- Deus. – mruknąłem do niego swoim typowym tonem głosu, wymuszając na nim to, by zatrzymał się w miejscu.
Odwrócił się w moją stronę, od razu delikatnie siadając, ewidentnie czując ulgę. Westchnąłem głośno, dobrze wiedząc, że w ten sposób za daleko nie dojdziemy.
- Albo będę cię niósł na plecach, albo robimy dzisiaj przerwę. – mruknąłem, zbliżając się do niego i patrząc mu głęboko w oczy, wywołując na nim zwyczajną presję.
Musiałem przymusić go do sprawnej decyzji, ponieważ znałem go tak długo i tak dobrze, że byłem świadomy tego, jak ciężko mu przyznać się do swojej słabości.
- Nie jestem przekonany do tego, by tu zostawać. Również mam wrażenie, że coś nas śledzi. – powiedział, od razu uciekając wzrokiem za mnie.
W jego mimice widziałem to, że klasycznie niczego nie było za nami w tym gąszczu drzew oraz krzewów widać, więc albo było to coś inteligentnego jakkolwiek, albo po prostu my wariowaliśmy z samotności oraz strachu. Obszedłem wilka dookoła, jakbym chciał go zamknąć w jakimś niewidzialnym kręgu.
- Wskakuj mi na plecy i idziemy w takim razie.
Oczywiste było, że zbyt daleko i tak nie dojdziemy w ten sposób. Brak stałych posiłków odbił się również na moim zdrowiu i wytrzymałości. Zima jest brutalną porą roku dla każdego gatunku.
Cierpliwie czekałem, aż Deus wstanie, by potem znaleźć się na moich plecach. Oczywiście od razu poczułem to, że od ostatniej takiej przygody, jemu również ubyło na masie. W tej sytuacji uznałem, że wyjdzie nam to niestety na plus i powstrzymałem się od komentowania tej sytuacji. Kłusem ruszyłem przed siebie, byleby nie dać się zbyt szybko dorwać temu, co nas śledziło. Miałem jednak nadzieję, że wariujemy. Pomimo swojej walecznej natury dobrze wiedziałem, że tak osłabiony i po takim czasie bez normalnego odpoczynku nie będę w stanie wykorzystać w stu procentach swoich umiejętności magicznych i będę musiał polegać na i tak niepełnych, fizycznych możliwościach. Nie wiem dokładnie, ile dałem radę przejść, ale zaczęło się robić już w miarę ciemno. Lasu nie ubywało, miałem nawet wrażenie, że teraz dopiero stał się gęsty oraz łatwiejszy do schowania się dla tego czegoś, co nas śledziło. Zatrzymałem się już jednak w miejscu, na co Deus niemal automatycznie zeskoczył mi z pleców, delikatnie ocierając się o mój bok, jakby chciał się przytulić. Parsknąłem na ten gest, odchodząc od razu od niego i idąc pod pobliskie drzewo.
- Wybacz, że musisz mnie targać na plecach. – usłyszałem od niego.
Niemal automatycznie zwinąłem się w kłębek pod konarem, jakby żadne słowa od wilka obok do mnie nie dotarły. Deus również mnie dobrze znał, wiedział, że nie jestem prawdopodobnie po prostu zdolny do tego, by okazać mu ten rodzaj wsparcia, którego aktualnie potrzebował.
- Wylecz się swoimi roślinkami i idź spać. – powiedziałem do niego, by od razu po tym zamknąć oczy.
Musiałem odpocząć, chociaż mój sen nie mógł być zbyt głęboki, by w razie czego móc zareagować i nas obronić. Mimo wszystko w mojej głowie widziałem znany już sobie koszmar, który dalej wywoływał u mnie przyspieszoną akcję serca oraz wyrzut adrenaliny. Jak zwykle obudziłem się, znowu mając przed sobą wizję nieprzespanej nocy. Z tego powodu podniosłem się, by przejść się parę kroków i spróbować ponownie odpocząć, ale zaniepokoił mnie dźwięk pękających gałęzi. Odwróciłem się w tamtą stronę, od razu widząc świecące się oczy oraz psowatą, warczącą posturę. Stworzenie przypominało przerośniętą hienę i ewidentnie było tym, czego obecność odczuwałem od jakiegoś czasu. Musiałem szybko kalkulować, jak podejść do tematu, nie tracąc przy tym życia. Początkowe szarże zwierzęcia unikałem, by wyczuć, jak szybkie i zwrotne potrafi ono być. Sama budowa jego szczęk dała mi do zrozumienia, że jeżeli będę nieostrożny, to czeka mnie śmierć z ran bądź głodu. Nawet z pomocą Deusa nie udałoby mi się wyleczyć tak szybko, by być w stanie cokolwiek upolować przed naszym zgonem. W tym całym zamieszaniu moim błędem było to, że nie sprawdziłem po wstaniu, gdzie znajdował się basior i już po chwili bestia znalazła nowy, o wiele wolniejszy obiekt zainteresowania, zmuszając moje szare komórki do sprawniejszego działania. Gdy hiena goniła białego basiora, skoczyłem jej na plecy, wgryzając się w jej kark. Zrzuciła mnie z niego, zostawiając mnie na konarze drzewa i od razu jej zainteresowanie wróciło do mnie, dzięki czemu mój towarzysz miał czas na schowanie się wśród zarośli. Niestety nie mogłem pozwolić sobie na identyczny błąd i musiałem zawalczyć. Krew hieny oraz ból zgniecionych żeber dodały mi sił, oraz zwinności, więc mogłem uniknąć jej ataku, jednocześnie podgryzając ją w strategicznych miejscach, takich jak nogi, by skutecznie ją spowolnić. Nie mogłem jednak dosięgnąć okolic szyi, żeby szybko załatwić sprawę, a sam posiadałem limity swojej wytrzymałości, więc również stawałem się wolniejszy. Dlatego ku mojemu nieszczęściu, zostałem złapany przez szczęki potwora, uniesiony, a potem wbity w ziemię. Chciał się mnie jak najszybciej pozbyć, co ku jego nieszczęściu nie udało się mu. Ostatnimi siłami zmieniłem się w cień, pojawiając się przy odsłoniętej szyi. Po materializacji, od razu chwyciłem za krtań, zadając śmiertelny cios przez zmiażdżenie jej. Moje ciało opadło na śnieg, obok pokonanej bestii, mając nadzieję, że Deus użyje, chociaż jednak szarej komórki i zamiast podejmować próby ratowania mnie, będzie próbował uciekać. Mój obraz tracił na ostrości, aż stał się całkowicie czarny. Znikł również ból, który pchnął mnie do próby ratowania swojego życia ze szczęk.
< C.D. będzie Deuska >
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1019
Ilość zdobytych PD: 509 + 5% (25 PD) za długość powyżej 100 słów.
Obecny stan: 534
Brak komentarzy
Prześlij komentarz