W tym samym czasie Belief z Ynerythem znaleźli dogodny punkt oczekiwań na postępy Noitera. Było to wzgórze, nieopodal terenów stada czarnego wilka, z którego było widać las i część odsłoniętych polan, które były otoczone z każdej strony wielkimi bagnami. Było to terytorium Oseara oraz Ariesa, który był tam uwięziony. Samica stała długo na wzniesieniu i spoglądała w dół, widząc w oddali jakieś wilki. Bardzo mocno im współczuła, ale jeszcze bardziej cieszyła się, że ich koszmar wkrótce się zakończy. Zerknęła kątem oka na swojego przyjaciela, który intensywnie usiłował w tym czasie znaleźć im jakąś bezpieczną kryjówkę. Uśmiechnęła się do siebie, po czym usiadła i wróciła do obserwacji terenów watahy. Delikatny nocny wietrzyk, smagał jej poplątane błotem futro. Samica westchnęła, bowiem martwiła się całym sercem o Noitera. Znała go zaledwie od dziś, ale jednak jej instynkt i wrodzona troskliwość nakazywała jej martwić się o swoich współtowarzyszy. Nie tylko o Noitera się troskała. Martwił ją również Yneryth. Sprowadziła tu ich oboje do pomocy w walce ze złem. Ale czy słusznie postąpiła? Czy nie powinna wziąć więcej wilków? Czy dadzą sobie radę w trójkę? Belief pogrążyła się w niepewnościach, które zaprzątnęły jej głowę. Nie było już odwrotu. Przybyli taki kawał drogi, że nierozsądnie byłoby teraz się wycofać. Bała się, lecz stłumiła strach w sercu, przełykając ślinę. Przecież jest po naszej stronie jeszcze wataha, która o niczym innym nie pragnie jak o wyzwoleniu. "Damy radę... na pewno" pomyślała, jednak w tym samym momencie ktoś wytrącił ją z zamyślenia.
- Belief? Belief! - Dopiero dwukrotne wypowiedzenie jej imienia, spowodowało, że samica zwróciła się w stronę samca. Jednak jego widać nie było. Biała otrzeźwiała i zaczęła zastanawiać się, czy aby wilk znów nie użył jednej ze swych sztuczek z iluzją.
- Yn, potrzebujemy prawdziwego schronienia. - rzekła nieco smutno jak na nią.
- No przecież takowe znalazłem. Schyl się, tutaj jestem.
Posłusznie wykonała polecenie i faktycznie pod jedną z bujnych iglastych drzewek zobaczyła parę oczu należących do białego samca.
- Oh, wybacz, już idę. - rzekła, wstała, po czym obeszła drzewko na około i położyła się, po czym wczołgała się pod jego bujną suknię. Oparła się o pień drzewa bokiem i spojrzała na samca. Nie było tam zbyt wiele miejsca, więc oboje położyli łby na łapach i oddali się leniwemu oczekiwaniu.
*
W tym samym czasie Aries, który odprowadzał Timbada, czuł się okropnie. Mimo iż nowy samiec wyglądał na wrednego typa, coś mu jednak w tym wszystkim nie pasowało.
- Kolejny nieszczęśnik.. Och Ariesie, bardzo ubolewam. Tak bardzo chciałem mu powiedzieć, aby uważał na naszego alphę... tak bardzo chciałem. - jęczał biały samiec.
- Wiem Timbadzie. Ja również mam ochotę powiedzieć o tym każdemu nowemu, ale kara, która nas za to spotyka, jest gorsza niż cokolwiek na tym świecie.
Biały samiec zatrzymał się i spojrzał z dołu Ariesowi prosto w oczy.
- Czy Ty wierzysz w to, że Twoja siostra przybędzie nas uratować?
Samiec przez moment wydawał się, jakby dostał w pysk czymś ciężkim i twardym. Wypuścił powietrze ze świstem. "Właściwie to dawno jej nie widziałem, może się zmieniła... może nie dopełni obietnicy" Pomyślał, po czym naprędce odparł białemu.
- Ależ oczywiście. Wiara Timbadzie to ostatnie co nam pozostało, więc należy trzymać się każdej, najdrobniejszej nadziei. - zaśmiał się na koniec i dodał myśl, która przyszła mu do głowy. - Być może teraz właśnie nas ratuje. - zażartował, jednak widząc minę przyjaciela, odpuścił i westchnął. - Wybacz. - spojrzał mu w oczy głęboko i szczerze. - Jestem przekonany, że Belief przybędzie. Jej imię zobowiązuje do dotrzymania obietnicy, w którą my tak mocno wierzymy.
Biały chwilę pomyślał, po czym przytulił po przyjacielsku Ariesa.
- Dziękuję Ci skrzydlaty wilku za tak pokrzepiające słowa. Bez Ciebie my już dawno byśmy się poddali. Jesteś naszą iskierką w tym wielkim mroku.
- Nie ma sprawy. A teraz idź Timbadzie do swoich synów i dodaj im otuchy, bo tego z pewnością najbardziej potrzebują.
Biały kiwnął głową i ruszył prędko w stronę swojego domu. Wydawałby się teraz zupełnie innym samcem. Pełnym odwagi i hartu, a nie tym samym, który przed chwilą trząsł się cały podczas łatania ran Retiona w jaskini Oseara.
Aries odprowadził go wzrokiem i gdy zniknął mu z oczu w cieniu swej groty, szary odwrócił się. Stwierdził bowiem że to dobry moment, aby wrócić w pobliże groty Oseara i sprawdzić co się dzieje. Czuł w kościach, że coś się szykuje. Że być może będzie komuś potrzebna jego pomoc. Jak pomyślał, tak też zrobił.
Kiedy zbliżał się do groty, poczuł dziwny i niepokojący zapach. Jakby coś się paliło albo gotowało. Lecz tutaj na bagnach to naprawdę dziwna sytuacja. Samiec przyspieszył odruchowo, szybko kierując swoje łapy w kierunku głównej jaskini. Gdy dotarł na miejsce, nie mógł uwierzyć, w to, co widzi. Z groty Oseara wydobywał się błękitny dym. Ostatnim razem coś takiego widział, kiedy był młodym szczeniakiem i pokazywano mu magiczne sztuczki. Wciągnął woń w nozdrza. Pachniało bagniście, ale i nieco inaczej jakby ziołowo. Zerwał jakiś liść i zatkał sobie nim nos, po czym odważył się, by wejść do środka groty. Na głównej hali, dokładnie tam, gdzie jeszcze niedawno, Timbad opatrywał rany strudzonemu wędrowcowi, leżeli oni. Retion i Osear. Aries nie mógł uwierzyć, w to, co właśnie zobaczył. Machnął skrzydłem, by odgonić kłębki dymu sprzed oczu, co pozwoliło mu zobaczyć dziwny krąg z ogniskiem pośrodku. Czyżby jakiś rytuał? Czyżby marzenia Oseara się spełniły? Być może, ale to, co Ariesowi najbardziej zadziałało teraz w głowie to alarm. Przecież Osear leżał, nieważne z jakiego powodu, ale spał jak mops i to była ta chwila, w której powinni zaatakować jaszczury, który w tej chwili nie były kontrolowane. Aries otwarł szeroko oczy i natychmiast odwrócił się i wybiegł z groty, po czym rozwinął skrzydła i poleciał w stronę centrum watahy. Gdy stał już na ziemi, zawył donośnie, co sprawiło, że pozostałe wilki wyszły ze swoich domostw.
- Co się Stało? Nie wolno nam wyć! - krzyknął Timbad, który zasłonił łapą swoją córkę, która ciekawsko również wyjrzała z jego groty.
- To nasza szansa, musimy zaatakować jaszczury. Teraz! Szybko! - krzyczał Aries, jakby kompletnie postradał zmysły.
- Na pewno? - spytała jedna z samic, która była wojowniczką.
- Na pewno Isir. Osear zasnął z tym nowym, chyba jakiś rytuał... szybko, bo nie wiadomo ile mamy czasu.
Wilki zawyły radośnie i rozpierzchły się we wszystkich kierunkach. Szczenięta oddano pod opiekę partnerce Timbada, białego medyka. Ona jako jedyna pozostałaby chronić ich dzieci. Aries biegł przodem wraz z Timbadem oraz szarym. - Farimem i rudym. - Manu, z którymi najczęściej przyszło mu pracować. Wbiegli na bagna i atakowali wszystko, co choć trochę przypominało jaszczury. Cała wataha Oseara rzuciła się niczym jedno ciało na wielką wojnę przeciwko bestiom swojego władcy.
**
Do nozdrzy białej dobiegła dziwna woń. Jakby zioła, kwiaty i chwasty... zaraz, zaraz... kwiaty!
Podniosła gwałtownie łeb do góry, co spowodowało szum, gdyż włożyła głowę w igliwie. - Noiter! - szepnęła bardzo głośno i poderwała się do przodu, zostawiając za sobą zamglonego znudzeniem w oczekiwaniu i nieco zaskoczonego samca. Biała, wydostawszy się z zarośli podeszła na szczyt wzniesienia, z którego było widać zalesione terytorium Oseara. Samica odwróciła się do Ynerytha.
