- Chyba przyszedł czas, abym ja się teraz wytłumaczył. - zaczął Naharys po chwili ciszy, jaka nastała po tym, jakże niewinnym żarcie Lonyi na temat jej umaszczenia.
- Exan, ale ty... - Lonya zaczęła, ale przerwał jej natychmiast.
- Teraz ty siedź cicho. Lonya nie ma racji. Moja wina jest tak samo wielka, jak jej, ale szczerze powiem... Nie żałuję zajścia wczorajszego wieczora. Mojej siostrze zagroził basior, a mnie wpojono pewne zasady, których trzymam się po dziś dzień i z jednej wczoraj właśnie się wywiązałem. Obroniłem moją siostrę. Zabiłbym nawet, gdyby jej choć jeden rudy włos spadł z głowy, nie żałuję, że sprałem tych dwóch... zasłużyli. - Zatrzymał się na moment, jak gdyby zastanawiał się nad dalszymi słowami, westchnął cicho i znowu zwrócił się do alfy. - Nie jestem za przemocą. Problemy wolę rozwiązywać, jak na pacyfistę przystało; słowami, argumentami, ale w tamtym momencie, taki rodzaj ugody był niemożliwy. I niech inni spłonął w pył, a świat rozpadnie się na części, nikt ani nic, nie będzie ważniejsze od Lonyi.
Zakończywszy swą wypowiedź, szczerą aż do bólu, uwierzcie mi, moi drodzy, jakże prawdziwą, dotknął nosem policzka Lonyi.
- Mocne słowa. - skomentowała Alfa, wodząc swymi szmaragdowymi oczami nich, po czym wykrzywiła usta w łagodny uśmiech. - Doceniam i podziwiam twoje zamiłowanie do rodziny. Doceniam, że jest ci ona milsza, nawet jeśli masz się liczyć z koniecznością rozlewu krwi. Jeszcze zdecyduję, co z wami zrobić, a tymczasem cieszcie się sobą. Jak brat i siostra, bez znaczenia, czy jesteście powiązani więzami krwi, czy też nie... chrońcie się nawzajem, nie zostawiajcie się w potrzebie. Moja wataha potrzebuje takich wilków, jak wy. Do zobaczenia.
Naharys i Lonya z szacunkiem pokłonili się Alfie na do widzenia, a wychodząc, basior czuł się, jak całe napięcie i zdenerwowanie, spływają z niego wodospadem.
- No, powiem ci, żeś niezłe przemówienie strzelił. Doceniam, że jestem dla ciebie taka ważna.
- A ja doceniam, że jesteś. Moja ty zwariowana świrusko. - To rzekłszy, roześmiał się krótko.
Odpowiedź od Alfy dostali wczesnym popołudniem, gdy Naharys skończył obowiązkowe treningi, a Lonya była wolna od większości pacjentów. Gdy słońce powoli przesuwało się po pomarańczowym niebie ku zachodowi, ci szli w przeciwnym kierunku, w stronę miejsca, wyznaczonego przez Rene. A owym miejscem okazała się rozległa, wiosną mieniąca się orgią kwiecistych barw, a obecnie okryta śnieżną kołderką polana, gdzie zazwyczaj bawiło się młodsze pokolenie watahy. Rene spostrzegli siedzącą na szczycie niewielkiego pagórka i spoglądała z góry, na skrzydlatego młodzieńca, który bawił się w najlepsze. Naharys, widząc wesoły grymas, a w oczach lśniącą energię w fioletowych oczach, przypomniały się mu szczenięce czasy, gdy to wraz z Lonyą wywijali po poligonie, ku szczenięcej uciesze - pomimo potu, wyciskanego przez wojskowych rodziców, zawsze w przerwie od treningów, pozwalali im na chwilę zabawy.
- Chciałaś się z nami widzieć. - to było bardziej potwierdzenie, niż pytanie. Alfa obdarzyła ich spokojnym, aczkolwiek Naharys czuł, że za tym nie kryje się nic przyjemnego.
- Umiecie zadbać o bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo wspólne, ale brak wam odpowiedzialności. Jednakże wiedzcie, że wam ufam. Bo wszyscy jesteśmy, jak rodzina. Ufacie sobie, mimo, że nie dzielą was żadne więzy krwi, jeden za drugiego skoczyłby w ogień. - Z tymi słowy spojrzała na bawiącego się w dole Niko. - Mam ważne sprawy do załatwienia, a was postanowiłam nie zostawić bez konsekwencji. Zaopiekujecie się Niko pod moją nieobecność. Myślę, że zaopiekujecie się nim równie dobrze, jak o siebie samych. Myślę, że to was nauczy odpowiedzialności.
Zaskoczenie odebrało Naharysowi mowę, pomimo, że chciał zaprotestować. Nie miał zielonego pojęcia o opiece nad szczeniakami, a tym bardziej cudzymi! Lonya zareagowała podobnie - spojrzawszy z rozdziawioną gębą na Niko, zastygła w niemym krzyku.
- Ale... my nic nie wiemy o...- zaczął Naharys. Alfa przerwała mu uniesioną łapą.
- No dobrze. Zajmiemy się malcem. - Oznajmiła Lonya, lecz brat widział w jej oczach pewien rodzaj załamania i żalu.
- Dobrze. Jutro w południe powinnam wrócić do watahy. Wy tymczasem przypilnujcie Niko. Liczę, że z wami będzie bezpieczny.
Z tymi słowy, rozpostarła szeroko swe skrzydła o jaskrawych kolorach, wzbiła się w powietrze, niczym smoczyca i odleciała w kierunku zachodzącego słońca. Schodząc ze zbocza pagórka, Naharys zaczął się zastanawiać, jak malec zareaguje na nowinę - zakładał, że malec nieśmiało będzie podchodzić do tej sprawy - że ma nowych, tymczasowych opiekunów. Nie miał żadnego pojęcia o opiece nad szczeniakami, o ich wychowywaniu już nie wspominając. Stanęli przed malcem, który na ich widok, przestał brykać po zaśnieżonej łące i nieśmiało zwinął swe małe skrzydełka, wbił swe fioletowe oczka w ziemię, nie odezwał się ani słowem.
- Cześć. Jesteś Niko, prawda? - zaczął Naharys.
- W co się bawiłeś? - spytała Lonya.
- Ja... tak jestem Niko... właśnie bawiłem się w "Łapacza"
- A na czym ta zabawa polega?
- Na łapaniu... rzecz jasna. Wyobrażam sobie myszkę, którą później muszę złapać... - basiorek był tak nieśmiały, że z trudem panował nad słowami. Albo gubił literki w wypowiedziach, jąkał się strasznie, a na dodatek, dygotał cały, jakby z zimna.
- Nie musisz się nas bać. - oznajmiła Lonya. - Chciałbyś, abyśmy ci pomogli złapać myszkę?
- Jesteście... dorośli, złapiecie ją bez problemu. To na mnie spoczywa obowiązek w jej złapaniu.
- No w sumie... trafna uwaga, Niko. - rzekł Naharys. - Nie będziemy ci więc przeszkadzać.
- Tak po prawdzie to... trochę zgłodniałem... - mruknął Niko.
W tamtym momencie, Naharys wpadł w totalne zakłopotanie, bowiem nic nie mieli dla malucha, a na polowanie już było zbyt późno. Po zmroku trudno będzie o zwierzynę, a w spiżarni nie zostało prawie nic. Spojrzawszy znacząco na Lonyę, podrapał się w potylicę, a wadera zaś odezwała się szybko.
- Na mnie mnie patrz. Nie mam nic do jedzenia.
- A co tu się dzieje? - odezwał się za ich plecami znajomy głos, a gdy Naharys spojrzał za siebie, pierwsze, co wpadło mu w oko, to niezwykle bujna i długa grzywka Tsumi. Ukochana Atrehu i opiekunka szczeniąt. Pewnie niezbyt pozytywnie zareaguje, że on i Lonya ośmielają się zastępować ją w obowiązkach.
- Alfa kazała się nam zaopiekować Niko. I tak też czynimy. - oznajmił Naharys.
- Ale to leży w moim obowiązku!
- I nie mamy nic do twoich obowiązków! - wtrąciła się Lonya. - Nie mogliśmy odmówić Rene.
- Tsumi, nie masz u siebie jakiegoś jedzenia dla małego? Późno się robi.
- Widzę, że ani trochę nie macie pojęcia o opiece nad szczeniakami. - stwierdziła z satysfakcjonującym uśmiechem Tsumi. - Ale nie wiem, co Alfa powie, że wyręczam was z zadanej wam kary.
- Nikt nie musi wiedzieć, prawda? - powiedziała Lonya.
- Atrehu chyba ma u siebie kilka kąsków, których udało się mu upolować rankiem. Idziecie ze mną?
- Czemu nie. Jeśli oferujesz nam pomoc, nie będziemy odmawiać.
<Lonya/Tsumi?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1044
Ilość zdobytych PD: 552 + 5% (26 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 1534
Newsy
:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości
:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022
Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak
~Serdecznie zapraszamy♥~
Brak komentarzy
Prześlij komentarz