Piaskowa wadera mruczała pod nosem najróżniejsze przekleństwa w swoim ojczystym języku. Dlaczego? Otóż w natłoku nowych obowiązków stłukła bardzo ważne flakoniki z silnymi substancjami odurzającymi i musiała zrobić nowe.
– Fumps kopo! – Rzuciła gniewnie w stronę wiklinowej misy z wodą, znajdującej się nad paleniskiem, która nie chciała się zagotować. Niewysoka wadera nie spała już od trzech dni, a wiszący wysoko na niebie księżyc wiedział, iż fioletowo oka nie zaśnie, póty nie skończy swojej roboty. Wilczycę przepełniała frustracja z powodu dorzucenia sobie pracy. Energicznie machając ogonem, Shanar chodziła z jednej strony jaskini, na drugą, w poszukiwaniu potrzebnych jej składników. Nazwy? Po co komu nazwy? Kto by pomyślał, że jakieś głupie oznaczenia mogłyby jej znacząco ułatwić sprawę. Poza tym, co niechętnie lubi przyznawać, Pawana nie ma głowy do nazw, czy imion. Pamięta świetnie wygląd, zapach i przede wszystkim właściwości. Nie potrzebowała dotąd zapisków, chyba że pisała nowe zwoje. Oczywiście, gdy nadzieje się na nazwę jakiejś rośliny, o ile ją zna, będzie wiedziała, o co chodzi, jednakże wadera nigdy nie przykłada do tego większej wagi.
– Gdzie jest ten zielony, aksamitny proszek? Przecież jeszcze wczoraj go tu widziałam. – Rzuciła w powietrze, zatrzymując się przy wyżłobionej w ścianie półce. Przymrużając oczy, w końcu dostrzegła poszukiwaną przez siebie substancję. Używając swej zdolności, ostrożnie wyciągnęła kryształowe naczynie i ruszyła z nim w stronę misy z gotującą się wodą. Najdelikatniej jak potrafiła, odłożyła naczynie obok pozostałych składników, które niestety musiały poczekać, aż woda zacznie wrzeć. Nie chcąc marnować czasu, wilczyca sięgnęła po moździerz i cztery ogniste fasolki, po czym starannie zaczęła je rozcierać, tak że w powietrzu unosił się ostry aromat przypominający swym zapachem pieprz. Pawona z trudem powstrzymała się od kichnięcia. Na całe szczęście intensywna woń ulotniła się szybko, z powodu nagłego przeciągu. Zaniepokojona takowym zjawiskiem wadera po sprawnie zakończonym działaniu, ruszyła w kierunku wejścia do swej jaskini. Przez ciało wilczycy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wiatr przygnał chmury, jednak nie zapowiadało się na deszcz. Zjawisko to zwiastowało, iż noc będzie zimna, a dzień chłodny, czyli coś, czego kuzynka fenków nie cierpiała najbardziej. Zasłoniwszy wejście kotarą ze skór, Pawona wróciła do pracy. Woda właśnie się zagotowała i można było dodać starannie odmierzone składniki. Stara, wystrugana z udowej kości łosia chochla, była idealnym narzędziem do wolnego mieszania wywaru, który już samym swym zapachem zachwycał. Wilczyca miała wielką ochotę spróbować swego produktu, jednak wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić, nie w czasie pierwszych tygodni w watasze. ~ Co sobie Alfa pomyśli? ~ zganiła się w myślach wadera. Shanar nie zamierzała się od razu pokazywać od tej złej strony. Propozycja relaksu była jednak bardzo kusząca i Pawona już wyobrażała sobie błogi sen, po zażyciu jakiegoś ze swych wyrobów i zakopaniu się w stosie puszystych futer, na piętrze nowego domu. Dla lepszego snu przeczytałaby jeszcze jakąś fajną powieść, spisaną na jednym ze zwojów z rodzinnej watahy.
– Mrr – pomruk rozkoszy wydobył się z pyska Pawony, gdy tylko zdecydowała, które romansidło będzie jej ofiarą, a zarazem towarzyszem wyprawy do krainy morfeusza.
< Rano >
Z dobrym nastawieniem czas szybko minął, a praca dobiegła końca. Była jakaś godzinka po wschodzie słońca, gdy Shanar sięgnęła łapą po mieszankę mięty, melisy, zielonej herbaty oraz suszonych pomarańczy. Jakaż rozpacz i złość ogarnęły zmęczone ciało wadery, gdy ta znalazła miskę z dosłownie jednym listkiem herbaty.
– To już herbaty mi zrobić nie dają?! Skąd mam teraz wytrzasnąć choćby melisę?! – Pawona niewiele myśląc, cisnęła naczyniem o najbliższą ścianę. Kryształ rozpadł się z głośnym trzaskiem tłuczonego szkła, a to, co po nim zostało to tylko listek i perłowy proszek. Wadera stała cała nastroszona, wpatrując się w to, co zrobiła, jak w jakiś najpiękniejszy obrazek, by po chwili jej oddech zwolnił, a sierść opadła. Gdy napięcie powoli opuściło jej ciało, piaskowa hybryda fenka i wilka sprzątnęła bałagan, po czym wyszła na zewnątrz, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i choć odrobiny promieni słonecznych, którym co jakiś czas udawało się przebić przez gęstniejące chmury. Shanar usiadła, szukając w swej pamięci informacji o jakimś zielarzu, bądź zielarce. Jej oczy zabłysły, gdy znalazła słowa pasujące do klucza. Od razu poderwała się i truchtem ruszyła w kierunku jaskini niewidomej, kremowej wadery, której imię brzmiało prawdopodobnie Nabi. Z tego, co wspominała wadera, przy ich pierwszym spotkaniu, kremowa zajmowała się roślinami. Shanar jednak nie mogła dać sobie za to łapy uciąć. Gdy zbliżała się do mieszkania poszukiwanej wilczycy, wadera wyczuła aromatyczne zapachy ziół, ale i również świeży zapach innego wilka. Ewidentnie był to basior. Mieszanina gruszki i kwaśnego jabłka wyjątkowo dobrze się ze sobą komponowała, sprawiając przyjemne wrażenie. ~ Czyżby wilczyca miała gościa?~ Zastanawiała się piaskowa. Przed wejściem do jaskini postanowiła zawołać jej właścicielkę, aby nie doszło do niekomfortowej sytuacji.
– Nabi? Hej, tu Shanar. Nie przeszkadzam? – Spytała i chwilę czekała na odpowiedź, aż z pogrążonego mrokiem korytarza wyłoniła się kremowa sylwetka.
– Witaj. Co cię do mnie sprowadza. – Spytała. Pawona nie wiedziała, jak wilcza siostra to robi, ale swoje oczy miała skierowane wprost w kryształowe patrzałki pisakowej. Potrzebowała krótkiej chwili, by dobrać słowa. Zmęczenie dawało o sobie znać, jednak nic oprócz przekrwionych oczu i nieco wolniejszych reakcji nie dawało o tym znać. Pawona wzięła wdech, po czym niechętnie przyznała, czego poszukiwała.
– Nie masz może zapasu melisy? Albo, czy mogłabyś mi zdradzić, gdzie ją znajdę? Jeszcze nie odnajduję się zbyt dobrze w okolicy. – Przyznała jak szczerej przyjaciółce. Kremowa wilczyca jednak pokręciła głową.
– Niestety, nie mam wystarczających zapasów w jaskini, ale Ereden mógłby Cię zaprowadzić w odpowiednie miejsce. – Oznajmiła ze spokojem niewidoma. Pawona zastrzygła uszami, słysząc nowe imię. – Eredenie? Spotkamy się następnym razem. Pomożesz naszej alchemik. – Oznajmiła, gdy tylko sylwetka basiora zaczęła wyłaniać się z jaskini. Pawona zwróciła swój wzrok w kierunku zdecydowanie wyższego od niej basiora. Przedstawiciel płci przeciwnej miał niemalże śnieżną sierść, zdobioną z rzadka czarnymi znaczeniami i waniliową „maską” na pysku. Jego świecące oczy zmierzyły Pawonę. Wilk musiał opuścić nieco pysk, by dokładnie jej się przyjrzeć, z kolei wadera musiał swój zadrzeć do góry.
– Dobrze – Mruknął do Nabi. Zapewne milczałby, gdyby nie fakt, iż wadera była niewidoma. Milczenie wilka było nawet Shanar na łapę, byle by dostała to, czego szukała. Po chwili przypatrywania się sobie i szufladkowania na różne sposoby nadszedł czas by wrócić do ważniejszych spraw.
– Możemy ruszać? – Spytała prosto z mostu piaskowa, gdyż Nabi opuściła dwójkę wcześniej. Czekała na ruch basiora, gdy ten przytaknął ruchem głowy i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Shanar dumnym, jak to ma w zwyczaju, krokiem ruszyła za nim. Para wilków szła przez zielony las. Zbliżało się lato, a sam obraz był piękny, mimo iż słońce praktycznie nie wyłaniało się zza chmur, czy też gałęzi. Pawona skrycie podziwiała i fascynowała się tutejszą przyrodą. Klimat umiarkowany jest dla niej czymś nowym i fascynującym. Chłodne pory roku nie przeszkadzały jej tak bardzo, gdy mogła podziwiać takie cuda natury. Wadera musiała jednak przyznać, że obawiała się zimy, o której tyle słyszała, a nie miała nigdy z nią odczynienia. Wilki szły w ciszy. Wadera pogrążona w swych myślach i fantazjach, które zapobiegały jej zaśnięciu na łapach, a młody basior z czujnie postawionymi uszami. Ereden nie oglądał się za siebie. Chciał mieć już to zadanie z głowy. Jakaż była jego ulga, gdy dotarli na miejsce.
– To tutaj – Oznajmił wilk, zatrzymując się przed niezbyt stromym zboczem boru, którego podłoże wyścielał dywan z melisy lekarskiej. Zamierzał odejść, jednak głos wadery zatrzymał jego działanie. Ereden spojrzał na Wilczycę, która skupiwszy swój wzrok na roślinach, zwracała się ewidentnie do niego.
– Mógłbyś mi pomóc? Potrzebuję większych zapasów, a szkoda iść taki kawał tylko po kilka gałązek. – Było to raczej stwierdzenie niżeli pytanie, jednak głos wilczy miał w sobie coś takiego, że basior bez sprzeciwu przytaknął ruchem pyska i dumnym, acz energicznym krokiem zabrał się do zbierania roślin. Piaskowa wadera, zadowolona z takowego przebiegu sytuacji, również ruszyła do pracy. Zanurzyła się niczym rekin, w morze ziela, tak że tylko głowa wystawała jej od czasu do czasu ponad busz. Wyćwiczonymi ruchami ogona, zebrała rosę z okolicznej roślinności i splotła z niej coś na kształt sieci, do której to wrzucała zerwane przez siebie gałązki z dorodnymi liśćmi. Gdy sieć się zapełniła i pyski wilków również, nasi bohaterowie udali się wolnym krokiem w kierunku jaskini wadery. Zbliżało się południe, a piaskowa wilczyca niezależnie od woli od czasu do czasu uginała się na łapach. Nie uniknęło to uwadze basiora, jednak ten, milczał, widząc, iż Shanar uparcie szła dalej.
< Na miejscu >
Po dotarciu do jaskini wilczycy, palenisko nadal lekko się tliło, uwalniając przyjemny żar, grzejący wnętrze. Dom wadery składał się z dwóch poziomów. Parteru, gdzie to znajdowało się palenisko nieopodal szczeliny (wentylacji), wyżłobiona kamienna misa, do której zbierała się deszczówka, kąt ze stołem oraz półkami, na których stały kryształowe naczynia, w większości wypełnione różnymi substancjami oraz coś, co miało przypominać i pełnić funkcję schodów. Parter wyposażony był w otwór przypominający okno (obok misy z wodą), przez który Pawona zaopatrywała się w deszczówkę oraz wejście. Oba otwory obrobione zostały w taki sposób, by można było je zasłonić grubymi skórami. Na piętrze z kolei dwie ściany wypełnione były różnymi zwojami spisanymi na skórach (w tym znaczna część na skórach aligatora) oraz ogromne posłanie leżące w centrum. Legowisko skonstruowane było ze sporej ilości, grubych i miękkich futer, głównie w białych, kremowych oraz piaskowych barwach. Uroku temu miejscu dodawały suszące się wiązki ziół oraz grzybów, a także coś na kształt niewielkiej norki, w której to poukrywane były różne pióra, zwierzęce nóżki, łuski i inne cudactwa. Gdzieniegdzie mrok jaskini rozświetlały fluorescencyjny mech lub porosty. Całość wkomponowana została w spory klif znajdujący się w lasku, dosłownie pięć minut od Jeziora Lac de Cristal. Dość daleko od jaskiń pozostałych członków watahy, jednak owo miejsce było specjalnie wyproszone u władz. Argument, który przemówił to wyjątkowe właściwości tutejszej wody, po którą trzeba by było pofatygować się przez większość terenów watahy.
Wadera odgarnęła łapą kotarę ze skory i wpuściła basiora do środka, po czym sama wkroczyła za nim. Sufit był dość wysoki, głównie przez wzgląd na bogactwo aromatów, które musiały się tu pomieścić. Pawona ruchem uszu wskazała Eredenowi schody prowadzące na piętro. Gdy ten nieco niechętnie poszedł w wyznaczonym kierunku, Shanar ugięły się łapy, sprawiając, że z cichym jękiem wylądowała w niezbyt zgrabnej pozycji leżącej. Wykończona pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Wzięła kilka wdechów i wydechów po czym, wykrzesała z siebie resztki energii na dotarcie do miejsca docelowego. Nim zwróciła uwagę na poczynania basiora, odstawiła cały zapas melisy w kąt, a wodę wyprowadziła pod krzak na zewnątrz. Opadła jak długa, na swoje legowisko, po czym odwróciła pysk w stronę basiora.
– To pólka z powieściami – Wymruczała, a basiora przeszedł ledwo zauważalny dreszcz. Odwrócił się podenerwowany w stronę właścicielki tejże kolekcji.
– Wiem. Tylko się rozglądałem. – Powiedział zdecydowanie, choć wilczycy coś podpowiadało, że był podejrzany. Olała swoją intuicję, chcąc na chwilę zregenerować siły na tyle, by móc w znośny sposób podziękować wilkowi za pomoc. – Ładna kolekcja. – Przyznał po chwili basior. ~ Oczywiście. W końcu moja. ~ Pomyślała.
– Dziękuję. Może kiedyś pożyczę Ci jakiś łapopis. – Odpowiedziała po chwili. – To wszystko, możesz iść. Dziękuję za pomoc. – Nie czekała jednak na to, co zrobi wilk. Oczekiwała, iż był on na tyle ułożony, że się zmyje. Zasnęła, wykończona trzema dniami pracy. Ereden jednak nie opuścił jaskini piaskowej wilczycy. Stał i przez chwilę mierzył każdy jej centymetr wzrokiem, by po chwili podejść jeszcze raz do półek ze zwojami i zabrać jeden z nich. Wypalona była na nim obrazkiem małego jabłka z czaszką w środku. Ów piktogram wyraźnie zaciekawił młodzika. Był to zwój o Hippomane mancinella, jednak spisany został w ojczystym dialekcie Shanar, czego nie był jednak świadomy wilk. Ereden ostrożnie opuścił progi jaskini, po drodze przyglądając się kolekcji składników na parterze. Basior spacerkiem udał się, w sobie znanym kierunku, pozostawiając śpiąca alchemiczkę i jej dom, daleko w tyle.
<Eredenie?>
Jak Ci pójdzie odczytywanie „szyfru”? Myślisz, że Pawona zauważy brak, zwoju, czy pożyczenie go uszło Ci płazem? Nazwa rośliny nie jest napisana wprost. Ona również została zaszyfrowana ;3
Dla chętnych dodam, że oprócz różnicy języka używany jest też inny alfabet ;)
PS. (przerywniki i dopiska do słów „uszło Ci płazem?” mają łącznie 21 słów ;3)
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1903
Ilość zdobytych PD: 951 + 5% (47 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 998
Brak komentarzy
Prześlij komentarz