- Czujesz? Tak pachniały kwiaty Noitera. Jestem przekonana, że daje nam sygnał. - Po chwili ujrzeli wydobywający się z lasu gęsty błękitno niebieski dym.
- Albo na obiad będziemy jeść Noiter'a. - lekko się uśmiechnął
Spojrzała na samca i skarciła go wzrokiem.
- To nie czas, na żarty Yn. Chodź, musimy iść. - Poczekała aż samiec, wygrzebie się, spod choinki. - Biegnij za mną, dam znać stadu, a potem wspólnie ruszymy na jaszczury.
- Już idę. - Biały wygrzebał się powoli spod choinki, po czym otrzepał się z igieł i ruszył w ślad, za białą towarzyszką.
Zbiegali z górki bardzo szybko, biała biegła, jakby miała zaraz potracić łapy. Nawet na treningu u Naharysa nie biegła aż tak szybko i intensywnie. Teraz walczyła przecież nie tylko o uwolnienie wilków z watahy, ale przede wszystkim walczyła o Noitera, nowego przyjaciela. Zacisnęła zęby i przeskoczyła z gracją zwalony pień, który pojawił się na jej drodze. Słyszała tętent łap za sobą, co świadczyło o tym, że jej towarzysz dotrzymuje jej kroku. Teraz kierowali się w stronę centrum watahy. Wadera, wbiegając już w ten teren, zdała sobie sprawę, że jest zbyt cicho i zbyt pusto. Zbyt pusto. W końcu zatrzymała się, obserwując uważnie pobliskie groty i nory. Yneryth uważnie obserwował wyraźne ślady po jeszcze niedawno obcujących w tej okolicy wilkach. Zniżył łeb i zaczął wąchać.
- Gdzie są wszyscy? - spytał po chwili.
- Nie mam pojęcia. - Samica bezradnie wypatrywała oczu, które zazwyczaj obserwowały każdy jej krok, gdy była w pobliżu. Jednakże bezskutecznie. Nagle jej uwagę przykuło chrząknięcie Ynerytha. Spojrzała na niego, a gdy ten dał jej znak, by spojrzała przed niego, ujrzała starszą od siebie waderę, a wokoło jej łap pokaźne stado młodych szczeniąt.
- Belief? Czy to naprawdę Ty? - Spytała obca samcowi samica, spoglądając na niego raz po raz nieufnie.
- Tak! To ja, co tu się stało? Gdzie się wszyscy podziali?
- Czyli... Ty nie wiesz? -spytała i cofnęła się krok w głąb groty, schylając głowę ze smutkiem.
- Co się stało? Opowiedz mi, proszę!
- Aries.... Aries nam obiecywał, że przybędziesz, ale chyba już za późno.
Wadera była przekonana, że Osear wpędził wilki w pułapkę specjalnie, wyczuwając obecność Belief.
- Nie rozumiem, dlaczego za późno? Wszystko szło zgodnie z planem. - Odezwał się Yneryth zirytowanym tonem.
- Gdzie jest Aries? - Ponowiła pytanie Belief, tym razem jednak była o wiele bardziej przekonująca i stanowcza.
- Aries przybiegł tu przed chwilą i oznajmił, że Osear zasnął razem z jakimś nowym przybyszem. I że to szansa jedyna na pokonanie jaszczurów. - Na twarzach pary wilków pojawiły się uśmiechy. " Czyli Noiter wykonał misję" - Nie rozumiem. Co was bawi? To na pewno pułapka, jesteśmy zgubieni.
Belief spojrzała na Ynerytha, po czym posłała samicy pokrzepiający uśmiech.
- O nic się nie martw Pani. Jeszcze tego poranka wasze stado będzie uwolnione.
- Nie wiesz o czym, mówisz. młoda damo.
- Wiem aż za dobrze.
- To była część naszego planu. - dodał Yneryth.
- Uśpienie czujności Oseara, by móc zabić jaszczury a później stoczyć z nim walkę... równą walkę.
- Ale... - zaczęła stara wadera, jednak Belief nie dała jej dokończyć.
- Musimy biec, pomóc waszemu stadu w walce z tymi paskudami. Zostań tu i pełnij straż nad waszymi dziećmi. Niech w Twojej myśli będą wasi najwspanialsi wojownicy.
Yneryth wymienił się z Belief porozumiewawczym spojrzeniem, po czym nie dając już wilczycy prawa głosu, odwrócili się i pobiegli w kierunku bagien.
- Oh... powodzenia kochani. - Wadera zniżyła łeb do szczeniąt i weszła do groty, by położyć się i ogrzać swoim ciałem szczeniaki, które tłumnie ją otoczyły, szukając ciepła w tę zimną noc.
Bel i Yn znów biegli. Nie było czasu do stracenia, toteż starali się nie robić już żadnych przerw. Do ich uszu zaczęły dobiegać odgłosy walki. Zaraz po tym wbiegli na niewielką polanę, gdzie rozgrywały się sceny niczym z prawdziwej wojny. Wilki różnych umaszczeń rozszarpywały ciała potężnych, lecz nieco niegramotnych jaszczurów na strzępy. Zdecydowanie wilki prowadziły do zwycięstwa.
- Popatrz, jakie są otumanione.
- Huh? - spojrzał na nią, ledwie powstrzymując się od rzucenia się do walki.
- Bez Oseara, są jakieś takie... jakby nie wiedziały, co się dzieje.
- To chyba lepiej dla nas. - posłał jej uśmiech, po czym spojrzał na jaszczura, który nadbiegał w stronę Belief i rzucił się na niego, nim on zdążył zrobić cokolwiek. Belief natychmiast odskoczyła, warcząc i pomogła samcowi powalić przeciwnika. Jednak zza drzew przybiegały kolejne i kolejne zwabione zapachem krwi i dźwiękami walk. Nie były trudnymi przeciwnikami, toteż szło całkiem sprawnie. Belief rzuciła się na dwa kolejne, zręcznie unikając ich ciosów ogonami, zaś Yneryth pognał na większe stadko. Użył swojej zdolności z odłamkami lodu, którymi obrzucił kilka z nich. Pokaleczone, stały się jeszcze łatwiejszymi przeciwnikami. Walka trwała. Wiele wilków żyjących na bagnach angażowało się z całych sił, podczas gdy Osear i Noiter leżeli w wielkiej grocie otoczeni szczelnie błękitnym dymem, pachnącym kwiatami z bagien. Osear co jakiś czas podrygiwał łapami, zupełnie tak jak pies, gdy śni o czymś bardzo intensywnie. Zapewne za sprawą Noitera, który potrafił bardzo dobrze to kontrolować.
Kiedy wilki wybiły wszystkie jaszczury na polanie, rozdzielono się, by sprawdzić każdy zakamarek terenów. Dobijano każdą bestię, jaką tylko znaleziono w sporym promilu od terenów ich stada, by żaden na tych bagnach nie przetrwał. Gdy już ukończono akcję, wilki powróciły do centrum watahy. Na samym końcu przybyła Belief z Ynerythem. Aries wyszedł z tłumu im naprzeciw.
- Oh siostrzyczko. - Przytulił ją, nie zważając na to, że wszyscy byli brudni od krwi bestii, jak i swoich. - Przez chwilę wątpiłem, że faktycznie się zjawisz.
- Nie mogłam pozwolić cierpieć tylu wspaniałym istotom. No i Tobie braciszku.
- Kim jest Twój przyjaciel?
- To jest Yneryth. Ufam mu, ponieważ przeżyliśmy już wspólnie jedną przygodę. Jest z nami jeszcze wilk, który leży z Osearem.
- Retion? Nie wyglądał na przyjaznego. - zmartwił się skrzydlaty samiec.
Bel zaśmiała się cicho i spojrzała na Ynerytha, który stał niewzruszony jak miał w zwyczaju.
- Będziesz miał jeszcze okazję go poznać, może zmienisz o nim zdanie.
- Wybaczcie, ale nie czas i nie pora na pogaduszki. Nasz słodki przyjaciel czeka. - przerwał im Yneryth.
- Słodki? - przekrzywił głowę Aries.
Yneryth, jedynie wyszczerzył kły w uśmiechu i ruszył wraz z Belief w stronę jaskini Oseara. Aries wezwał do siebie Manu i Farima. Najdostojniejszych wojowników, po czym ruszyli za swymi wybawcami. Teraz czekała ich już tylko walka z głównym bosem. - Osearem. Szli w milczeniu przez dłuższy czas. Dopiero gdy dotarli na miejsce i stali przed grotą, odezwał się większy szary wilk, Farim:
- To, musimy zaczekać, aż się obudzą?
- Czy zabijamy go we śnie? - dodał rudy.
- Manu!... To, że on z nami pogrywał, nie znaczy, że my tego chcemy. Po tylu latach, przemocy wobec całej naszej watahy, pragnę jedynie zemsty. Pragnę zatopić kły w jego gardzieli i poczuć jak jego duch odchodzi.
- Racja.
- Zabicie go we śnie oznaczałoby wielki ból dla naszego przyjaciela. - Wtrącił się Yneryth. - Musimy stanąć do otwartej walki.
Samica kiwnęła głową.
- A więc chodźmy.
Weszli do środka i stanęli w kole, pośrodku mając dogasające ognisko oraz leżących samców. Wszyscy w napięciu oczekiwali wielkiej pobudki.
W końcu nadszedł ten moment. Najpierw obudził się Noiter. Spojrzał zamglonym wzrokiem po grocie, widząc kilkoro wilków, bardziej i mniej sobie znanych, po czym wymamrotał powoli.
- Ugh... Zrobiliście swoje? Udało się?
- Udało się, Noiter wspaniale się spisałeś. - oznajmiła dumnie Belief.
- Dobrze... - wymamrotał i potrząsnął głową, dochodząc powoli do siebie, przypominając sobie wydarzenia. - Bądzcie gotowi, może być ciężko! - krzyknął, krzywo stając na łapy, widząc, że zaraz po jego obudzeniu, drgnął również Osear. Otworzył najpierw jedno później drugie oko, po czym podniósł łeb.
- O cholera! Śniło mi się, że... - przerwał bowiem, zdał sobie sprawę, z tego, że nie ma w nim mocy. Mocy która, dawała mu potęgę. Potęgę nad jego dziećmi, nad jaszczurami. - Co się stało? - zaczął nerwowo spoglądać na siebie, jakby szukał jakiejś cząstki samego siebie, która mu nagle uciekła.
Wszyscy przyglądali mu się w milczeniu. Nawet Noiter znieruchomiał, znajdując się naprzeciw niego.
- Już wiem, to Twoja wina, to ten zasrany rytuał, który chyba Ci się nie udał Retion!
- Oj, nie pamiętasz chyba końcówki swojego pięknego snu. - powiedział skrzydlaty, zadowolony, że jego przyjaciele nie poznają całej prawdy. Uśmiechnął się. - Rytuał, był zmyślony. A te kwiatki? Jak pewnie wiesz, działają dobrze na sen, ale nic poza tym. No, chyba że dla kogoś, kto potrafi, powiedzmy, wejść w twoje sny... Przyznaje się do winy. Choć ja tylko wcisnąłem odpowiednie guziczki, a resztę zrobiłeś za mnie sam. Choć twój przyjaciel był męczący... - Noiter znów się rozgadał, jednak wrócił do rzeczywistości, widząc karcący wzrok Yna. - W dużym skrócie, ty przegrałeś, my wygraliśmy, oddaje głos innym.
Czarny zaczął warczeć gardłowo i nieprzyjemnie. Dopiero teraz dostrzegł, że nie są sami z Retionem. Spostrzegł znajome pyski oraz jednego nieznanego białego samca.
- Dalej Farim, czego tak stoicie? Aries? Manu? Brać ich! Są dla nas zagrożeniem.
- Nie zagrożeniem, lecz wybawieniem Panie. - rzekł ze stoickim spokojem Farim, najstarszy i największy z samców.
- To koniec, nadszedł dzień wyzwolenia! - zagaił Manu, stojący obok Farima.
- Myślałeś, że wiecznie będziesz władał tymi bagnami, a wilki poprzez cierpienie będą Ci posłuszne? - Odezwała się Belief, która stała za plecami Oseara. Ten odwrócił się do niej, a jego oczy zaświeciły się jaskrawofioletowym blaskiem. Wciąż drzemała w nim moc i siła, jaka posiada wilk, cień. Choć brakowało w nim ducha, który dawał mu największą potęgę i władzę nad bestiami z bagien.
- Belief, śliczna Belief. Ty też przeciwko mnie?
Biała spojrzała na Ynerytha, później na swojego brata, na koniec prosto w oczy Oseara.
- Nie mów tak do mnie. - warknęła cicho, lecz stanowczo, jeżąc przy tym sierść na grzbiecie.
- Widzę, że tak stawiacie sprawę. No cóż... nie pozostawiacie mi wyboru. - Osear nagle po prostu zniknął, dematerializując się w cień i kopcący się dym. Oplótł się pomiędzy wilkami, po czym pojawił się ponownie, tym razem wgryzając kły w jednego ze stojących tam samców. Osear rozpoczął atak i tym samym ostateczną walkę.
Yneryth? Jak potoczy się walka? Który wilk rozpocznie Twój odpis z zębami Oseara w tyłku? (xD)
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2719
Ilość zdobytych PD: 1359 + 200% (2718 PD)
Obecny stan: 4077