Kiedy byłam już blisko granicy watahy, poczułam zapach. Był to wspaniały zapach, na którego woń od razu zaczęła mi ciec ślinka. Poczułam mięso i świeżutką krew. Ugięłam łapy i sunęłam teraz bezszelestnie wzdłuż ścieżki, która zdawała się prowadzić mnie wprost na ciepły posiłek.
Zatrzymałam się i skuliłam, ponieważ zobaczyłam coś obrzydliwego. Śliniło się i wydawało skrzeczące dźwięki. Paszcza zasnuta kłami i kolce na grzbiecie aż po ogon. Jakby tego było mało, bestia posiadała jeszcze skrzydła, ale dość małe, więc pomyślałam, że to pewnie nielot. Zastanowiło mnie to przez moment, ale szybko wyrwał mnie z zamyślenia napływający zapach mięsa, które właśnie stwór oderwałby odwrócić się i połknąć, zadzierając łeb kilkakrotnie w górę niczym jakaś kura. Zaobserwowawszy sposób jedzenia, pomyślałam, że to jest moja szansa i natychmiast wystartowałam. Dopadłam spory kawałek mięsa i zaczęłam wiać ile sił w łapach. Odbiegłszy wystarczająco, położyłam mięso i zaczęłam szybko jeść, jak gdyby każdy połknięty kęs się liczył. I nie myliłam się. Zastrzygłam uszyma i usłyszałam, jak przez drzewa przedziera się skrzeczący wściekły potwór. Podniosłam mięso i znów odskoczyłam w zarośla, jedząc na raty po trochu posiłku i co chwila, uciekając stworowi. Stwór nie dawał za wygrana i uparcie węszył w każdym miejscu, w którym robiłam pauzę na jedzenie, by znów rzucić się w ślad za mną. Nie biegłam szablonowo wciąż naprzód, lecz zmieniałam dowolnie kierunki i bywało, że chwilami kręciłam się z nim w kółko. Z każdą chwilą ta zabawa zaczynała mi się podobać coraz bardziej, mimo iż nie miałam pojęcia, z czym tak naprawdę mam do czynienia. Wtem jednak mój posiłek się skończył, więc odbiegłam znów kawałek dalej. Nie miałam jednak czasu, by się rozeznać w terenie, ponieważ bez skradzionego mięsa, również byłam ściganą ofiarą. Chyba teraz to ja miałam stać się obiadem, ale czy na pewno?
Zdałam sobie sprawę z tego, że jestem w zupełnie nieznanym miejscu i choć początkowo wydawało się, że powrót do domu miał być prosty, to ja znów się zgubiłam i kolejny raz nie wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Tym razem jednak nie miałam zbyt wiele czasu na przemyślenia, ponieważ mój trop miała wstrętna bestia, nie mając więc wyjścia, biegłam dalej. Przypominając sobie w drodze moją ostatnią wycieczkę tego typu, kiedy to spotkałam małego liska, uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Miałam nadzieję, że gdy tylko wstanie dzień, odnajdę się bez problemu i wrócę do miejsca, które od jakiegoś czasu zaczęłam nazywać swoim domem.
Zwolniłam tępa, mając wrażenie, że nie słyszę już za sobą gadziego pocharkiwania, a jedynie świergot ptaków, które wskazywały na to, że niebawem nadejdzie świt i wszystkie moje problemy się rozwiążą. Jednakże nie sądziłam, że ten poranek przyniesie mi o wiele trudniejsze sytuacje niż za poprzednim razem, gdy byłam zgubiona. Szłam więc ze zniżoną szyją, węsząc w powietrzu własnego zapachu i próbowałam iść drogą powrotną. Uważnie trzeba było stawiać kroki, ponieważ w każdej chwili mógł wyskoczyć na mnie stwór. Może ta cisza to tylko przykrywka i tak naprawdę tylko czeka, aż zbliżę się odpowiednio i wpadnę w jego sidła. Myśli zajęły mi całą głowę, kiedy nagle coś przykuło całą moją uwagę. Zatrzymałam się jak wryta, widząc po drugiej stronie małej polany, na którą właśnie weszłam, całkowicie obcego wilka. Był cały czarny, jedynie łapy miał białe, co z początku wydawało mi się trochę dziwne, jak na wilka. Spoglądał na mnie w milczeniu więc i ja spojrzałam mu prosto w oczy czujnie i ostrożnie. Nastała cisza. Stojąc nieruchomo, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zostałam otoczona przez całą watahę. Jednak zostawili mnie w spokoju z pozoru. Czarny wilk skinął łbem i zszedł mi z drogi, na co skinęłam lekko łbem i czym prędzej ruszyłam przed siebie. Długo nie musiałam czekać na to, aż potwierdzą się moje wcześniejsze obawy. Wpadłam wprost na bestię. Znowu! Leżała wśród traw i spała, jednak przez moją nierozwagę przydepnęłam jej ogon i zerwała się na równe nogi jak oparzona, parskając wstrętnie w moim kierunku. Szybko zorientowałam się, że bestia, która mnie ścigała nocą, wyglądała nieco inaczej. ~ A więc są dwie... no pięknie ~ A może i jeszcze więcej? Cofnęłam się kilka kroków, ale poczułam jak mój zad, styka się z czymś twardym i szorstkim. Tak to było drzewo. Nie wiedząc co robić, postanowiłam podjąć się walki. Tak też się stało, kiedy bestia wyskoczyła w moją stronę, wykonałam zgrabny unik i nim ta, zorientowała się, że nie trafiła, ja już gryzłam ją od bocznej strony, szamocząc jej małe skrzydło. Zawyła i odepchnęła mnie, ale miękko udało mi się uskoczyć na łapy. Zawarczałam, na co w odpowiedzi oberwałam jej ogonem. Padłam na ziemię i kiedy chciałam wstać, zobaczyłam innego wilka. Tego samego, który stał wcześniej i mi się przyglądał. Rzucił się na bestię, raniąc ją i przeganiając. Wstałam zdezorientowana.
- Chodź, nim przybędą następne! - usłyszałam miękki męski głos, w akompaniamencie emocji, które mu towarzyszyły. Posłusznie wstałam i odbiegłam kawałek razem z nieznajomym. Jednak oboje wpadliśmy na kolejne bestie, tym razem dwie sztuki. Zza pleców słyszałam powracającą ranną i jeszcze jedna w oddali. Tego było zbyt wiele. Czarny wilk bez wahania zawył na alarm, najgłośniej jak potrafił. Kiedy próbowaliśmy walczyć z potworami, dostrzegłam cień przemykający polanę. Wyglądał znajomo, ale teraz nie miałam czasu się temu przyjrzeć. Kiedy walka zdawała się już przegrana, ponieważ była tylko nasza dwójka i 3 okropne stworzenia, dołączyło do nich jeszcze jedno, czwarte. I wtedy to leżałam z obitą nieco głową w szoku kompletnym, zdawało mi się, że śnię lub odchodzę do krain śmierci, bowiem zobaczyłam swojego brata. Był taki piękny i dostojny, jak zawsze, kiedy go pamiętałam. Walczył zaciekle ze stworami wraz z potężną watahą wilków. Wspólnymi siłami udało im się wygrać i przegnać stworzenia. To było tak nierealne, że z tego wszystkiego położyłam łeb na ziemi i .... zemdlałam.
*
Obudził mnie dźwięk rozmów. Otworzyła najpierw jedno oko, potem drugie, powoli badając otoczenie. Leżałam w najciemniejszym miejscu wielkiej groty, w której krzątało się bardzo wiele wilków. Jedne rozmawiały, inne doglądały szczeniąt, jeszcze inne segregowały zioła. W oddali dostrzegłam również czarnego wilka o białych łapach. Siedział na najwyższej skale, jakby doglądając swoich braci. Nagle moje ciało drgnęło, pod delikatnym naciskiem malutkiej łapki. Podniosłam łeb i spojrzałam za siebie. Moje spojrzenie spotkało się z wilczym maleństwem. Dawno już nie widziałam szczenięcia i troszkę mnie to rozczuliło. Miało piękne zielone oczy, a futro całkiem brązowe. Zaśmiało się i przytuliło się do mnie. Poczułam się nieswojo. Nigdy nie miałam dzieci i nie znałam tego uczucia, więc nie było to dla mnie komfortowe i nie wiedziałam co zrobić, ani co powiedzieć.Nim zdążyłam zrobić cokolwiek, malec pomaszerował do wilków zajmujących się ziołami i wesoło zawołało:
- Mamo, Tato! Obudziła się!
Wilki spojrzały w moją stronę, a ja skuliłam uszy. Serce mi zabiło, ponieważ nie znałam ich zamiarów.
- Wspaniale! Alpho! Obudziła się. - krzyknął jakiś samiec, który najwyraźniej zareagował na hasło "tato".
Czarny wilk o białych łapach spojrzał w dół w moją stronę i uśmiechnął się szeroko, po czym wstał i zeskoczył na dół. Podszedł do mnie i usiadł naprzeciw.
- Witaj. Było z Tobą kiepsko, ale już jest dobrze. - jego miękki głos wręcz rozpływał się po całej jaskini, niosąc ze sobą przyjemny dla uszu ton. - Nie obrażę się, jeśli będziesz chciała wrócić do domu, wyglądałaś na zagubioną. Ale gdybyś tylko chciała, nie obrażę się również, jeśli zostaniesz w moim stadzie na dłużej. - posłał jej szarmancki uśmiech i zamachał ogonem, widząc brązowe szczenie. - Naszą małą pociechę Iskrę już znasz, a Tobie jak na imię?
Spojrzałam na młodziutką wilczycę z uśmiechem.
- Belief Panie, nazywam się Belief i faktycznie się zgubiłam. Przybyła z watahy Rene, chciałabym wrócić, lecz nie znam drogi.
- Belief powiadasz. - samiec wydał się zaskoczony i spojrzał w górę na półkę skalną. Spojrzałam również w tamtym kierunku i zamarłam. To nie był sen. To naprawdę on.
PODKŁAD --> https://www.youtube.com/watch?v=dzNvk80XY9s
- ARIES!? - Wrzasnęłam, nie panując nad własnymi emocjami. - Czy to naprawdę Ty?
Szary samiec długo nie odpowiadał. Na jego pysku było widać zamyślenie i jednocześnie szeroki uśmiech. W końcu, bez słowa, wstał i rozpostarł skrzydła, by zaraz potem wzbić się w powietrze i opaść tuż przede mną, tuż obok swojego alphy.
- W całej okazałości Bel.
Zapiszczałam ze szczęścia.
- Tęskniłam! Szukałam Cię.
- Ja również Cię szukałem, ale... - spojrzał na alphę i skinął mu łbem - ale Kazani uratował mi życie i wierny mu byłem służyć w zamian za to.
- Ari dużo o Tobie opowiadał. - rzekł czarny z uśmiechem. - Miło w końcu Cię poznać. - samiec alpha wydawał się tak miękko do mnie mówić, że aż momentami czułam się dziwnie. Co najmniej, jak gdybym wyczuła zainteresowanie z jego strony. Jednak postanowiłam to zignorować, ponieważ to wszystko było zbyt dziwne i nowe dla mnie. Po tylu latach w końcu odnalazłam swojego ukochanego braciszka, ale jednocześnie dobrze wiedziałam, że nie mogę z nim zostać. A on nie może pójść ze mną. Choć nasz los był złączony za młodu, teraz nasze życia były splecione z dwoma różnymi stadami. Rozejrzałam się na około, wataha brata wyglądała na wesołą i pogodną. Choć czułam się tutaj dobrze, to tęskniłam za watahą Rene. Jednak zdążyłam już się tam zaaklimatyzować i polubić wilki oraz klimat tam panujący. Nie dało się zapomnieć o przygodzie z Biesem, podczas gdy poznała wilka imieniem Yneryth, a także wiele innych wspaniałych postaci. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby teraz ich tak po prostu opuścić.
- Dziękuję bardzo za pomoc. - ukłoniłam się delikatnie i z szacunkiem, co najwyraźniej zaimponowało alphie. - ale... muszę wrócić do swoich. - mówiąc to, patrzyłam głęboko w oczy brata. Jego wyraz pyska był smutny, lecz oczy wyrażały zrozumienie. On również pragnął znów zajmować się swoją młodszą siostrą, jednak honor samca mu na to nie pozwalał. Posłał mi jedynie ciepły uśmiech.
Pożegnaliśmy się. Alpha stada pozwolił Ariesowi, by odprowadził siostrę, czyli mnie do Rene. Tak też się stało. Szliśmy długo, a samiec co jakiś czas wzbijał się w powietrze ponad drzewa, by upewnić się, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku. Teraz mieliśmy chwilę, by porozmawiać.
- Bel, moja mała słodka Bel. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Cię odnalazłem!
- Nie, to ja odnalazłam w końcu Ciebie! Żałuję jedynie, że nie odnaleźliśmy się wcześniej, może wtedy... no wiesz..
- Bylibyśmy w jednym stadzie. - dokończył brat.
Rozumieliśmy się doskonale niemal bez słów. Spojrzałam na niego i idąc, wślizgnęłam się pod jego skrzydło, tak jak za starych dobrych czasów i wtuliłam się mocno w jego sierść. Było mi tak okropnie smutno i przykro. Chciałam, żeby poszedł ze mną i został ze mną, wśród moich nowych przyjaciół. Czułam, że on też tego chce, tak samo mocno jak chciałby, abym ja została w jego stadzie. Zatrzymaliśmy się, a on przytulił mnie bardzo mocno, obejmując szczelnie swoimi wielkimi skrzydłami.
- Tego mi brakowało, braciszku. - szepnęłam z uśmiechem na pyszczku.
Wilk złożył skrzydła i ruszyliśmy ponownie, bok przy boku, idąc równym krokiem.
Z wolna zaczęłam poznawać tereny. Byliśmy zdecydowanie blisko granicy mojego stada. Podbiegłam radośnie do jednego z większych drzew i szczeknęłam radośnie. Odwróciłam się za siebie i spojrzałam na szarego. Stał w cieniu, dokładnie na linii naszych granic. Był smutny, bo nie mógł pozwolić sobie na ani jeden krok więcej.
- Bel, dzisiaj nie mogę przekroczyć tej granicy. - położył uszy po sobie wyraźnie rozgniewany, jakby sam na siebie, albo na coś, co nie pozwalało mu się ruszyć z miejsca.
- Dlaczego?
- Wyjaśnię Ci wszystko, ale dziś nie mogę. Odwiedzę Cię, jak tylko będę mógł. Z góry na pewno Cię odnajdę. Obiecuję siostrzyczko. - Mówiąc to, rozłożył skrzydła i zaczął się odwracać, jakby chciał wzbić się w powietrze. - Trzymaj się siostra i pozdrów swoje stado! - Po tych słowach wzbił się w górę i zniknął w koronach drzew, pozostawiając za sobą jedynie szum powietrza prześlizgującego się przez jego potężne skrzydła.
- Do widzenia braciszku. - rzekłam dość pewnie, jednak bardziej do siebie, wiedząc, że on już tego nie słyszał. Stałam przez chwilę wpatrzona w przestrzeń przede mną, po czym głęboko westchnęłam. Cóż, trzeba żyć dalej, wrócić do swojej groty, pokazać się stadu. Odwróciłam się i teraz już szłam w stronę polany, na której najczęściej spotkać można było stado. Szłam z uśmiechem na pysku. Wiedziałam, że na razie nie mogę nikomu nic powiedzieć. W moim sercu zapanował spokój, przynajmniej od tej chwili wiedziałam, że braciszek żyje i ma się dobrze, to dodawało mi otuchy, by się starać żyć jakoś dalej.
C.D.N.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2147
Ilość zdobytych PD: 1073 + 10% (107 PD)
Nagroda za Quest: 400 PD + 8 pkt kondycja, +6 pkt zwinność
Obecny stan: 2676
Ilość napisanych słów: 2147
Ilość zdobytych PD: 1073 + 10% (107 PD)
Nagroda za Quest: 400 PD + 8 pkt kondycja, +6 pkt zwinność
Obecny stan: 2676
Brak komentarzy
Prześlij komentarz