Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

piątek, 25 lutego 2022

Od Atrehu c.d Loyi | Naharys'a | Piny | Tsumi ~ W głowie się nie mieści [+16]

Spokój i harmonia. To właśnie czułem teraz, po nieziemskim kochaniu się z Lonyą. Tak, śmiało mogę nazwać to kochaniem się, nie seksem. Seks to dla mnie walka ciał, w której znaczącą rolę odgrywa doświadczenie. Tak zwane dopełnienie się dwóch dusz, splecionych ze sobą w erotycznym tańcu. Bez zahamowań, bez hamulców, szybko i mocno. Tu natomiast nie można było nawet o tym mówić, o czym przekonałem się dogłębnie. I spodobało mi się nowe doznanie, bardzo. Zasmakowałem w nim. Mógłbym to powtórzyć, choćby i zaraz, lecz patrząc na zmęczoną waderę, uśmiechnąłem się tylko delikatnie. Wyglądała uroczo, ale biła z niej siła, której nijak nie potrafiłem zinterpretować. Niby taka nieśmiała, a jednocześnie pewna siebie i zdecydowana. Dwie sprzeczne cechy, które nadają zupełnie nowy kształt. Sprawiają, że inaczej postrzegam jej osobę. Jednakże myślenie o tym teraz jest bez sensu. W sumie myślenie o czymkolwiek nie ma prawa bytu. Nie teraz, nie po tym, co się stało. Nawet bolesna prawda, jakiej doświadczyłem, się nie liczyła. Wszystkie myśli wyparowały. Moja matka, jej historia, a nawet Lupus. Nie potrafiłem się skupić. Wciąż przeżywałem erotyczną igraszkę, powstrzymując się przed wzięciem jej ponownie. Mógłbym pokazać jej nowe ruchy. Może pozwoliłbym, by to ona mnie ujeżdżała, podskakując na mym kutasie. Wiele opcji żeśmy nie przetestowali. Nie posmakowałem jej soków, nie pokazałem magii języka, wijącego we wnętrzu i drażniącego perłę jej kobiecości. ~ Ogarnij się, dajże jej wytchnąć! - sapnąłem cicho w duchu. Może za jakiś czas powrócę do tych myśli, a na razie skupię całą uwagę na mojej towarzyszce. Mocniej przyciągając jej ciało do siebie, wtuliłem pysk w zagłębienie szyi, zaciągając się przy tym delikatnie wonią jej futra. Uwielbiałem jej zapach. Kojący i przyciągający zarazem. Mógłbym się nim upajać jak alkoholem albo i jeszcze mocniej. Narkotyzująca woń herbaty i aromat mięty koił mój umysł. Przestałem myśleć, nie liczyło się nic, poza tą chwilą. Miałem wrażenie, że wzbijam się w chmury. Żeby nie spaść, złożyłem delikatny pocałunek na czole Lonyi. Następnie z czułością polizałem lisi pyszczek, uważnie sprawdzając jej reakcje. Wadera spojrzała na mnie spode łba, chyba nie bardzo wiedząc, co robić. Nie po raz pierwszy zresztą. Zauważyłem, że już wcześniej się wahała, a raczej nie wiedziała, jak ma postąpić. Była niedoświadczona i zagubiona. Podobało mi się to i schlebiało, że na takim etapie mogę być zarówno kochankiem, jak i nauczycielem. Taka rola jak najbardziej mi odpowiadała. Co prawda skoro już o tym wspomniałem, to nasza relacja można się zmieniła. Wcześniej nie byliśmy tak blisko ze sobą. Teraz wszystko będzie inaczej...
To nie tak, że chciałbym móc zjeść ciastko i mieć ciastko, bo to niemożliwe, ale co dokładnie oznaczało dla Lonyi to, co się między nami wydarzyło? Czy oczekuje czegoś więcej, a może pod wpływem alkoholu i całej tej sytuacji nie myślała racjonalnie i tak naprawdę nigdy nie pozwoliłaby mi się do siebie zbliżyć? Nie chciałbym, żeby tego żałowała, aczkolwiek tego się właśnie najbardziej bałem. No, może nie bałem, ale niepokoiłem faktem, że mogła właśnie tak się czuć. Jeśli mi nazajutrz powie, że do tego nie powinno nigdy dojść, czy będę miał coś na swoją obronę? Nic, a nic. Byłem wstawiony, to prawda, lecz nie jest to usprawiedliwieniem. Ma prawo uznać to za wykorzystanie, w końcu skorzystałem z tego, co mi oferowała. Wziąłem zatem wszystko, dając od siebie, ile tylko mogłem. Pragnąłem tego od dłuższego czasu i z pewnością dostrzegła to w mych oczach. Wyraźnie zaznaczałem żądzę i chęć posiadania. Zgodziła się tak jakby. Nic nie powiedziała, nawet nie szepnęła. Zamiast tego pocałowała mnie. Wcześniej przez dłuższą chwilę miałem wręcz wrażenie, jakby chciała, aby ktoś inny podjął za nią decyzję. I choć bardzo miałem na to ochotę, nie mógłbym tego uczynić. To jej ciało, więc tylko ona sama mogła zdecydować, komu je odda. ~ Nie, odda, tu nie pasuje, Atrehu wstydziłbyś się w ogóle tak to nazywać. - Obecnie jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Z pewnością mam na myśli co innego, tylko muszę pogłówkować. Trudno to jednak uczynić, gdy alkohol buzuje w ciele, powodując ograniczenie umysłowe i zaćmę. Wracając jednak do wadery, nic nie wskazywało na to, że jest niewinna. Zaskoczyła mnie ta druga strona jej duszy, o której dotąd nie wiedziałem. Odkryłem zupełnie inną Lonye, bardziej nieśmiałą, niepewną, a jednocześnie gorącą i spragnioną. Właśnie, spragnioną. Ona również mnie pragnęła. Spośród wszystkich samców w całej watasze i poza tymi terenami wybrała właśnie...mnie. Ta wiedza powodowała szybsze bicie serca. Schlebiało mi to. Moje ego sięgnęło zenitu. Zwłaszcza w momencie, gdy wbiłem się w nią po raz pierwszy. Gdy jej cienka błonka pękła pod naporem mojego pchnięcia. Ekstaza, jaką poczułem, porównać mogę jedynie do wybuchu wulkanu. Byłem jej pierwszym.
Gdybym mógł jednak coś zmienić, śmiało stwierdzę, że nie zmieniałbym nic. Idealnie zgraliśmy nasze ruchy. Lonya bez pytania, czy słowa sprzeciwu się dostosowywała, a raczej to ja kierowałem naszymi ciałami, nadawałem tempo. Przyzwalała na to, zmysłowo kołysząc biodrami. Jakby nie był to jej pierwszy raz. Instynkt mówił jej, co ma robić, jak się ułożyć, by było dobrze. Intrygująca z niej samiczka. Próbowała przejąć kontrolę, nie mogłem jakowoż na to pozwolić. Mogłoby zaboleć, gdyby źle się ruszyła, a tego chciałem za wszelką cenę uniknąć. Nienawidziłem, gdy ktoś przeze mnie cierpiał. Chciałem, by zapamiętała każdy szczegół. By przyswoiła sobie doznania. Uczucie rozszerzających się ścianek w jej wnętrzu, błoga rozkosz, gdy uderzając w jej stateczny Punkt, próbowała umknąć w bok. Na koniec zaciśnięcie się cipki na spuchniętym prąciu. Przejmując pałeczkę, postanowiłem, wznieś ją na wyżyny. I mam nadzieję, że się udało.
Jest taka urocza, a jej jęki wciąż szumią mi w uszach. Dostałem lekkich dreszczy. Niezwykle piękna. Ponownie na moim pysku zagościł uśmiech. Wpatrując się w bursztynowe oczy, musnąłem nosem jej nos.
- O czym myślisz? - zapytałem szeptem, złączając nasze łapy ze sobą. Pozwoliła mi na ten subtelny gest, miałem nawet wrażenie, że spodobały się jej te drobne gesty. To, do czego doszło między nami, w niczym nie przypominało wszystkich razy, jakich doświadczyłem. Było lepiej, cudowniej, bardziej namiętnie i słodko. Pokochałem to uczucie i naprawdę miałem nadzieję na rundę drugą. Szczerze powiedziawszy, miałem na uwadze to, że doświadczenie było nikłe, aczkolwiek nie spodziewałem się, że zerowe. Lonya była dziewicą. ~ Właśnie, była. Już nie jest i to z mojego powodu. - uśmiechnąłem się mimochodem sam do siebie, wpatrując się w przytuloną do mnie waderę. Była naprawdę niezwykła i sama w sobie jest wspaniała. Do jej zalet dodałem kilka punktów, które z całą pewnością będę miał na uwadze.
- O niczym szczególnym. - Jej cichy głosik przypominał raczej pisk. Domyśliłem się, że była zażenowana i kompletnie pogubiona. Spojrzałem na nią, ale uparcie odwracała wzrok.
- Żałujesz? - Lonya w końcu spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem determinację i zdenerwowanie. Mruknęła złowrogo, po czym zdzieliła mnie w łapą w łep. - Auć, za co?
- Za głupie pytanie. - rozmasowując bolesne miejsce, starałem się wyłapać jej humor. Nie, żebym się czegoś obawiał. Oczywiście Lonya nie byłaby sobą, gdyby od razu odpowiedziała. Zamiast tego wstała, po chwili znajdując się nade mną. Jęknąłem w duchu, wyobrażając sobie powtórkę. Wadera miała jednak inne plany. Składając delikatny pocałunek na mych ustach, wycowała się. Tym razem jęknąłem dosadnie tak, by usłyszała. Uśmiechnęła się niewinnie, opatulając się ogonami. - Odprowadzisz mnie?
- Chcesz już wracać? - podniosłem się z ziemi, podchodząc nieco bliżej. Kiwnęła nieznacznie głową, wpatrując się w dół, ku miejscu zabawy, które teraz już opustoszałe, przypominało raczej pobojowisko. Kilkoro członków watahy wciąż śpiewało przy ognisku, kiwając się przy tym na boki.
- Już po imprezie. I nieco mi zimno.
- Mogę Cię rozgrzać. - mój głos stał się miękki, a wyczuwalna chrypka drażniła jej słuch. Przygryzła wargę, wpatrując się zaćmionym wzrokiem w moje usta.
- Nie dziś...

***

Po odprowadzeniu Lonyi do jej kwatery jeszcze przez długi czas stałem u wejścia. Jak wmurowany nie potrafiłem się ruszyć choćby o krok, tępo wpatrując się ciemność. Nie, nie odrzuciła mnie, nie powiedziała też niczego, co mógłbym uznać za bolesne. Ba, zamiast tego w ostatniej chwili odwróciła się do mnie, wbijając się w moje usta. Pocałunek choć słodki, obiecujący, dawał do zrozumienia, że może być ostatni. Nie chciałem, by tak właśnie się stało. W sumie sam nie wiedziałem, czego chcę. Jedynie myśl, że igram z ogniem, nie dawała mi spokoju. Jakiś cichy głosik szeptał mi koło ucha niepokojące słowa. Wprawiał mnie w zakłopotanie. Sprawiał, że wątpiłem w swoje działania. Itami, Tsumi, teraz Lonya. Wcześniej moja była, która jednakże wcale nie pozwoliła, bym się z nią kochał, gdyż "musiałem zasłużyć" (czego nie dokonałem) oraz Meridit, nasza watahowa dupodajka, o czym, że daje każdemu, dowiedziałem się po fakcie. Moje doświadczenie było plusem, ale także i minusem. Nie traktowałem bowiem seksu jak czegoś długotrwałego. Nie myślałem o konsekwencjach. Nie wiedziałem nawet, czy kocham. Zresztą pojęcie miłości było mi obce. Stało się tak za sprawą mojej byłej narzeczonej, która wystawiła mnie dla brata. Brata, który źle rozporządzając watahą, wprowadzał chaos i zamęt. Nie taka jest rola przywódcy stada. Tyle że on nim nie jest. Tylko, czy zdaje sobie z tego sprawę? Gdzieś w odmętach świadomości znam odpowiedź na to pytanie. Nie potrafiłem jednak wypowiedzieć tego na głos.
- Atrehu? - odwróciłem się na dźwięk swojego imienia. Tuż za mną stała Tsumi, ze zmartwieniem wymalowanym na pyszczku.
- Tsumiś. Dobrze się bawiłaś? - uśmiechnąłem się do niej, podchodząc bliżej. Wadera nie odpowiedziała. Patrzyła tylko na mnie zaniepokojona. Uśmiech zamarł mi na pysku. Coś było nie tak. - Wszystko w porządku?
- Przejdźmy się. - nie czekając na mnie, ruszyła z powrotem w stronę ogniska. Nie powiem, zdziwiło mnie jej zachowanie. I niezbyt spodobało, dlatego w kilku susłach dogoniłem ją i zrównując się z nią, spojrzałem na nią uważnie.
- Co się stało?
- Ja... nie wiem, jak ci to powiedzieć. - zagrodziłem jej drogę, stając naprzeciwko niej. Przysiadłem na ziemi, zachęcając ją do mówienia.
- Po prostu powiedz.
- To nie takie proste.
- Nawet jeśli to jestem pewny, że we dwójkę damy sobie z tym radę.
- Chodzi o to, że... ja... jestem...
- Śmiało. Wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko. - Tsumi nabrała głęboko powietrza do płuc, po czym wypuściła je ze świstem. Jej spojrzenie było niepewne, a zachowanie nerwowe. Dreptała łapą w ziemi, rumieniąc się przy tym. Uparcie unikała mojego spojrzenia. Zupełnie jak Lonya. Obydwie były do siebie podobne, a jednocześnie tak różne. W jednej uwielbiałem słodkość, ale i opiekuńczość. Druga okazała się nieśmiała w różnym stopniu, co odważna. Obydwie wojowniczki, twardo stąpające po ziemi. Dlaczego zatem teraz, tak nagle wszystko się zmieniło?
- Dobra, jestem w ciąży! - wadera zapowietrzyła się, wydobywając z siebie te słowa. Następnie oddychając szybko, spojrzała na mnie kątem oka. A ja, jak kołek wbity w ziemie, tak jak przed chwilę przed jaskinią Lonyi, stałem i nie mogłem się ruszyć.
- Co? - sens słów i informacje nie chciały się przyswoić. Tsumi była w ciąży. Spodziewała się potomstwa. Znaczy, że... O K*RWA! - Ale...
- Co, że co? Chyba wiesz, jak się robi dzieci?! - gdyby wzrok mógłby zabijać, już leżałbym martwy. Obdarty ze skóry, a później powieszony do wyschnięcia na suszarce. Oczywiście, że wiedziałem, jak rodzą, znaczy, robi się dzieci. Poprzez seks... a takowy konsumowałem z Tsumi wiele razy... Naszła mnie nagła myśl, a raczej wspomnienie, że niedawno o tym właśnie myślałem. I tego się obawiałem, po jej wizycie u lekarza. Niby nic złego się nie działo, a jednocześnie trzymała mnie w niepewności. I teraz przyszedł według niej czas, na wyjaśnienie tej kwestii. Teraz gdy alkohol wciąż buzuje w moich żyłach. Po gorącym seksie z Lonyą i jej dziwnym zachowaniu na koniec. Po dowiedzeniu się prawdy o sobie, swojej rodzinie i tym, że własna matka wyruchała mnie bez mydła, pozwalając na moje wygnanie, broniąc jednocześnie sprawcy zabójca jej męża, a mojego ojca. Pogmatwane to wszystko, że O BOGOWIE, dopomóżcie, bo psychicznie sobie nie poradzę!
- No tak... tylko... No wiesz. - jąkałem się bez końca, próbując wymyślić cokolwiek. Nic jednak nie przychodziło mi do tego pustego łba. Chciałem mieć dzieci, owszem, ale nie teraz. Nie z nią. W sensie, z nią też, ale... Eh, sam nie wiem, jak mam z tego wybrnąć. Wdepnąłem w bagno i znikąd pomocy. ~ Genialnie, Atrehu, ty tępy ośle!
- Nie, nie wiem. Nie cieszysz się? - w oczach Tsumi dostrzegłem gorzkie łzy, które, choć nie wydostały się na zewnątrz, spowodowały ból w mym sercu. Nie chciałem jej ranić, ale nigdy nie należałem do kłamców. Musiała znać prawdę.
- Oczywiście, że się cieszę! - gestykulując łapami w powietrzu, spojrzałem na nią niepewnie. - Tylko nie spodziewałem się, że to nastąpi już teraz... Ja się nie nadaje na ojca! Poza tym niedługo pewnie opuszczę watahę. Dowiedziałem się kilka rzeczy i muszę skorygować tę wiedzę.
- Przemyśl to. - słowa Tsumi kłuły jak igły wbijane w ciało. Szpilki, o ostrych krawędziach, zatapiane w miękką skórę. Boleśnie, krótko, ale za to często. Tak się właśnie teraz czułem. - Nie wszystko kręci się wokół Ciebie. - Do tego nie zdążyłem niczego powiedzieć, gdyż wadera oddaliła się wkurzona. Nie, ona nie była wkurzona, tylko porządnie wkurwiona. I to ja byłem tego powodem. Nie chciałem, by ktokolwiek ucierpiał. Żyłem chwilą, nie myśląc o konsekwencjach, więc teraz mam za swoje.
- Atrehu? - po raz kolejny odwróciłem się na dźwięk swojego imienia. Tym razem jednak nie tyle, co zirytowany, co przestraszony.
- Co tym razem!? Cokolwiek się stało, ja nic nie zrobiłem! - jak opętany wrzasnąłem na zdezorientowanego przyjaciela. Ten spojrzał na mnie tylko, podnosząc jedną brew do góry.
- Stało się coś?
- Tak, k*rwa i wszystko jednej nocy, jakby to powalone życie nie mogło rozłożyć tego na raty! - spojrzałem na niego nieco wykończony psychicznie, po czym westchnąłem.
- Pogadamy o tym przy trunku?
- Tak... - z widoczną rezygnacją, poczłapałem za Naharysem tylko jemu znanym kierunku. To będzie długa noc, a ja jestem strzępkiem nerwów...

Naharys?

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2190
Ilość zdobytych PD: 1095 + 20% (219 PD) za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 6272

Brak komentarzy

Prześlij komentarz