- Dzień dobry Pino. - przywitałam wesoło waderę, na co wilczyca uśmiechnęła się szczerze.
- Dzień dobry Shori. Wybierasz się ze mną na śniadanie? - spytała, czochrając mi grzywkę, na co obie się zaśmiałyśmy.
- Dziękuję, może jutro?. Miałam zjeść dzisiaj z Atrehu. - odpowiedziałam przepraszająco, na co Pina ze zrozumieniem skinęła głową. Miałam się bowiem dzisiaj wybierać do lisiego basiora, który proponował mi poprzedniego dnia, iż razem udamy się na drobne polowanie. Oczywiście po naszym patrolu. Miałam się przy okazji czegoś nauczyć. Przed wyruszeniem w drogę, przytuliłam się jeszcze do wadery, po czym podskakując i lekko szybując na skrzydłach, ni to leciałam, ni to biegłam w kierunku Clairière Verte, gdzie miałam się spotkać z Aterhu.
Spokojnie przemierzałam ścieżki udeptane, przez członków naszej watahy. Zauroczona wyjątkowo piękną pogodą, podziwiałam wysokie drzewa, których bezlistne gałęzie pokrywał błyszczący śnieg. Biała substancja mieniła się i skrzyła, pod wpływem promieni słonecznych sprawiając, że w niektórych miejscach była widoczna niewielka tęcza. Gdy powoli opadałam na ziemię, śnieg śmiesznie skrzypiał pod moimi łapami. Wkoło roznosiły się różnorodne zapachy, wzmagane przez delikatny, nadmorski wietrzyk. Mieszał się on z zapachami lasu. Ze wszystkimi zdążyłam się już wcześniej zapoznać, jakież było więc moje zdziwienie, gdy będąc już u celu, do mych nozdrzy dotarły nowe. Zatrzymałam się gwałtownie, po czym przywarłam do ziemi. Nasłuchiwałam przez chwilę. Po krótkiej chwili, do mych uszu dotarły odgłosy zbliżone do tych, które wydawały pasące się jelenie. Po krótkiej analizie stwierdziłam, że nie ma sensu się ukrywać. Podniosłam się więc i idąc już normalnie, ruszyłam się przyjrzeć zwierzętom. Moim oczom ukazała się wesoła gromadka reniferów. Przynajmniej tak mi się zdawało. Słyszałam o nich nieco, ale nigdy wcześniej żadnego nie spotkałam, a już szczególnie, nie na okolicznych terenach. Ostrożnie podeszłam bliżej, aby upewnić się, że to one wydzielały niepokojący mnie zapach. Jak się okazało, woń faktycznie, od nich pochodziła. Postanowiłam obejść w koło miejsce i stworzenia. Owa decyzja była uzasadniona, wewnętrzną potrzebą sprawdzenia, czy aby na pewno, wszystko jest w miarę normalnie. ~No i oczywiście, muszę znaleźć Atrehu. Ciekawe, czy również spotkał się z reniferami?~ Myślałam. Nawet nie zauważyłam, że wpadłam na basiora.
− Nad czym tak rozmyślasz Shori? – Zapytał, uśmiechając się i pomagając mi się podnieść z ziemi.
− To normalne, że są tu renifery? – spytałam, zerkając z wyraźną ciekawością w oczy hybrydy.
− Renifery? – Przytaknęłam i skazałam ogonem, by za mną poszedł. Po krótkim truchcie oboje staliśmy na skraju polanki, gdzie owe rogacze się pasły. Atrehu zastrzygł uszami. Był widocznie zdziwiony widokiem, którego doświadczył. Przez chwilę milczeliśmy, po czym basior zwrócił się do mnie, wyglądając przy tym niemiłosiernie poważnie.
− To nie jest normalne. Trzymaj się blisko mnie. – przytaknęłam i nastawiając uszu, ruszyłam za oddalającym się od reniferów moim mentorem. Węszył on, ruszając w kierunku pul nocnym. Po niespełna pięciu minutach zapach doprowadził nas do jakichś odcisków w śniegu.
− Człowiek – odparł, po chwili liso. -podobny przedstawiciel watahy. Nie wiedziałam, co ma znaczyć, ale wypowiedział to słowo z taką grozą, że przeszedł mnie dreszcz. Spojrzałam pytająco na Atrehu. Basior chwilę myślał, po czym ruszyliśmy w stronę centrum watahy. –To nie misja dla szczeniaka. – powiedział stanowczo, na co cicho mruknęłam. Basior udał, że tego nie słyszał, po czym odprowadził mnie do Piny. Rudy basior odszedł, pozostawiając mnie z niezadającą pytań waderą.
~ A gdybym tak, za nim poszła? ~ Pomysł wydawał się iście kuszący, zważywszy na to, iż do wieczora było jeszcze daleko. Minęło w prawdzie już dobre pół godziny, a Pina drzemała, zmęczona po bitwie na śnieżki. Wiedząc, ze albo teraz, albo nigdy, po cichu opuściłam naszą jaskinię i ruszyłam za wyraźnie, zarysowanym zapachem Atrehu. Szybko i bezproblemowo znalazłam miejsce, w którym jeszcze do niedawna znajdowały się ślady człowieka. Gdy jednak chciałam się im przyjrzeć, zauważyłam, że zniknęły, ustępując miejscu idealnie gładkiej powierzchni. ~Wiedział, że będę chciała za nim pójść.~ Pomyślałam, dodając basiorowi dodatkową zieloną kropkę uznania. Zawęszyłam wkoło. Zadowolona stwierdziłam, że zapachy dalej były wyraźne. Niewiele myśląc, ruszyłam truchtem, kierując się wonią.
Minęły może ze dwie godziny, gdy dotarłam do jakiegoś portalu. Był to spory okrąg z obwódką w czerwono-białym kolorze. Był niczym otwarte na oścież drzwi, przez które mogłam dostrzec, to co działo się po jego drugiej stronie. Stało tam kilka brązowych budynków, a wkoło było mnóstwo świątecznych dekoracji. Rozejrzałam się dookoła, po czym ostrożnie przeszłam na drugą stronę. Przeszłam kilka kroków, po czym usłyszałam skrzypnięcie śniegu, a po chwili dojrzałam spory cień. Nim odskoczyłam, zostałam złapana w czyjeś objęcia. Pisnęłam zdziwiona zaistniałą sytuacją.
− Ty również chciałaś mnie odwiedzić maluchu? – Zapytał rozbawiony i ciepły, męski głos. Odwróciłam głowę, by spojrzeć, kto to taki, a mym oczom ukazał się, nie kto inny, jak Gwiazdkowy Ojciec. Przechyliłam lekko głowę, nie bardzo dowierzając temu, co się stało. – Spokojnie, Twój kolega, przybył tu przed chwilą. Zabiorę Cię do niego. – oparł, gładząc mnie po Głowie, na co tylko ledwo przełknęłam ślinę, która stanęła mi w gardle. Starszy mężczyzna zaniósł mnie do jednego z budynków, po czym postawił, mnie na dywanie, obok karcącego, mnie wzrokiem Atrehu i jakiegoś, widocznie rozbawionego tą sytuacją, białego psa. Na szyi białego, wisiała czerwona obroża ze złotą zawieszką, w kształcie płatka śniegu. – Zostawię Was tu. – odparł Święty, po czym wyszedł, najpewniej wracając do swych obowiązków. Spojrzałam, przepraszająco na rudego basiora.
− Wierzyłem, że się mnie posłuchasz. – zaczął, podchodząc do mnie. – Dzisiaj, miałaś szczęście, że nie trafiliśmy, na niebezpieczeństwo, ale co gdyby jednak zaszła konieczność walki? – spytał. Podkuliłam ogon i spuściłam wzrok, na swoje łapy.
− Przepraszam… − powiedziałam ze skruchą. Miał rację. Nie pomyślałam o konsekwencjach. Nawet Pina nie wiedziała, gdzie się udałam. A jeśli mnie szukała? Na pewno zacznie, gdy tylko zorientuje się, że mnie nie ma. Westchnęłam, cicho wypuszczając powietrze przez pysk.
− Nie powinieneś być dla niej taki surowy. Dzisiaj jej się upiekło. Siedzi w domu nie kogo innego, jak samego Mikołaja. – odparł pies, na którego słowa, podniosłam wzrok. Atrehu westchnął ciężko, po czym wskazał ogonem, bym do niego podeszła.
− Oby to był pierwszy i ostatni raz. – wyszeptał mi do ucha, po czym poczochrał mi grzywkę, uśmiechając się już lekko. Przytaknęłam skinieniem głowy, po czym usiadłam obok i opierając się lekko o jego rude ciało, zapytałam psa:
− Kim jesteś?
− Szron, przyjaciel i czworonożny pomocnik Świętego Mikołaja. – Uśmiechnął się przyjaźnie, po czym podsunął mi cukrową laskę, którą niepewnie przyjęłam. Zerknęłam na Atrehu pytająco, a gdy ten skinął głową, z chęcią zabrałam się do pałaszowania słodkości. Dorośli wrócili, do rozmowy, którą przerwało moje pojawienie się.
− Czyli, renifery uciekły, przez portal? – Spytał mój mentor.
− Zgadza się. Święty nieźle się za nimi nachodził. – odparł z lekkim śmiechem Szron. – Dobrze, że nas o tym poinformowałeś i pomogłeś w ich przyprowadzeniu. Jesteśmy Ci wdzięczni.
− Po części to również zasługa tego urwisa. – odparł rudy basior, i szturchnął mnie lekko w bok, na co przerwałam konsumpcję, swojego słodkiego prezentu. Nie bardzo rozumiałam, w czym tu był mój udział, ale uśmiechnęłam się delikatnie, po czym, oblizując się, spytałam.
− Jak działa portal? Zawsze tam był?
− To jedno z miejsc, w którym się pojawia. Jest to takie miejsce, które działa podobnie do bramy. Mamy ich tu wiele, a każda prowadzi w inny zakątek świata. Myślę, że wiesz, jakie jest ich zadanie. – Uśmiechnął się, puszczając mi oczko. Przytaknęłam, skinieniem głowy. ~Ułatwiają podróże i pracę Mikołaja~ pomyślałam.
Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę. Dojadłam swoją cukrową laskę, a Atrehu przedyskutował ze szronem jeszcze kilka tematów. Po dowiedzeniu się wszystkiego nadeszła jednak pora na powrót. Pożegnaliśmy się ze Szronem i Mikołajem. Oboje odprowadzili nas do portalu. Wróciliśmy na tereny naszej watahy, portal znikł, a my ruszyliśmy w kierunku mojej jaskini. Słońce zbliżało się ku zachodowi. Basior odprowadził mnie do Piny i Naharysa, którzy zabiegani ledwo wrócili do domu. Atrehu wyjaśnił wszystko moim opiekunom, po czym przeprosiłam parę wilków. Na samym końcu, pożegnaliśmy się z lisim basiorem, który życząc nam dobrej nocy, udał się do siebie. Niezwykle zmęczona dzisiejszym dniem, udałam się spać, w objęciach bliskich mi wilków. To był wyjątkowy dzień.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1391
Nagroda za opowiadanie konkursowe: 350 PD
Ilość zdobytych PD: 695 PD + 10% (69 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 1935PD
Ilość napisanych słów: 1391
Nagroda za opowiadanie konkursowe: 350 PD
Ilość zdobytych PD: 695 PD + 10% (69 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 1935PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz