Mając przed swoimi oczami kolejną odmowę Deusa, dotyczącą opuszczenia terenu watahy, poddałem się i zaakceptowałem to, że albo tu zostaję z nim, albo nasze drogi w końcu muszą się rozejść. Gdzieś w moim wnętrzu kuło mnie to uczucie, miałem wrażenie, że zostałem zdradzony z jego „nowymi przyjaciółmi”. Z tego powodu oddaliłem się na kilka dni od watahy, by spokojnie wszystko sobie uporządkować w głowie. O wiele lepiej czułem się, mogąc wrócić do lasów, niż kolejny dzień spędzić zamknięty w jaskini. Liczyłem na to, że stanie się coś, przez co Deus postanowi jednak ze mną odejść, ale jednocześnie zauważyłem, że odpoczynek, jakiego doświadczył, poprawił jego kondycję oraz siłę. Chyba taka po prostu miała być kolej rzeczy, a chociaż ciężko mi to przyznać, życie w grupie miało swoje plusy i w pewien sposób nawet mi lżej było, dzieląc się niektórymi zadaniami, niż robiąc niemal wszystko razem. Było mi to tak ciężko przyznać, że po prostu odszedłem, przynajmniej na jakiś czas, wracając do lasu. Nie wiedziałem już, w której części watahy się znajduję, czy w ogóle jestem na jej terenie. Po prostu szedłem, tak, jakby miało to sprawić, że zwyczajnie przestanę myśleć. Nie działało to zbyt dobrze, dalej w głowie kotłowało mi się niesamowicie wiele myśli. Byłem do tego stopnia oderwany od rzeczywistości, że nie zauważyłem nawet królika wbiegającego w pułapkę na niedźwiedzie, która zabiła go jednym uderzeniem. Nawet ja od tego huku delikatnie podskoczyłem, po czym stanąłem, jak wryty przypatrując się całemu obrazkowi. Zbliżyłem się do martwego zwierzęcia, od razu uświadamiając sobie, że jeżeli dalej nie będę uważać, mogę skończyć tak, jak on. Rozejrzałem się po okolicy, widząc kolejną nieszczęsną pułapkę. Ta była jednak otwarta. Postanowiłem nie kusić losu i w żaden sposób nie zbliżać się do niej, wolałbym nie kusić losu. Każdy krok wykonywałem bardzo ostrożnie, by upewnić się, że w żadną z pułapek nie wejdę, jednocześnie szukając jakichkolwiek śladów, które mogłyby mnie naprowadzić na właściciela owych sideł. Nie mogłem jednak namierzyć żadnego tropu, więc schowałem się w zaroślach nieopodal, by obserwować to miejsce. Liczyłem na to, że właściciel sideł pojawi się i będę mógł się go pozbyć. W czasie oczekiwania nawet na chwilę zamknąłem oczy, by odpocząć. Właściciel sideł pojawił się wieczorem. Była to przerośnięta, ruda wiewiórka. Nie sądziłem, że są one w stanie spożywać mięso. Jak widać, codziennie uczę się czegoś nowego. Nie miałem zamiaru dawać jej szansy na zwyczajne odejście, dlatego przypuściłem atak, kiedy była odwrócona do mnie plecami. Szybko zatopiłem w jej karku swoje kły, a dzięki sile rozpędu straciła równowagę. Była już moja, złapałem jeszcze tylko za gardło, by udusić swoją ofiarę, ignorując jej wszelakie próby otworzenia moich szczęk czy innego uszkodzenia mojego ciała. Owo polowanie zakończyło się sukcesem, nie dość, że miałem zapewniony posiłek, to dodatkowo część negatywnych emocji zeszła z mojego ciała, umożliwiając mojej głowie spokojne myślenie na nowo.
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 465
Ilość zdobytych PD: 232 PD
Nagroda za Quest: 300 PD +3 pkt zwinność, +2 pkt inteligencja
Obecny stan: 1396 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz