Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

sobota, 26 lutego 2022

Od Naharysa c.d Atrehu | Lonyi | Piny | Tsumi ~ W głowie się nie mieści [+16]

Po zakończonej ceremonii zaślubin, młoda para w oka mgnieniu została "oblężona" szczerymi życzeniami wojowników, łzami szczęścia wader, a w szczególności tej jedyne, która była najważniejsza sercu Naharysa, zaraz po Pinie. Jego matka uwięziła go w swym ciepłym uścisku. Naharys przyznał, że bardzo mu brakowało jej obecności, zapachu jej futra i bliskości jej matczynego serca. Następnie przyszła kolej na ojca, który z dumą i aprobatą położył swą łapę na ramieniu syna, a jego twardy i surowy wzrok mówił tym razem " Jestem z ciebie dumny". Po rytualnym złożeniu życzeń, wilki przystąpiły do ogólnej imprezowej walki o najlepsze miejsca do trunku i pustoszenia stołu z jedzeniem, a nad tym wszystkim górował świeżo upolowany jeleń. Było blisko przed północą, gdy pozostały już po nim jedynie bielące w świetle księżyca kości i zalegające na nich ścięgna. Imprezowicze, podładowani mocą alkoholu, bawili się w najlepsze, zależnie od stanu i funkcji. Oficerowie siedzieli w ścisłym gronie, popijając silne trunki i cicho między sobą rozmawiając, wojownicy i wojowniczki, zgromadzeni wokół ogromnego ogniska, śpiewali weselne pieśni, kołysząc się do rytmu melodii - płomień był tak wysoki, że wydawać się mogło, iż sięgał aż do niebiańskiego sklepienia. Kapłani i kapłanki wraz z zielarzami, wrzucali w płomienie zioła, które poddane procesowi spalania, wydzielały przyjemne zapachy, niczym kadzidła. Nauczyciele usadowieni w gronie szczeniąt i najmłodszego pokolenia wojów, snuli opowiadania i historie o walkach i bohaterskich czynach, toczących się na tychże terenach. Młodzi dorośli zaś, niektórzy ogarnięci imprezowym szałem, uprawiali namiętną miłość - ale bądź co bądź, nikt nie zwracał na nich uwagi. No prócz jednej parki, która uwijała się w miłosnym tańcu, a reszta im dopingowała. - Naharys wiedział, że takowe imprezy często kończą się spłodzeniem szczeniąt.
Pina nie mogła uwolnić się od zalotników do tańca, a Naharys zaś od wader, które chętnie brały go w dzikie pląsy. Wszędzie wokół czuł mieszaninę wielu zapachów, basiorów, wader i ich kwiatów, wetkniętych za uszy - Każda też starała się o symboliczny pocałunek od pana młodego w policzek - wierzono bowiem, że takowy rytuał pozwoli przynieść w życiu wadery szczęście w miłości. Po wytańczeniu i wycałowaniu wszystkich wader, usiadł w końcu obok swej panny młodej. Dyszeli oboje ze zmęczenia, ale też mieli wymalowane szczęście na pyskach. Naharys poprawił zmierzwioną grzywkę wadery jej życia, następnie pocałował ją ciepło w usta. Długo i namiętnie. Chciał w ten sposób pokazać jej, jak bardzo ją kochał oraz to, że należała tylko do niego i nikogo innego. A on należał do niej i do żadnej innej.
Po wybiciu północy, większość imprezowiczów leżała koło ogniska, złożonych mocą alkoholu, a ci, co mieli siły zachować przytomność umysłu, tańczyli ze swymi partnerami, bądź słuchali śpiewów w cieple płomieni, kiwając się zgodnie z rytmem. Szczeniaki wraz z rodzicami poznikały już w swych jaskiniach, a powietrze wokół było wypełnione mocną wonią kadzideł, że aż szło dostać zawrotów głowy. Pina z wiadomych przyczyn nie tknęła ani kropli alkoholu, jednakże miast tego, wypijała litry smakowitej wody, podawanej przez zielarkę - zwała się to woda Midereweth, którą podaje się ciężarnym waderom, aby zapewnić płodu szybki i zdrowy rozwój w łonie matki. Po tym, szczeniaki mają rodzić się z silnymi i wytrzymałymi organizmami. Poza tym, Pina wyglądała na bardzo zmęczoną, więc odprowadził ją do jaskini sypialnej, gdzie zakopał ją pod stertę przyjemnie ciepłych futer.
Z kolei Naharys zwrócił się w kierunku jaskini rodziców, aby pobyć z nimi przez kilka chwil, nie widzieli się bowiem od wielu dni!
W drodze minął Tsumi, która widocznie wyglądała na mocno podirytowaną, a za nią siedział Atrehu, który niezbyt dobrze się trzymał. Był lekko pijany, ale też lekko zdenerwowany.
- Atrehu? - odezwał się Naharys.
- Co tym razem!? Cokolwiek się stało, ja nic nie zrobiłem! - wrzasnął, jak opętany na zdezorientowanego Naharysa. Podnosząc nieco brew, zapytał dość spokojnie.
- Stało się coś?
- Tak, k***a, stało się wszystko jednej nocy, jakby to powalone życie nie mogło rozłożyć mi tego na raty!
Po jego wyrazie pyska, Naharys stwierdził, że i basior był wyczerpany, a także z jego płomiennych oczu wyczytał ból, kłębiący się w głębinach jego duszy. Naharys podszedł do niego, usiadł i klepnął rudego przyjacielsko w ramię.
- Pogadamy o tym przy trunku?
Naharys wstał, ponaglił go swymi złotymi oczami, których własny blask rozświetlał się wokół mrocznych powiek.
- Tak... - wymruczał z wyraźną rezygnacją, po czym poczłapał za nim ze spuszczoną nisko głową, ze wzrokiem wbitym we własne łapy.
Znaleźli sobie miejsce otoczone półokręgiem przez rosnące dziko krzewy, podnieśli leżące na ziemi porzucone puste kozie rogi po poprzednich imprezowiczach, po czym zaczerpnęli nieco miodu z kamiennego zbiornika. Atrehu nie próbował wiele pić, bowiem wystarczyła odrobina dobrego, mocnego miodu, aby poprawił się mu nastrój. Naharys też był lekko zaskoczony jego słabą tolerancją do alkoholu.
- Wow, stary, ledwo wziąłeś kilka łyków i już odpadasz z gry?!
Atrehu pokręcił nieco głową.
- Nigdy nie piłem - przyznał się basior - Ale w jedną noc to wszystko dla mnie zbyt wiele - dodał i zanurzył pysk w słodkim miodzie.
- Coś się stało? - zapytał Naharys z ciekawością, ale też ze zmartwieniem. Może szczerze i z łapą na sercu przyznać, iż zależało mu na przyjacielu.
- Wszystko i nic.
- A możesz jaśniej, stary? - dopytał Naharys.
Atrehu westchnął ciężko, zerknął do rogu i napił się jeszcze trochę.
- Po prostu... eh, okazuje się, że moja osoba nieco ma związek z twoją rodzinną watahą, Exan.
A to dopiero nowość dla naszego bohatera, bowiem Naharys uniósł brwi i zaczął się przyglądać rudemu basiorowi z żywą ciekawością.
- Moja matka... Lorevani, wiesz... ona pochodzi stąd... podobno niezłe było z niej ziółko, bo trwale zapisała się w pamięci twoich rodziców. Twoja matka mi to wszystko opowiedziała. Za czasów rządu ówczesnego Alfy, który przymusowo wiązał wilki w pary.
- No, to wiem, ale co dalej? - drążył Naharys. Wypróżnił swój róg i beknął przeciągle.
- No więc... moja matka została zgwałcona przez swojego przyszłego partnera, którego szczerze nie kochała. Ten... skur***l, co jej to zrobił, spłodził mojego parszywego brata, Lupusa. I wtedy olśniło mnie, że nie jest pierworodnym mojego ojca.
Naharys otworzył usta z zaskoczenia, bowiem połapał się, do czego Atrehu pije.
- Czyli, chcąc nie chcąc... to ty dziedziczysz władzę po ojcu, stary.
Atrehu spojrzał na przyjaciela, lekko chwiejąc głową. Alkoholu było za dość, jak na rudowłosego basiora.
- Tak, ale moja matka nie raczyła mi tego powiedzieć, ani wspomóc, gdy ta świńska pluskwa oskarżyła mnie o zabójstwo Alfy. Lorevani poparła Lupusa, a tym samym ja stałem się czarną owcą... Ehmm, idę się odlać.
Atrehu wstał, omal przy tym się nie wywracając. Chwiejnymi krokami podszedł do jednego z rosnących w pobliżu krzewów i uniósł lekko lewą łapę. Strumień złotego moczu spłynął po zielonych liściach, uginały się pod jego naporem.
- No więc... a co z twoją matką, Atrehu? Dlaczego to zrobiła?
Atrehu wzruszył ramionami.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Leję na nią, tak samo, jak na ten krzak.
Basior wstrząsnął penisem, aby strącić ostatnie krople na ziemię, po czym wrócił na miejsce.
- Cholera, strasznie dobry macie tutaj miód. Napiję się jeszcze i idę spać.
- Wiesz... - zaczął znowu Naharys - Skoro twoja matka pochodzi stąd, zostawiła tutaj po sobie swoje korzenie... to oznacza, że ty jesteś prawie, jak swój, Atrehu. Moja wataha, jest jakby twoją watahą, a także domem.
Słowa Naharysa były szczere i w głębi duszy cieszył się, że wbrew pozorom, Atrehu miał pewne powiązania z Watahą Midereweth. Basior dostrzegł to i spojrzał w złote oczy Exana, uśmiechając się wdzięcznie.
- Dzięki stary... ja nie wiem, co powiedzieć...
Atrehu poczuł nacisk Exana na swym ramieniu, jej ciepły uścisk na futrze.
- A co tu mówić? Jesteśmy rodziną... znaczy się, nie wiążą nas więzy krwi, ale ta wataha, to twoja rodzina. Pewnie cała wataha już o tym wie, skoro moi rodzice posiadają takową wiedzę. Twoja rodzina może uważać cię za zdrajcę. Lej na nich... prawdziwą rodzinę masz tutaj, stary.
- No nie wiem, Exan - odparł niepewnie Atrehu - kocham swoją rodzinę, a zwłaszcza moją siostrę. Moją małą siostrzyczkę, Asui. Została z tymi potworami i chcę ją uwolnić od nich.
- Uwolnisz. Na pewno uwolnisz.
- Wiesz? Fajna jest twoja rodzina. Potrafi pokazać ciepło równie dobrze, co mój ojciec, ale on nie żyje. Twoja matka, gdy mi to wszystko opowiedziała, objęła mnie, jak syna. Nawet od własnej matki nie dostałem tyle ciepła, co od Eloney. Uwierzyła w moją niewinność. Nie wierzy, że byłbym w stanie zabić ojca.
- I ja podtrzymuję jej decyzję - przyznał Naharys. Przyglądał się basiorowi z podpartą łapą o policzek -Nie uważam cię za mordercę.
- Tak? Na prawdę tak myślisz? Za kogo mnie więc uważasz?
Naharys parsknął śmiechem.
- Za nienormalnego, zafiksowanego na punkcie kobiecych tyłków, rekordowym jeb**ą świata
Z tymi słowy spadł z siedzenia i zaczął niepohamowanie tarzać się ze śmiechu. Atrehu dołączył do niego, a ich śmiechy odbijały się echem po okolicy - okazało się też, że byli w tym momencie jedynymi, wytrwałymi imprezowiczami w watasze. Reszta padła od nadmiaru alkoholu przy gasnącym już ognisku, albo pochowała się w zakamarkach jaskiń.
- A jeśli chodzi o jeb**ie, to... dowiedziałem się, że będę miał z Tsumi szczeniaki. Nawet nie wiem, jak to się mogło stać... znacz się, wiem... eh... pieprzyliśmy się tyle razy, ale wtedy myślałem o kolejnym razie, a nie o konsekwencjach... rozumiesz mnie?
- Rozumiem - odparł Naharys, wstając z ziemi - Ty się chyba nigdy nie zmienisz.
- Nigdy! - przyznał i wypiął dumnie pierś - Kapitan Jeb**a melduje, że spełnił swój obowiązek.
Naharys zarzucił głowę do tyłu i eksplodował głośnym śmiechem.
- Atrehu, ty już nie pijesz. Cholera, co ten miód z ciebie robi, koleś!
- Nie, noc jeszcze młoda, wypróżnimy jeszcze po rogu i idziemy spać.
- Racja.
Jak postanowili, tak uczynili - Atehu i Exan zderzywszy się swymi naczyniami, rozlali wokół złocisty płyn i rozkoszując się w smaku trunku, basiory wypróżnili rogi jednym haustem.
Gdy Naharys odłączył naczynie od ust, spojrzał na Atrehu przyjaznym i ciepłym wzrokiem, który mógł mówić wiele "Jesteś najlepszym kumplem, jakiego miałem" A potem pomyślał o nim, jak o bracie. Bracie, który pomimo różnił się swymi więzami krwi, był tą osobą, której mógł powierzyć swą duszę i życie. Z tymi myślami przybliżył się do basiora.
- Atrehu...
Rudowłosy samiec nie zdążył zareagować, ani odpowiedzieć na odzew przyjaciela, bowiem ten wbił się w jego usta swymi. Atrehu tkwił w miejscu z narastającym szokiem, po czym odepchnąwszy od siebie równie pijanego Naharysa, zaczął wycierać z wargi ślinę pozostawioną przez przyjaciela, która smakowała, jak dwójniak.
- CO JEST, KUR** MAĆ! - Atrehu krzyknął ogłuszająco - Co to miało być, do ch**a?!
- Powitanie brata w rodzinie - Zachichotał głośno basior.
- Macie porąbane zwyczaje - odparł Atrehu, biorąc łyk dwójniaka, aby nim wypłukać usta i język. - Nigdy więcej tego nie rób! Przenigdy.
- Ma się rozumieć - rzekł Naharys. Wstał, otrząsnął granatowe futro i mijając przyjaciela, powiedział - Ale po twoich ustach, już wiem, dlaczego wadery tak są chętne na twe całusy.
I z tymi słowy zacmokał prowokująco.
- Spadaj, zboczeńcu! - zawołał ze śmiechem Atrehu.
- Pozwij mnie do sądu, Kapitanie Jeb**o.
I tak pod gołym niebem, pod wysoko królującym księżycem w pełni, dwa dorosłe basiory ganiały za sobą, jak niewyrośnięte szczeniaki, których jeszcze nie odłączono od matczynej piersi, oczywiście w rolę ścigającego wcielił się Atrehu, który stwierdził z podziwem, iż Naharysa nie tak łatwo pokonać. Z kolei zaś Exan poczuł, jak w jego sercu, na nowo budzi się szczenięca dusza, przez dłuższy czas pozostawiona w uśpieniu i zapomnieniu.
- Mam cię! - zawołał Atrehu, gdy basior, wybijając się w prężnym i szybkim skoku, wskoczył basiorowi na grzbiet. Naharys ugiąwszy się pod jego ciężarem, wydał z siebie głośne "Łooł!!" i zarył brodą o wilgotną ziemię. - Ciesz się, że padłeś przed majestatem Alfy!
- Spadaj! Alfa od siedmiu boleści się znalazł! - skomentował ze śmiechem Naharys.
- Milcz, zdrajco i proś o łaskę, a być może nie wtrącę cię do więzienia! - zawołał teatralnie władczym tonem, podkreślając przy tym szlacheckie brzmienie. - Jestem Alfą!
- Powtórz to sto razy, a może stanie się to prawdą! - odparł z chytrym uśmiechem Naharys.
- Osz ty!
I tak niewinnie wyglądająca zabawa szczeniąt w ciele dorosłych basiorów trwała prawie do późnej godziny nad ranem, gdy niebo na wschodniej stronie poczęło się robić jasnozłote.

<Atrehu/Lonya?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1942
Ilość zdobytych PD: 971 + 10% ( 97 PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 12253 PD

Brak komentarzy

Prześlij komentarz