Kolejna nieprzespana noc. Ten sam koszmar nawiedzający mnie od dawna. Nie potrafię się z niego uwolnić, ale też nie znam sposobu, by z nim walczyć. ~ Może, gdybym mógł cokolwiek w nim zmienić bądź choćby wybrać inną drogę... - pomyślałem z przekąsem, przewracając się na drugi bok. Nie usnę już, nie ma szans. Mimo tego nie miałem ochoty wstawać z miękkiego posłania. Skrzywiłem się jednak, gdyż potwornie ścisnęło mnie w pęcherzu. ~ Muszę siku, ale jest mi tak bardzo wygodnie. - Sfrustrowany, warknąłem pod nosem. ~ Nie ma bata, nie wytrzymam. - Bądź co bądź, musiałem się więc ruszyć. Z głośnym jękiem, wstałem na równe łapy. Otrzepując się z resztek snu, zlustrowałem szybko wnętrze jaskini. Niby nic nadzwyczajnego. Pusta komnata z wygodnym posłaniem przy jednej ze ścian. Z lewej strony niewielkie, prowizoryczne schodki prowadzące do jaskiniowego jeziorka. Coś na kształt baseniku, nie wiem, jak to nazwać. Po prawej stronie od wejścia leżał ogromny konar, który z niewielką pomocą Exana, udało mi się tu wnieść. Sam nie wiem, po co go tu targaliśmy. Meh. - westchnąłem ciężko. ~ Nic poza tym tu nie ma. Tak naprawdę, wcale nie jest tu przytulnie. Będę musiał poprosić Tsumi o pomoc. Może ona coś tu zaradzi! - z tą myślą wyszedłem ze swej jaskini. Brzuch zaczął już niemiłosiernie boleć, więc rozejrzałem się wokół. Od razu spostrzegłem swój cel. Nie zważając na nikogo, czmychnąłem w krzaki. ~ Nie, żebym się wstydził robić to przy kimś. To normalny odruch — przeszło mi przez głowę, nim poczułem cudowne ukojenie. Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na otoczenie. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że jest już południe! Słońce wisiało wysoko nad moją głową, dając przyjemne ciepło. ~ Przespałem pół dnia! A to nowość, od dawna mi się to nie zdarzyło. - Zachichotałem nagle wesoło, mając wrażenie, że ten dzień będzie wyjątkowy — No, a przynajmniej jego druga część. A jeszcze przed chwilą nie chciało mi się wstawać. Zamknąłem oczy, delektując się cudowną, leśną ciszą. Przyjemny wiaterek otulił moją sierść. Słychać było pogwizdywanie ptaków i jeszcze to słoneczko. Żyć nie umierać. Wziąłem głęboki wdech. Wzdychając woń lasu, docierały do mnie bodźce ze wszystkich stron. Mnie jednak interesował tylko jeden, pewien szczególny. Już po chwili go czułem. Do moich nozdrzy dotarł słodki aromat. Uśmiechnąłem się szeroko, a mój ogon zaczął podrygiwać. Zawsze tak jest, gdy czuję jej obecność. Zwróciłem się w prawą stronę, dostrzegając ruch między zaroślami. Jest tak blisko, ale przecież może być jeszcze bliżej. Nie czekając, aż mnie zauważy, podbiegłem do Tsumi w podskokach.
- Dzień dobry śliczna — zaświergotałem jej do ucha, który po chwili delikatnie podgryzłem. Wadera wzdrygła się, a raczej przyjemny prąd przeszedł jej po kręgosłupie. Zamiast się odsunąć, przylgnęła do mego boku z błogim uśmiechem.
- A dzień dobry, widzę, że ktoś ma dziś dobry humor.
- Nie narzekam, aczkolwiek może być jeszcze lepszy. - szepnąłem cicho, czym zwróciłem jej uwagę. Zaintrygowana i zaciekawiona spojrzała na mnie tymi swoimi oczyma.
- Ah tak? - zapytała swym słodkim głosem, a mną aż zatelepało. To uczucie było nieziemskie, ale nie mogłem się tak łatwo poddać.
- Yhym... - z tajemniczym błyskiem w oczach, schyliłem swój łeb ku jej. Domyśliła się, co chcę zrobić, a przynajmniej tak jej się wydawało. A ja, zamiast dać jej upragnione buzi, przewróciłem ją na grzbiet. Zwisając nad nią, miałem najlepszy widok na świecie. Zdziwiona, z otwartym pyszczkiem spoglądała na mnie. Już miałem zacząć tortury w postaci łaskotek, gdy znikąd wyskoczył królik. Dosłownie zatrzymał się tuż przed nami. Był mały, ale smakowicie wyglądał. Oboje z Tsumi zerknęliśmy na siebie. Tak, oboje myśleliśmy o tym samym. Nim puchata kulka zdążyła uciec, rzuciłem się na nią, błyskawicznie zabijając. To trochę dziwne, bo wydawało mi się, że nawet nie próbował się ratować. Na koniec chwilę się tylko rzucał w agonii. I dziwnie pachniał. Zaciągnąłem się jego zapachem, stwierdziwszy, że to nie od niego. Dziwnie znajoma woń nie dawała mi spokoju. Zmarszczyłem brwi, spoglądając w kierunku, z którego przybył. Dźwięk łamanej gałęzi gdzieś bardziej z prawej wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w jego kierunku i oniemiałem. Nie, to przecież niemożliwe. To... To się dzieje naprawdę?
- Czy mogłabym...
- Itami?! - rzuciłem zająca na podłogę, wypowiadając jej imię. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie dosłyszała. Zamiast tego, tępo wpatrywała się w jeden punkt. Na wszystkich Bogów tego świata, co się stało!? Wpatrzony w wychudzone ciałko wadery, jej widoczne już kości, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała, a raczej chwiała się Itami. Jedyna samica, która stanęła po mojej stronie, w dniu mojego wygnania. Jedyna, która nie widziała we mnie tylko dobrego materiału na męża. Ta sama, która wychowywana była bez biologicznej matki. Teraz jest tu, ledwo przytomna. Nieobecna. Tak daleko od domu, a tak blisko mnie.
- Atehu? Wy się znacie? - spojrzałem na Tsumi, kompletnie zdezorientowany. Przez całą tę sytuację, zapomniałem, że nie jestem sam. Uśmiechnąłem się nieco niepewnie.
- No tak! To moja dobra znajoma z poprzedniej watahy — Itami! Ależ ona nędznie wygląda, niech zje z nami. - zakomunikowałem, zdając sobie sprawę, że z całą pewnością jest głodna, a raczej wygłodniała. Świadczyło o tym jej zachowanie. Brak komunikacji. I chyba mnie nie poznała! Nie czekając na odpowiedź Tsumi, złapałem martwego królika w zęby. Wręcz biegiem położyłem go pod nosek wyczerpanej samicy. Wgryzła się w niego, połykając kawałki bez przeżuwania. Jak tak dalej pójdzie, to się udławi!
- Itami, wszystko w porządku? - zapytałem łagodnie, gdy zwolniła nieco tempo. Spojrzała na mnie uważnie. Przenikliwie i długo, po czym przekrzywiając swój łepek w bok, zmarszczyła mocno brwi.
- Atrehu?
- No w końcu poznałaś! - odetchnąłem z ulgą. Widać, potrzebowała dawki soczystego mięska. Na nowo zaczęła komunikować i ogarniać, co się wokół niej dzieje.
- Wybacz, byłam śmiertelnie głodna. Nie byłam w stanie kontaktować, a co dopiero kojarzyć. - jeszcze raz dokładnie się jej przyjrzałem. Nic się nie zmieniła. Te same błękitno-białe futerko z domieszką brązu, złota i czerni. Ten sam wzór pioruna na jej przedniej, lewej łapie. Te same świdrujące oczy, spoglądające na wszystko z błyskiem. Teraz trochę bardziej przygaszonym. Jedyną różnicą i skazą w jej ciele, była jej wychudzona sylwetka. Przez brak pożywienia, jej futerko straciło blask. Wyglądała strasznie. Nie tak, jak ją zapamiętałem. Jak do tego doszło?!
- Rozumiem. - szepnąłem, po czym spojrzałem na swoją towarzyszkę. - A obok mnie to Tsumi. - uśmiechnąłem się delikatnie, wskazując na waderę obok mnie. Ta, jak to ona, z entuzjazmem zamachała puchatym ogonem.
- Cześć, miło mi cię poznać, Tsumi.
- Najadłaś się? - zapytałem nagle, spoglądając na niedojedzonego królika. Byłem pewny, że wciąż jest głodna. Znaczy, nie wiedziałem, od jak dawna nic nie jadła, a nagły dostęp do pożywienia może okazać się fatalny w skutkach, ale z drugiej strony... - potrząsnąłem głową, pozbywając się potoku myśli. Za bardzo się martwię, na pewno nic jej nie będzie. Musi jeść!
- Nie przeszkadza wam, że za bardzo pozwalam sobie z poczęstunkiem? - jej cichy głosik ledwo dotarł do mych uszu. Była taka niepewna, z wahaniem spoglądała na moją zdobycz. Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że wyrzuty sumienia dopadną ją już za chwilę. Nie mogłem na to pozwolić, bo zaś nic nie zje.
- Ależ skąd! Wcinaj, Itami, wcinaj, bo widzimy, że jesteś jakaś... wynędzniała.
- Spróbuj sam przeżyć, żywiąc się kilkoma jagodami na cały dzień, założę się, że wyglądałbyś tak samo. - powiedziała, po czym ponownie wgryzła się w padlinę. Obserwowałem jej poczynania z niepokojem. Nadal połykała w całości duże kawałki. Napiąłem mięśnie, by w każdej chwili być gotowym do pomocy. Wystarczy jeden sygnał, a ruszę do dzi... nie dokończyłem myśli, gdy wadera skończyła jeść. Z królika zostały tylko czyste kości. ~ Kiedy ona to...? Spojrzała sennie na naszą dwójkę, po czym ruszyła w drogę powrotną. Zdezorientowany, zerknąłem na Tsumi. Pokiwała tylko głową, ruszając za Itami. Wspólnie odprowadziliśmy ją do jej jaskini, gdzie bez zbędnych słów, ułożyła się na swoim posłaniu. Nie minęła nawet sekunda, gdy jej oddech się unormował.
- Zasnęła... - przysiadłem niedaleko wejścia. Wciąż byłem nieźle skołowany, ale jednocześnie szczęśliwy. Kto by pomyślał, że spotka mnie tu taka niespodzianka. Przeczucie, że ten dzień będzie wyjątkowy, okazało się prawdziwe. Z jedną różnicą. Nie spodziewałem się, że zastanę swoją znajomą w takim stanie. Dopiero teraz dotarł do mnie sens jej wcześniejszych słów. - Tsumi, czy ona naprawdę powiedziała, że żywiła się kilkoma jagodami na cały dzień?
- Tak... chyba... - moja piękna ułożyła się obok Itami, opatulając ją swym ogonem. - Biedna, przez co ona musiała przejść.
- Ja... nie rozumiem, co ona tutaj robi... - przyznałem szczerze, zbliżając się do samic.
- Długo się znacie? - spojrzałem w oczy Tsumi. Zawahałem się nad odpowiedzią. Bo w sumie nie było o czym mówić.
- Nie. Itami jest ode mnie o pół roku młodsza. Nim opuściłem rodzinne strony, wciąż była szczeniakiem. W sumie ja również uważany byłem za dziecko, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Rozmawialiśmy w sumie niewiele. Zdawkowo. Każdy zajęty swoimi sprawami.
- Pochodzicie z jednej watahy? - zdziwienie na pyszczku Tsumi, wywołało u mnie uśmiech. Była taka słodka, a jej miny roztapiały mnie do żywego.
- Zgadza się. - zawiesiłem na chwilę głos. Zbierałem myśli, by powrócić wspomnieniami do przeszłości. Tej bolesnej, ale zawierającej również miłe rzeczy. Na tych właśnie starałem się skupić. - Widzisz... pochodzę z watahy Sol Rojo. Mój ojciec był szanowanym i uwielbianym przywódcą stada.
- P..przywódcą?! - Tsumi prawie krzyknęła. Oboje spojrzeliśmy na śpiącą Itami, lecz ta nawet nie drgnęła, pogrążona w mocnym śnie. Odetchnęliśmy z ulgą. - Atrehu, ale czy to oznacza, że... no wiesz... że ty...
- Nie... mam starszego brata, który objął tron. - prawie wyplułem to słowo. ~ To ścierwo nie można było nazwać bratem. Brat, nie zrobiłby takiego świństwa członku rodziny. Nie zachowywałby się jak napuszony paw w czasie godów. Nie... - zadrżałem, odganiając ponure wspomnienia. Tsumi, widząc, że zadaje mi ból, zadała jeszcze tylko jedno pytanie.
- Jak zginął twój ojciec?
- Został bestialsko zamordowany przez kogoś z naszych... zabity przez członka sfory... - warknąłem głośno. Moje oczy na pewno zmieniły kolor. Żółty płomień przyćmił ten czerwony. Oddychałem głęboko, starając się uspokoić. Nie wiadomo skąd i kiedy, tuż przy mnie zmaterializowała się Tsumi. Wtuliła się we mnie, a jej słodki zapach wdarł się do mych nozdrzy. Skupiłem się na nim. Był jak narkotyk. Uspokoiłem się po dłuższej chwili. Mrucząc zawadiacko, zacząłem sunąć nosem po jej ciele. Od czubka głowy, po puszysty kark, aż do grzbietu. Gdyby nie jej znaczące chrząknięcie, dotarłbym z pewnością o wiele dalej...
- Wybacz.... - mruknąłem zawiedziony. Dotarło do mnie jednak, że nie jesteśmy tu przecież sami...
- Wybaczone, a teraz się połóż. - wykonałem polecenie bez protestów. Z uwagą obserwowałem, jak wadera układa się na moim grzbiecie. Ona dosłownie się na mnie położyła. Awww, była taka cudowna. - Poczekamy, aż twoja towarzyszka się obudzi. - uśmiechnąłem się z zadowoleniem, gdy głowa wadery spoczęła na moim karku. - Przy okazji, idealna z ciebie poduszka. - zaśmiałem się gardłowo, starając się nie zrzucić jej z siebie. Mała wariatka♥
- Dzień dobry śliczna — zaświergotałem jej do ucha, który po chwili delikatnie podgryzłem. Wadera wzdrygła się, a raczej przyjemny prąd przeszedł jej po kręgosłupie. Zamiast się odsunąć, przylgnęła do mego boku z błogim uśmiechem.
- A dzień dobry, widzę, że ktoś ma dziś dobry humor.
- Nie narzekam, aczkolwiek może być jeszcze lepszy. - szepnąłem cicho, czym zwróciłem jej uwagę. Zaintrygowana i zaciekawiona spojrzała na mnie tymi swoimi oczyma.
- Ah tak? - zapytała swym słodkim głosem, a mną aż zatelepało. To uczucie było nieziemskie, ale nie mogłem się tak łatwo poddać.
- Yhym... - z tajemniczym błyskiem w oczach, schyliłem swój łeb ku jej. Domyśliła się, co chcę zrobić, a przynajmniej tak jej się wydawało. A ja, zamiast dać jej upragnione buzi, przewróciłem ją na grzbiet. Zwisając nad nią, miałem najlepszy widok na świecie. Zdziwiona, z otwartym pyszczkiem spoglądała na mnie. Już miałem zacząć tortury w postaci łaskotek, gdy znikąd wyskoczył królik. Dosłownie zatrzymał się tuż przed nami. Był mały, ale smakowicie wyglądał. Oboje z Tsumi zerknęliśmy na siebie. Tak, oboje myśleliśmy o tym samym. Nim puchata kulka zdążyła uciec, rzuciłem się na nią, błyskawicznie zabijając. To trochę dziwne, bo wydawało mi się, że nawet nie próbował się ratować. Na koniec chwilę się tylko rzucał w agonii. I dziwnie pachniał. Zaciągnąłem się jego zapachem, stwierdziwszy, że to nie od niego. Dziwnie znajoma woń nie dawała mi spokoju. Zmarszczyłem brwi, spoglądając w kierunku, z którego przybył. Dźwięk łamanej gałęzi gdzieś bardziej z prawej wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w jego kierunku i oniemiałem. Nie, to przecież niemożliwe. To... To się dzieje naprawdę?
- Czy mogłabym...
- Itami?! - rzuciłem zająca na podłogę, wypowiadając jej imię. Przez chwilę miałem wrażenie, że nie dosłyszała. Zamiast tego, tępo wpatrywała się w jeden punkt. Na wszystkich Bogów tego świata, co się stało!? Wpatrzony w wychudzone ciałko wadery, jej widoczne już kości, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przede mną stała, a raczej chwiała się Itami. Jedyna samica, która stanęła po mojej stronie, w dniu mojego wygnania. Jedyna, która nie widziała we mnie tylko dobrego materiału na męża. Ta sama, która wychowywana była bez biologicznej matki. Teraz jest tu, ledwo przytomna. Nieobecna. Tak daleko od domu, a tak blisko mnie.
- Atehu? Wy się znacie? - spojrzałem na Tsumi, kompletnie zdezorientowany. Przez całą tę sytuację, zapomniałem, że nie jestem sam. Uśmiechnąłem się nieco niepewnie.
- No tak! To moja dobra znajoma z poprzedniej watahy — Itami! Ależ ona nędznie wygląda, niech zje z nami. - zakomunikowałem, zdając sobie sprawę, że z całą pewnością jest głodna, a raczej wygłodniała. Świadczyło o tym jej zachowanie. Brak komunikacji. I chyba mnie nie poznała! Nie czekając na odpowiedź Tsumi, złapałem martwego królika w zęby. Wręcz biegiem położyłem go pod nosek wyczerpanej samicy. Wgryzła się w niego, połykając kawałki bez przeżuwania. Jak tak dalej pójdzie, to się udławi!
- Itami, wszystko w porządku? - zapytałem łagodnie, gdy zwolniła nieco tempo. Spojrzała na mnie uważnie. Przenikliwie i długo, po czym przekrzywiając swój łepek w bok, zmarszczyła mocno brwi.
- Atrehu?
- No w końcu poznałaś! - odetchnąłem z ulgą. Widać, potrzebowała dawki soczystego mięska. Na nowo zaczęła komunikować i ogarniać, co się wokół niej dzieje.
- Wybacz, byłam śmiertelnie głodna. Nie byłam w stanie kontaktować, a co dopiero kojarzyć. - jeszcze raz dokładnie się jej przyjrzałem. Nic się nie zmieniła. Te same błękitno-białe futerko z domieszką brązu, złota i czerni. Ten sam wzór pioruna na jej przedniej, lewej łapie. Te same świdrujące oczy, spoglądające na wszystko z błyskiem. Teraz trochę bardziej przygaszonym. Jedyną różnicą i skazą w jej ciele, była jej wychudzona sylwetka. Przez brak pożywienia, jej futerko straciło blask. Wyglądała strasznie. Nie tak, jak ją zapamiętałem. Jak do tego doszło?!
- Rozumiem. - szepnąłem, po czym spojrzałem na swoją towarzyszkę. - A obok mnie to Tsumi. - uśmiechnąłem się delikatnie, wskazując na waderę obok mnie. Ta, jak to ona, z entuzjazmem zamachała puchatym ogonem.
- Cześć, miło mi cię poznać, Tsumi.
- Najadłaś się? - zapytałem nagle, spoglądając na niedojedzonego królika. Byłem pewny, że wciąż jest głodna. Znaczy, nie wiedziałem, od jak dawna nic nie jadła, a nagły dostęp do pożywienia może okazać się fatalny w skutkach, ale z drugiej strony... - potrząsnąłem głową, pozbywając się potoku myśli. Za bardzo się martwię, na pewno nic jej nie będzie. Musi jeść!
- Nie przeszkadza wam, że za bardzo pozwalam sobie z poczęstunkiem? - jej cichy głosik ledwo dotarł do mych uszu. Była taka niepewna, z wahaniem spoglądała na moją zdobycz. Znałem ją na tyle, by wiedzieć, że wyrzuty sumienia dopadną ją już za chwilę. Nie mogłem na to pozwolić, bo zaś nic nie zje.
- Ależ skąd! Wcinaj, Itami, wcinaj, bo widzimy, że jesteś jakaś... wynędzniała.
- Spróbuj sam przeżyć, żywiąc się kilkoma jagodami na cały dzień, założę się, że wyglądałbyś tak samo. - powiedziała, po czym ponownie wgryzła się w padlinę. Obserwowałem jej poczynania z niepokojem. Nadal połykała w całości duże kawałki. Napiąłem mięśnie, by w każdej chwili być gotowym do pomocy. Wystarczy jeden sygnał, a ruszę do dzi... nie dokończyłem myśli, gdy wadera skończyła jeść. Z królika zostały tylko czyste kości. ~ Kiedy ona to...? Spojrzała sennie na naszą dwójkę, po czym ruszyła w drogę powrotną. Zdezorientowany, zerknąłem na Tsumi. Pokiwała tylko głową, ruszając za Itami. Wspólnie odprowadziliśmy ją do jej jaskini, gdzie bez zbędnych słów, ułożyła się na swoim posłaniu. Nie minęła nawet sekunda, gdy jej oddech się unormował.
- Zasnęła... - przysiadłem niedaleko wejścia. Wciąż byłem nieźle skołowany, ale jednocześnie szczęśliwy. Kto by pomyślał, że spotka mnie tu taka niespodzianka. Przeczucie, że ten dzień będzie wyjątkowy, okazało się prawdziwe. Z jedną różnicą. Nie spodziewałem się, że zastanę swoją znajomą w takim stanie. Dopiero teraz dotarł do mnie sens jej wcześniejszych słów. - Tsumi, czy ona naprawdę powiedziała, że żywiła się kilkoma jagodami na cały dzień?
- Tak... chyba... - moja piękna ułożyła się obok Itami, opatulając ją swym ogonem. - Biedna, przez co ona musiała przejść.
- Ja... nie rozumiem, co ona tutaj robi... - przyznałem szczerze, zbliżając się do samic.
- Długo się znacie? - spojrzałem w oczy Tsumi. Zawahałem się nad odpowiedzią. Bo w sumie nie było o czym mówić.
- Nie. Itami jest ode mnie o pół roku młodsza. Nim opuściłem rodzinne strony, wciąż była szczeniakiem. W sumie ja również uważany byłem za dziecko, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Rozmawialiśmy w sumie niewiele. Zdawkowo. Każdy zajęty swoimi sprawami.
- Pochodzicie z jednej watahy? - zdziwienie na pyszczku Tsumi, wywołało u mnie uśmiech. Była taka słodka, a jej miny roztapiały mnie do żywego.
- Zgadza się. - zawiesiłem na chwilę głos. Zbierałem myśli, by powrócić wspomnieniami do przeszłości. Tej bolesnej, ale zawierającej również miłe rzeczy. Na tych właśnie starałem się skupić. - Widzisz... pochodzę z watahy Sol Rojo. Mój ojciec był szanowanym i uwielbianym przywódcą stada.
- P..przywódcą?! - Tsumi prawie krzyknęła. Oboje spojrzeliśmy na śpiącą Itami, lecz ta nawet nie drgnęła, pogrążona w mocnym śnie. Odetchnęliśmy z ulgą. - Atrehu, ale czy to oznacza, że... no wiesz... że ty...
- Nie... mam starszego brata, który objął tron. - prawie wyplułem to słowo. ~ To ścierwo nie można było nazwać bratem. Brat, nie zrobiłby takiego świństwa członku rodziny. Nie zachowywałby się jak napuszony paw w czasie godów. Nie... - zadrżałem, odganiając ponure wspomnienia. Tsumi, widząc, że zadaje mi ból, zadała jeszcze tylko jedno pytanie.
- Jak zginął twój ojciec?
- Został bestialsko zamordowany przez kogoś z naszych... zabity przez członka sfory... - warknąłem głośno. Moje oczy na pewno zmieniły kolor. Żółty płomień przyćmił ten czerwony. Oddychałem głęboko, starając się uspokoić. Nie wiadomo skąd i kiedy, tuż przy mnie zmaterializowała się Tsumi. Wtuliła się we mnie, a jej słodki zapach wdarł się do mych nozdrzy. Skupiłem się na nim. Był jak narkotyk. Uspokoiłem się po dłuższej chwili. Mrucząc zawadiacko, zacząłem sunąć nosem po jej ciele. Od czubka głowy, po puszysty kark, aż do grzbietu. Gdyby nie jej znaczące chrząknięcie, dotarłbym z pewnością o wiele dalej...
- Wybacz.... - mruknąłem zawiedziony. Dotarło do mnie jednak, że nie jesteśmy tu przecież sami...
- Wybaczone, a teraz się połóż. - wykonałem polecenie bez protestów. Z uwagą obserwowałem, jak wadera układa się na moim grzbiecie. Ona dosłownie się na mnie położyła. Awww, była taka cudowna. - Poczekamy, aż twoja towarzyszka się obudzi. - uśmiechnąłem się z zadowoleniem, gdy głowa wadery spoczęła na moim karku. - Przy okazji, idealna z ciebie poduszka. - zaśmiałem się gardłowo, starając się nie zrzucić jej z siebie. Mała wariatka♥
< Time speed ~ Jakiś czas później>
Nie wiem, ile czasu dokładnie minęło. Godzinka, dwie? Cztery? Wtuleni w siebie, spoglądaliśmy na śpiącą Itami. Na zewnątrz było już dość ciemno. Przez ten czas zdążyłem jeszcze kilka razy wyjść. Udało mi się nawet upolować to małe, wredne stworzenie przypominające fretkę. Tsumi nazwała to Kolfrenki. Skąd oni biorą takie śmieszne nazwy? Nie lepiej nazwać to jakoś przyziemnie? Ni to łasiczka, ni to fretka. Na dodatek wielobarwne, ze wkurzającym charakterem. Tak czy siak, przeszkadzała mi w polowaniu, więc skończyła jako przystawka. Gdyby ten trzeci raz nie spłoszyła mi jelenia, teraz miałbym dla pań pełną kolację. Tymczasem, muszą zadowolić się tym kolorowym czymś, co leży w koncie jaskini.- Byliście przy mnie cały czas? - na głos Itami, postawiłem uszy ku górze. Zerknąłem na nią z uśmiechem.
- Tak, chyba nie myślisz, że od tak cię tutaj zostawimy. - zaśmiałem się wesoło, przygryzając wnętrze policzka. Jeny, wypiękniała przez ten rok. To musiałem przyznać. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej kobiece kształty. Krótki, lisi pyszczek od razu dawał do zrozumienia, że nie jest ona czystym wilkiem. Tak samo, jak ja, jest mieszańcem dwóch ras. U nas W Sol Rojo nie miało to znaczenia. Akceptowaliśmy wszystkich takimi, jakimi się urodzili. Ważne, by byli silni i zdrowi. Nic innego się nie liczyło. Jestem bardzo ciekaw, jak radzi sobie Lupus. Powinienem go nienawidzić, bo bez jawnych dowodów, pozbył się mnie ot, tak. Wyrzucił jak śmiecia z miejsca, w którym się urodziłem. Pozbawił kontaktów z rodziną... tego ostatniego nie mogłem przeboleć. Nie ważne, że straciłem przyjaciół, a nawet narzeczoną, o której wie tylko Itami. Nie potrafię mu wybaczyć tego, że odsunął się ode mnie, odebrał mi mamę i siostrę, tuż po tym, gdy oboje straciliśmy ojca. - Dawno się nie widzieliśmy, przyjaciółko!
- Ciebie też miło widzieć, przyjacielu. - na nowo skupiłem się na swojej znajomej. Wygląda o niebo lepiej niż te kilka godzin wcześniej. Domyślałem się, że z całą pewnością jest wciąż głodna. Wstałem więc nieśpiesznie, czekając, aż Tsumi ze mnie zejdzie. Z głośnym westchnieniem niezadowolenia, zwlekła się na podłogę.
- A było mi tak wygodnie! - cała nasza trójka zaczęła się śmiać.
- To prawda, jestem mięciutki i tulaśny, ale już późno, a nic jeszcze dziś nie jadłaś. - spojrzałem na moją słodką waderę, która zarumieniła się delikatnie. Następnie ruszyłem do ściany, gdzie pozostawiłem kolorową zdobycz.
- Co to jest!? - spojrzeliśmy z Tsumi na zdziwioną Itami. Przyglądała się temu czemuś tak samo, jak ja za pierwszym razem.
<Tsumiś? Itamiś?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2116
Ilość zdobytych PD: 1058 + 10% (106 PD) za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 2954 + 1164 = 4118
Brak komentarzy
Prześlij komentarz