- Nie widziałem ich. Wybaczcie, ale muszę coś załatwić, jak skończę, to może pomogę.
Wiedział, że te słowa na pewno zostaną dobrze zapamiętane. Chciał jednak jak najbardziej uchować się od słabości, od uczuć. Odszedł od pobratymców spokojnym krokiem, w kierunku strumienia. Teraz gdy już zadbał o swój wizerunek, mógł zacząć poszukiwanie waderek. Według słów Noiter’a spadły one z nieba wprost w liściaste objęcia. Stąd pewnie wzięły się te połamane gałęzie. Biały musiał jeszcze zadbać o jedną rzecz. Lekko okłamał Naharysa i Noiter’a, a więc musiał dalej się trzymać swojego sprytnego kłamstewka. Pomyślał, że młodziaki najlepiej zareagowałyby na zobaczenie Noiter’a, Naharysa, albo Piny. Pina niestety albo stety była już nieosiągalna. Naharys chyba też by się z orientował, o dziwnym pojawieniu się jej znikąd. Sam siebie chyba też pozna. Dzisiejszym nośnikiem musiał być czarny. Żółtooki skupił się na wspomnieniach z Noiter’em i na jego charakterze. Piasek powoli zaczynał pokrywać ciało Yneryth’a. Wyglądał on wtedy jak babka z piasku. Piaskowy wilk wyglądał komicznie. Oczy basiora otworzyły się, lekko rozbłyskając. Iluzja zaczęła zmieniać jego wizerunek. Po chwili nie było już Yneryth’a, w jego miejscu stała kopia czarnego. Basior, chcąc upewnić się, czy wszystko poszło zgodnie z planem, poszedł spojrzeć w tafle wody. Udało się, metamorfoza za pomocą iluzji zadziałała wybornie.
Nie tracąc czasu, od razu udał się śladami gałęzi i pozrywanych liści. Gdzieś w oddali słyszał nawołującego Naharysa. Skrzydlaty był gdzieś indziej, co stanowczo ułatwiało zadanie. Kopia czarnego przemierzała gaj w poszukiwaniu tropów. Zapach wader nie był dla niego wyczuwalny, prawie w ogóle go nie znał. Ślady łapek też odpadały. Poszukiwanie wyglądało jak szukanie igły w stogu siana. Pozostawały dwa problemy. Pierwszy z nich był bardzo oczywisty, znalezienie maluchów. Ten drugi jednak był gorszy. Poszukiwanie zagubionych wcale nie martwiło żółtookiego. Trapiło go jednak cos innego. Jak znajdzie dziewczynki, o ile się uda, będzie musiał udawać Noiter’a. Zdając sobie z tego sprawę, zatrzymał się na chwilę w miejscu.
- Co zrobiłby Noiter? – Pomyślał na głos.
Hmmm, gdybym był nim, to pewnie pomógłbym, byłbym miły. Martwiłbym się o nie i nie zabrakłoby pośpiechu.
- Aaaaa to nie będzie łatwe. – Westchnął zmarnowanym głosem.
* (jakiś czas potem)
Los znów nie stał po jego stronie, a może wręcz przeciwnie. Z odległości wiedział już 4 małe skrzydełka. Zatrzymał się w miejscu, by zastanowić się, jak dobrze udawać Noiter’a. Po nieco dłuższym niż chwila zastanowieniu ruszył gotowy na większość dialogów. Podbiegł szybkim susem, tak by oddać zaaferowanie sprawą. Od razu zaczął mówić.
- Jesteście całe? Nawet nie wiecie, jak bardzo się martwiłem. Wasz ojciec tak bardzo się wystraszył. – Cała ta sztuczna słodycz z jego ust, bardzo go bolała. – Chodzicie, musimy wracać, zanim zrobi się ciemno i niebezpiecznie. – Nie czekając na odpowiedź, wrzucił małe na siebie i pędem pognał w stronę krzyków Naharysa.
- Naharys Naharys, znalazłem je! Sam zobacz. – Yneryth ostrożnie obrócił się, by nie zepsuć iluzji, po czym ściągnął waderki.
Poczuł w oddali zapach prawdziwego Noiter’a, jego zapach znał bardzo dobrze. Wiedział, że to czas by czmychnąć. Pożegnał się krótko i powiedział, że musi coś załatwić, po czym uciekł.
*
< Chwilę po zniknięciu Yneryth’a >- Ooo znalazłeś swoje szczęścia. – Powiedział uradowany Noiter.
Naharys ?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów:663
Ilość zdobytych PD: 331 PD
Obecny stan: 1692 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz