Po zaprowadzeniu nowo zapoznanego basiora, Naharys nie miał, co zwlekać z czekaniem, bowiem musiał wracać do obowiązków. Poza tym, po co miałby czekać? Chciał wreszcie zaliczyć następny dzień ciężkiego treningu i wrócić do domu. - ciepłego domu, gdzie czekaj na niego Pina wraz ze szczeniakami. Poza tym, ten basior o oryginalnym i trudnym do zapamiętania imieniu, wyglądał na dość podejrzanego. - Takie przynajmniej było zdanie Naharysa. Samotnie ruszył przed siebie w stronę polany, a w drodze do niej, musiał pokonać wijącą się ścieżkę, mknącą ku zagajnikowi. W trakcie, udało się mu spotkać z Eienem w towarzystwie Tsumi. - wyglądała na dość przybitą i przygnębioną po ostatnim wydarzeniu związanym z jej poronieniem. - nie wątpliwie potrzebowała towarzystwa i takowe u śnieżnobiałego basiora jej pasowało. Rozmawiali o czymś, przy czym nie tłumili śmiechów i żartów. Naharys przywitał ich jednym skinieniem głowy i ruszył dalej. - był już blisko skraju zagajnika.
Przecisnął się przez zawalony pień, bowiem był za wysoki i gruby, aby się na niego po prostu wspiąć. Takie przeciskanie się od razu przywołało w jego pamięci wspomnienie ze szczenięcych lat. - długi i szeroki poligon, najeżony od początku do końca przeszkodami i pułapkami, które zasadzili dla niego rodzice. Chcieli wykrzesać z niego i rodzeństwa, jak najwięcej, starali się, aby stali jak najlepsi. - no i może w pewnym sensie udało się im. ~ Pomyślał z uśmiechem Naharys. Efektem był rozrywający ból w mięśniach, ciężka praca łap przy treningach bojowych robiły swoje. - nie brak zręcznej gracji i siły w walce, aczkolwiek bywały dni, gdy po prostu miał już tego wszystkiego dosyć. Czasami nachodziły go marzenia nad zmianą dotychczasowego zajęcia na coś przyjemniejszego. - na przykład wziąłby przykład z Nabi i nauczył się co nieco o zielarstwie, przebranżowiłby się na botanika? Spokojna, przyjemna praca bez stresu i krzyków dowódcy nad głową. Z uśmiechem rozkoszował się wizją, którą stworzył w swym umyśle, jakby to była ulepiona śnieżka. - która w pewnym sensie jest po to, aby nią w coś rzucić. Został stworzony do walki i trudno mu było jednak zmienić przyzwyczajenia. W następnym momencie, w powietrzu roztoczył się zapach mięsa i świeżej juchy. - Jak się później okazało, Naharys nakrył trenujących na małym co nieco. Siedzieli w kręgu, a w centrum jego martwy jeleń leżał w zaplamionym we krwi śniegu.
- Co robicie? Czemu nie trenujecie? - zapytał Naharys.
- Dowódca jeszcze nie przyszedł, więc korzystamy z wolnego. Chodź, przysiądź się do nas! - Powiedział nowy wilk Dusław i poklepał wolne miejsce obok.
Basior odmówił jednak wspólnej biesiady, bowiem nie odczuwał zbytniej potrzeby zbytecznego zapełniania żołądka, więc postanowił potrenować w samotności. Naharys, aby nie marnować czasu, wziął się za trening na wahadle. - czyli takim watahowym pniaku, uwiązanym lnianą za grubą gałąź wysokiego dębu, najeżony od góry do dołu z pozoru ostrymi kolcami. - była to bowiem iluzja. Naharys wiedział też, że trening na wahadle nie polegał też na zwyczajnych unikach, gdyż czary władające nad pniem, wyczuwały położenie trenującego i nakierowywały je w jego stronę długie ciernie. Przy każdym ataku wahadła, Naharys wykonywał to bardziej wyrafinowane uniki, czynione z kocią gracją i precyzją. - czuł się w tym najlepszy. Zwinne przewroty i szybkie susy kojarzyły się mu bowiem ze szczenięcymi latami. Rodzice nie dawali mu nawet pomyśleć o chwili wytchnienia i w trakcie treningów, sporo było takich zajęć.
- Cześć. - odezwał się głos za nim, który wytrącił go z rytmu. Zdekoncentrowany Naharys oberwał pniakiem w brzuch i odrzucony na kilka metrów, wylądował w głębokiej śnieżnej zaspie. Jak się okazało, był to nie kto inny, jak Yneryth.
~ Osz ty w d**ę kopany, ale to wahadło ma obryw... - pomyślał oszołomiony Naharys i wygrzebał się spod grubej warstwy śniegu.
- Wybacz, ja nie chciałem. - dodał zaraz basior, który wyglądał na nieco zmieszanego.
- Nie ma co wybaczać, nic się nie stało... o cholera, ale oberwałem.
~ Dobrze, że nie miałem zapełnionego żołądka tamtym jeleniem.. inaczej już bym to zwracał. - pomyślał z przekąsem Naharys.
- A ja myślę, że jednak potrzebny ci jest medyk. - przyznał basior. Exan pozwolił sobie na zignorowanie tejże uwagi, bowiem nie raz obrywał w życiu, i to mocniej niż przed chwilą. Bywało nawet tak, że pod wpływem mocnego bólu, był bliski omdlenia. - O ile dobrze pamiętał, stało się tak, gdy złamał piszczel, przy jego nastawianiu zaś, niemal widział przed oczami mroczki i gwiazdy, a coraz to większą część obrazu ogarniała ciemność. Piekielnie nieprzyjemne uczucie. - więc powiedzmy, że cios w brzuch od wahadłowca przy tym, to jak pieszczotliwe muśnięcie.
- Nie trzeba, dzięki. - odparł Naharys, zbliżając się do basiora. - I co? Alfa zaakceptowała cię? Należysz do watahy?
- Tak, powiedzmy że tak, mam zapoznać się z każdym.
- I jak Ci idzie? - zapytał, przekrzywiając lekko głowę w bok.
- Cóż... wolałbym nocą chodzić po lesie, ale cóż... rozkaz to rozkaz.
Naharys wykrzywił usta w łagodny uśmiech, aczkolwiek nie wyrażał jakichś zbytnich emocji.
- Rene nie jest złą Alfą, przekonasz się o tym.
Yneryth pokiwał głową dość powoli, jakby od niechcenia. - Naharys dostrzegł też błysk niechęci w oczach basiora, ale ten fakt wolał zatrzymać dla siebie. Nie umiał wymawiać myśli głośno, jak to mają w zwyczaju inne wilki, ale zastanawiało go też, z jakiego powody ta jego niechęć. Być może kryła się za tym jego życiowa historia. - bądź co bądź, każdy jakąś miał. Czy to dobrą, czy też złą. Naharys podejrzewał jednak, że stanowczo to drugie. - coś złego musiało się mu przytrafić, ale co? Tego już nie potrafił wyczytać z jego oczu.
- Mam nadzieję. - odpowiedział zdawkowo Yneryth - Więc ehmm...
- Tak? - mruknął Naharys.
- ... może ja już pójdę. Pewnie zabrałem ci i tak zbyt dużo czasu.
Z tymi słowy odwrócił się w przeciwną stronę i powędrował w nieznaną Exanowi stronę, a on sam, stał jak te wbite widły w twardą ziemię, z zaskoczeniem w zielonych oczach, przyglądał się Ynerythowi.
<Yneryth?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 924
Ilość zdobytych PD: 462 PD
Obecny stan: 2617 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz