Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 18 września 2021

Od Naharysa cd Atrehu/Tsumi/Pina ~ Nowe znajomości


W pewnym sensie rozumiałem rozdrażnienie w głosie Atrehu, gdy chciał zmienić temat. Wieść o śmierci Alfy z Watahy Sol Rojo, rozniosła się, także do innych wilczych klanów. Żal i gniew kumulowały się w jego oczach, spostrzegłem zaś, jak Atrehu ciężko stawiał kroki. Jakby gniewne.
- Daleko jeszcze? - zapytał ponownie, tym samym, gwałtownie wynurzając mnie z rozmyślań. Potrząsnąłem lekko głową, nasze oczy, jego i moje, zetknęły się znowu. To znudzenie w płomiennych oczach pokazywało swe znaki.
- Już nie daleko. - Odparłem, lecz po chwili dodałem na widok niewyraźnej czerwieni mięsa, ukrytego za zasłoną krzewów. - A nie, już jesteśmy na miejscu.
Nasi nowi znajomi podeszli do sarny, przy której mogłoby się posilić sześć wilków, a i tak zostałoby coś na jutro. Na myśl o skruszonym mięsie, ślinka podpłynęła mi do pyska, ale świeże też dobre. Całą czwórką zabraliśmy się do jedzenia młodego, soczystego mięcha. Atrehu z tego, co zauważyłem, wygryzał kęsy, tak ogromne, że wydawało mi się, iż wyczyszczenie sarny do białego szkieletu zajęłoby mu niecałą minutę. Skubaniec musiał być głodny. Wadery jadły i rozmawiały przyciszonymi głosami, szeptały sobie coś do ucha, chichotały cicho. Ten widok cieszył mnie niezmiernie, zmuszał do lekkiego uśmiechu. Atrehu oblizał się z juchy, która znaczyła jego szeroki podbródek i masywny pysk. Spoglądał na Pinę ciekawsko i jakby uwodzicielsko, co sprawiło, że fala niepokoju powróciła. Jednakże nic nie robiłem. Mogłem w tej sytuacji być tylko biernym, dopóki samiec obok mnie, nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Wydawało mi się, że jego spojrzenie płomiennych oczu przeszło na mnie. Przez gardło przecisnęło się warknięcie, które z trudem stłumiłem.
~ Pina jest moją przyjaciółką, rozumiesz! Nie pozwolę ci jej tknąć! - warczałem na niego w myślach. Złapałem za kawał mięsa i wyrwałem z taką siłą, jakbym chciał dać upust swej złości, po czym wszyscy zerknęli na mnie. Po chwili trzymałem spory kawał, który ledwo mieścił się mi w pysku.
- Chce ktoś się podzielić? - spytałem, wyszczerzając się szeroko. Musiałem wtedy wyglądać jak przygłup. Wadery parsknęły śmiechem, a Atrehu zmierzył mnie badawczo wzrokiem.
- Opowiesz coś o sobie? - spytał Atrehu, gdy nasze panie powróciły do swych tajemniczych rozmów. Wyglądało, jakby nad czymś spiskowały — Taka myśl zazwyczaj napadała wilka, gdy widział dwie szepczące między sobą wadery. Zwróciłem się do Atrehu.
- A co chciałbyś wiedzieć? - odpowiedziałem pytaniem, w miarę naturalnym głosem.
- Jak tutaj dołączyłeś?
- Hmmm, w sumie nie ma tu czego opowiadać. Przecież każdy w tej watasze przeszedł obowiązkową rozmowę z alfą na dywaniku, prawda. - Spróbowałem się jakoś zaśmiać, ale nie byłem w stanie, gdyż nawet w trakcie rozmowy ze mną, Atrehu co jakiś czas, kątem oka spoglądał na wadery. Nie byłem pewien, czy na Tsumi, czy Pinę. Obie były małe, słodkie i urocze. Nic dziwnego, że Atrehu miał obok siebie Tsumi, bo swą urodą potrafiła doprowadzić basiora do szybszego bicia serca. Jej z początku biała grzywa, wodospadem spływająca na lewe oko, stopniowo przechodziła w brąz, była zaś tak bujna, że aż się chciało w nich zanurzyć swe łapy. Drugie oko było złote, nieco ciemniejsze od moich, gdy nastawała noc. Była w nich ukryta ponętność i słodycz. Po chwili zorientowałem się, że z nieświadomością wpatrywałem się w Tsumi, która przyciągnięta siłą mego wzroku, skierowała swój na mnie i pomachała łapą. Pina wykręciła głowę w naszą stronę. Równie słodka i urocza, co Tsumi.
- W sumie to... zaczęło się wszystko od spotkania z Piną. - dopowiedziałem po chwili, zwracając się ku Atrehu. Usłyszawszy imię mojej towarzyszki, dostrzegłem w jego oczach pewien napływ zainteresowania. - Kierowałem się z siostrą na zachód od naszej rodzinnej watahy, a droga zajęła nam prawie trzy dni. W trakcie popasu, od razu dopadła mnie straszna nuda, którą postanowiłem wyładować na budowie pułapki. Przekonałem się dzięki Pinie, że pułapka zadziałała i jednocześnie uratowałem życie waderze. Pułapka skutecznie oddzieliła ją od wkurzonego niedźwiedzia, który ścigał ją przez pół lasu. I tak oto pierwszy raz spotkałem Pinę i tego samego dnia, dołączyliśmy do watahy.
- Jak się nazywa twoja siostra? - zapytał Atrehu, nie wyzbywając się swego figlarnego tonu. W duchu burknąłem ~ Atrehu, ty psie na baby.
- Lonya i jest hybrydą wilka z lisem.
- No proszę, czyli ja i twoja siostra już mamy coś wspólnego! - odchylił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem. To było dziwne, ale przez moje gardło również przedarł się śmiech. A jednak było coś w porzekadle, że osoby wesołe, zarażają swym śmiechem innych. Nawet nie wiedziałem, kiedy złapałem z basiorem wspólny język, przez co czas mijał nam przyjemnie i szybko. Zanim się zorientowaliśmy, nastało późne popołudnie, a zaraz potem wieczór. Wiatr częściowo blokowany przez ścianę lasu przelewał się między drzewami. Las stawał się stopniowo mrocznym miejsce, przez ściśle tworzący dach liści, który szczelnie odcinał nas od światła. Od zachodu słońce spoglądało na dolinę, skryte częściowo za linią horyzontu, zalewając ją swym pomarańczowym blaskiem.
- Idziemy na spacer? - zaproponowała Pina, a Tsumi przytaknęła, potrząsając swą bujną grzywką.
- Czemu nie? Chodźmy! - zgodził się Atrehu, a ja kiwnięciem głową, zgodziłem się z resztą.
- Chyba nie będziesz mieć nic przeciwko, jeśli pójdę pogadać z Piną?- zwrócił się po chwili basior, spoglądając jednocześnie na moją małą przyjaciółkę.
- Czemu miałbym mieć coś przeciwko? Jej ojcem, bynajmniej, nie jestem. - odparłem już bardziej rozluźniony, niż wcześniej. Wtedy miałem ochotę rzucić się na Atrehu z zębami, za te jego bezczelne spoglądanie na Pinę.
- Ale widzę, jak na nią spoglądasz, wiesz? - odparł, unosząc brwi, jego oczy zaś zalśniły ciekawością. - Przyznaj, że coś chciałbyś ją mieć... - dodał szeptem.
- Pina jest słodka, ładna, ale...
- Jakie "ale"? Bądź jak ja! Widzę, że jesteś spoko, Naharys, więc zdradzę Ci coś. Nie marnuj czasu, bo ono bezlitośnie pogania wskazówki zegara i zanim się obejrzysz, Pina będzie w ramionach innego. Wykorzystaj to, że jest wolna.
- Jak chcesz z nią pogadać, więc idź do niej i nie zawracaj mi głowy związkami. - Parsknąłem cicho i odwróciłem od niego spojrzenie. Słyszałem, jak przeciągle chichocze, dodatkowo potruchtał w stronę Piny, zamiatając ziemię swym długim, puchatym ogonem. Opuściliśmy po chwili las, a od jego ujścia rozpościerał się widok na zalaną pomarańczowym światłem polanę. Tam gęsta trawa sięgała nam prawie do szyi, także ja i Atrehu wzięliśmy nasze towarzyszki na grzbiety. Z tą różnicą, że Tsumi wylądowała u mnie, Pina zaś usadowiła się na grzbiecie Atrehu. Oboje o czymś rozmawiali, a w ostatecznym rozrachunku, skupiłem na sobie uwagę Tsumi.
- Odpowiednia pogoda na spacer, prawda! - odezwała się wadera, wyciągnęła szyję, zmuszając tym samym mnie, abym spojrzał jej w oczy.
- Pewnie, ten wspaniały zachód słońca, wieczorny wiatr pieszczący nasze futra... po prostu istna gratka dla zakochanych. - Odparłem z uśmiechem, który nadałem mu dość... ciepły charakter.
- Opowiesz mi coś o sobie? W jakiej watasze się urodziłeś? - zapytała swym słodkim, wydawałoby się, że dziecinnym głosem. Czułem, jak kosmki jej długiej grzywki muskają mój kark. Westchnąłem cicho i zacząłem opowiadanie.

< Retrospekcja ~ Dwa lata wcześniej.... >
Zbudziły mnie silne pchnięcia ojcowskiej łapy, ale moje ciało, owładnięte jeszcze zmęczeniem po wczorajszym treningu, niemal całkowicie odmawiało posłuszeństwa. Oczy nie chciały się otwierać. Mięśnie grały nadal bolesny marsz. Założę się, że cała ich struktura, to jeden wielki kwas mlekowy. Po chwili z resztek snu wyrwało mnie, głośne warkniecie ojca.
- Pobudka, leniu!
- Tato, dałbyś nam chociaż jeden dzień wolnego. - burknąłem, ziewając przeciągle i głośno. Oczy miałem nadal zamknięte jak nowo narodzony szczeniak.
- Twój wróg z chęcią wykorzysta chwilę twego zmęczenia i niekompetencji! Musisz być w pogotowiu o każdej porze, bo od tego może zależeć życie twojego oddziału, synu. No podnieś się w końcu, bo twoje rodzeństwo wszystko ci zje! Nie mam zamiaru trenować cię na głodnego.
Otworzyłem oczy. Dosłownie rozchyliłem je ledwo, niewyraźnie widziałem zerkające zza horyzontu słońce, które zwiastowało koniec brzasku i początek bardzo wczesnego ranka. Podniesienie się na równe łapy było równie trudne, co bardzo bolesne, przez ciągłe zakwasy. Leniwie podreptałem korytarzem do odnogi jaskini, gdzie moje rodzeństwo, równie zaspane, co ja, zajadało się soczystym dzikiem.
- Jak tam, Naharys? Wyspałeś się? - zapytał z udawanym sarkazmem Asdan. Był o rok starszy ode mnie, a jego gęste futro zaś mieniło się odcieniami brązu i kremu tak jak naszej matce. W jego brązowych oczach, mimo że były zaspane i zmęczone, tlił się w nich blask motywacji. Z mojego futra już prawie spłynęła cała czerń, którą stopniowo zaczęła zastępować biel i szarość.
- Zabijcie mnie, proszę was... - burknąłem i z zamkniętymi oczami, zanurzyłem zęby w mięsiwie.
- Ale najpierw ty mnie. - skomentowała ponuro Lonya, żując leniwie kęs mięsa.
- Jesteście banda chuderlaków, wiecie? - rzucił Asdan.
- Spadaj na drzewo, banany na biało kolorować... - Ja i moja siostra bezlitośnie skontrowaliśmy jego słowa.
- Co tym razem nam starzy zgotują? Bieg przez milowe błoto? Czołganie się przez pole cierniowe, czy skok w dal, wśród wybuchów i latających pocisków?
- Na początku bieg na dwadzieścia kilometrów. - Odezwał się głos ojca, który pojawił się, jakby wyrósł spod ziemi. Podskoczyliśmy głośno zaskoczeni. - Musimy rozruszać te zwiotczałe mięśnie!
- Mówisz tato, że zwiotczałe, a ja czuję się napięty, jak struna. - skomentowałem bezradnym tonem.
- Naharys, będą sytuacje, gdy twe mięśnie pod wpływem adrenaliny, będą w stanie rozgruchotać ci kości od ciągłego napięcia. W bitwie to nieodłączna fizjologiczna reakcja twojego organizmu na stres. Sądziłem, że się do tego przyzwyczaiłeś!
Po odsłuchaniu reprymendy od ojca całą trójką ruszyliśmy na poligon.
< Teraźniejszość >
- Coś surowy był twój ojciec. - powiedziała Tsumi, która przysłuchiwała się mi bez ustanku.
- Minus życia z rodzicami-generałami. - odparłem gorzko, ale momentalnie dodałem wesoło. - Ale to i tak byli najlepsi rodzice. Od najmłodszych lat wpajali nam, że rodzina, lojalność, przyjaźń jest najważniejsza. Prawdziwy żołnierz, poza wykonywaniem rozkazów, powinien nieść ratunek niewinnym i umierającym. Ojciec ciągle nam wbijał do głów, że pomimo lejącej się krwi, dekoncentrującego bólu, powinniśmy zachować honor i dyscyplinę.
- Ciekawą masz historię.
- Dzięki.
Przedarłszy się przez gęstwinę traw, dotarliśmy na gołe równiny, dalej zaś rozciągało się wrzosowisko. Słońce już ledwo zaniknęło za widnokręgiem, a niebo poczęło przybierać granatową barwę. Gwiazdy zamigotały wyraźnie, zgromadzone wokół księżyca w drugiej kwadrze. Wiatr stał się coraz to bardziej porywisty, szarpiący wysoką trawę, niczym końską grzywę w galopie. Tsumi zeskoczyła z mojego grzbietu i powędrowała skocznie w stronę Atrehu, który, o dziwo, wtopił się w dłuższą rozmowę z Piną. W prawdzie... nie powinno mnie to dziwić. Zniżyłem nieco głowę, aby zrównać swe oczy ze wzrokiem Piny, która podbiegła do mnie z bajecznie szerokim uśmiechem.
- Co tam? - spytałem.
- Fajny ten Atrehu, taki trochę bajerant i podrywacz, ale ja go lubię. - odpowiedziała radośnie moja przyjaciółka. Czy powinienem się czuć zazdrosny? Mam nadzieję, że to nie będzie potrzebne. W odpowiedzi obdarzyłem ją ciepłem i uczuciem w oczach. Uczuciem, jakim obdarowuje przyjaciel przyjaciółkę.
- My już pójdziemy. Część wam! Miło było was poznać! - zawołał w oddali Atrehu, a jego towarzyszka natomiast pomachała nam na pożegnanie. Pozostaliśmy tylko my. Ja i Pina. Na ogarniającym placu równiny mrokiem nocy, w ciszy, przerywanej od czasu do czasu donośnym pohukiwaniem puchacza.
- To, co robimy teraz? - spytała po chwili Pina, spoglądając mi w oczy.
- Hmmm, zrobisz mi jeszcze raz to, co zrobiłaś po treningu? Bardzo mnie to wkręciło.
Ułożyłem się na zimnej, suchej trawie, obok zaskoczonej moją prośbą Piny. Z początku miała pewne wahania, lecz swym oczekującym wzrokiem, zachęciłem ją do tego. Jej nos zaczął przejeżdżać po moim uchu, czując rozkoszną przyjemność, jakiej jeszcze nie czułem. Pina usłyszawszy moje ciche pomrukiwania, zniżyła nos nieco niżej, do mojego policzka. Wtem czas nie wiadomo, co mnie napadło, ale nieoczekiwanie dla Piny, moja łapa przewróciła ją na bok. Zanurzyłem swój nos w jej grzywkę, może nie tak bujną, jaką posiada Tsumi, ale jej zapach był poezją rozkoszy dla mego węchu. Pina chichotała cicho. Nie wiedzieliśmy kiedy, nasze przekomarzanie, zamieniło się w totalne łaskotanie. Ona leżała, tarzając się w trawie, w czasie, gdy ja doprowadzałem ją do śmiechu swymi łaskotkami. Przez całą polanę niósł się jej śmiech, a my i tak nic sobie z tego nie robiliśmy. Czuliśmy się, jakby cały świat przestał istnieć. Tylko ja i ona. I nasze zabawy. Pochłonięty zabawą, nie myślałem wtedy racjonalnie, a to spowodowało, że owa zabawa lekko się przeciągnęła...
- Pina, ja przepraszam cię! - odsunąłem się od niej, niczym poparzony szczeniak. Moje policzki płonęły dzikim rumieńcem. Moje futro przybrało granatowe barwy i wtedy zrozumiałem, że nastał już zmierzch. - Bardzo cię przepraszam. Coś mnie poniosło...

< Pino, Atrehu, Tsumi? >

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1959
Ilość zdobytych PD: 980 + 5% (49) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 1968 + 1029 = 2997

Brak komentarzy

Prześlij komentarz