Duch lasu to potężna i pradawna istota, która nam — zwykłym istotom naziemnym nie ukazuje się ot, tak. Jakim więc szokiem dla nas było ujrzenie go, wyłaniającego się z lasu, w całej swej majestatycznej okazałości i to w ciągu dnia? Z tego, co wiedziałem, jeszcze nigdy się nie zdarzyło, by ktokolwiek doświadczył zaszczytu bycia tak blisko niego. W całej historii watahy były tylko dwa przypadki spotkania z owym duchem i wszystkie polegały tylko na dostrzeżeniu go, przechadzającego się spokojnie wśród drzew. Tym razem jednak było zupełnie inaczej. Frontowy kontakt był pierwszym i jedynym. Dlatego było to tak bardzo niepokojące. Sam fakt, że tu jest, napawał mnie lękiem. Nie wiedziałem, co się dzieje i czego chce. Na domiar złego miałem niejasne przeczucie, że jemu nie chodzi o mnie. A skoro nie o mnie, to o Shori, która wpatrywała się w niego wielkimi oczyma. Nie dostrzegłem w nich jednak strachu, co mnie samego totalnie zszokowało. Była spokojna i opanowała. Oddychała tylko szybko. Jak zaczarowana, rzekłbym. Do tego ta nagła cisza, jaka zapanowała po jego pojawieniu się. Ptaki przestały śpiewać, nie słyszałem nawet dzięcioła, stukającego dziobem o korę drzewa. Otoczenie było wyciszone, jakby nagle usnęło. Słychać było tylko nasze oddechy i szybkie bicie serc.
Poczułem nieprzyjemny dreszcz, przebiegający mi wzdłuż kręgosłupa. Coś się szykowało, coś złego. Wiedziałem to, było to tak jasne, jak wschodzące słońce. Dlaczego tak było? Na to pytanie nie znałem odpowiedzi. Patrząc jednak na ducha, dostrzegałem fragmenty jego myśli. A może to były wspomnienia? Wizje? Jakim cudem?! Obrazy były przerażające, okropne, a jednocześnie takie zachwycające. Przyciągały, kusząc, by sprawdzić, co będzie dalej. Widziałem pożogę i krew oraz ogień. Dużo ognia. To z nim wszystko się łączyło. Tylko, co to oznaczało i dlaczego to widziałem? Nie zdążyłem się jednak nad tym zastanowić. Zawał serca nastąpił chwilę później. Myślałem, że umrę, serce tak szybko mi zabiło. Shori znalazła się raptem przede mną. Jakby została przeteleportowana. Była tuż za mną, pstryk i już jej tam nie było. Wybałuszyłem oczy, zdając sobie sprawę, co się dzieje. Strach o jej życie wygrał ze zdrowym rozsądkiem. Próbowałem ją zasłonić, lecz nie zdołałem się nawet zbliżyć, albowiem Duch zagrodził mi drogę. Shori powstrzymała moje dalsze próby, spoglądając w moim kierunku. Ten dziwny spokój w jej oczach przeszedł jakby na mnie. Pozostał jedynie blady strach i niezrozumiałe myśli. Coś musiało się stać. To nie było normalne. Czego Duch chce od mojej protegowanej? Dlaczego teraz, tak nagle? Wparował znienacka, burząc spokój tego miejsca.
Niebezpieczeństwo musiało być bliskie. Powód, dla którego wyszedł nam naprzeciw, ukazując przy tym swą pierwotną formę, czego również zazwyczaj nie robi. Byłem bardziej niż zaniepokojony tym faktem i tym, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Było mi na przemian zimno i gorąco, ale nie o siebie się bałem, lecz o Shori. Duch szeptał coś do niej w dziwnym języku, lecz nie zrozumiałem z tego kompletnie niczego. Wyglądało to tak, jakby rzucał jakiś czar. Co prawda my wilki nie musimy używać słów. Po prostu myślimy o tym, co chcemy uzyskać, a moc sama przez nas przechodzi. Duch natomiast używał mocy oraz kontaktu wzrokowego. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Fascynujące i przerażające doświadczenie.
Przyjrzałem mu się dokładniej. Przypominał coś jakby jelenia, ale stworzonego z natury. Jego ślepia o pustych oczodołach wpatrywały się otępiałe w Shori. Duch przybliżył się do niej, po czym zniknął tak nagle, jak się pojawił. Dosłownie wyparował, pach, był i go nie ma. Jeszcze przez chwilę wstrzymywałem oddech, po czym wypuściłem go ze świstem. Odetchnąłem głęboko, nabierając ponownie powietrza do płuc. Poczułem nagłą ulgę. Poszedł sobie chyba. Cieszyłem się z tego, jak dziecko, lecz nieprzyjemne uczucie doskwierało w dalszym ciągu. Jakby jednak nie odszedł, tylko czaił się w mroku, obserwując nas z boku. Nie miałem zamiaru tego roztrząsać. Całą uwagę skupiłem na Shori. Doskoczyłem do wadery, dokładnie sprawdzając, czy wszystko w porządku. Była w szoku i ewidentnie się bała. Do tego mamrotała coś do siebie. Na pytanie, czy słyszałem, odpowiedziałem, że nie. Bo nie, nie słyszałem. Wiedziałem jednak, że coś tam szeptał, tylko co?
- Dobrze się czujesz? -zapytałem, przybliżając się nieco. - Powinienem coś słyszeć? Duch lasu wyglądał, jakby rzucał jakiś urok... - Shori znienacka odskoczyła ode mnie jak poparzona. Przerażonym wzrokiem spoglądała w moim kierunku. Co się dzieje do cholery?! Zaniepokojony i przestraszony jej zachowaniem, stałem jak kołek w jednym miejscu. Bojąc się wykonać jakiś ruch, który mógłby pogorszyć sytuację. Shori uspokoiła się po chwili i podchodząc do mnie, spojrzała głęboko w moje oczy.
- Gwiazda, ogień, strzeż się... Nie wiem, co to znaczy. Nie zrozumiałam i nie zapamiętałam reszty tekstu. Był w innym języku. Mam złe przeczucia co do tego, a to spotkanie musiało być ostrzeżeniem. - z wrażenia aż przysiadłem na ziemi. W mojej głowie panował totalny chaos bądź jak ktoś kiedyś mi powiedział — totalna degrengolada. Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. Bałem się nie mniej niż ona, lecz jak to ja, starałem się znaleźć też dobre strony tego medalu. Nic wielkiego się przecież nie stało. Ot tak pojawił się starożytny Duch lasu, coś tam poszeptał, postraszył i zniknął. Możliwe, że przez długi czas nic się nie stanie, bo jakby nie przeczuwałem niebezpieczeństwa. Miałem raczej wrażenie, że bomba wybuchnie w przyszłości, gdy Shori będzie starsza. Gdy jej moce uaktywnią się całkowicie, a ona sama nauczy się z nich korzystać. Analizując jednak po kolei zdarzanie, można przypuszczać, że nie ma się zbytnio o co martwić. Na razie nie wiedzieliśmy, o co tu w ogóle chodziło. Jakaś ścieżka ognia, po której kroczy Shori. Przeznaczenie, które musi się dopełnić. O co mogło jednak chodzić z gwiazdą? Ogień to wiadomo. Trawi wszystko, czego się dotknie, więc ma związek z tym, co widziałem. Śmierć i jałowa ziemia, pozbawiona roślinności. Pierwszy element się jednak nie zgadzał z widzianymi przeze mnie obrazami. Starałem się skupić jak najbardziej, analizując w kółko wszystko, co przed chwilą nastąpiło. Co rusz odtwarzałem w umyśle to, czego doświadczyłem i widziałem. Niby nie trwało to długo, jednakże szczegółów było mnóstwo. I ciężko było mi się skupić w tym miejscu. Jakby jakaś mroczna siła nie pozwalała na dotarcie do prawdy. Do jakich wniosków więc doszedłem? Raczej do żadnych. Z jednym musiałem się jednak zgodzić. Ewidentnie duch związany był z moją protegowaną. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu czułem dziwną więź, łączącą tę dwójkę. Jakby byli splątani niewidzialnymi nićmi. Wciąż jednak coś nie dawało mi spokoju. Cichy głosik bił na alarm, uaktywniając wszelakie zmysły, które posiadałem.
- Chodźmy stąd. - spojrzałem na zdezorientowaną waderę, po czym bez słowa złapałem ją za kark. Pisnęła cicho, zszokowana moim czynem. Nie miałem jednak czasu zastanawiać się nad tym. Jak najszybciej chciałem opuścić to miejsca. Jak najdalej, byleby to przedziwne uczucie zniknęło. Niepokój i mroczna aura otaczały nas z każdej strony. Z tego powodu posadziłem Shori na swoim grzbiecie, nakazując jej się mocno trzymać. Wbiła swe ostre pazurki w moją skórę. Nie powiem, zabolało. Zacisnąłem nieco szczękę, gdyż ból wbijania mi ostrych szponów był nie do zniesienia. Wadera zamachała skrzydłami, sygnalizując gotowość. Westchnąwszy głośno, wystartowałem gwałtownie, o mało nie upuszczając jej przy tym.
- Trzymaj się! - manewrowałem między drzewami niczym zawodowy sprinter. Znałem tu każdy zakamarek, nic nie miało prawda ukryć się przed moimi zmysłami. Słuch wyłapywał każdy szmer, a czujny wzrok dostrzegał najdrobniejsze szczegóły. Przyśpieszyłem jeszcze bardziej, osiągając maksymalną znaną mi prędkość. Oczy z trudem rejestrowały zmieniające się otoczenie. Wszystko przypominało smugę mijanych przez nas miejsc. Poruszałem się coraz szybciej, koncentrując się całkowicie na drodze. Może dlatego nie zauważyłem tego, co się działo. Shori zaczepiła się o moje futro, prawie rozrywając mi skórę, po czym wyprostowała się dumnie, rozkładając swoje majestatyczne skrzydła na całą długość. Wiatr smagał jej drobne ciałko. Jak się okazało, za szybko biegłem. Prąd znienacka wzbił waderę w górę, daleko poza moim zasięgiem. Straciłem przyczepność z podłożem, lecąc kilka metrów do przodu. Nie zdążyłem nawet krzyknąć, gdy moje ciało zaczęło się toczyć ze zbocza.
- Shori!
Shori? Czy przyszedł czas na naukę latania? xD
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1282
Ilość zdobytych PD: 641 + 10% (64 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 7803
Brak komentarzy
Prześlij komentarz