- Posłuchaj, wiem, że to wygląda źle – zaczął się tłumaczyć – Ale postaw się w mojej sytuacji! Od tygodni nie zaznałem dobrego snu. Jak mam sypiać sam, to czasami dopiero po czterech, pięciu dniach zasypiam, a śpię wtedy krótkim, płytkim, przerywanym snem. Byłem zdesperowany, by zaznać, chociaż odrobinę snu. Po namyśle stwierdzam, że nie myślałem trzeźwo, podejmując tę decyzję. – potrzebowałem go. Większość wilków i tak nie pamięta swoich snów… Jesteś wyjątkiem pod tym względem. Wybacz, jeśli poczułeś się zagrożony. Przyjmiesz moje przeprosiny?
Basior chwilę milczał, nim odpowiedział:
- Przyjmuje. Powiedzmy, że mam kontrolę.
- Naprawdę mi przykro, nie chciałem zaglądać w tak prywatne sny. Z zasady staram się unikać koszmarów. Kim był ten starzec? Twoim tatą?
Ten od niechcenia odpowiada.:
- Eleshar, bo tak ma na imię, był, powiedzmy przybranym ojcem.- Na końcu westchnął ciężko.
- Co się z nim stało? – spytał ostrożnie, zaciekawiony.
- Umarł ze starości. Słuchaj, wiele zadajesz pytań, może sam coś opowiesz? – skontrował wilk.
- A co byś chciał wiedzieć? Mogę ci odpowiedzieć na pytania, ale wątpię, by odpowiedź była ciekawa.
- Przejdźmy do sedna, co się stało, że opuściłeś stare stado?
Niepewny jak to ująć milczał chwilę:
- Zostałem wygnany za coś, czego nie zrobiłem.
- Hmm co zostało ci zarzucone? – spytał tamten z nieufnością.
Trafił w czuły punkt. Przez chwilę zastanawiał się, czy powiedzieć prawdę, ale postanowił być szczery:
- Od swoich narodzin miałem przypiętą łapkę tego „przeklętego”. „Dziecię demonów” mówili starzy. Młodzi śmiali się „rogate dziwadło”. Byłem przez to wielokrotnie prześladowany, bity, upokarzany – wymień, ile tego chcesz. Choć nigdy niczego nie zrobiłem niczego źle, cały świat był przeciwko mnie, tylko dlatego, że istnieje. Mimo wszystko, dopóki miałem matkę, starałem się spełnić jej prośby. Byłem miły, uczynny i znosiłem z dnia na dzień wszystkie te zarzuty przeciwko mnie. Miałem głęboką więź z matką, wiesz? To z nią codziennie dzieliłem sny. Znałem ją lepiej niż ktokolwiek inny, a ona znała mnie. Była najcudowniejszą osobą, jaką znałem. Jasne, miała swoje słabości jak każdy, ale to jej zawdzięczam to, kim jestem. Przetrwałem tak długo, bo mogłem się zawsze ukryć w jej uścisku. Jednak i to się skończyło. Pewnego dnia przyszła zaraza. Nazywana „zarazą śpiących”. Początkowo pojawiała się bezsenność, ale to był tylko fortel. Następnie przychodziło zmęczenie. Później majaki. Zaraz po tym senność, która ogarniała cię na zawsze. Po kilku dniach śmierć. Byłem przerażony. Jak każdy. Jednak każda katastrofa potrzebuje kozła ofiarnego. Tym zostałem ja. Wszystko szło dobrze dop- dopó – głos mu się załamał – Dopóki matka nie zachorowała. To był cios w mojej serce. Modliłem się do bogów, by stał się cud, by mnie ukarali, tylko uchowali ją. Jednak ci byli głusi na moje prośby. Jej ostatnie słowa jednak zmieniły wszystko. Pamiętam je, jakby zostały wypowiedziane wczoraj:
„Przetrwaj. Dla mnie. Znajdź ludzi, dla których będziesz szczęśliwy, a którzy będą szczęśliwi dla ciebie. Najważniejsze jest to, żebyś pamiętał. Każdy mrok skrywa swoje tajemnice, jednak bez ciemności nikt by się nie schował się przed ogniem nienawiści. A ty nie jesteś potworem, tylko moim synem, moim światłem. Obyś stał się czyimś światłem i znalazł swoje.”
Zaśmiał się cicho pod nosem – Nie miało to może całkowitego sensu, lekko już majaczyła, ale te słowa trąciły struny gdzieś głęboko we mnie. Kiedy zapadł werdykt, nie widziałem tego jako kary tylko jako nową okazję. Po to tu jestem. Szukam swojego światła, swojego miejsca.
Yneryth?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 536
Ilość zdobytych PD: 268
Obecny stan: 931
Brak komentarzy
Prześlij komentarz