- Przepraszam… wiem, że jestem słaby, ale ja nie chcę tam wrócić. Ja tego nie wytrzymam. Nie wiesz, jak to jest, jesteś zamknięty w swoich najgorszych koszmarach, kręcisz się w nich, w kółko i w kółko i w kółko… – pociągnął nosem – To jest okropne, nikt na to nie zasługuje. Przepraszam, że cię w to wciągnąłem. Myślałem, że pójdziemy do drugiego szczebla, tam są moje sny, ale teraz wylądowaliśmy tutaj… To moja wina!
- Nie masz za co przepraszać. To ja tu wpadłem, równie dobrze mogłeś mnie zostawić. – Yneryth powiedział stanowczym głosem.
Biały zdawał sobie sprawę, że każdy ma jakąś słabą stronę. On sam bał się pewnych zjawisk i stworzeń. Mimo ukrywania swoich lęków one czasem odbijały się echem. Tak jak i dziś, znaleźli się tu z jego powodu, a dokładniej przez jego lęk. Nie mógł jednak pozwolić sobie na słabość, nie teraz. Zgodnie z informacjami, przekazanymi od czarnego, biały był tu prawdopodobnie bezużyteczny. Mimo to nie zamierzał rezygnować z tkania i kreowania, przy pierwszej okazji zamierzał sprawdzić to na własną rękę. Yneryth widząc panikę i strach w zachowaniu drugiego, zmienił zupełnie nastawienie. Rozumiał jego zachowanie, lecz płacz i strach nie rozwiążę problemu. W głębi serca chciał szorstko rzucić „ogarnij się”, jego głowa myślała inaczej, myśli wyłączenie kierowały się, aby pomóc czarnemu.
- Słuchaj, rozumiem, że jest ci ciężko i, że nie będzie tu łatwo. Jednak jeśli będziemy tu siedzieć, nic się nie zmieni, ale może się pogorszyć. – Rozgląda się, szukając cienistych koto podobnych.
Woda była w tym miejscu głębsza. Tafla pokryta była ogromnymi talerzami grążeli. Wilki stojąc na jednym z nich, kontynuowały pełną emocji rozmowę. Miś wpatrywał się z zainteresowaniem. Yneryth kątem oka, wciąż spoglądał na niego. Maluch nie wzbudzał w nim zaufania, tym bardziej szacunku.
- Jeśli chcesz, możemy zostać tu, aż się uspokoisz, choć wydaje mi się, że oboje wolelibyśmy się stąd wydostać. To, jak ruszamy, czy gadamy ? – Zapytał z lekkim współczuciem w głosie.
- Ja... Dam radę, nie będziesz musiał przeze mnie tu tkwić ani chwili dłużej! Wydostanę cię stąd! - powiedział wypełniony determinacją.
- Spokojnie, o mnie się nie martw. Uważaj, gdzie stawiasz kroki. – Zaskoczony w przyjemny sposób postawą pobratymca, starał się przekazać, że nie ma co się śpieszyć.
- Przecież uważam. - Mówiąc to, potknął się o własne łapy. Złapał równowagę. - Niczego nie widziałeś!
- Yneryth tylko się uśmiechnął. Zmienił jednak zdanie, po chwili. – Wiedzę, że jesteś mistrzem w skradaniu się. Musisz mnie tego nauczyć. A więc, dokąd mamy zmierzać ?
- Miś zamyślił się. – Gdzieś tam. – Pokazywał palcem jakieś dziwne miejsce za bagnem.
- Wybornie, niedane będzie mi, być dziś czystym. – Wypowiedział Yneryth, wskakując do wody.
Ciecz była zimna. Temperatura powietrza była wyczuwalnie wyższa. Miś wraz z białym płynęli, we wskazanym kierunku. Noiter szybował kawałek nad nimi, nie stykając się z wodą. Płyn był brudno brązowy, nie wydawał on jednak nieprzyjemnego zapachu. Przewodnik ewidentnie był zmęczony, ledwo dawał radę płynąć, w głębokiej wodzie. Z początku wilki nie dostrzegały jego spowolnienia i wysiłku. Zauważyli to dopiero, gdy miś zaczął głośno dyszeć.
- Jeśli chcesz, wskakuj na mnie, szybciej wyjdziemy z tej wody. – Słychać było nie chęć do wypowiadanych słów, mimo wszystko biały miał dobre intencje.
- Dziękuję, jestem bardzo wyczerpany. Przetrwanie tu z nimi nie jest takie łatwe.
- Ale jest możliwe, a nam się uda. – Mróz ulatniał się z duszy Yneryth’a, wypełniając napiętą atmosferę.
Podróżnicy płynęli i pokonywali drogę w kierunku upragnionego celu. Ich myśli wypełniały przemyślenia dotyczące nadchodzącego niebezpieczeństwa, związanego z wyjściem na ląd. Czarny starał się być silny i skupiony. Momentami było widać prześwity, ciężkich jak górskie głazy, myśl.
Dotarli. Przed nimi kończyła się wodna ścieżka. Otoczenie było wypełnione ciszą, jedynie szum spadających mas wodnych, nie wiadomo skąd, dobiegał do nich. Zanim wyszli na suchy ląd, rozejrzeli się, w poszukiwaniu zagrożenia. Na brzegu nie była ani śladu życia. Nie wiedzieli, czy ma ich to pocieszyć, czy wręcz przeciwnie. Brak życia i ruchu, nie napawał optymizmem. Ląd rozpościerał się daleko wzdłuż i wszerz. Kolejna cześć snu była zupełnie inna, ląd zlepiony był z dziwnych formacji. Miejsce pełne życia i wody stykało się wręcz z pustkowiem. Ziemia była wypalona, sucha i twarda. Twardą skorupę miejscami porastały olbrzymie krzewy kolczaste. Woda jakby wyparowywała tu. Po lewej od nich biegło wysuszone koryto rzeczne.
- Czyli mamy iść tam? – Zapytał z ironicznym uśmiechem żółtooki.
- Tak, dokładnie tam.
- A może jest jakaś inna droga. Taka bezpieczna, nie chce ryzykować. – Noiter przełknął ślinę nerwowo.
- Na wasze szczęście, znam wszystkie drogi. To jednak nie oznacza, że takowa istnieje, musimy iść tędy. – Zachichotał delikatnie misio.
- Jeżeli mamy przeżyć to nam się uda. Co jak co, lecz ja nie przeciwstawiam się losowi. – Powiedział, wychodząc na twardą powłokę.
Yneryth wychodząc, nagle zaczął parować. Chmura pary wodnej dosłownie oplotła go. Cała wilgoć z jego futra wyparowała zaraz po zetknięciu z gruntem. Wilk był zaciekawiony tym zjawiskiem, nie było jednak czasu, by to zrozumieć.
- Musimy ruszać. – Miś mówił, chyżo idąc do przed siebie.
- Co jest w środku tej krainy ? – Noiter zadał dobre pytanie.
- Hmm… jest tam coś w stylu starej budowli. Kamienie są poukładane jakby schematycznie. Cała struktura nie jest oszałamiająca. Głazy jednak nie znajdują się tam bez powodu. Wytyczają one obszar strażnika. On sam, we własnej osobie pilnuje tam porządku. Ponoć potrafi zlokalizować wszystko, co materialne w kręgu. Powinniście wiedzieć coś jeszcze. Opiekun nie przepada za nowymi, a wy właśnie tacy jesteście. Szczerze mówiąc, wątpię, żeby się wam udało. Jest jednak nadzieja, strażnik ma pewną słabość. Nie potrafi się oprzeć czemuś, co znajdziecie w jego kręgu. O ile uda wam się odnaleźć ten przedmiot, na pewno uda wam się wyjść.
- Co to za przedmiot? – Zapytał szybko rogacz.
- Jeśli go znajdziecie, będziecie wiedzieć, że to, to. – Tajemniczo odpowiedział.
- Rozumiem, że nie wejdziesz z nami do kręgu, prawda ?
- Zgadłeś, nie będę narażał swojego życia na spotkanie z opiekunem.
- Pysznie. – Odpowiedział, wypuszczając ciężko powietrze.
Sucha ziemia wyssała woda z całej trójki. Teren przypominał pustynie, suchą i gorącą. Nie było tu widać żadnej wody, a to znacznie komplikowało sprawę. Koty o ile podążały ich śladem, mogły ich tu łatwo dopaść. Trzy smaczne kąski podane na gorącym talerzu. Wyobraźnia nie jednego zaczęłaby tworzyć straszne scenariusze. Nasi bohaterowie byli jednak nieugięci. Czary, biały i brązowy przemierzali pustkowie z szybkim tempem. Liczyli, że uda się im dojść do strefy bez konfrontacji z mieszkańcami krainy. Nie ważne ile przeszli, otoczenie wciąż było takie samo. Kilka krzaków po lewej, kilka po prawej, wysuszone koryto, no i wypalona ziemia. Wszystko szło zgodnie z planem, którego nie mieli. Droga zdawała się być wręcz zbyt banalna.
Kroczyli po pustkowi, już od ponad jednej godziny. Ten moment był tym, którego się obawiali. Schowali się szybko w kolczastych zaroślach. Yneryth gotował się od temperatury i własnego wyglądu. Noiter zdawał się już uspokoić. Po misiu nie można było poznać nic, zupełnie nic, jego mina zdawała się być pusta i bez znaczenia. Postój przerwał im śpioch. W korycie rzeki, leżała czarna kreatura. Wszyscy równo zatrzymali się w bez ruchu. Przeszkoda była nie do wyminięcia.
- Co teraz zrobimy? – Zapytał przestraszony maluch.
- Nie damy rady tędy przejść. Obudzimy go. – Panikował Noiter.
- Teraz jest jeden. Mamy szansę. – Najstarszy nie czekał na akceptacje innych.
Wilk powolnymi i cichymi krokami zbliżał się do koryta. Serce biło mu szybciej niż zwykle. Nie było jednak innej opcji. Przekradnięcie się koło bestii nie było wykonywalne. Yneryth nie zamierzał się jednak ukrywać. Zamierzał zetrzeć przeszkodę, ze swojej drogi. Plan brzmiał dla pozostałych, za nie najlepszy i zdecydowanie zbyt ryzykowny. Biały całe życie opierał się na losie. W każdej sytuacji, która nie pasowała mu, kierował się właśnie tym. Ślepe zaufanie w los zawsze wodziło wilka w niebezpieczne sytuacje. Tak było i dziś. Czy wystarczy mu siły, by zmierzyć się z czymś nieznanym?
Stał na krawędzi koryta. Przed nim był gwałtowny spad, a mroczna kreatura leżała, śpiąc w niewielkiej odległości. Skupił się, zamknął oczy. Stojąc nad bestią, czuł, że ryzyko niepowodzenia. Część myśli kierował do dwójki stojącej za nim. Oboje byli roztrzepani. Yneryth jednak nie musiał się obawiać o jego magię. Ona jako jedyna nigdy go nie zawiodła. Spod nóg basiora wyrwały się kamienne kolce, przeszyły istotę i wbiły się w ziemie pod nią. Oczy śpiącego otworzyły się, szczęki rozwarły, ujawniając swoje niezadowolenie. Koszmarnik wstał nietknięty. Wilk w tym momencie zrozumiał, że tamten jest niematerialny, magia przechodziła przez niego. Zdenerwowany miejscowy kierował swoje kroki prosto na białego. Skracał swoją odległość w dość szybkim tempie. Atak nie zaszkodził mu ani trochę. Nagle nastąpił potężny trzask. Kamienne iglice załamały się i runęły, zderzając z korytem. Ziemie zaczęła pękać. Miejsce przebicia końcem łączyło się z miejscem ich upadku. Koszmarnik stał pośrodku wszystkich pęknięć, wyglądało, że nie ma pojęcia, co się dzieje. Tak też było. Ziemia nagle zapadła się. Koryto runęło w głąb. Pod rzeką musiała być jakaś jaskinia. Bardzo przyjemnym zaskoczeniem było to, że jaskinia była wypełniona jakąś cieczą. Ziemia, wpadając do niej, rozpuszczała się. Zjawisko to nie ominęło cienistego. Wpadł do niej i tak jak wszystko przepadł bez śladu. Yneryth był zaskoczony, nie miał jednak czasu, by przyjrzeć się zapadającej się wciąż ziemi. Pęknięcia sięgały jeszcze kawałek za niego. Obrócił się szybko, po czym…
Noiter?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1475
Ilość zdobytych PD: 727 + 10% (73 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 1131
Brak komentarzy
Prześlij komentarz