Tarou był zaskoczony i cały zarumieniony. Pod wpływem chwili zapomniał o małej ilości miejsca i gwałtownie się odsunął, co zaskutkowało uderzeniem głową o kamienny sufit jaskini.
- Cholera. - syknął medyk czując ból.
- Jesteś cały? - spytał z nutą troski Bai Lang. Tarou spojrzał na niego. On także był zarumieniony, lecz jego oczy wskazywały na to, że przejął się reakcją medyka i jego zderzeniem.
- Tak, jestem cały. - odparł z delikatnym uśmiechem. Po chwili udało im się wyjść z jaskini. Medyk zerknął na zielarza, który rozglądał się wkoło. Momentalnie zarumienił się, przypominając sobie jak blisko się znaleźli i spojrzał w bok, licząc w duchu, że drugi tego nie zauważy.
- Trochę popadało, lecz większość kałuż zdążyła już wsiąknąć w podłoże.
- To dobrze. Nie będziemy mieli zbędnego utrudnienia podczas wędrówki. - odparł.
- W takim razie możemy upolować jakieś śniadanie, a potem ruszać dalej w drogę.
- Zgoda. A więc co powiesz na coś większego? Może sarna?
- Pewnie. - odparł Bai. Już po chwili ona samce przemierzały gęstwiny lasu, w poszukiwaniu pożywienia. Minęła dłuższa chwila nim do ich nosów doszedł zapach zwierzyny. Jednak w końcu znaleźli niewielkie stado, które pasło się wśród drzew, na niewielkiej polanie. Nie zajęło im to długo. Już po chwili mogli nacieszyć się posiłkiem w postaci dorodnej sarny. Po "śniadaniu" ruszyli znów w drogę. Tarou wiedział, że drogą powietrzną znaleźli by się na miejscu znacznie szybciej, lecz niestety Bai nie posiadał skrzydeł. Z resztą, czas jest nie ważny. Priorytetem było dostanie się do Hanako i Guree, a następnie nauka ziół. Wadera z pewnością im pomoże.
Minął około tydzień, od rozpoczęcia ich wędrówki, czyli pozostał około jeden dzień drogi. Tarou cieszył się w duchu na tą myśl. Obecnie przemierzali dosyć niewygodny teren. Przez większość czasu trwały deszcze co zaskutkowało znacznemu nawilżeniu gleby, a także osunięciem się jej. W ten sposób powstały rowy, o różnej głębokości. Tarou obecnie szedł dosyć blisko skraju podłoża. Łapy samców były niezwykle brudne. Błoto to naprawdę nieprzyjemna sprawa.
Tarou szedł z pochyloną głową rozmyślając czy zdążą przed jutrzejszym wieczorem znaleźć się u celu. Nagle poczuł jak grunt gwałtownie osuwa się spod jego łap. Przerażony nie zdążył jakkolwiek zareagować. Razem z dosyć dużą ilością ziemi i błota znalazł się na dole rowu. Bai podbiegł do jego brzegu, lecz nie podszedł zbyt blisko, aby nie skończyć jak skrzydlaty samiec.
- Tarou?! Cały jesteś?! - spytał. Medyk spojrzał w górę.
- Tak! - zawołał i wstał z ziemi. Był cały w błocie. Nawet pióra przemokły, co skreśliło możliwość wylecenia z rowu.
- Trzymaj się tam! Zaraz znajdę sposób by ci pomóc. - zawołał zielarz i zniknął. Tarou kilka razy starał się jakoś wspiąć, lecz za każdym razem osuwał się wraz z błotem. Po chwili oberwał w głowę pnączem. Zaskoczony i nieco obolały spojrzał w górę.
- Wybacz! - usłyszał zakłopotany głos Bai Langa.
- Nie szkodzi ! - odparł Tarou.
- Chwyć się! Spróbuję cię wciągnąć! - odparł. Tarou zrozumiał o co chodzi przyjacielowi, więc złapał w pysk pnącze, uważając, aby go nie przegryźć. Po chwili Bai zaczął go wciągać, a Tarou zaczął podpierać się i odpychać, aby mu pomóc. Już po chwili mógł stanąć na równych łapach.
- Nie dla mnie takie przygody. - odparł ciężko oddychając. Nie ukrywajmy, poczuł strach nie tylko o siebie, ale i o Baia, aby nie skoczył jak on. Na szczęście wyszli z tego bez szwanku. Nagle podłoże znów zaczęło się osuwać co spowodowało gwałtowne odskoczenie Tarou wprost na Bai Langa. Tym samym obaj wylądowali na ziemi.
- W-wybacz! - zawołał Tarou, starając się jak najszybciej podnieść. Czerwień pojawiła się na jego pysku, a sam basior zaczął nerwowo spoglądać na boki. - Naprawdę nie chciałem, po prostu się wystraszyłem i jakoś tak wyszło... - spojrzał na zielarza z przepraszającym wyrazem pyska.
- Cholera. - syknął medyk czując ból.
- Jesteś cały? - spytał z nutą troski Bai Lang. Tarou spojrzał na niego. On także był zarumieniony, lecz jego oczy wskazywały na to, że przejął się reakcją medyka i jego zderzeniem.
- Tak, jestem cały. - odparł z delikatnym uśmiechem. Po chwili udało im się wyjść z jaskini. Medyk zerknął na zielarza, który rozglądał się wkoło. Momentalnie zarumienił się, przypominając sobie jak blisko się znaleźli i spojrzał w bok, licząc w duchu, że drugi tego nie zauważy.
- Trochę popadało, lecz większość kałuż zdążyła już wsiąknąć w podłoże.
- To dobrze. Nie będziemy mieli zbędnego utrudnienia podczas wędrówki. - odparł.
- W takim razie możemy upolować jakieś śniadanie, a potem ruszać dalej w drogę.
- Zgoda. A więc co powiesz na coś większego? Może sarna?
- Pewnie. - odparł Bai. Już po chwili ona samce przemierzały gęstwiny lasu, w poszukiwaniu pożywienia. Minęła dłuższa chwila nim do ich nosów doszedł zapach zwierzyny. Jednak w końcu znaleźli niewielkie stado, które pasło się wśród drzew, na niewielkiej polanie. Nie zajęło im to długo. Już po chwili mogli nacieszyć się posiłkiem w postaci dorodnej sarny. Po "śniadaniu" ruszyli znów w drogę. Tarou wiedział, że drogą powietrzną znaleźli by się na miejscu znacznie szybciej, lecz niestety Bai nie posiadał skrzydeł. Z resztą, czas jest nie ważny. Priorytetem było dostanie się do Hanako i Guree, a następnie nauka ziół. Wadera z pewnością im pomoże.
Minął około tydzień, od rozpoczęcia ich wędrówki, czyli pozostał około jeden dzień drogi. Tarou cieszył się w duchu na tą myśl. Obecnie przemierzali dosyć niewygodny teren. Przez większość czasu trwały deszcze co zaskutkowało znacznemu nawilżeniu gleby, a także osunięciem się jej. W ten sposób powstały rowy, o różnej głębokości. Tarou obecnie szedł dosyć blisko skraju podłoża. Łapy samców były niezwykle brudne. Błoto to naprawdę nieprzyjemna sprawa.
Tarou szedł z pochyloną głową rozmyślając czy zdążą przed jutrzejszym wieczorem znaleźć się u celu. Nagle poczuł jak grunt gwałtownie osuwa się spod jego łap. Przerażony nie zdążył jakkolwiek zareagować. Razem z dosyć dużą ilością ziemi i błota znalazł się na dole rowu. Bai podbiegł do jego brzegu, lecz nie podszedł zbyt blisko, aby nie skończyć jak skrzydlaty samiec.
- Tarou?! Cały jesteś?! - spytał. Medyk spojrzał w górę.
- Tak! - zawołał i wstał z ziemi. Był cały w błocie. Nawet pióra przemokły, co skreśliło możliwość wylecenia z rowu.
- Trzymaj się tam! Zaraz znajdę sposób by ci pomóc. - zawołał zielarz i zniknął. Tarou kilka razy starał się jakoś wspiąć, lecz za każdym razem osuwał się wraz z błotem. Po chwili oberwał w głowę pnączem. Zaskoczony i nieco obolały spojrzał w górę.
- Wybacz! - usłyszał zakłopotany głos Bai Langa.
- Nie szkodzi ! - odparł Tarou.
- Chwyć się! Spróbuję cię wciągnąć! - odparł. Tarou zrozumiał o co chodzi przyjacielowi, więc złapał w pysk pnącze, uważając, aby go nie przegryźć. Po chwili Bai zaczął go wciągać, a Tarou zaczął podpierać się i odpychać, aby mu pomóc. Już po chwili mógł stanąć na równych łapach.
- Nie dla mnie takie przygody. - odparł ciężko oddychając. Nie ukrywajmy, poczuł strach nie tylko o siebie, ale i o Baia, aby nie skoczył jak on. Na szczęście wyszli z tego bez szwanku. Nagle podłoże znów zaczęło się osuwać co spowodowało gwałtowne odskoczenie Tarou wprost na Bai Langa. Tym samym obaj wylądowali na ziemi.
- W-wybacz! - zawołał Tarou, starając się jak najszybciej podnieść. Czerwień pojawiła się na jego pysku, a sam basior zaczął nerwowo spoglądać na boki. - Naprawdę nie chciałem, po prostu się wystraszyłem i jakoś tak wyszło... - spojrzał na zielarza z przepraszającym wyrazem pyska.
Bai Lang? ^^
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 593
Ilość zdobytych PD: 296
Brak komentarzy
Prześlij komentarz