Newsy



:Aktualności
.Blog przechodzi obecnie renowację
.Już niebawem pojawią się nowości

:Pogoda
Obecna pora roku ~ Jesień
.Temperatura waha się między 10+ a 0- stopni Celcjusza
.Zmiana pory roku nastąpi 15.12.2022

Liczba wilków ~ 27
Wadery ~ 18 + 1 NPC
Basiory ~ 7 + 4 NPC
Szczeniaki ~ 1
Nieobecni: Brak

~Serdecznie zapraszamy♥~

czwartek, 3 lutego 2022

Od Lonyi c.d Naharys'a ~ Zakute Łby

Oczywiste wydało się, że Exan nie chce wchodzić w szczegóły przy malcu, toteż prędko zajął się rozmową o chwili obecnej. - o kontuzji.
Podejmując temat, szybko pochwyciłam zestaw do szycia, aby zająć się zatamowaniem krwawienia z barku basiora, przy czym pokazując rozentuzjazmowanemu Niko, jak wygląda taki zabieg. Młody jednak bardzo szybko pożałował widoku i mogłabym przysiąc, że przez moment zrobił się zielony na pysku.
Pięknie, nie dość, że muszę połatać brata, to jeszcze będę cucić młodego, po którym najprawdopodobniej zaraz będę ścierać rzygi.
I w tym przypadku Naharys przyszedł z odsieczą, bowiem zajął małego rozmową o naszej przeszłości.
- I nie pierwszy i nie ostatni będzie tak, że ja będę zszywał Lonyę, a ona mnie. Prawda, siostrzyczko? - uśmiechnął się, kryjąc dyskomfort, związany z ukłuciem.
- To nie pierwszy raz, kiedy masz zakładane szwy? - Niko wybałuszył oczy, wlepiając je w czarnego basiora, niczym w kawał świeżej młodej dziczyzny, która nadal ocieka ciepłą posoką.
- A skąd! Zszywałam go, więcej razy, niż wszystkich łącznie w całym naszym stadzie- zachichotałam, na krótko odrywając wzrok od rany brata.
- Nie zapominaj, że i ty nabawiłaś się kilku ran, które bohatersko musiałem zszywać.
- Tak....Dziękować za Twoje bohaterstwo, bo gdyby nie ono...- w tym momencie przerwałam, aby spojrzeć na oboje samców. Młody z zapartym tchem wsłuchiwał się w nasze przekomarzanki, natomiast Naharys, wyprostował się delikatnie, a jego twarz zdradzała nutkę dumy. - Do dziś nie miałabym szramy na udzie, jakbym pozwoliła się oskalpować wilkowi z padaczką w trakcie ataku, a za medyka służyła mi pijana paproć.
Niko zachichotał cicho, a sam Exan wyglądał na nieco oburzonego, że po raz kolejny wypominam mu tę przygodę, gdzie pierwszy raz oddałam się w ręce brata.... Oczywiście jako pacjenta, a nie wybranka!
- No weź! - szturchnęłam delikatnie mojego pacjenta. -Tak naprawdę, jest to moja ulubiona blizna, a do tego świetna pamiątka po walce z Intykorą.
Mówiąc to, delikatnie otarłam się o żuchwę brata w geście zadość uczynienia.
- Intykora? A co to takiego?
- To krwiożercza bestia, tak samo niebezpieczna jak i paskudna. Nie wielu śmiałków podejmuje się walki z nimi, a jeszcze mniej uchodzi z nich z życiem. - Naharys, podjął się wyjaśnienia malcowi terminu, którym w naszych stronach określa się te bestie.
Jak zawsze dbając o zapewnienie wyjątkowo ciekawego wstępu do historii.
Ja na dowód jego słów, oderwałam się od opatrywania brata, aby ukazać podopiecznemu ranę, którą owa bestia pozostawiła mi na tyle uda. Gruba, nierówna szrama w ciemnym kolorze, ciągnęła się, aż do stawu skokowego.
- Byliśmy świeżo po zakończeniu treningowi, który kończył każdy z członków naszej watahy i pragnął wieść życie najsławniejszych wojowników. Jak to dwa głupie młodziki, ja i Lonya poczuliśmy, że jesteśmy w stanie pokonać wszystkich, w końcu nasi rodzice to dowódcy jednostek, a więc i w nas musiała płynąć krew niezwyciężonych. Co więc mogą zrobić dwa niezwyciężone wilki, aby zapisać się na kartach historii i stać się bohaterami pieśni, które będą śpiewane przez stulecia po każdej zwyciężonej bitwie?
- Zabić bestię? - Niko rzucił niepewnie, wsłuchując się w opowieść mojego brata.
- Dokładnie. Od kilku miesięcy dochodziły do nas słuchy, że jakaś bestia grasuje po dolinie i zabija swoje ofiary z wyjątkowym okrucieństwem. Żaden wilk, żaden niedźwiedź nie przetrwał starcia z tym monstrum. Najlepsi szpiedzy i zwiadowcy ostrożnie postępowali, aby zdobyć jakiekolwiek informacje, o tym co za kreatura mrozi krew w żyłach wszystkich klanów, mieszczących się na rozległych terenach potwora. Pamiętam, że właśnie wtedy kilka z nich postanowiło zawrzeć sojusz, aby wymienić się zdobytymi spostrzeżeniami na temat tej istoty. Minęło kilka długich tygodni, zanim tożsamość bestii została odkryta. Żaden z przywódców watah nie chciał zdradzić swoim członkom, kim jest tajemniczy morderca. Nawet nam nie chcieli nic powiedzieć, dlatego zakradłam się na wiec starszych, aby podsłuchać, co też nasi rodzice chcą uczynić...- przerwałam, pozwalając bratu na kontynuowanie historii. Ja dzięki temu mogłam większą uwagę skupić na dokończeniu szycia.
- Lonya doniosła mi, jak rodzice debatowali coś o Intykorze. Znaliśmy tę kreaturę jedynie z powieści, ale wtedy wydawało nam się, że możemy ją zabić, bowiem pieśni, którymi karmiliśmy się za młodu opowiadały jak pewna Delphia wraz ze swym postawnym kompanem Belmonthem zdołali poskromić bestię. Wiedzieliśmy, że to podstępny stwór, działający jedynie nocą oraz potrafił tworzyć iluzje, którymi mógł zaskoczyć niczego niepodejrzewającą ofiarę.
Nie zwlekając, ruszyliśmy w ostatnie znane nam miejsce ataku napastnika. Było to kilka dni wcześniej, jednak trawa nadal była mokra od krwi, a przy dokładniejszym zbadaniu terenu, zauważyć można było skrawki ciała zabitego wtedy gryfa.
- To coś.. zabiło gryfa!? - Niko, aż zadrżał, wypowiadając te słowa, jednak brat nadal nie przerywał opowieści.
- Było to na skraju lasu, gdzie nie każdy chciał się zapuszczać nocami. Tej nocy była pełnia, jednak w lesie panowała wyjątkowa ciemność. Parliśmy przed siebie w ciemności, nie zważając na nieznane nam dotąd odgłosy, aż trafiliśmy do miejsca, gdzie znajdowała się łąka z sadzawką w jej centralnej części. Tam pierwszy raz od dłuższego czasu mieliśmy przyjemność zobaczyć księżyc, jednak nie to skupiło naszą uwagę. Na brzegu sadzawki siedziała do nas tyłem smukła postać humanoidalna. Bawiła się swoimi długimi brązowymi lokami, opadającymi na mokre ramiona. Na jej błękitnawej skórze można było dostrzec granatowe cienkie pasy, otaczające jej ramiona niczym bransoletki, a wzdłuż kręgosłupa ciągnęła się pręga w tym samym kolorze. Spojrzeliśmy zdezorientowani po sobie, po czym ponownie wbiliżmy wzrok w kobiecą sylwetkę. Ta nuciła kojącą pieśń, przypominającą jakby... kołysankę? Trudno to opisać, mały Niko, ale słuchając jej, czuło się spokój, jakby wszystkie troski nagle opuściły twoją głowę, a ciało wyzbyło się całego napięcia. Zbliżyliśmy się cicho, zmniejszając dystans do jakiś trzydziestu, może dwudziestu metrów. Trudno teraz to stwierdzić. W każdym razie coraz śmielej zbliżaliśmy się do postaci, kiedy ta nagle odwróciła głowę. Jej oczy były czarne i duże, jakby źrenica zajmowała całą gałkę oczną. Śpiew momentalnie ustał, a ona gapiła się na nas bez słowa...
- Wtedy postać machnęła kończynami znajdującymi się w wodzie, delikatnie mącąc spokojną do tej pory taflę. Zerknęłam bowiem wtedy mimowolnie w miejsce, skąd powinny wystawać jej stopy, a zamiast nich, dostrzec można było ogon. Zamarłam, tym samym zatrzymując samym brata
- Przestraszyłaś się syreny?
- Nie do końca syreny, a tego, w jakim miejscu się znajdowała, bo widzisz... syreny raczej preferują słone zbiorniki wodne, a sadzawka, która znajduje się w środku lasu, z dala od mórz i oceanów, nie może być słona. W takich miejscach prędzej zamieszkałabym nimfa lub inny leśny duch, ale na pewno nie kobieta z rybim ogonem, a więc co to takiego mogło być? - spojrzałam, na szczeniaka, wyczekując odpowiedzi.
Niko zamyślił się na moment, po czym zerknął na nas, jakby coś go olśniło.
- Iluzja!
- Iluzja, właśnie... ale zanim my do tego doszliśmy, syrena rozpłynęła się, a zamiast niej pojawiła się blada paskudna bestia o wielkim jaszczurzym pysku. Jej przednie kończyny były długie i wyglądały jak u modliszki, a każda łapa zakończona była dwoma brudnymi, zakrzywionymi pazurami. Tylne nogi stwora były umięśnione i dwa susy wystarczyły, by zwierze podbiegło do nas, machając w szale swoimi łapami, które jeszcze kilka chwil temu przypominały dłonie syreny. Jedyne co pozostało z poprzedniej iluzji to te czarne, bezduszne oczy. Oboje jak oparzeni odskoczyliśmy na boki, cudem unikając rzędu długich szablastych kłów. Nie wiem jak mój brat, ale ja wtedy byłam przerażona, widząc, z czym przyszło nam walczyć. - na samą myśl o tym wspomnieniu, włoski na karku delikatnie się uniosły.
- Nie do końca wiedzieliśmy jak mamy powalić tego osobnika. Był szybki, silny, a do tego wcale nie wyglądał, jakby się męczył. Nie skłamałbym, gdybym powiedział, że bawił się nami w najlepsze, rozstawiając po kątach polany. Plan, który przygotowaliśmy wcześniej, kompletnie nie miał prawa się ziścić. Co nam pozostało? Szukaliśmy jakichkolwiek słabych punktów bestii, jednak nawet po ich zlokalizowaniu trudno było zbliżyć się do stwora na więcej, niż metr nie tracąc przy tym głowy. Ta intykora była dorosła i wielkością dorównywała leśnemu bykowi, a jej ryk nie przypominał żadnego dźwięku, jaki wydają znane nam zwierzęta. Bardziej przypominało wrzask dzika połączony z rykiem wielkiego kota. W końcu bestia popełniła błąd i zamachnęła się nad moją siostrą swoimi potężnymi szponami. Wtedy Lonya uskoczyła przed ciosem w bok, a pazury bestii zahaczyły o grupy pień, robiąc w nim wgłębienie na kilka cali, jednak to kupiło nam dodatkowe kilka sekund na zaatakowanie. Wtedy wbiłem zęby w łydkę przeciwnika, rozdzierając jego ciało. Z gęby stwora wydobył się agonalny ból, ale dopiero teraz zrozumieliśmy, dlaczego Intykory są tak groźne. Pomimo urazu, stwór podniósł nogę, w której nadal miałem zatopione zęby i zaczęła nią kopać, próbując tym samym mnie zrzucić lub przy odrobinie szczęścia rozedrzeć ciało pazurami. Lonya próbowała mi pomóc, ale w tym momencie puściłem nogę stwora, lądując prosto na siostrze. Tak też przekoziołkowaliśmy spory odcinek, zatrzymując się dopiero w wodzie. Umorusani od błota i mokrzy, wygramoliliśmy się niezdarnie na brzeg. Tam bestia niespiesznie zbliżała się w naszą stronę, kulejąc na zakrwawioną nogę. Mieliśmy zaledwie kilka chwil na podjęcie jakichkolwiek działań, ale zapewne wiesz jak ciężko się myśli, próbując pozbyć się wody z płuc, czy błota z oczu. Byliśmy w opłakanej sytuacji, ale coś wtedy w nas tknęło. My byliśmy w dwójkę, a bestia jedna i do tego ranna. Znaliśmy swoje mocne strony i tylko dzięki nim byliśmy w stanie wyjść cało z opresji...
- Mój brat to silny i postawny basior, a ja zwinna i mała, przez co trudniej było mnie trafić. Więc to ja robiłam za przynętę, a mój brat atakował. I tak też udało nam się wyprowadzić kilka ciosów, kiedy intykora skupiona na mnie, kompletnie zapomniała o Exanie, który właśnie dobierał się jej do du... ekhem.. do dużego kupra. Kąsał dotkliwie raz za razem w newralgiczne miejsca, które mogły spowalniać przy tym ruchy przeciwnika. Jak więc łatwo się domyślić, za cel obierał to stawy, to ważne mięśnie kończyn.
- Niestety to mądre bydle i po trzecim takim ugryzieniu, za czwartym oberwałem w pysk, prawie tracąc przy tym oko. Z łuku brwiowego ściekała mi krew, a która na policzku powiewała jak chorągiewka na wietrze. Myśląc, że to najgorsze co mnie mogło czekać, nie przewidziałem, że druga łapa tej paskudy, przygniotła mnie do podłoża. "Uciekaj" zdążyłem z siebie wydusić okrzyk w stronę siostry, po czym przyglądałem się mojemu katowi. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. Pokiereszowana bestia, zbliżyła pysk, otulając moje nozdrza cuchnącym smrodem. Nie przypuszczałem, że zginę tak szybko. Kiedy stwór z wolna otworzył pysk, tak szeroko, że byłem w stanie policzyć wszystkie zęby, jakie znajdowały się w tej śmierdzącej gębie, i kiedy myślałem, że zaraz stracę łeb, intykora zachwiała się, kwicząc jak zarzynane prosie. Lonya wisiała na grzbiecie stwora, wbijając zęby w kark, przeszywając raz za razem boki swoimi ogonami, na których końcach były lodowe ostrza. Na ziemie i na mnie kapała gęsta jucha, sącząca się z ran. Zwierz miotał się jak oszalały, próbując zrzucić tę rudą wszę z siebie.
- W końcu stwór wbił mi w udo swój pazur i szarpnął z taką siłą, że do teraz nie wiem jakim cudem mam jeszcze nogę. Rzucił mną jak kawałkiem mięsa. Leżałam tak z rozpłatanym udem, próbując nie zemdleć z bólu. Krew sączyła się z mojej kończyny i sądzę, że nieco głębsze nacięcie odsłoniłoby moją kość. Wtedy Naharys chwycił Intykorę za krtań i z równie wielką siłą zacisnął na niej szczęki, zgniatając gardło stwora. Ten zatoczył się, nieskutecznie łapiąc hausty powietrza, które uciekało przez wielką dziurę, jaką zostawił mój brat. Zmęczona i poważnie ranna intykora padła martwa bez sił na ziemię z hukiem, a jej ciałem jeszcze sporadycznie napadały drgawki. - zakończyła opowieść, podobnie jak opatrywanie brata, na co ten, jak to zwykle miał w zwyczaju obejrzał dokładnie ranę, na tyle ile pozwalała mu możliwość, po czym ostrożnie pokręcił barkiem, sprawdzając, czy opatrunek nie krępuje jego ruchów.
Niko wydał z siebie dźwięk podziwu, nie szczędząc przy tym okrzyków zwycięstwa.
- Ale historia! Chciałbym kiedyś być tak silny jak wy. Ja też kiedyś zabije intykorę! - entuzjazm szczeniaka, był tak samo słodki, jak i naiwny. Przypominał ten sam, kiedy wspólnie zdecydowaliśmy, że to najwyższa pora uwolnić naszą krainę przed tyranią tego paskudztwa.
- Wolałabym, żebyś był dużo bardziej rozsądny niż my i nigdy, ale to przenigdy nie wybierał się na takie walki w pojedynkę. Zwycięstwo osiągniesz tylko wtedy, kiedy obok Ciebie będą bliskie i zaufane osoby. - mówiąc to, spojrzałam na brata, którego tamtej nocy mogłam stracić.
Nie byłam w stanie pojąć, dlaczego to właśnie on i właśnie teraz, na moich oczach miał oddać ostatnie tchnienie. Wbiłam pazury w ziemię, obserwując ostatnie chwile brata. Nie! to nie mogło się tak skończyć. Przecież... to mój brat. Jedna z czterech osób, która stworzyła dla mnie dom. Jak spojrzałabym rodzicom w oczy, gdybym wróciła bez niego? Nawet nie wiem , czy miałabym prawo ich tak nazywać od tamtej pory. Jak mogłam uciekać? To niedorzeczne!
- I nie możesz zapominać o treningach... o wielu treningach. - Naharys łypnął okiem na malca. - Inaczej skończysz jak karma dla kruków, albo będziesz zmorą swojego medyka.
- A właśnie... jak udało wam się wrócić do rodziców? - Niko zerknął na nas, wyczekując, jak dwaj bohaterowie powieści powrócili do swoich pomimo tak dotkliwych ran.

<Naharys?>

PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 2108
Ilość zdobytych PD: 1054 + 10% (105 PD) za długość powyżej 2000 słów.
Obecny stan: 1159

Brak komentarzy

Prześlij komentarz