Szedłem po terenach watahy, ciągle w głowie słyszałem te przeklęte głosy. Znów chciały, bym kogoś skrzywdził, lecz ja nie chciałem. Postanowiłem, znaleźć sobie zajęcie. Znalazłem kilka ciekawych kamyków, więc poszedłem na poszukiwania idealnego znaleziska, zajmowałem wtedy głowę czymś innym niż tymi głosami. Szedłem ścieżką, uważnie patrząc na nią, może na niej będą jakieś ładne kolorowe kamyczki? Niestety myliłem się, nie było żadnego, ale dalej podążałem ścieżką, nie patrząc przed siebie i wokoło. Parę mil od plaży, lecz nagle moje nozdrza wyczuły zapach, zapach mi obcy. Zacząłem iść więc wolniej, nie wiedziałem, czy jest to nowa osoba z watahy, czy może ktoś obcy. Moje instynkty mordercy powoli się aktywowały. Wystawiłem pazury i użyłem swojej mocy klona, by zrobić swoją kopię za danym wilkiem. Usłyszałem krzyk, wtedy wiedziałem, że dany osobnik przestraszył się mnie za sobą i jest skupiony na klonie. Szybko się odwróciłem i z furią w oczach rzuciłem się na wilka. Wilk okazał się szyki, gdyż odskoczył na bok. Stałem naprzeciwko niej najeżony, mój klon również to zrobił, lecz zaczął ją otaczać, by nie miała jak uciec.
- Hej nie szukam kłopotów. - krzyknęła.
Głosy w mojej głowie kazały mi nie słuchać tego, co mówi i zaatakować. Skuliłem się i łapami złapałem się za głowę, wbiłem pazury w nią. Zacisnąłem zęby i cicho mówiłem.
- Przestańcie. Przestańcie.
Podeszła do mnie powoli, nie widziałem jaj wzroku, gdyż skupiłem się na jednym punkcie w ziemi. Usiadła koło mnie.
- Wszystko dobrze? Mogę jakoś pomoc? - zapytała niepewnie.
Szybko wyszukałem ze swojej sakiewki na grzbiecie kamienia, był to kryształ górski. Oplotłem go niegdyś znalezionym drutem i z pozostałości łańcuszka zrobiłem naszyjnik, lecz nigdy go nie zakładałem, gdyż bałem się, że ktoś w walce może to wykorzystać na swoją korzyść. Dlatego trzymałem go w sakiewce zrobionej z króliczej skóry.Ucałowałem kryształ górski i oplotłem sobie na wysokości łokcia. Wypowiadałem jakieś słowa.
- لطفا اورا، دعای مرا بشنو. صداهای شیطانی را از سرم بیرون کن تا به کسی صدمه نزنم.
"Proszę Aura, wysłuchaj moją modlitwę. Odpędź złe głosy z mojej głowy, bym nie skrzywdził nikogo wokoło"
Wadera odskoczyła w tym i nie wiedziała co zrobić.
- Nie chce Ci nic zrobić! Nie szukam problemów, tylko domu! Nie chcę walczyć.
Gdy kryształ lekko zaświecił, poczułem ulgę, głosy w mej głowie ustały. Wstawałem i spojrzałem mętnym wzrokiem na waderę.- Wybacz.. Nie chciałem, by ktokolwiek widział mnie w tym stanie... - odparłem bez emocji.
Wadera milczała dalej, była przerażona i gotowa do ucieczki, na wszelki wypadek.
- Jest tutaj wataha, może ona będzie twoim domem?
Oczy zaświeciły się wilczycy na wiadomość o watasze, jednak najpierw odpowiedziała basiorowi.
- Nic się nie stało. Jeśli zdenerwowałeś się przeze mnie, to przepraszam.
Czując, że kryzys został zażegnany, usiadła i spojrzała na wilka stojącego przed nią.
- Myślisz, że mogłabym dołączyć? - spytała niepewnie. - Byłabym przeszczęśliwa, ale sama do końca nie wiem, jak działają watahy i dołączanie do nich. - dodała wyraźnie zawstydzona.
- Jak mnie przyjęli to raczej Ciebie również powinni — odparłem. - Mogę zaprowadzić cię pod jaskinie Alfy, jeżeli chcesz
Copycat?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 485
Ilość zdobytych PD: 242
Obecny stan: 242
Brak komentarzy
Prześlij komentarz