Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

poniedziałek, 28 lutego 2022

Od Yneryth’a: Quest II | VI~ W pułapce | w opałach + c.d Pełnia

< okres między pełniami >
Stan fizyczny basiora był fatalny, wszyscy dziwili się, że udało mu się wrócić. Pod futrem miał sporo okaleczeń. W innych miejscach brakowało sierści. Na bokach futro było po przypalane, skóra i ciało były lekko spieczone. Oparzenia nie były jednak poważne. Ślady pazurów napastnika były płytkie, oznaczało to, że nie powinien mieć pamiątki w postaci blizn. Sam wilk nie czuł jednak poważnego bólu, zdawało mu się, że to wyczerpanie. Mięśnie nie współpracowały, tak jakby sobie tego życzył. Każdy ruch wywierał na nim ból łap i tułowia. Napinająca się skóra rozrywała brutalnie, jeszcze niezagojone strupy i rany. Ten ból był najgorszy. Czuł, że najlepiej byłoby położyć się plackiem w bezruchu. Psychika po starciu zdążyła się już ustabilizować. Nie czuł wobec siebie żadnych przewinień. Co prawda, dopuszczenie się kanibalizmu dalej go brzydziło. Myśląc o tamtych chwilach, próbował na początku wyprzeć się rzeczywistości. Prawda była jednak inna i bolesna. Po kilku dniach i analizowaniu tamtej sytuacji uznał, że nie zrobił nic złego. Traktował to, jak kolejną lekcję życia, brutalną i pouczającą. Zaufanie nie odpowiedniej osobie może wiązać się z konsekwencjami tego błahego czynu. Teraz podsumowując tamtą sytuację, jest z siebie dumny, dał radę rozpruć coś, co los rzucił mu pod nogi, kłodę, która toczyła się z dużym pędem w jego kierunku.
Rehabilitacje, o ile można tak to nazwać, prowadziła Lonya. Na początku było to nudne i niedające większych skutków. Yneryth oczekiwał znacznie szybszej kuracji. Nie godził się na leżenie i odpoczywanie. Na początku musiał opłukiwać swoje rany wodą z pobliskiego źródła. Tamtejsza woda miała ponoć magiczne zdolności regeneracyjne. Sam pomysł „boskiej wody” śmieszył go i rozweselał. Zależało mu jednak na zdrowiu, wykonywał więc też zalecenia. Po jakimś czasie musiał przerzucić się na jedzenie ziół i okładanie świeżymi liśćmi. Po tygodniu czuł się już znacznie lepiej. Mógł chodzić, biegać i polować. Treningi robił rzadziej, niż dotychczas mu się zdarzało. Odpuścił ponad połowę swoich własnych treningów w nurcie rzeki. Szczerze mówiąc, obawiał się, że z zakwasami nie do końca, może to poprawić sytuację. Obiecał sobie, że jak tylko wyzdrowieje, nadrobi je.
Yneryth czuł się już dobrze, był zdrowy zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Znów mógł kontynuować kult swojego ja. Pierwszego normalnego dnia, od razu wybrał się do swojej rzeki. Obietnica była jednak obowiązująca, nie było czasu na obijanie się i plotkowanie z innymi. Od razu udał się biegiem ku wodospadowi. Dziś miał zacząć trenować coś nowego. Nurt w rzece był raczej prostolinijny, co prawda, miejscami rzeka skręcała się jak wąż, w takich miejscach prąd wyginał się w łuk. Z zewnętrznej strony woda płynęła szybko i wartko, z drugiej zaś znacznie spokojniej. Tam, gdzie się udawał, woda spadała z wodospadu, rozbijała się i rozpryskiwała w różnych kierunkach. Wilk zakładał, że w tamtym miejscu woda będzie stanowiła większy opór, gdyż siła rzeki i wodospadu działały razem, a ich naciski działały pod wieloma kątami.
Biały wilk stał już pod wodospadem, wpatrując się w krystalicznie opadające masy wodne. Powietrze w tym miejscu było bardzo wilgotne. Spowodowane było to parą wodną, wznoszącą się z podstawy wodospadu. Przed rozpoczęciem treningu basior podziwiał niebo. Było ono błękitne, czyste, choć było widać pojedyncze chmurki. Słońce świeciło i oświetlało całą krainę. Promienie ciała astralnego wywoływały wyczuwalne ciepło powietrza. Czuć można było wiosenne ocieplenie. Nie rozmyślając o przyjemnościach, wszedł jednak ostrożnie do koryta rzeki. Różnica była ewidentnie wyczuwalna. Nie był pewien czy jest to spowodowane przez jego „wakacje”, czy przez różnicę sił w wodzie. W fazie testów chodził ostrożnie wzdłuż koryta. Gdy znał już mniej więcej dno, zdecydował się na coś bardziej odpowiadającego mu. Miał pomysł, jak poćwiczy siłę i kondycję. Aktualnym zdaniem, które musiał wykonać, było przepłynięcie na drugą stronę. Początki były ciężkie, bardzo powoli szło mu z pokonywaniem odległości. Czasem musiał płynąć, gdyż nie sięgał do dna. Kilka kółek potem, był zmęczony i wypoczęty mentalnie. Trening pozwalał mu się skupić na tym, co jest tu i teraz, a nie na wielkich planach na przyszłość i obowiązkach członka watahy. Wychodząc z wody, przypomniał sobie o tym, na co pozwoliła mu jego magia ostatnio. Uznał, że warto byłoby się dowiedzieć jak jej używać. Trening na następny dzień miał więc zaplanowany. Następnego dnia miał zamiar zrozumieć działanie nowej umiejętności.

< jakiś czas później >
Yneryth dumie przechadzał się lasem, patrolując pobliskie tereny. Świeżo wzrastające krzewy przysłaniały mu pole widoczności. Ściółka leśna była już sucha i zróżnicowana. Noce wartowanie nudziło go nie miłosiernie. Chodził bez większego celu, po prawie tych samych miejscach. Z nudów zaczął się zastanawiać, nawet co robi Kotori. Większość zwierząt już dawno spała. Mijając miejsca szczególne, przypominał sobie co się w nich działo. Doszedł dziś nawet do miejsca, gdzie spotkał Naharysa, tamten dzień, odmienił jego życie. Do tej pory wilk nie wie, czy to środek do jego celu. Tutaj, na razie jest obiecująco. Wspomnieniami przeskoczył do halucynacji. Wszystkie wydarzenia układały się w nieznany dla niego kształt. Widział nie wiele, ale tyle wystarczy, by zadać odpowiednie pytanie tu i tam. Żółtooki wychodząc z lasu, zakończył swoje rozmyślania, miał teraz coś ważniejszego do roboty. Widział, że dziś czeka go coś nadzwyczajnego. Głosy w głowie znów zaczynały się odzywać, a on zaś zmieniać kolor. Ubarwienie płynnie przelewało kolory. Wilk znajdujący się już na prostej drodze do wybrzeża, gdzie kończył patrole, był zupełnie innym wilkiem niż ten z lasu. Basior kontrolnie zwrócił swój wzrok ku niebu, nie mylił się. Na niebie było widać księżyc w pełni. Biały talerz kierował cudze promienie prosto w żółte oczy. Yneryth lekko się uśmiechnął, Górna warga podniosła się i ukazała kły. Obrócił się gwałtownie i zaczął swój pęd z powrotem do watahy. Zmierzał tam z jednego powodu. Ostatnio zrozumiał, że dobrze byłoby powiedzieć komuś o zniknięciu, tak na w razie czego.
Znajdował się już w pobliżu wilka, któremu musiał ufać, chociaż nie był zmuszany. Ów zapach znał bardzo dobrze. Czarny był w niewielkiej odległości. Teraz błękitny wilk, wyskoczył znikąd na plecy drugiego. Rogaty ewidentnie lekko się wystraszył.
- Mam sprawę. – Zaczął pewnym siebie głosem.
- W czym mogę ci pomóc? – Odpowiedział Noiter, ewidentnie zdziwiony, że Yneryth potrzebuje pomocy.
- Wyruszam w odległą podróż, powiedzmy, że czegoś szukam. Chciałem tak tylko powiedzieć, że jak mnie długo nie będzie, to pewnie przydałaby mi się pomoc. – Miał problem, aby wymówić ostatnie słowo.
- Sam? Dokąd? – Lekko zdziwiony.
- Raczej sam, chyba że chcesz iść ze mną. – Udawał, że nie usłyszał drugiej części.
- Jeśli mogę, to pójdę z tobą.
- No to w drogę. – Obrócił się i biegiem popędził do koryta rzeki.
Oba wilki znajdowały się w miejscu, gdzie Yneryth’a zaatakowały halucynacje. Basior stanął napięty i zaczął się skupiać. Używał głosów w głowie jak kompasu. Głosy cichły tylko w momencie skupienia nad własnym losem. Były głośniej, gdy nadchodziło niebezpieczeństwo. Znikały podczas snu. Kręcący się wilk zlokalizował kierunek. Tym razem, nie miał pojęcia, dokąd ma zmierzać, znał tylko kierunek. Zaciekawiony Noiter zapytał:
- Co robiłeś ?
- Hmmm, najłatwiej będzie, gdy ci powiem, że myślałem, dokąd się udamy.
- Czyli?
- Aaaa słyszę w głowie głosy, ona kierują moim losem, tak by zachować prawidłowy ciąg naturalny. Znaczy, nie wiem, czy tak jest, tak mi się wydaję, nie rozumiem ich czasem. – Urwał wypowiedź, ruszając przed siebie.
Oba wilki kierowały się na północ, a dokładniej, odbili od rzeki w lewo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Miękka wiosenna trawa ugniatała i kładła się pod ich łapami. Ślad wyglądał nadzwyczajnie. Dwie proste nierównomiernie pofalowane, o różnej szerokości. Obraz wilków, lekko zanurzonych w trawie, wędrujących w nieznane. Dopełnieniem była kurtyna. Niebo było ciemnobłękitne, rozjaśnione świecącymi gwiazdami i księżycem. Wędrowali nieustannie, czasem robili krótkie przerwy. Yneryth wiedział już, że każdy nadmiar siły może mu pomóc w możliwej niepomyślnej sytuacji. Idąc, rozmawiali, by zabić ciszę i niezręczną sytuację. Co jakiś czas Noiter wzlatywał na skrzydłach, by je rozprostować i odciążyć łapy.

< Półtora dnia potem >
Yneryth nagle zatrzymał się, głosy zaczęły lekko wibrować, mu w głowie. Spojrzał w kierunku nie bardzo oddalonego lasu. Zaciekawił się nagłą zmianą.
- Stój. – Powiedział szorstko.
- Coś nie tak ? – Zapytał zaniepokojony.
Biały nie odpowiedział na to pytanie. Zamknął oczy, znów wczuwał się w otoczenie. Jego intuicja nie dawała mu powodu do obaw. Uśmiechnął się, wyglądało to na dobry znak. Co prawda nie rozszyfrował jeszcze sposobu działania dziwnych głosów, lecz on był pewien siebie.
- Chyba wszystko jest okej, ale zachowaj ostrożność. – Tajemniczo odpowiedział po chwili.
- Hmm nie pocieszyłeś mnie. – Noiter lekko był napięty i zestresowany.
- Idę przodem, masz być dziesięć metrów za mną. – Mówił, znikając w gąszczu.
Las nie wydawał się być niebezpieczny. Wyglądał tak jak każdy inny. Widoczna była jednak mała różnica, którą zauważyli po pewnym czasie. Ta część lasu wydawała się być pusta. Nie czuli zapachu zwierzą. Panowała całkowita cisza, było zdecydowanie za cicho. Przodujący rozglądał się, szukał jakichkolwiek znaków życia. Skupienie opuściło go po zobaczeniu świeżych śladów misia. Niektóre drzewa były podrapane wielkim łapskami. Stan drzew był fatalny, kora była potargana i pokruszona jak suche jesienne liście. Biały przystanął, czekał, aż Noiter dojdzie do niego.
- Uważaj, gdzieś w pobliżu może być miś. Na wszelki wypadek idziemy bliżej, nie ma co kusić losu.
Szli znów obok siebie. Jeden obok drugiego w niedalekiej odległości. Dystans był odpowiedni, by w razie czego mogli się bronić. Po kilku minutach zbliżali się do strumyka leśnego. Mały ciek wodny wyglądał jakoś dziwnie. Wydawał się jakby lekko świecić. Yneryth jednak nic sobie z tego nie robił. Szedł stałym tempem. Jego łapa dotknęła wody. Nie minęła nawet sekunda. Mina Noiter’a była zaniepokojona, a zarazem lekko uśmiechnięta. Jasna woda zgasła nagle, błyskawicznie światło opuściło ciecz. Oświetlenie zaczęło się razem kumulować i wiązać. Rozbłysk oślepił oboje. Gdy Yneryth otworzył oczy, leżał skrępowany przez jakieś magiczne więzy. Próbował kłami chwycić je i rozerwać. Nie sięgał jednak do nich. Bezradny przestał się wiercić. Czekał zdenerwowany, aż Noiter mu pomoże i wydostanie go z pułapki. Leżąc, zrozumiał, czemu jest tu tak mało zwierząt, większość pewnie również weszła w strumyk i skończyła jako strawa. Jedno było pewne jakiś wilk, posiadający talent magiczny, tak przypuszczał wilk, porozstawiał sidła. Czarny po otrzepaniu się z oślepienia podbiegł do białego. Złapał magiczną kreację zębami, a z drugiej pazurami. Szarpnął nią kilka razy, za czwartym udało się. Przednie łapy żółtookiego były wolne, wtedy jego pazury pokrył lód. Agresywnie machnął lewą łapą prosto w świetlistą strukturę, jedno uderzenie wystarczyło. Teraz już błękitny powstał i powiedział cicho:
- Tu nie jest bezpiecznie, znikamy.
Skrzydlaty nie zrozumiał, obrócił się i zaczął powrót do domu.
- Nie o to chodziło, idziemy dalej, ale musimy zniknąć przed innymi.
- Aaaa, teraz rozumiem.
Yneryth na jego oczach zaczął znikać. Rogaty wzniósł się o skrzydłach do góry. Stanął na jednym z drzew i rozmył się w cieniu korony. Starszy wyczuwał każdy ruch pobratymca. Wiedział, dokładnie gdzie się znajdował. Miał tylko wątpliwości, czy młody wie, gdzie on jest. Zastanawiał się, po co wilkom sidła. Miał ochotę zapytać o to osobiście właściciela. Przypuszczał, że blask po aktywacji nie służył jako oślepienie, wręcz przeciwnie, miał dać znak, że ofiara już czeka. W bezpiecznej odległości od strumyka stanął i obrócił się w jego kierunku.
- Stój, poczekajmy, zobaczymy, co się wydarzy.
Minęło może pięć minut, do strumyka podszedł jakiś wilk. Wyglądał na takiego, co musi używać zasadzek, by przeżyć. Jego postura nie była pewna siebie. Wilk był średniego wzrostu, niezbyt masywnie zbudowany. Yneryth przyglądał mu się przez chwilę. Musiał pogadać z nieznajomym w sprawie strumyka, a zarazem czy wie coś o wilkach z talentem lodu. Podszedł do drzewa, na którym siedział rogacz. Uderzył łapą w pień, po czym powiedział:
- Nie wychylaj się, załatwię sprawę. – Od razu po wypowiedzianych słowach ruszył naprzód.
Noiter siedział na drzewie przyczajony i schowany przed obcym. Błękitny wilk stał kilka metrów od drobnego wilka. Yneryth zastanawiał się, jak zareaguje, gdy usłyszy jego głos. Nieznajomy kremowy wilk usłyszał głos znikąd. Obrócił się kilka razy ze zdenerwowaniem i złością. Biały nie wypowiedział słów pokojowo.
- Czemu używasz pułapek ? Kim jesteś? – Z pewnością jakby znajdował się na swoim terenie.
Kremowy nie odpowiedział. Po krótkim zastanowieniu uderzył przednimi łapami o ziemię. Blask światła rozszedł się błyskawicznie. Iluzja żółtookiego rozmyła się, jakby jej nie było.
- Teraz możemy rozmawiać. – Ze złością rzucił.
- Hmm ciekawie, czyli to twoja sprawka?
- Nie twoja sprawa, czyje są, ale myślę, że lekko zabłądziłeś, przychodząc tu sam.
Rozbłysk światła ujawnił Yneryth’a i Noiter’a, czarny był jednak tak schowany, że nawet bez niewidzialności nie dało się go dostrzec. Starszy zrozumiał, że ma problem. W powietrzu czuł zapach innych wilków. Nie rozumiał, czemu wcześniej ich nie wyczuł. Nie zdążył się nawet zastanowić nad zaistniałą sytuacją. Za jego plecami stały już dwa wilki. Te nie były już takie delikatne. Oba były dość dobrze zbudowane. Przez głowę przeszedł mu pomysł nad ewentualną obroną lub atakiem. Obrócił się do posiadacza magii, opuścił go entuzjazm, gdy przy tamtym stały kolejne dwa.
- Hmm, skoro jestem tu sam, a was jest piątka, mam chyba lekki problem. Dobrze rozumiem? – Jego głos dalej był pewien arogancji i pewności, była w nim jednak nutka, którą miał zauważyć czarny. Był to znak, by się nie wychylał nieważne co.
- Nie wierzę, że jesteś sam, na nie swoim terenie i jeszcze tak pogrywasz? – Wtrącił jeden z wilków za nim.
- A co miałbym zrobić ? – Zapytał ironicznie.
- Okazać szacunek i się poddać. – Odpowiedział agresywnym głosem kremowy.
- To żart ? – Zaśmiał się pod nosem.
- Nie, masz niewiele czasu, decyduj.
- Nie mam wyboru. – Yneryth napinał już przednie łapy.
- Bierzemy go, może jak zgłodnieje, będzie bardziej rozmowny.
Po tych słowach cztery asystujące wilki ruszyły w jego kierunku. Oczy wilka zaświeciły złotym blaskiem. Lód powoli pokrywał jego przednie kończyny. Wykonał dwa uniki, mijając się ze skaczącymi na niego wilkami. Łapa i pazury były już gotowe. Yneryth obrócił się, z impetem uderzając jednego z przelatujących obok w tułów. Tamten wilk runął na ziemie kawałek dalej, jego tułowie pokrywał lód. Obolały wilk podniósł się, kawałek zmarzliny zmniejszył znacznie jego szybkość. Nie wiele musiał czekać na odwet. Basior dostał smagnięty łapą w prawy tylny bok. Błękitny przesunął się o metr w prawo z siłą uderzenia. Yneryth wrzał od środka wypełniony gniewem i złością. Wilk, który go uderzył, natychmiastowo został unieruchomiony kamiennymi kolcami. Yneryth’owi z cudem udało się, go nimi nie okaleczyć. Bał się, znów zabijać pobratymców.
- Dość. – Powiedział gwałtownie chudy obserwator. Jego głos był teraz zupełnie inny. Pełny gorzkiego posmaku, ale wypełniony zarazem jakąś dziwną słodkością.
Rozbłysk przerwał gwałtownie mocno napiętą sytuację. Otworzywszy oczy, Yneryth leżał już spętany na ziemi. Świetlne więzy znów go owinęły. Wilk nie mogąc się uwolnić, szarpał przednimi łapami, próbując przeciąć je lodowym darem. Próżne były jednak jego starania, więzadła były nie do rozerwania. Szamotanie się wilka przerwało uderzenie jednego z silniej zbudowanych. Leżący basior przestał się szamotać, wyglądało, jakby zemdlał. Siedzący na drzewie wilk zatrzasnął się. Nie miał siły się ruszyć, wiedział, że podzieliłby los drugiego.

< Jakiś czas potem >
Obudził się, leżał na zimnych kamieniach. Podłoże było wilgotne i śliskie. Otwierając oczy, zauważył, że leży pośrodku jakiejś małej jaskini. Ciemność spowijała okolice, było tam jednak źródło światła. Wyjście z groty było zaryglowane świetlistymi prętami. Yneryth zdał sobie sprawę z sytuacji, w której się znajdował. Ból głowy przypominał mu o tym, jak się tu znalazł. Zbliżył się do kraty, a ona rozbłysła jak, gdyby chciała go ostrzec. Wkurzony basior nacisnął mocno na podłożę. Myślał tylko jak rozpruć tamtego wilka. Miał po dziurki w nosie, czucia się jak na smyczy. Skupił się, gdyż wiedział, że może się wydostać. Chwile po tym kawał skały rozbił dwa ze świetlistych prętów, po czym wyszedł z uwięzi pod osłoną iluzji. Chodził po terenie nieznanej mu watahy i obserwował ich zachowania. Wilków co prawda nie było dużo, lecz sam nie dałby sobie rady. Po pewnym czasie wyczuł ten zapach. Woń kremowego unosiła się w powietrzu i gładziła jego nos. Podążał za zapachem z chęcią co najmniej zemsty. Tamten wilk leżał na małym wzniesieniu i odpoczywał, nieświadomy o tym, co jest nieuniknione. Yneryth stał tuż obok niego i zastanawiał się, co zrobi. Wtedy zobaczył to, czego potrzebował. Niżej, pełno było wilków, kilka wader, pięcioro szczeniaków, i trzy samce. Wszystkie jakby oddawały pokłon przed swoją alfą. Tamten wilk nie był masywny ani chudy, był średniego wzrostu, miał jednak długą sierść tak jakby grzywę. Dumnie chodził i z uśmiechem witał się z innymi. Biały już wilk uderzył raz a porządnie łapą tego śpiącego, aby upewnić się, że nie będzie przeszkadzał. Nokaut chudego błyskawicznie wyłączył wszystkie świetliste elementy, a pobliskie wilki zaczęły lekko panikować. Sam alfa warknął stanowczo, po czym wszystkie stanęły na swoim miejscu i słuchały poleceń. W tamtym momencie już wiedział, z kim ma rozmawiać. Odchodząc, od nieprzytomnego uśmiechał się, myśląc o tym, że tamten pewnie uważał się za równie silnego. Yneryth kierował swoje kroki przed alfę, miał zamiar porozmawiać. Puścił ze swojego uścisku lewitujący piasek, w którym się krył. Znów skoncentrował się na swojej misji, nic nie było dla niego teraz ważniejsze. Myśli o rodzinie napędzały go jak rozpalona furia. Kroki nie były już dostojne, szedł normalnie bez większego stresu.
- Chcę rozmawiać z alfą. – Powiedział donośnym głosem, zza pleców większości wilków.
- Znalazła się i zguba. Kim jesteś i czego chcesz ? – Mówił, nie odwracając się.
- Jestem Yneryth i chciałem porozmawiać, a nie walczyć, tak, jak tamte nierozsądne wilki. – Mówił oschle.
- Uważaj na słowa, nie masz tu siły przebicia, a ja nie będę słuchał rozkazów obcego. – Lekko zgryzł pysk i obrócił się w połowie.
- Myślę, że to ty nie masz wyboru, nie chce walczyć, ale to twoi poddani będą cierpieć, przez twoją niechęć do współpracy. – Głos zmienił się na lekko szorstki.
- Chcesz się przekonać ? – Powiedział zdenerwowany.
Kamienna skała przebiła na wylot pobliskie drzewo. Kora odprysła w wielu kierunkach. Drzewo po uderzeniu pękło w pół i runęło za Yneryth’em. Wilk zaświecił swoimi oczyma i ponowił.
- Może porozmawiamy ? – Lekko zwątpił w swoje zachowanie, ta sytuacja prosiła się o walkę.
- No dobra, porozmawiajmy, ale po tym wynosisz się stąd. Jasne ? – Widać było złość i bezsilność alfy.
- Pewnie.
Yneryth poszedł za tym drugim, obawiał się, że mimo wszystko zostanie oszukany, zostawał więc w stanie gotowości. Idąc w nieznany kierunek, myślał, co stało się z czarnym. Niepokoił go fakt, że on mógł zostać tam sam i bezbronny. Doszli do wielkiego kamienia w centrum lasu. Dowodzący tymi terenami basior zapytał wprost. Jego pytanie było szczegółowe i punktowe. Zapytał, czego Yneryth tu szuka. Odpowiedź była nagła.
- Szukam informacji o wilkach z talentem lodu, każdy wilk z tym darem jest mi potrzebny w pewnym celu. – Odparł biały.
- Nie mamy tu wilków o takich zdolnościach. Mamy jednego wilka z talentem światła, zdążyłeś już poznać Zephyrah’a.
- Chyba go nie polubiłem, a szkoda, mogliśmy pogadać i miałbyś mnie już z głowy.
- Po co ci wilki z określonym darem ?
- Załóżmy, że szukam swojej historii. Skoro jesteś alfą, masz sporą wiedzę prawda ?
- Zgadza się, wiem to i owo.
Yneryth zakreślił na ziemi jeden z najbardziej zapamiętanych znaków z sennego ołtarza. - Znasz go ?
- Jest to znak symbolizujący drogę. – Alfa zrobił dziwną minę, zastanawiał się chyba, po co to białemu.
- Okej dobrze wiedzieć. – Żółtooki nie pamiętał z marszu wszystkich znaków, zapytał więc jeszcze tylko o jeden. – A ten ?
Symbol wyglądał dziwnie, wyglądał trochę jak cyfra pięć, górna część była jednak wydłużona i pogrubiona. Cały znak był bardzo sztywny i ostry. Nie był ani trochę podobny do wcześniejszego.
Grzywiasty zastanowił się chwilę. – Nie jestem pewien, jest on nawiązaniem do niebios. Nie mam jednak pojęcia w jakim sensie. Przykro mi. Po co ci te znaki ? – Zapytał z dużą ciekawością.
- A tak przy okazji pytam, w moich okolicach nie są one znane, więc korzystam. Ostatnie pytanie stoi?
- Okej, a potem znikasz.
- Są gdzieś w pobliżu lodowe jaskinie albo góry pokryte wieczną zmarzliną ?
- Są takie na wschód stąd. Choć nazwałby to bardziej lodową pustką i krainą wiecznego mrozu.
- Dziękuję za odpowiedzi, już odchodzę.
Wilk miał dziwne przeczucie, że wszystko poszło za łatwo. Pomimo początkowych problemów, alfa był bardzo przyjazny i miły. Pomógł i nawet dał coś od siebie. Yneryth odchodząc, nawet przeprosił. Wszystko wyglądało na idealny koniec, lecz było jednak inaczej. Z lasu wyłonił się wcześniej wspomniany Zephyrah. Wydzielała się z niego złość, było tak blisko, a już by go tu nie było. Los jednak chciał inaczej. Zephyrah rzucił twardo, chciał pojedynku między sobą a przybyszem. Alfa zapytał tylko, czy Yneryth zgadza się.
- Pewnie, jeśli on tego chce, to ja też. – Odpowiedział z uśmiechem.
- A więc niech się zacznie pojedynek. – Na koniec słów zawył ku niebu.
Biały wilk uważał ten pojedynek jako żart, był pewien, że wygra i to z łatwością. Stał na wprost kremowego i czekał na jego ruch. Zephyrah zaczął świecić coraz jaśniej i jaśniej. W pewnym momencie, gdy już żarzył się od światła, otworzył pysk. Z jego paszczy wystrzelił świetlisty promień. Z ziemi podniosła się lodowa ściana, która miała osłonić Yneryth’a. Światło rozprysło się po powierzchni ściany, a ona sama jakby implodowała. Wilk był zadziwiony siłą pobratymca. Pojedynek nie musiał więc być aż tak łatwy. Wiedząc, na co stać rywala, miał już plan. Zdaniem basiora wystarczało unieruchomić wilka i znów go znokautować solidnym uderzeniem. Zaczął więc swój taniec, dookoła przeciwnika, w celu zmniejszenia jego skupienia, wokół siebie. Wilki walczyły ze sobą magicznie przez nie długi etap. Obydwoje byli już lekko zmęczeni. Zephyrah miał dość przepychanek. Jego łapy nagle lekko zaczęły emitować blask. Drugi raz Yneryth nie dał się na to nabrać. Zamknął oczy i zmroził swoje łapy i pazury. Lód na łapach był innego koloru niż zwykle, tym razem był jakby ciemniejszy. Samiec przetarł ostrą krawędzią o kamień, w celu z piłowania lekko ostrych krawędzi. Nie chciał przelewu krwi. Oba zaczęły szarżę w swoich kierunkach. Biały wyskoczył w powietrze naokoło metr. Kremowy pochylił się w lewo i zaczął już wykonywać zamach prawą łapą. Przedramię Yneryth’a zderzyło się z Zephyrah’em z impetem. Wystąpiła nagła eksplozja, oba wilki zostały odrzucone w brutalny sposób. Świetlisty uderzył w drzewo. Lodowy nie miał jednak tyle szczęścia, on poszybował prosto w ciernisty krzew. Oboje potrzebowali czasu, aby pozbierać się. Pierwszy wstał biały, wyszedł z krzaka ubrudzony własną krwią. Pocięty był kolcami krzewu. Jego futro zmieniało kolor wraz z przejściem jego miny na pysku. Kremowy wstał, uderzenie musiał odebrać mu sporo siły, poruszał się znacznie wolniej. To była idealna okazja.
- Hhaha teraz ja ci pokażę, moje sidła. – Powiedział ironicznie.
- A nie mów... - Nie zdążył dokończyć.
Kamienne kolce unieruchomiły go, zaraz po tym ściągnęły siłowo do ziemi. Nacisk musiał być duży, gdyż nawet alfa ewidentnie drgnął. Wyglądało to tak jakby, kamienie miały wycisnąć życie z wilka.
- To koniec powiedział stanowczo.
Po tych słowach kamienne kolce zamieniły się w kwarcową chmurę, a Yneryth uderzył tak samo jak ostatni łapą solidnie o głowę kremowego. Zephyrah znów leżał nieprzytomny.
- To już chyba na mnie pora. – Powiedział, znikając w świeżym piachu.
*
Błąkając się po lesie, wrócił do miejsca, w którym rozdzielił się z Noiter’em. Tak jak przewidywał Rogaty, siedział spięty na jednym z drzew. Yneryth wyłonił się ze swojej kreacji i rzekł.
- Już jestem, przepraszam, że tak długo. Muszę ci kiedyś opowiedzieć.
-Jesteś cały? – Zapytał zmartwiony widokiem krwi na białym.
- Tak, ale lepiej znikajmy stąd, zanim Zephyrah wstanie.
- Kto ?
- A to ten wilk od sideł, chyba się nie polubiliśmy. – Wspomniał rozbawiony. – Opowiem ci po drodze zgoda ?
- Stoi. – Powiedział z uśmiechem, zeskakując z drzewa.
- Choć, musimy wrócić z powrotem do domu. Nie ma co marnować czasu.
*
Oboje szli obok siebie. Biały opowiadał, czego się dowiedział, oraz wtajemniczył czarnego w swoje odkrycie, a zarazem rozwinął, po co tu przybyli. Skrzydlaty słuchał z ciekawością, jego emocje rysowały się na jego pyszczku. Historia opowiadana przez Yneryth’a była koloryzowana, przekręcił kilka szczegółów, nie wspominał o znakach ze snu. Większość historii była jednak prawdziwa, tylko walka z Zepyrah’em była zupełnie inna. W opowieści biały miał zdecydowanie jednostronny pojedynek, lecz prawda była inna. Tamto wspomnienie kończy się dla obojga, zachodzącym słońcem w oddali. Niebem pełnym odcieni pomarańczowego i delikatnej czerwieni. Cała podróż zbliżyła do siebie oboje. Zdawać się mogło, że samotnik w końcu komuś zaufał. Noiter stał się już chyba jego pełno prawnym przyjacielem. Idąc, nie było między nimi już niezręcznej ciszy, a wręcz przeciwnie, rozmawiali o wielu rzeczach, przeszkadzał im niestety głód, po całym dniu bez jedzenia. Jedzenie również nie dzieliło ich. Postanowili …

C.D.N

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 3918
Ilość zdobytych PD: 1959 + 15% (294 PD) za długość powyżej 3000 słów.
Nagroda za Quest: 700 PD +3 pkt zwinność, +2 pkt inteligencja, +10pkt obrona 
Obecny stan: 6684 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz