Yneryth nie wydawał się mu zbyt groźną osobą, ale życie nauczyło go, że nawet takie pozory trzeba brać pod uwagę, nieważne czy one są mniej czy bardziej istotne. Nie miałby nic przeciwko, aby basior przespał się u niego, ale...
Gdy Pina urodziła mu dwa zdrowe i piękne szczeniaki, na dodatek pod swe skrzydła przygarnęli podrzutka, Naharys nie mógł mieć pewności, czy w obecności Yneryth'a poczuliby się bezpiecznie, ale też nie pozostawił obcego bez schronienia. Znaleźli po drodze jakiś pustostan, nieużywany już od zamierzchłych czasów, a mimo tego, Yneryth nie miał nic przeciwko.
W drodze powrotnej, Naharys marzył już tylko o tym, aby zakopać się pod ciepłe futra i przytulić ucho do piersi Piny, aby posłuchać pieśni jej serca.
Szczeniaki po wieczornym karmieniu, spały spokojnie przytulone do matki, Pina natomiast leżała z grymasem zmęczenia... - jakby przebiegła całodniowy maraton, ale gdy jej partner stanął w wejściu, uniosła głowę i nie musiała nic mówić, że tęskniła za nim. Jej wzrok mówił wszystko. "Czekałam na ciebie".
Shori tymczasem wróciła z dodatkowych zajęć u Atrehu, bowiem lisi basior poza rzetelną nauką, zapewniał jej wiele rozrywek - dosłownie, jakby waderka miała wielu ojców - pomyślał i zaśmiał się wesoło.
W tamtym momencie żadna inna myśl, nie miała miejsca w jego głowie, poza rodziną i ich bezpieczeństwie.
Naharys opowiedział Shori przed snem ciekawą bajkę o " Lisie i jaskółce", wiedział bowiem, że to jej ulubiona i uwielbiała ją słuchać, a Naharys zakładał, że to jedyny sposób, aby waderkę złożył spokojny, szybki sen. Shori przymykała powoli oczy, basior po skończonej opowieści, uraczył przybraną córkę ciepłym pocałunkiem w czoło, po czym wtulił policzek w ciepłą pierś Piny.
Nie śniło się mu nic specjalnie dziwnego ~ sen mógłby potraktować jako retrospekcję z dzieciństwa. Mile przebiegnięte na poligonie u boku jego przybranej siostry, a potem scena treningu walki pod czujnym okiem mistrza bitwy i ojca. Ojciec był w szczególności dla nich bardzo surowy, jeśli chodziło o nieudolność - nie karał ich biciem, ale kazał biegać po skalistym, nierównym terenie, zwanym Torem Skał, gdzie nie trudno było o złamaną łapę.
Obudził go świt, a wraz z nim pierwsze oznaki wschodzącego słońca - niebo na wschodnim horyzoncie poczęło jaśnieć, przybierając złoto żółtą barwę. Ziewnął cicho, ale przeciągle i rozejrzał się wokół. Shori wraz z Eredenem i Shininem jeszcze spali, a Pina zaś gdzieś zniknęła. Okazało się, że oprawiała wczoraj upolowanego zająca na śniadanie, więc nie martwiąc się zbytnio, postanowił, że prześpi się jeszcze trochę.
Pomijając rodzinne rytuały i codzienną rutynę, Naharys wyszedł wczesnym rankiem z jaskini w kierunku, gdzie wojownicy zazwyczaj trenowali swe zdolności. Po drodze natknął się na tego basiora, którego spotkał wczoraj... jak on miał na imię? Miał takie krótkie, ale niezwykle oryginalne imię, zaczynające się na "Y".
- Cześć ponownie...Yyyy- zaczął Naharys, ale nadal szukał w pamięci jego imienia.
- Yneryth. - przypomniał mu żółtooki basior.
- Chcesz, mogę ci towarzyszyć w drodze do Alfy.
<Yneryth?>
Ilość napisanych słów: 467
Ilość zdobytych PD: 233 PD
Obecny stan: 550
Brak komentarzy
Prześlij komentarz