Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

środa, 9 lutego 2022

Od Naharysa c.d Lonya ~ Zakute Łby

- Oh, to nie było takie proste, Niko - odparł Naharys i zorientował się, że Lonya ostatecznie doprowadziła do końca szycia jego rany. Siostra z satysfakcją spojrzała na swoje dzieło, lecz potem dotarło do niej, że miała łapy kompletnie zabrudzone od jego krwi, więc cmokając pod nosem z niezadowolenia, poszła się umyć. - Gdy ta bestia w końcu już skonała, byliśmy kompletnie wyczerpani. Rana na udzie, uniemożliwiała Lonyi swobodnie chodzić, a ja wykończony większą częścią walki, mięśnie dosłownie odmówiły mi posłuszeństwa, więc nie pozostało nam nic innego, jak zostać z Lonyą, przynajmniej do rana. Przekonaliśmy się też, że mięso intykory jest bardzo pożywne i smakuje całkiem, jak kurczak, gdyby się uprzeć. Ponadto Lonya wiedziała, że ślina bestii ma właściwości mocno antyseptyczne, to oznacza, że nadaje się do oczyszczania ran. Dlatego intykory szybko, dosłownie wylizują się z poważniejszych ran. Dlatego zgromadziłem trochę śmierdzącej wydzieliny bestii i nałożyłem na krwawiące udo. Nie miałem wtedy, jak zaszyć to paskudne rozcięcie, więc nie pozostało mi nic innego, jak stworzyć opaskę uciskową, która miała zapobiec krwawieniu. Zjedliśmy trochę mięsa intykory i tak, leżąc obok siebie wtuleni, i dzieląc się między sobą ciepłem swych ciał, dotrwaliśmy do rana.
Naharys, gdy tak opowiadał, zauważył, że Niko z nieodpartym zdumieniem wchłaniał owe opowiadanie, jak gąbka słodką wodę. Nie w myśl mu było przerywać, ani na sekundę. Leżał wśród ciepłych futer, z podpartą brodą o łapki i nie spuszczał z wilków wzroku. Nawet nie mrugnął swymi fioletowymi oczami. Wydawać się mogło, że zdolne są do uważnego badania wszystkiego i wszystkich... był tak zafascynowany opowieścią, że nawet jego słodkie gały zdawały się ich słuchać.
- Gdy nastał ranek, odzyskałem części sił i zarzuciłem ranną Lonyę na swój grzbiet. Kruki i czarne chmury zebrały się nad truchłem intykory, jakby w ten sposób chciały obwieścić światu, że prawdziwy tyran doliny został pokonany! W tyle zostawiliśmy bestię, a przed nami zaś rozciągała się myśl o tym, jakie wyróżnienie i nagrody dostaniemy od rodziców i watahy. Cóż... wpierw dostaliśmy tęgie lanie od starszych, bowiem byli na nas wściekli. Wiedzieliśmy, że mocno się o nas martwili, ale wilki w naszej watasze spoglądali na nas z podziwem, na wieść, że to nam się udało położyć kres panowania potwora. A rodzice? Cóż, powściekali się, wyszło z tego, że przez ich lanie, z tydzień nie mogliśmy zapomnieć o bólu du... znaczy się... pośladków. Potem, gdy emocje opadły, rodzice mimo wszystko pochwalili nas, bo z drugiej strony, wiedza, jaką starali się nam przekazać od małego, nie poszła w las i mieli też potężny powód do dumy.
- Nie rozumiem... najpierw dostaliście... ała od rodziców, a potem was nagrodzili? Trochę bez sensu.
Naharys spoważniał lekko na wydźwięk uwagi z ust małego basiorka.
- Pamiętaj, Niko. Teraz jesteś pod opieką naszej pani Alfy i wiedz, że cokolwiek by się nie stało, będzie się o ciebie bać. Bierze za ciebie odpowiedzialność, czyli wzięła na siebie obowiązek strzeżenia twego życia i zdrowia, bowiem jesteś jeszcze za mały na to, aby obronić się samemu. I to samo czuli nasi rodzice. Bali się o nas, myśleli, że ta bestia nas pozabijała i daliśmy im powód do zmartwień, a to z kolei sprawiło, że... lekko mówiąc, rozzłościliśmy rodziców. Co prawda, ojciec z okazji zabicia bestii i też z naszego powodu, zorganizował huczną uroczystość, którą na zawsze zapamiętamy. Pamiętasz, Lonya? Płomień ogniska był tak wysoki, że wydawało się nam, że sięga aż pod niebo.
- Tak, pamiętam! To był cudny dzień. Bawiliśmy się do bladego rana. Dostaliśmy nawet miesiąc wolnego od treningów. Wilki z północnych watah zlatywały się do naszej, aby nas osobiście poznać i pogratulować zwycięstwa i złożyć swe dary. Były to skóry, kolorowe i drogocenne kamienie szlachetne, zioła... a raz jeden, chciał oddać swą córkę Naharysowi, ale z racji tego, że była zbyt młoda, nie udało się jej rodzinie związać ją z moim bratem.
- I tak do niej nie czułem nic. - skomentował nagle Naharys z krzywym grymasem na pysku. - Miała dziwne, rozwalone futro, jakby dopiero co przeżyła spotkanie z huraganem.
- Co to jest huragan? - zapytał Niko.
- Dowiesz się w swoim czasie, mały - zachichotała Lonya - A teraz jemy i szykujmy się do spania.
- Oh nie! Opowiedzcie mi coś! Kolejną opowieść z waszego życia! Proszę, proszę, proszę! - zawołał basiorek błagalnie, spoglądając na nich z rosnącym smutkiem. Mimo rozczulenia i żalu, że ich słuchacz domagał się od nich jeszcze większej dawki opowiadań, Naharys wstał i podszedł do małego Niko, spoglądając mu prosto w oczy.
- Zróbmy więc tak. Zjesz teraz i pójdziesz grzecznie spać, a ja i Lonya opowiemy Ci historię mojej i Lonyi walce z wilkami południowej watahy.
- A co te wilki wam zrobiły, że się z nimi biliście? - zapytał z rozpaloną ciekawością Niko. - Pokonaliście ich? Jak oni walczyli? Czy oni też są tacy odważni, jak wy?
- Hola, hola, zwolnij mały - wtrąciła się Lonya - Co ci Naharys powiedział? Jak zjesz z nami i pójdziesz spać, opowiemy Ci wszystko ze szczegółami. Obiecujemy.
- No dobrze... - odparł Niko z lekkim rozczarowaniem i zabrał się do posiłku, upolowanego przez Naharysa i można by rzec, że zjadł wszystko ze smakiem. Lonya pomogła malcowi umyć się i zakopała go pod ciepłe i wygodne futra. ~ Nam wystarczy, że my sami się ogrzejemy - pomyślał z uśmiechem Naharys, po czym wraz z Lonyą, zamknęli malca między siebie. Przed zaśnięciem, jedynie co basior zobaczył, w blasku pomarańczowego światła fluorescencyjnego, to uśmiechnięta i podniecona twarz szczeniaka, którego nakarmili opowieścią z ich życia, co w efekcie była dla niego sporą dawką smacznej rozrywki.
- Dobranoc - mruknął z zamkniętymi oczami malec.
- Śpij dobrze - odparli równocześnie Lonya i jej brat, na co oni, spojrzeli po sobie i zaśmiali się cicho, układając swe podbródki na łapach. Poczuli też, jak napięcie całego dnia, jak woda, spływa z ich ciał, po czym zasnęli w spokoju.

~ Jakiś czas później, wiosną ~

Już niemal każdy wilk wytrącił ze swojej pamięci o zimie, surowej i bezwzględnej, która już i tak zbyt długo trwała. Naharys nigdy nie mógł pojąć, od czego zależy długość zimy, ale ta była najdłuższa. Od tamtego zimowego wieczoru, gdy to Niko, zafascynowany opowieściami i zabawami, znanymi tylko wilkom z północy, zaczął coraz więcej czasu spędzać z Exanem i Lonyą, bowiem strasznie polubił towarzystwo dwóch młodych wilków. Odkąd jednak Naharys został kapitanem, a Lonya zyskiwała w swej lecznicy kolejne nawały pacjentów, młody nie miał już wielu okazji na zabawę.
~ Jest wiosna. Z pewnością będzie mieć wiele okazji, aby zabawę " łapacza", rozrywki polegającej na wykorzystywaniu własnej wyobraźni, przeistoczyć w realne zajęcie, bowiem wraz z nadejściem pory, pojawiło się wiele stworzeń, w tym małe myszki, które będzie mógł łapać dowoli.
Pewnego dnia, w późne popołudnie, Naharys wraz ze swoim rannym towarzyszem - nie kto innym, jak znana watahowa maskotka i najlepszy przyjaciel, Atrehu. - kierowali się w stronę lecznicy, aby Lonya wraz z Itami mogły spojrzeć, na jego rozharatane udo, z rany sączyła się gęsta, ciemnoczerwona krew. Basior wspierał się o kompana, bowiem aktualny stan nie pozwalał mu na normalne poruszanie, toteż droga do celu zajęła im, nieco więcej czasu.
- Tyle razy ci mówiłem - zaczął Exan - skup się na trenowaniu grupy, a nie ślinieniu się na widok tyłków ćwiczących wader. I teraz masz! Mam nadzieję, że to wahadło dało Ci nauczkę! - urwał ostro reprymendę, po czym spojrzał na Atrehu powątpiewająco - chociaż szczerze to wątpię. Nigdy się nie zmienisz.
- Drogi Naharysie - zaczął Atrehu tonem osobnika, który niezbyt bardzo przejmuje się swym stanem, ani słowami Exana - Jestem typowym samcem, który zachwyca się podobnymi widokami. Nic nie poradzę, że tak łatwo tracę przez to koncentrację.
- Celibat dobrze by ci zrobił
Z tymi słowy, Atrehu odchylił do tyłu głowę, aż w szyi mu strzeliło i wybuchł głośnym śmiechem.
- Ja i celibat? Wadery od północy, aż po zachód rozpłakałyby się z tego powodu.
- Racja. Co niektóre nawet ze śmiechu. I znalazłyby się też takie, co ze zdziwienia, musiałyby zbierać szczęki z ziemi. No! Już jesteśmy na miejscu.
Po wejściu do lecznicy, w ich nozdrza uderzył znajomy zapach ziół i lekarstw - niektóre były przyjemne dla nosa, a bywały też takie, co zmuszały wilki do myślenia o fakcie, że lepiej by było zapaść w głęboką anosmię*.
- No witam stałych pacjentów - przywitała ich Lonya, a zza jej pleców wyłoniła się jej słodka pomocnica, Itami. Atrehu na jej widok wyszczerzył się nieco i powitał ją, uwodzicielsko mrugając do niej oczkiem. Naharys udał, że nie zauważył tego, jedynie pokręcił lekko głową.
- Coś ty z nim zrobił? - zapytała Itami, spoglądając na krwawiące udo Atrehu z wyraźnym niepokojem.
- Sam sobie zrobił - skomentował Naharys, ale nie musiał już więcej dodawać - po prostu.
Lonya i Itami wyglądały, jakby nie bardzo chciały dawać wiary temu, co powiedział Naharys, ale Itami zgłosiła się, że zajmie się Atrehu w bocznej jaskini. Exan i jego siostra zostali po chwili, wśród potrzebujących stałej uwagi i opieki pacjentów o różnych schorzeniach i urazach. Ostatnimi czasy, Lonya napotykała się na kontuzjowanych wojowników i paladynów, którzy akurat wracali z jego treningów. Naharys rozumiał, że odkąd został oficerem i wziął na swe brzemię obowiązek trenowania wojowniczego kwiatu watahy, ale nie przepuszczał, iż wprowadzając metody znane im na północy, doprowadzi do powstania, tak wielu kontuzjowanych.
- Nieźle się załatwił... co zrobił? - zapytała Lonya, odprowadzając wzrokiem rannego basiora w towarzystwie młodej medyczki.
- Dostał wahadłem - odparł Naharys, a jego ton brzmiał, jakby należał do wilka, który właśnie się tego spodziewał - Skupił się, nie na tym, co trzeba i proszę. Efekt końcowy widoczny.
Lonya parsknęła krótkim śmiechem i wracając do pacjentów, musnęła brata jednym ze swoich długich ogonów w szyję.
Naharys, drapiąc się w ciemię, zaczął zachodzić w myśl, co z rannym Atrehu, także też powstał z miejsca i ruszył w kierunku odnogi jaskini, gdzie akurat przebywała ta dwójka. Samiec obserwował bacznie, jak młoda medyczka z niemalże profesjonalną wprawą, zszywa paskudną ranę na jego udzie. Dodatkowo Atrehu nie szczędził ciepłych i uwodzicielskich spojrzeń, od czasu do czasu, syczał z bólu, gdy Itami niechcący mocno zaciągnęła dratwą.
- Wszystko dobrze? - zapytał Naharys. Wszystko stało się nagle, a mianowicie, Atrehu po usłyszeniu głosu Naharysa, wyprostował się, jak na baczność, a Itami zmazała ze swojego pyszczka uroczy uśmiech. Naharys porównał tę sytuację do wielkiej bańki mydlanej, która wytworzyła się wokół nich - bańka przyjemnej i sprzyjającej atmosfery, mogąca doprowadzić do czegoś. Do czego? Naharys uśmiechnął się tajemniczo. Wiedział, że między tą dwójką coś jest, bowiem Atrehu opowiadał mu kiedyś, iż znają się jeszcze ze starej watahy. Więc stara dobra przyjaźń nie rdzewieje nigdy, ale czy ta przyjaźń, to jedynie kurtyna sceniczna, która skrywa za sobą coś jeszcze? Pewne sprawy i sytuacje należy zostawić domysłom.
- Będzie żył, prawda Atrehu? - powiedziała Itami, na nowo wykrzywiając usta w delikatny uśmiech.
- Oczywiście - odparł samiec, dumnie wypinając pierś. - Nie jestem z byle jakiej gliny zbudowany.
- Oj, to widać - przyznała samica, spoglądając na jego wypiętą, dobrze zbudowaną klatkę piersiową.
- No co tam, gołąbeczki? - wtrąciła się Lonya, która przyniosła ze sobą pleciony koszyk, wypełniony przeróżnymi ziołami, których Naharys w większości nie kojarzył. ~ Będę musiał poprosić Lonyę, aby wyłożyła mi wykład o ich nazwach i zastosowaniach. Nie, żeby mu się to kiedyś przydało, ale po prostu był ciekawy. Następnie jego siostra podeszła, obejrzała miejsce zszycia i z aprobatą kiwnęła głową, klepiąc Itami po ramieniu, z pochwałą w oczach.
- Wyrabiasz się, młoda!
- Itami ma dobrą nauczycielkę. - skomentował z zadziornym uśmiechem Atrehu.
- Czas praktyki, Atrehu - rzekła Itami z aksamitem w dziewczęcym głosie. Itami była już dojrzałą samicą, zdolną do stania się mamą, mimo tego, pewne rzeczy pozostały jej ze szczenięcych lat. Między innymi był właśnie jej głos, który tak bardzo kręcił rudowłosego samca.
- No i co powiesz, Itami? - zaczął Naharys - Atrehu nadaje się jeszcze do treningów?
Samica, jakby upewniając się, czy dostatecznie dobrze zajęła się raną samca, spojrzała na niego badawczo i z takimi słowy, usiadła z uśmiechem.
- Spokojnie. Jest na tyle silny, że i z dwoma rannymi łapami, prześcignąłby nas wszystkich.
Atrehu w przepływie jeszcze większej dumy, wyszczerzył się szeroko.
- Jak nie, jak tak!
- No! Żeby jemu tak dobrze szedł trening, jak spoglądanie na...
W tym samym momencie, basior sprowadził na siebie spojrzenie wilków; Atrehu zmierzył go z przestrogą w oczach - widać to było po szalejących płomieniach lęku, Itami i Lonya zaś spoglądały na niego z ciekawością.
- ...na nic... nic, kompletnie nic a nic... - wydukał pośpiesznie Exan, drapiąc się w potylicę, na co reszta przyjaciół zareagowała śmiechem.
- Ale, że nic a nic? - mruknęła Itami. Naharys nie wiedział, czy dobrze zrozumiał, ale wadera w tamtym momencie rzuciła teatralne podejrzenie, gdyż odrobinę wykrzywiła usta w uśmiech. - Ciekawe, co jest ciekawego w tych treningach, że Atrehu nie skupił się na najważniejszym.
- Chyba wiemy co. - Naharys i Lonya wymienili się szeptami z paskudnymi uśmieszkami.

*Anosmia - Czyli choroba upośledzająca zmysł węchu.

<Lonya?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2039
Ilość zdobytych PD: 1019 PD + 20% (204 PD) za długość powyżej 2000 słów
Obecny stan: 6273 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz