, przegryzając nerwowo dolną wargę. ~ Nic nie masz mi do powiedzenia? - pomyślała zrozpaczona Itami.
- Itami, ale przecież... jak nie miałaś rui, to nie powinnaś się niczym martwić...
- A mimo tego czuję, że coś się ze mną dzieje! Może i wydaję się, że za bardzo panikuję, ale... - Jak mu to przekazać, aby jednocześnie nie zdradzić mu swego lęku. Jak? Myśl, Itami...
- Itami, ale na prawdę nie masz się czym bać...
- Owszem, mam czego się bać - odparła z widocznym przestrachem w oczach - Ja się boję...
- Ale czego?! Czego się boisz? Powiedz mi, proszę cię, przecież mogę cię obronić!
- Przed tym nie da się mnie obronić... - Łzy zalały waderze policzki, była bliska szaleńczego płaczu - nikt nie jest w stanie mnie obronić przed tym!
~ Nie panuję już nad sobą, nad myślami, nad własnym ciałem. Chcę zostać sama ze swoim lękiem - z tymi myślami, Itami łkała cicho, ze schyloną nisko głową, tak aby Atrehu nie widział jej łez. Nie potrafiła znieść jego wzroku... ciekawe, co sobie myśli, widząc mnie płaczącą - pomyślała nie mogąc znieść chaosu myśli w głowie. To koniec, wkopała się na dobre i to w dość głęboki dół. Już nie było wyjścia.
- Ale jak to? Co ci tak zagraża, że nie można cię przed tym obronić?! - zapytał Atrehu, prawie krzyknął.
- Bo ja boję się bólu! Panikuję, gdy choćby nawet pomyślę o nim! Nikomu tego nie zdradzałam, bo przyjęłam sobie zasadę, aby nie zdradzać swych słabych punktów. Kiedy twój brat, Lupus, kopał mnie, bił i gryzł, miałam ochotę zwariować, rozumiesz?! Czułam się, jak przerażony zając, który w naturze ma wpojoną ucieczkę. Ja chciałam uciec, ale nie mogłam. Tak samo, boję się, że będąc w ciąży, stanę przed koniecznością rodzenia w bólu. Bólu, którego mogłabym nie przeżyć...
Powiedziała już to, co ciążyło jej na serce przez całe swoje życie. Po czym nie wytrzymała i zaczęła wylewać z siebie potok łez. Widać, że w tym wszystkim, Atrehu siedział, jak sparaliżowany, a po wyrazie jego twarzy, można by rzec, że był mocno zdezorientowany - osobiście, ja jako facet, nie dziwiłem mu się, ale Itami zaś... no cóż... nie miała już na nic ochoty. Na nic, prócz czułego objęcia. Pieszczotliwego ciepła drugiej osoby, które jest tak oczywiste, a mimo tego, trudne do wykonania - Atrehu uniósł łapę, aby ją przytulić, ale jakby zawisła w powietrzu, jak gdyby jej właściciel był niepewny swego ruchu. No dalej! Przytul ją! Jednakże Atrehu cofnął się, spoglądając zmieszany gdzieś w punkt obok siebie. Atrehu, cymbale, obejmij ją! Pokaż, że masz jaja i otocz ją opieką, to jest ten czas, kiedy ona tego potrzebuje! Lecz on siedział bez ruchu, sparaliżowany niemocą, a główną przyczyną jest to, iż nie wiedział, co uczynić. W końcu wykonał ruch, bardziej zdecydowany; uniósł łapę i przygarnął płaczącą Itami do siebie, starając się, aby przy tym być czułym. Itami czuła, że tego jej właśnie było trzeba - przytulić swój mokry od łez policzek do ciepłej piersi basiora, którego bicie serca było jedyną kojącą melodią.
- Niczego się nie musisz bać. Jestem przy tobie - mruknął jej do ucha opiekuńczym tonem - nikt, ani nic nie jest i nie będzie w stanie cię skrzywdzić, dopóki jestem przy tobie.
Nagle w sąsiednim przedsionku obok rozpętało się zamieszanie, zgoła zwiastujące nieszczęście. Itami wytarła i zmyła ślazy łez, aby zostawić Atrehu na chwilę samego i sprawdzić, co się stało.

Pierwsze, co nasunęło się na jej wzrok, to długie lekko zakrzywione rogi Noiter'a w towarzystwie córeczki Naharys'a. Sądząc po jej wyrazie, była przerażona i zrozpaczona - ta mieszanka sprawiała niebezpieczne drżenie jej drobnego ciała. Na miejscu pojawił się też sam ojciec waderki, wraz z niesfornym synem Ereden'em. Wiedziała ze słuchu, że przebywanie blisko siebie tych dwóch brzdąców, to jak postawienie zapałki przy rozlanej benzynie. Potem wybuchła kompletna awantura, z której Itami wychwyciła tylko jeden, szczegółowy fakt; Pina i Tsumi zaginęły! Porwał je jakieś monstrum, z tego, co krzyczała mała Sininen. ~ Och, co ten cholerny dzień jeszcze nam przyniesie?

*** 
~Wydarzenia z wątku "Anatomia obłędu"
 Minęły dwa tygodnie od tajemniczego zniknięcia Piny i Tsumi... a co do Atrehu; odkąd wadera zwierzyła się mu ze swojego najgorszego koszmaru, którego wolała nikomu nie mówić, znacznie zmienił nastawienie do przyjaciółki. Można by rzec, że starał się być delikatny w każdych aspektach jej życia. Nawet, kiedy lądowała z nim w jaskini, basior mimo gwałtownych i agresywnych przypodobań, starał się ją traktować pieszczotliwie i z wyczuciem. A żeby zapobiec powstaniu niechcianego kłopotu, ich igraszki kończyły się w dość niestandardowy sposób. Do tego czasu, Itami zdołała przepchnąć w głąb zapomnienia wydarzenie, wcześniej wspomniane. Jednak, jak się później okazało, po jednej tragedii, nastaje nagła cisza przed burzą, aby potem, znienacka pojawiła się kolejna...
Kiedy Itami zaczynała, z pozoru, swój zwyczajny dzień w lecznicy, nagle pojawił się Naharys, wraz ze swoim synem, Ereden'em. Po wstępnym obejrzeniu malca, wraz ze swoją współpracownicą, Lonyą, zaobserwowały gwałtowne dreszcze i niebezpiecznie grzmiące krwioplucie, połączone z bólem głowy oraz mięśni kręgosłupa - a z dnia na dzień, stan malca symptomy nabierały na sile. Od tamtej pory, chwile spędzone w lecznicy, stawały się dla Itami jakimś koszmarem i psychicznym wysiłkiem - Malec wymagał stałej opieki; A to łączyło się z dokładną higieną, podawaniem leków (które, jak się potem okazało, niewiele dawały, ale pomagały za to podtrzymać funkcje homeostazy), a w trakcie tego, bywały momenty, kiedy Ereden zrywał się z krzykiem, będąc dręczonym przez nieopisane cierpienie. Jego ciało było tak gorące, że wydawać by się mogło, iż swym ciepłem ogrzewał przestrzeń. Sądząc też po szmerach, jakie wydawał malec pod nosem, dręczyły go gorączkowe omamy, zjawy wywołane zaburzeniami funkcji poznawczych i tworem wyobraźni. Atrehu odwiedzał ją prawie codziennie, aby zerknąć, jak sobie radzi przyjaciółka; Prawdę mówiąc, jechała na oparach sił, bowiem musiała zajmować się też innymi pacjentami, którzy w równym stopniu potrzebowali pomocy, co malec. A kiedy odprowadzał ją do jaskini, Itami była tak wyczerpana, że zasypiała na grzbiecie samca. Nie, że Atrehu musiał to robić, po prostu wyznał jej, że podoba mu się to, co robi dla niej. Potrafił przy tym wszystkim okazać serce i wyrozumiałość dla Itami.

***
~ Time speed - Czasy obecne ~
Dzisiejszy dzień był nieco spokojniejszy i bardzo słoneczny, wiatr z południa niósł ze sobą przyjemną morską woń. W pracy nie było zbyt wiele do roboty, więc Itami zwolniła się z lecznicy nieco wcześniej, aby wraz ze swoją macochą, Zuri wybrać się na spacer ścieżką, ciągnącą się wzdłuż ukwieconej łąki, aby do reszty oddać się rozmowom na błahe tematy. Zbliżało się późne popołudnie.
- Itami, czasem mi się wydaje, że za bardzo oddajesz się pracy. Jesteś jeszcze młoda, korzystaj z odrobiny darów, jakie przynosi Ci życie.
- Oh, mamo - odparła Itami, choć w głębi duszy wiedziała, że od życia dostała już wszystko, czego jej trzeba. Marzenie, aby stać się medyczką zostało w końcu spełnione, żyje w spokojnej watasze pod przywództwem miłej i dobrej Alfy, a gdyby jeszcze dodać uśmiech losu w postaci towarzystwa przyjaciela z rodzinnego stada, Itami nie mogła więc narzekać na życie. Choć bywały chwile, kiedy miała ochotę zrobić sobie kilka dni wolnego i przestać żyć wyłącznie lecznicą. Chcąc nie chcąc, spędzała w niej czas od rana do późnego wieczora; niestety, pacjenci wymagają uwagi.
- Aktualnie niczego mi nie brakuje do szczęścia. Mam tutaj zajęcie, o którym marzyłam. Przecież wiesz.
- Tak, tak! Od małego męczyłaś mnie i ojca, abyśmy posłali Cię do szkółki medycznej. Cholercia, odkąd tu jestem, nie robię nic, poza siedzeniem Ci na karku. Tobie i twojemu przyjacielowi. Powinnam się za coś wziąć. a też wataha nie potrzebuje mieć na utrzymaniu zbędnego balastu.
- Mamo, nie mów tak! Alfa dała Ci azyl. Znasz się dobrze na ziołach i alchemii. W końcu jestem z twojej szkoły, prawda? - powiedziała z uśmiechem Itami - Poproś Rene, może znajdzie się praca dla ciebie. Wiem i rozumiem Cię, że trudno trwać w bezczynności, ale przeżyłaś trudny okres, który wymaga odpoczynku.
- Wiem, ale praca pozwoli mi zapomnieć o tym, co już stało się zamkniętym rozdziałem. Nie mogę jednak wytrzymać myśli, że twój ojciec i rodzeństwo nadal tam tkwią, pod butem tego zwyrodnialca. Masz rację, powinnam poprosić twoją Panią o zajęcie.
- Bardzo dobrze! Jeśli chcesz, mogłabym się wybrać z tobą, żeby było ci raźniej.
Zuri zachichotała delikatnie, pocałowała przybraną córkę w policzek i obdarowała ją uczuciowym spojrzeniem.
- Dzięki, słońce, ale jak na swoje lata, umiem o siebie zadbać. Nie chwaląc się, jestem ulepiona nie z gorszej gliny, a co! - I z tymi słowy, wypięła dumnie pierś i przybrała dość odważną, acz teatralną minę wadery niezależnej, po czym obie parsknęły głośnym śmiechem.
Śmiech, jak się później okazało, przyciągnął uwagę samca, którego Itami poznałaby na końcu świata przez tę jego rudą czuprynę. Atrehu wraz z inną dzienną czujką, właśnie kończyli służbę, aby ustąpić ją czujkom nocnym. Mina basiora mówiła wyraźnie, że cieszy się z przypadkowego spotkania z waderami. Zuri zareagowała dość instynktownie; pokłoniła się basiorowi, jak etyka nakazuje, choć wiadomo było, iż na tych terenach, nie obowiązywało ją to. Musiała przyznać, że jej macocha miała dość głęboko zakorzeniony zwyczaj oddawania Alfom należytego szacunku. Atrehu, poprzez grzeczność, odkłonił się i z uśmiechem przywitał się z waderą.
- Co za miłe spotkanie, Atrehu - powiedziała miło Zuri - Jak Ci minął dzień?
- Ah! Nie najgorzej - odpowiedział z uśmiechem basior - akurat mieliśmy spokojny patrol. Nic nie panoszyło się na naszych terenach, więc czas płynął nam dość leniwie. I przyznam, że przez ten czas - tym razem wzrok skierował na Itami, a ona zaś spostrzegła, że ich charakter przemienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Były pełne tęsknoty, uczucia i dobrze Itami znanego ciepła - tęskniłem za Itami - dopowiedział ze znacznym uśmiechem.
- Rozumiem. Trudno nie tęsknić za kimś, kto jest dla ciebie ważny, mój Alfo. Czy chcielibyście, abym pozostawiła was samych?
Zuri jednak nie oczekiwała na odpowiedź, wręcz przeciwnie. Pożegnała dwójkę wilków ciepłym wzrokiem i skierowała się z wolna w stronę jaskini Itami. Towarzysząca rudemu basiorowi czujka dzienna, okazała się zniknąć już dawno temu, najwidoczniej wadera tego nie zauważyła.
- Masz ochotę na spacer? - zaproponował po chwili Atrehu.
- Skoro już jesteśmy na powietrzu, to czemu nie. Tylko pamiętaj, z daleka od narcyzów! - ostrzegła teatralnym głosem, po czym zachichotała cicho, choć podejrzewała, że basior odbierze to nieco inaczej - wiedziała o co mogło chodzić. To właśnie tam, w gęstwienie tych pięknych, ale jakże zabójczych dla Atrehu kwiatach, spędziła czas w objęciach nieokiełznanego uczucia.
- Haha, wiadomo - odparł Atrehu, odwzajemniając uśmiech.
Z początku zmiana towarzystwa przyniosła obojgu chwilowe milczenie, ale to pewnie dlatego, że żadna to przyjemność opowiadać drugiej osobie rutynowe wydarzenie z tego samego dnia, więc Itami po prostu wolała milczeć.
- Jak humorek? - basior zdecydował się przerwać tę dość niezręczną ciszę.
- Nie narzekam. Dzisiejsze słońce i wcześniejsze wychodne sprawiło, że mam więcej czasu dla siebie!
- Haha, zazdroszczę wolnego. Za niedługo noc nas zastanie, a czasu dla mnie niezbyt dużo zostało. Jak sobie pomyślę, że znów będę musiał wcześnie rano wstawać, to aż mnie gęsia skórka łapie.
- Nie gadajmy już o przyziemnych sprawach. Powiedz mi lepiej, jakie masz plany w wolny dzień? - zapytała z uśmiechem.
- To, co umiem najbardziej. Czyli lenić się i spędzać czas ze swoją przyjaciółką! - Basior pieszczotliwie poczochrał ją po głowie, w miejscu między jej lisimi uszami.
- O! Patrz, jakie znalezisko! - wskazała na samotnie rosnący kwiat, którego płatki rozłożone szeroko na boki, przypominały kształtem kocie opuszki. Miały intensywnie jaskrawy kolor, który miał za zadanie odstraszać potencjalnych roślinożerców - To latolista szkarłatna! Bardzo rzadki kwiat, widzisz?!
- Widzę. Chcesz zerwać?
Itami uniosła wysoko uszy, mocno rozentuzjazmowana.
- Jasne! Ten kwiat to niezwykłe znalezisko. Zaniosę jutro Lonyi. Wiesz, że jeden płatek tego kwiatu magazynuje w sobie odpowiednio dużo soku, którego wystarczyłoby do wyleczenia połowy stada. To bardzo sporo!
Bez zbędnych słów, Itami zaczęła wspinaczkę po wyrośniętym głazie, gdzie to na jego szczycie wyrastał ten cudowny okaz. Manewrowała na różne sposoby, aby wspiąć się wyżej. Unosiła łapy coraz wyżej, a czasem sytuacja wymagała od wadery, aby unieść ogon nieco wyżej, aby nie stracić równowagi. Jej wzrok był skupiony na jednym celu, więc nie zdawała sobie sprawy, jakie też widoki obnażyła przed Atrehu...

Atrehu?

PODSUMOWANIE:
Ilość napisanych słów: 4463 
Ilość zdobytych PD: 2231 + 20% (446 PD) za długość powyżej 4000 słów
Obecny stan: 3232 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz