Niby uważa się za odważnego, porywczego, pełnego śmiałości, wydawało mu się, iż jego upartość dorównać może tylko siła w mięśniach i umyśle. A mimo tego, ze smutkiem stwierdzał, że nigdy nie odważy się wykonać tego jednego kroku. Kiedy czuł, że jest zbyt słaby, pozostawało mu tylko siedzieć i obserwować. Jego najmłodsza siostra nie zdawała sobie sprawy z jego obecności, siedziała przy spadzistym brzegu spokojnie płynącej rzeki, w spokoju gasząc pragnienie. Była w swojej zmienionej, bezskrzydłej formie, z jej punktu widzenia, będącej niewątpliwą izolacją od tej pierwotnej. Wyraz na pysku Ereden'a nie zmieniał się długo, przyglądał się waderze z tym samym, znajomym u niego grymasem; usta pozbawione uśmiechu, wydatne policzki zastygłe w bez ruchu, jakby sparaliżowane, choć w głębi siebie czuł, że musi w końcu postąpić ten krok. Nie był już tym samym, przesyconym nienawiścią i gniewem szczeniakiem, nie czuł już do Sininen tego, co można by nazwać... odrazą.
Uwierz mi, drogi czytelniku, łapy go świerzbiły - aby w końcu podejść i rzucić siostrze w pysk... no to może zbyt agresywne stwierdzenie - powiedzieć prosto w oczy, jak bardzo mu przykro. Przykro mu zrujnowanych przez niego jej szczenięce lata. To czas, kiedy powinno się czuć beztroską radość z życia, pełnego przygód i niezapomnianych chwil. A jedynie, co wadera zdołała z tego wyciągnąć, to łzy, ból psychiczny i kompletnie zaniżona samoocena.
Nie czuł się dumny z tego, co czynił w jej życiu, brat nienawidził siostrę - dopiero choroba otworzyła mu oczy, dała wgląd na to, jakim okrutnym potworem był dla Sininen.
~ Myślałeś o wstręcie, gdy patrzyłeś na swoje siostry! - Omamie głosy dręczyły go nawet we śnie, bo kiedy zamykał oczy, pod powiekami rozrysowywały się mu demoniczne kontury "Satysfakcji" dorosła wersja jego samego. W blasku i mroku, widział zarys jego długich, morderczych zębów, które bez oporu wbijały się w skórę jego siostry, krew strumieniem cieknąca mu brodzie, brudziła kamienistą nawierzchnię jaskini. Zapach juchy i odgłosy rozrywanego mięsa, wkomponowanego w melodię trzaskających kości. Nigdy nie wrzeszczał, gdy wybudzał się z koszmaru. Mięśnie napinały się mocno, niby zmęczone, jakby po ciężkim treningu, a kiedy spoglądał na śpiące spokojnie Shori i Sininen, całe i zdrowe, co najważniejsze, bezpieczne, Ereden ronił kilka łez, drżąc przy tym, jak mały skrzywdzony basiorek. Po prostu zakrywał łapami nos i kwilił - dla niektórych może wydawać się to żałosne, godne śmiechu i pogardy. Prawda jest jednak taka, iż zamiast tak się czuć, jego wnętrze trawił żal. Niczym kwas albo płomień.
~ Przestań! Przestań to robić! - słyszał te słowa za każdym razem, gdy wybudzał się z koszmaru.
Wtedy zazwyczaj szukał spokoju i wyciszenia nad ospale płynącym nurcie rzeki. Melodia szumu wody, rozbijającej się o wystające głazy. Spokój też przynosił mu widok płynących w stronę odpływu sumów, które od czasu do czasu, wynurzały swoje wąsate pyski. Pobliska orkiestra świerszczy, nawoływanie sowy w oddali, skrytej wśród mroku drzew - ogólne odgłosy natury, to wszystko, co mu było potrzebne, aby otrząsnąć się ze strachu. Lubił także przesiadywać nad brzegiem czarnego źródełka, nad którym pochylała się samotna topola. Basior lubił zanurzać się w jej cieniu, opierając się plecami o grubą korę i czekać, aż sen ponownie znuży jego powieki. Sielankowy spokój zazwyczaj był przerywany wizytami jego ojca, który niepokoił się nieobecnością syna, kiedy budził się wczesnym rankiem, aby przygotować się do treningu. Ereden często, budząc się, widział zmartwienie w oczach Naharys'a - a to też wzbudzało w nim poczucie irracjonalnego poczucia winy. Wydawało mu się, że nawet dla ojca bywa wielkim rozczarowaniem... albo to tylko jego absurdalne wymysły.
- Powiesz mi w końcu, co się z Tobą dzieje, synu? - zapytał pewnego dnia Naharys.
- Nic. - rzekł Ereden. Naharys wyczuł kłamstwo po tym, jak Ereden odwrócił głowę, z głęboko rysującym się zażenowaniem na pysku.
- Przecież widzę, że coś nie gra - ojciec trzymał się swej pozycji i nie ustępował łatwo. Podszedł, pewny siebie, usiadł po prawicy syna, zmierzył go uważnym wzrokiem. - Nie okłamuj mnie.
- Po prostu, nie chcę o tym rozmawiać! - odparł Ereden. Jego ton wydawał się rozdrażniony i nic dziwnego, bowiem młody, już od jakiegoś czasu, układał sposób na problem, który według niego, wydawał się niemożliwy do rozwiązania; Pogodzić się z Sininen. Doskonale wiedział, że owa sytuacja wymaga czasu i poświęcenia, zdawał sobie sprawę, że ze starszą siostrą nie pójdzie mu tak łatwo, jak z Shori. Od ponad dwóch miesięcy próbował zbliżyć się do Sini - efekt był, jak można się domyślić, nie był zachwycający. Sininen, na każdą propozycję rozmowy bądź nawiązanie rodzinnych relacji, odtrącała oschle i traktowała zimnym spojrzeniem - gdyby wzrok mógł zabijać, Ereden już dawno użyźniałby glebę, dwa metry pod powierzchnią.
- Synu - odparł ojciec. Jego ton zmienił się diametralnie. Już nie dźwięczał tak troskliwie i ciepło, lecz stanowczo i poważnie. Jakby w tym momencie nie przemawiał do niego ojciec, lecz Kapitan. - Możesz mi powiedzieć, to ułatwi nam obu sprawę. Ja dowiem się, o co chodzi, aby w razie możliwości, wspomóc cię, a tobie ulży na sercu.
- Wspominałeś, że w razie możliwości, wspomożesz mnie - mruknął Ereden, kręcąc głową. - Lecz nie wiem, czy jest ktoś, kto jest w stanie mi pomóc. Zwłaszcza ty, tato.
Ereden, w tamtym momencie mógł spodziewać się wszystkiego, nawet karcącego krzyku ojca, bo lubił karać za podobne odzywki, lecz nie tego, że wybuchnie nagłym śmiechem. Naharys po prostu zadarł głowę do tyłu i zaśmiał się z szeroko otwartym pyskiem, jakby przed chwilą usłyszał od syna bardzo dobry żart. A kiedy przestał, na jego twarzy ponownie pojawiła się powaga, zimna i bezlitosna. W bursztynie jego oczu zachowały się ciepłe płomienie. Troska i ojcowska miłość.
- Jesteś moim synem. Wiedz, że zrobię wszystko, aby Ci pomóc. Ale nie pomogę Ci, jeśli nie wiem o co chodzi. Mów więc.
- Chodzi o Sininen. - zwierzył się w końcu Ereden, choć w głębi, nie wiedział sam, czy dobrze zrobił, że otworzył przed ojcem swoje problemy. Zazwyczaj rozwiązywał je sam, lecz stojąc przed obliczem jednego z nich, czuł się bezsilny. Mały i bezbronny.
- Ah. Nie dziwię Ci się. Dawałeś jej popalić za szczeniaka. - stwierdził ojciec. Ereden zmarszczył czoło, wyczuł w tonie ojca oskarżenie, choć ze strony Naharys'a brzmiało to kompletnie inaczej.
- Jeśli twoja pomoc ma polegać na dołowaniu mnie, to już wolę, abyś zostawił mnie w spokoju. - powiedział zrażony Ereden, nie spoglądając na ojca.
- Nie chcę cię zdołować, niech mnie bogowie pokarają, jeśli kłamię - odparł Naharys, kręcąc głową. Uniósł powoli łapę, czule owinął syna pod szyję i przygarnął do siebie. Młody posłyszał spokojny rytm serca i ciepło piersi ojca. - Wybacz, jeśli cię tym skrzywdziłem, synu.
- Nic się nie dzieje. - odpowiedział Ereden.
- A jeśli chodzi o sprawę z Sini...
- Tak?
- Daj jej chwilę - odparł po dłuższej chwili milczenia, którą Naharys poświęcił na obserwacji samotnie płynącego nartnika po powierzchni ciemnej wody źródła. - Odkąd wasza matka zaginęła, wydaje się być roztrzaskana. Staram się ją jakoś poskładać, ale z marnym skutkiem i tobie radzę, nie wyręczaj mnie w tym, bo uwierz mi, przegrasz starcie. Sini po prostu... potrzebuje czasu. Próbuję uszczęśliwić ją wspólnym treningiem, spacerami czy podróżami, ale zawsze gdy spoglądam jej w oczy, widzę tylko... hmmm... obojętność? Sam nie wiem, jak to nazwać.
- Jak do tej pory, skutecznie skrywała swoje uczucia. - odezwał się Ereden spokojnym tonem.
- Przede mną, synu - Naharys uniósł łapą jego podbródek, aby pochwycić kontakt wzrokowy z synem - nie ukryje się nic. Możesz ukrywać emocje, choćbyś nie wiem, jak się starał, twoje oczy powiedzą mi prawdę, a tym bardziej łzy. Oczy i łzy nie potrafią kłamać.
- Co mam więc zrobić?!
- Powiedziałem już - Naharys wypuścił syna z objęcia - daj Sininen czasu.
~ Daj Sininen czasu - przypomniał sobie słowa ojca, jego głos odezwał się w jego głowie, jakby Naharys był tuż obok niego. Usłuchał i nawet nie myślał już o tym, aby podejść do siostry. Spuścił wzrok, udając że zajmuje się lekturą.
Zakłuło go nieprzyjemnie w sercu, kiedy pomyślał o Pinie - może to ukłucie tęsknoty? Sininen przesunęła coś po nawierzchni, dźwięk podsuwał mu, że to kamienne naczynie, wypełnione jakimś naparem - melisy i koziołka z tego, co podpowiadał mu węch. Środek uspokajający, który też dobrze wspomagał sen, jeśli wierzyć naukom Cioci Lonyi.
~ Nie zamierzam reagować. Jeszcze nie - mruknął w myślach basior i z takową intencją, wstał, bez słowa wszedł do odnogi jaskini, gdzie mógł w spokoju zażyć kąpieli.
<Sininen?>
Brak komentarzy
Prześlij komentarz