W pamięci naszej idealnie zachowała się scena totalnej pożogi w ogrodzie naszej matki. Jej mina wyglądała, jakby właśnie spoglądała na obraz totalnego mordu. Jej ukochane rośliny, które pielęgnowała z taką czułością, w tamtym momencie stały się historią. Pożarte przez płomienie. Tata zaś powiedział wtedy.
- Moje dzieci! - wziął nas i po kolei wyściskał. - Będą z was żołnierze.
Mama jednak długo opłakiwała swój ogród, w który włożyła tyle serca. Nasze sumienia nakazały jednak, aby wspomóc ją przy jego odbudowie. Nikt nawet nie jest w stanie ogarnąć, co może wilk stworzyć, gdy coś tak naprawdę kocha? Wspólne siły, chęci i co prawda odrobina dyscypliny sprawiły, że to, co kiedyś było odzwierciedleniem piękna i spokoju, na nowo nabrało podobny charakter.
- To co? Może mała próba sił? - zawisła nade mną, tak aby nasze nosy dzieliło zaledwie kilka cali.
- Myślałem, że chcesz pozbyć się z okolicy kilku szkodników- łypnąłem na nią jednym ślepiem.
- Właśnie na jednego patrzę, ale jest tak leniwy, że nie chce nawet dostać kilku kopniaków od niewyrośniętej wilczycy - Zerknęła na mnie zadziornie, odskakując na bok.
- Zaraz się przekonamy, kto tu od kogo dostanie kopniaki, siostrzyczko.
Nagłym ruchem pozbierałem się na równe łapy jak na rozkaz wydany wewnątrz mojej głowy. Powtarzaliśmy wszystko to, co uczyli nas rodzice. Od postaw bojowych, wykorzystanie otoczenia na własną korzyść... tak przypominając sobie znane regułki, patrzyliśmy sobie w oczy, jak dwa lwy w bitwie o terytorium. Lonya zaczęła krążyć wokół, szukała momentu do przypuszczenia ataku... byłem pewien, że użyje któregoś ze swoich ogonów. I nie myliłem się zbytnio. Ledwo odwróciłem się w lewo, gdy koło ucha świsnął mi dźwięk przecinającego powietrze lodowego ostrza. Odskoczyłem przed następnym atakiem, dałem susa w bok przed mknącym ku mnie ostrzom.
- Nie uciekaj! Walcz tchórzu! - zawołała siostra, po czym posłała w moją stronę ognisty pocisk. Dźwięk rozpryskującego się ognia, zapach palonej trawy kąsał w nos. Póki ogień nie strawi wysokiej trawy, miałem zamiar wykorzystać ją, jako zasłonę. Wykorzystawszy też zamieszanie, jakie tworzył wywołany przez moją siostrę pożar, zatoczyłem koło aż pojawiłem się tuż za plecami Lonyi. Z płonącymi łapami odbiłem się od ziemi i z wyskoku ciąłem pazurami. Moja siostrzyczka, gdy otrzymała płomiennego klapsa powyżej lewego pośladka, odskoczyła, jak poparzona.
- O ty biała mendo! - skomentowała z rywalizującym uśmiechem, po czym wykręciła się zwinnie, wyprowadziła finezyjny cios ogonem. Odskoczyłem na bok, efektownie unikając ciosu, lecz na drugi zabrakło mi refleksu. Lodowy kolec ugodził mnie w pierś, a potem miałem wrażenie, jakby mi odebrano zdolność do oddechu.
- Własnego brata! Lodem! - Rzuciłem z udawanym smutkiem. - Ranisz me serce.
- Przybranego brata, chciałeś powiedzieć. - Zachichotała przeciągle, po czym gotowała się na kolejny atak.
- A kuku! - posłałem w jej stronę ognisty pocisk, który co prawda, nie zrobił jej krzywdy, ale uwięził ją w środku płomienia. We wnętrzu powinien wirować wulkaniczny pył, który miał za zadanie dusić ofiarę, ale przecież to nie była walka na serio.
- Wypuść mnie, młocie! - zawołała Lonya z wnętrza pułapki.
- Magiczne słowa? - odparłem, unosząc lekko brew.
- Niby jakie?
- Exan, jesteś najsilniejszym, najmądrzejszym i najsprytniejszym wilkiem ode mnie.
- Chyba jak sobie narysujesz, ćwoku! - parsknęła przeciągłym śmiechem. - Wypuść mnie. Idziemy się czegoś napić?
- A co proponujesz? - zapytałem.
- Hmm fermentowany sok z jabłka i winogron. Pasuje ci?
- W sumie, jeszcze nigdy nie narżnąłem się z własną siostrą. Ah! Ty wiesz, jak mnie do czegoś przekonać.
Ognista klatka prysła i Lonya z gracją upadła na ziemię, jak to osobniki, które posiadają w sobie lisie geny. Jednakże, zanim ruszyliśmy opić nasz trening, musieliśmy zrobić coś z pożarem, który zaczął rozprzestrzeniać się, zgodnie z wiejącym południowym wiatrem. Z początku wpatrywaliśmy się w ten szokujący obraz, stojąc jak te kołki. Zdaje mi się, że nasz fermentowany sok z jabłek i winogron będzie musiał jednak poczekać.
<Lonya?>- Moje dzieci! - wziął nas i po kolei wyściskał. - Będą z was żołnierze.
Mama jednak długo opłakiwała swój ogród, w który włożyła tyle serca. Nasze sumienia nakazały jednak, aby wspomóc ją przy jego odbudowie. Nikt nawet nie jest w stanie ogarnąć, co może wilk stworzyć, gdy coś tak naprawdę kocha? Wspólne siły, chęci i co prawda odrobina dyscypliny sprawiły, że to, co kiedyś było odzwierciedleniem piękna i spokoju, na nowo nabrało podobny charakter.
- To co? Może mała próba sił? - zawisła nade mną, tak aby nasze nosy dzieliło zaledwie kilka cali.
- Myślałem, że chcesz pozbyć się z okolicy kilku szkodników- łypnąłem na nią jednym ślepiem.
- Właśnie na jednego patrzę, ale jest tak leniwy, że nie chce nawet dostać kilku kopniaków od niewyrośniętej wilczycy - Zerknęła na mnie zadziornie, odskakując na bok.
- Zaraz się przekonamy, kto tu od kogo dostanie kopniaki, siostrzyczko.
Nagłym ruchem pozbierałem się na równe łapy jak na rozkaz wydany wewnątrz mojej głowy. Powtarzaliśmy wszystko to, co uczyli nas rodzice. Od postaw bojowych, wykorzystanie otoczenia na własną korzyść... tak przypominając sobie znane regułki, patrzyliśmy sobie w oczy, jak dwa lwy w bitwie o terytorium. Lonya zaczęła krążyć wokół, szukała momentu do przypuszczenia ataku... byłem pewien, że użyje któregoś ze swoich ogonów. I nie myliłem się zbytnio. Ledwo odwróciłem się w lewo, gdy koło ucha świsnął mi dźwięk przecinającego powietrze lodowego ostrza. Odskoczyłem przed następnym atakiem, dałem susa w bok przed mknącym ku mnie ostrzom.
- Nie uciekaj! Walcz tchórzu! - zawołała siostra, po czym posłała w moją stronę ognisty pocisk. Dźwięk rozpryskującego się ognia, zapach palonej trawy kąsał w nos. Póki ogień nie strawi wysokiej trawy, miałem zamiar wykorzystać ją, jako zasłonę. Wykorzystawszy też zamieszanie, jakie tworzył wywołany przez moją siostrę pożar, zatoczyłem koło aż pojawiłem się tuż za plecami Lonyi. Z płonącymi łapami odbiłem się od ziemi i z wyskoku ciąłem pazurami. Moja siostrzyczka, gdy otrzymała płomiennego klapsa powyżej lewego pośladka, odskoczyła, jak poparzona.
- O ty biała mendo! - skomentowała z rywalizującym uśmiechem, po czym wykręciła się zwinnie, wyprowadziła finezyjny cios ogonem. Odskoczyłem na bok, efektownie unikając ciosu, lecz na drugi zabrakło mi refleksu. Lodowy kolec ugodził mnie w pierś, a potem miałem wrażenie, jakby mi odebrano zdolność do oddechu.
- Własnego brata! Lodem! - Rzuciłem z udawanym smutkiem. - Ranisz me serce.
- Przybranego brata, chciałeś powiedzieć. - Zachichotała przeciągle, po czym gotowała się na kolejny atak.
- A kuku! - posłałem w jej stronę ognisty pocisk, który co prawda, nie zrobił jej krzywdy, ale uwięził ją w środku płomienia. We wnętrzu powinien wirować wulkaniczny pył, który miał za zadanie dusić ofiarę, ale przecież to nie była walka na serio.
- Wypuść mnie, młocie! - zawołała Lonya z wnętrza pułapki.
- Magiczne słowa? - odparłem, unosząc lekko brew.
- Niby jakie?
- Exan, jesteś najsilniejszym, najmądrzejszym i najsprytniejszym wilkiem ode mnie.
- Chyba jak sobie narysujesz, ćwoku! - parsknęła przeciągłym śmiechem. - Wypuść mnie. Idziemy się czegoś napić?
- A co proponujesz? - zapytałem.
- Hmm fermentowany sok z jabłka i winogron. Pasuje ci?
- W sumie, jeszcze nigdy nie narżnąłem się z własną siostrą. Ah! Ty wiesz, jak mnie do czegoś przekonać.
Ognista klatka prysła i Lonya z gracją upadła na ziemię, jak to osobniki, które posiadają w sobie lisie geny. Jednakże, zanim ruszyliśmy opić nasz trening, musieliśmy zrobić coś z pożarem, który zaczął rozprzestrzeniać się, zgodnie z wiejącym południowym wiatrem. Z początku wpatrywaliśmy się w ten szokujący obraz, stojąc jak te kołki. Zdaje mi się, że nasz fermentowany sok z jabłek i winogron będzie musiał jednak poczekać.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 601Ilość zdobytych PD: 300
Obecny stan: 1668 + 300 = 1968
Brak komentarzy
Prześlij komentarz