- Donna, Donna! – nawoływanie niosło się przez las.
Serce Shani stanęło na ułamek sekundy. Nie kojarzyła tego głosu. Czyżby intruz? Z drugiej strony, wadera należała do watahy od ledwie kilku dni. Naturalnie nie miała jeszcze okazji poznać każdego spośród jej członków.
- Donna, kochanie! – dało się słyszeć ponownie.
No cóż, ktoś, kto miał złe zamiary, raczej nie robiłby tyle hałasu – o ile nie była to jakaś dziwna strategia, mająca na celu zwabienie ciekawskich osobników takich jak ona. Shani usiadła na trawie, bijąc się z myślami przez jakieś pół minuty, nieświadomie przekręcając przy tym głowę niczym szczeniak, który nie rozumie, czego chce od niego jego opiekun. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła i wadera odstawiła na bok plany dotyczące złapania sobie kolacji. Ruszyła przed siebie, rozglądając się uważnie na boki.
W końcu go zobaczyła. Przykucnęła za powalonym pniem, by choć trochę ukryć swoją obecność. Nawet z oddali dało się dostrzec, że nieznajomy nie znajduje się w najlepszej kondycji. Był wychudzony, jego sierść straciła już dawny blask, a ruchy były raczej powolne i niezgrabne. Ten basior ewidentnie swoje najlepsze dni miał już za sobą. Najbardziej uwagę przyciągało jednak jego zachowanie, które zdecydowanie było niestandardowe. Wilk kręcił się wokół jednego drzewa, nawołując – jak się Shani domyślała – swoją wybrankę. W którymś momencie podważył nawet duży kamień.
- Donna? – zapytał pustą przestrzeń pod kamieniem. – Tu jej nie ma… wymruczał pod nosem.
Zaskoczona Shani odruchowo machnęła ogonem – jako bezdźwięczny ekwiwalent zaśmiania się pod nosem. Pech chciał, że zahaczyła nim o suchy liść. Wtedy wszystko stało się tak nagle!
Nieznajomy podniósł wzrok, a wadera nie zdążyła dostatecznie szybko przykleić się do ziemi. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy.
- Aha! – krzyknął basior i w kilku podskokach znalazł się przy Shani, jakby nagle wróciła do niego cała młodzieńcza energia.
- Widziałaś może Donnę? – zapytał starzec, zbliżając swój łeb do głowy wadery, zdecydowanie naruszając przy tym granicę jej przestrzeni osobistej.
- Przykro mi, nie wiem, o kim mówisz – odparła Shani, cofając się o krok.
- Jak to o kim? O Donnie! – teraz wadera nie miała już wątpliwości. Demencja jak nic. – Pomożesz mi ją znaleźć – stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Nie mam poj… -
- Pomożesz, pomożesz. Zobacz! Jak pomożesz, to ci je dam!
Wilk wyjął mały woreczek, pokazując zawartość Shani. W środku znajdowała się garść kamieni – nie jakichś szlachetnych. Zwykłe, oszlifowane przez wodę, czarne kamyczki, jakie znaleźć można w niemalże każdym strumieniu.
Shani zrobiło się żal starca. Nie mogła go tak przecież zostawić. Czy on w ogóle wiedział, jak trafić do domu?
- No dobrze. Przekonałeś mnie. Kim jest Donna?
- Jak to kim? Była tu przed chwilą, nie widziałaś?
Pociągnęła nosem. Do jej nozdrzy nie dobiegał żaden zapach wskazujący na obecność wadery. Obawiała się, że coś mu się przywidziało. Zrobiło jej się przykro na myśl o starcu, którego niedługo czeka rozczarowanie. Mimo wszystko chciała dać mu choć trochę swojego czasu – ponoć wilki w podeszłym wieku tego właśnie potrzebują najbardziej.
- Niestety nie.
- Och, ale była tutaj! Szła nad wodospad… och tak! Chodziliśmy tam za młodu… Donny już trzy lata nie ma, ale dzisiaj tu była, przysięgam!
- No dobrze. Jaki wodospad? Pewnie tam na nas czeka.
- Och… to najpiękniejszy wodospad, jaki widziałem. Wieczorami, podczas zachodu słońca, woda wygląda w nim jak płynne złoto…
- Chyba wiem, gdzie to jest – uśmiechnęła się, choć tak naprawdę planowała zaprowadzić go po prostu do najbliższego wodospadu. – Nie traćmy czasu, bo to kawałek stąd – rzuciłam, stawiając już pierwsze kroki w kierunku nowego celu.
- A mieszkają w nim rybki, które spełniają życzenia, naprawdę!
- Z całą pewnością.
- A przy brzegu rosną krzewy ze słodziutkimi jagodami!
- To musi być piękne miejsce. Niedługo tam dotrzemy.
Nie była pewna tego „niedługo”. Z uwagi na starca musiała przyjąć raczej powolne tempo. W trakcie drogi cały czas opowiadał o wodospadzie z takim zapałem, że już na odległość odstraszał potencjalną zwierzynę. Wyglądało na to, że Shani będzie dzisiaj pościć.
W końcu jednak dotarli do… Cascade de reve? Tak chyba nazywało się to miejsce, choć wadera nie miała jeszcze przyswojonych nazw wszystkich terenów watahy. Miejsce wyglądało bardzo ładnie, jednak nie do końca zgadzało się z opisem, który Shani usłyszała po drodze.
- To tu? – Zapytała.
- Nie wiem… - odparł starzec, wyraźnie zasmucony.
- Och.
- Zaczekaj! – Krzyknął entuzjastycznie. – Już wiem.
Podbiegł do tafli wody i pacnął łapą nakrapiany, żółto-czarny kamień.
- Hej, złota rybko! Powiedz mi, gdzie jest Donna! To moje życzenie.
To nie miało prawa wypalić. Shani już otworzyła pyszczek, chcąc powiedzieć coś na pocieszenie, gdy nagle…
- Już tu jestem, głuptasie – dało się usłyszeć.
Wadera o pięknym, biszkoptowym futrze i gibkim ciele podeszła do starca, ocierając się pyskiem o jego bok.
Nagle wszystko wokół zaczęło się zmieniać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Drobne rośliny powoli pojawiały się dokoła, po czym szybko zwiększały swoje rozmiary, ścieląc okolicę zielonym dywanem, gdzieniegdzie nakrapianym wonnymi kwiatami. Wśród krzaczków i mniejszych drzew zasiadły ptaszki o pięknym głosie. Zza kamiennych obrysów wychynęło wieczorne słońce, kąpiąc scenerię w złocistym blasku. Nawet… Shani nie mogła uwierzyć własnym oczom! Futro starca nabrało kolorów, a pod nim zarysowały się imponujące mięśnie. W jego żółtych oczach pojawił się zawadiacki błysk.
Szara, jakby nie mogąc uwierzyć, trąciła łapą pnący się obok niej krzaczek różowych frezji. Jej ciało przeszło jednak przez obraz jak przez powietrze. Co to mogło być? Wspomnienia, jakaś dziwna wizja, czary?
Niezależnie od genezy zjawiska, „starzec” wydawał się szczęśliwy. Szum wodospadu i śpiew ptaków zagłuszyły jednak ich rozmowy. Do Shani, która zakłopotana przysiadła w pewnej odległości, gdzie zajęła się czyszczeniem futra, docierały tylko pojedyncze śmiechy i westchnienia – zarówno basiora, jak i wilczycy.
Shani już powoli zaczęła się niecierpliwić. Co miała zrobić? Odejść? Czy starzec będzie potrafił wrócić do domu bez jej pomocy? Teraz był szczęśliwy i wadera nie miała serca przerywać całego tego widowiska, czymkolwiek by ono nie było. W pewnym momencie kolory dookoła zaczęły jednak blaknąć, a kształty stawały się niewyraźne.
Wilczyca rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku pary zakochanych, którzy zasnęli w swoich objęciach. W końcu jednak obraz całej tej scenerii zniknął całkowicie, a wraz z nim – wizja pięknej Donny oraz piękne kolory z futra basiora. Starzec nadal był pogrążony we śnie. Teraz otaczały go tylko skała, ciemność nocy i wilgotne powietrze.
Shani niepewnym krokiem podeszła do wilka.
Ten – zastygł z błogim uśmiechem na pysku.
Jego serce nie biło.
Shani wiedziała, że już mu nie pomoże. Zresztą, może to i lepiej, że odszedł właśnie teraz, w objęciach ukochanej?
Wadera roztarła grudkę ziemi między łapami i narysowała na ciele wilka znak gwiazdy – tak w jej rodzinnych stronach znakowało się tych, którzy odeszli do gwiazd.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1056
Ilość zdobytych PD: 528 + 5% ( 26 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Nagroda za Quest: 250 PD + 2 pkt inteligencja, +1 spryt
Obecny stan: 804
Brak komentarzy
Prześlij komentarz