Co, jeśli źle ocenił jej stan i czy jego przybrana córa nie miała czegoś złamanego? Albo pod wpływem uderzenia, nie uszkodziła jakichś witalnych narządów wewnętrznych? Im dłużej pozostawał z tymi myślami, tym bardziej wydawało się Naharysowi, że zaczyna wpadać w niepisane szaleństwo.
W końcu ułożył się na futrach, obok słodko śpiących szczeniaków i złożył podbródek na swe łapy. Będzie dobrze. ~ Pomyślał z nagłym uśmiechem Naharys. Musi być dobrze. Lonya to uzdolniona medyczka, tak samo, jak Itami i wierzył, że Shori wyjdzie spod ich łap, poskładana do całości. Z tymi myślami, zmrużył oczy, ścięte nagłym znużeniem i basior zanurzył się w otchłań przyjemnego snu.
Sen był dość przyjemny, (na swój sposób dość pospolity) i odrobinę dziwny. Po pierwsze primo, gdy zorientował się, że leży na ukwieconej łące, a nad jego głową krążą pracowite pszczoły, naszła go dziwna myśl, że coś tu jest nie tak. Po drugie secundo, ziemia, która uginała się pod jego masywnymi łapami, zbudowana była z nietypowej, słodkiej substancji. Kolorytem można by powiedzieć, że podobna do czekolady i miała woń, jak ona. Zdziwiony nieco, zaczął posuwać się wzdłuż płynącej wesoło rzeki, której wody (na szczęście w naturalnym kolorze) płynęły głębokim, spadzistym kanałem. - gdzieniegdzie rozbijała się o wystające skały i pieniła się intensywnie. Wszystko byłoby normalne i naturalne, gdyby nie fakt, że w głębinach wody pływały ryby o dość osobliwym wyglądzie. Wszystkie mieniły się ciepłymi kolorami, a zamiast płetw, poruszały z wdziękiem żabimi kończynami, płynąc zgodnie z rytmem nurtu. Tak, z pełnym sumieniem można przyznać, że ten sen rzeczywiście był dziwny, ale chwilę później zaczął się zastanawiać, gdzie znajdują się jego szczeniaki? Wysoka trawa sięgała mu, aż do podbrzusza, docierając do miejsc pod futrem. - gdy szedł, czuł miłe łaskotanie, ale też nie mógł przestać iść.
- Pina? Ereden? Sini? - zawołał Naharys, ale jego głos dziwnie zamierał w przestrzeni, jakby łąka, otaczająca go zewsząd, była jedną wielką próżnią. Atrehu, Itami, Lonya... ktokolwiek.
Obudziło go czyjeś głośne chichotanie. Odkrył też, że na swojej klatce piersiowej w najlepsze spały te dwa małe brzdące. Naharys najdelikatniej, jak umiał, przełożył jedno po drugim na wygodne futra (Sini niebezpiecznie zareagowała, gdy poczuła, jak odrywa się od ciepła ojcowskiego ciała), po czym wstał na proste, zmęczone łapy. Otrząsnął się z sennego otępienia, ziewnął głośno i ruszył w stronę wyjścia. Na dworze ujrzał dwie siedzące wadery jego życia. Pina wraz z Shori ze starannie i profesjonalną precyzją nałożonym bandażem na barku. - od razu rozpoznał w tym robotę Lonyi.
- Co tam moje skarby? - mruknął sennym tonem Naharys. - Jak wam czas mija?
- Całkiem dobrze. - odezwała się rozpromieniona Shori. - Ciocia Lonya zaopiekowała się mną.
- To dobrze, skarbie! - oznajmił basior i ucałował córkę w policzek. - W co się bawicie?
- Mała zaproponowała, żebyśmy pograły w kółko i krzyżyk. Jak na razie, nasza mała dziewczynka wygrywa ze mną.
Naharys obdarzył Shori uśmiechem przepełnionym dumą i szczęściem. Nagle zauważyli Tarou, zmierzającego w ich stronę z drobną zadyszką.
- Exan, Rene wzywa cię do swojej jaskini.
Okej, Naharys w tamtym momencie poczuł lekkie ukąszenie niepewności w okolicy serca, co też doprowadziło go do pewnych, skrytych rozmyślań. Alfa ostatnio wezwała go wraz z Lonyą do swej jaskini, odizolowanej od innych jaskiń, będącą świętą ostoją dla Rene, po tym, jak narozrabiali w gaju jabłoni ( Wydarzenie z wątku "Zakute Łby") i musieli przyjąć na swe brzemię zasłużoną karę. Tak też zaczął się zastanawiać, co też tym razem narozrabiał i jakie wynikną z tego konsekwencje. Czyżby postanowiła go ukarać za niekompetencję w wychowywaniu Shori?
- Tato? - wyrwał go z rozmyślań głos Shori. - Czy mogłabym iść z tobą?
- Niestety nie, Chmureczko. Gdy Alfa wzywa, trzeba tam się zjawić osobiście, bez towarzystwa. Zostań z Piną i bawcie się spokojnie. Wrócę, jak najprędzej, obiecuję.
Z tymi słowy zerwał się z miejsca i z wyrwą w łapach oraz czarnymi myślami w głowie, pobiegł w stronę jaskini Alfy, albowiem nie wypadało, aby skazywać Rene na czekanie. Wiedział, że była cierpliwą samicą, co też niejednokrotnie pokazywała, ale wolał dmuchać na zimne. Za kolejnym wzgórze szybko ujrzał skalisty fragment, ostoi spokoju Rene. - z ciekawości i niepokojem w duszy, przyspieszył kroku. Potem, jak się okazało, nie był jedynym wilkiem, który dostał wezwanie od Alfy. W pustej izbie jaskini, gdzie zazwyczaj przyjmowała Rene, stał Atrehu, równie zaniepokojony, co Naharys. W pewnym momencie zaczął powoli łączyć fakty i podejrzewać, iż sprawa dotyczy incydentu z Shori. Owszem, zostawić niewinne szczenię na pastwę śnieżycy, było iście karygodnym zachowaniem. - zastanawiał się, kim też stali się w oczach Alfy i jaką dostaną karę za to zaniedbanie?
Po chwili z odnogi jaskini wyłoniła się płomienna głowa Rene, a jej skrzydła, tego samego koloru, błysnęły w świetle fluorescencyjnych grzybków i światła dziennego, przelewającego się przez szczelinę w skalistym sklepieniu jaskini. Jedynie, co Naharysa uspokoiło, to fakt, że na twarzy Rene nie widniał żaden grymas ani mina, świadcząca o wściekłości czy zawodzie. Wręcz przeciwnie. Obdarowała ich uśmiechem, podsycanym władczym charakterem.
- Naharysie, Atrehu, wezwałam was tutaj, poruszona ostatnimi wydarzeniami, w których mieliście okazję brać. Z czystym sumieniem i radością w sercu chcę, abyś ty, Atrehu, za twą nieocenioną pomoc i wierność, stał się moim Betą.
Atrehu, tak jak Naharys musieli zbierać szczęki z podłogi, po tym, co oboje usłyszeli. Basiorom wręcz nie chciało się wierzyć w to, co przed chwilą usłyszeli. Atrehu w przepływie szczęścia, chciał uściskać Naharysa, ale ze względu na obecność przywódczyni, ograniczył się jedynie do szerokiego uśmiechu. - Tym samym mianuję cię Dowódcą Skrytobójców. Od dzisiaj pod swe dowództwo bierzesz najemników, skrytobójców.
Następnie przeniosła wzrok swych oczu, zielonych niczym świeża wiosenna trawa, na zaniepokojonego werdyktem Naharysa.
- Ciebie, Naharysie, za waleczność i poświęcenie, mianuję cię moim Gammą, a co za tym idzie, stał się też Kapitanem moich wojsk. Od dzisiaj podlegają ci wojownicy, paladyni i inne wilki frakcji bojowej. Jestem z was nieopisanie dumna i szczęśliwa, że mam możliwość współpracy z takimi osobami, jak wy, panowie.
Po wyjściu z jaskini, basiory nie zważając już na nic, podzielili się swym szczęściem mocnymi uściskami i śmiechem, przekazywanym sobie z ucha do ucha.
- Zostałeś kapitanem? Co to oznacza, tato? - zapytała mała Shori, gdy Naharys w towarzystwie Atrehu, dotarli do jaskini Piny.
- To oznacza, że teraz będę trenował i dowodził wojownikami, skarbie.
- A ja będę dowodził szpiegami! - pochwalił się rudy basior, dumnie wypinając pierś.
- Brawa dla was! - krzyknęły jednocześnie Pina i Shori.
Naharys w tamtym momencie zdał sobie sprawę, że lepszego dnia nie mógł sobie wymarzyć. - na świat przyszły owoce jego miłości z Piną, a także awansował na wyższe stanowisko. Czego chcieć więcej?
<Shori?>
PODSUMOWANIEIlość napisanych słów: 1206
Ilość zdobytych PD: 603 + 10% ( 60 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 4627 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz