Dwa miesiące. Dokładnie tyle byłam już członkiem Watahy Renesme. Ile przez ten czas się działo? Naprawdę sporo. Jednak mimo wielu cennych lekcji i doświadczeń nadal nie potrafiłam latać. Po kuracji u Lony oraz taty, wszystko sprawnie się zaleczyć i mogłam już wrócić do swoich prób nauki latania.
Jęknęłam sfrustrowana, gdy po raz kolejny wylądowałam w piachu, na wybrzeżu. Na pewno dorobiłam się dzisiaj nie jednego siniaka. Postanowiłam, że poleżę sobie w tej jakże komicznej, dla osoby trzeciej pozycji. Przecież nic złego nie może się stać.
− Wszystko w porządku maluchu? – Usłyszawszy obcy głos, wstałam, pośpiesznie otrzepując się z kilkumilimetrowego kruszywa.
− Tak, tak, nic mi nie jest. – odpowiedziałam, a mym oczom ukazał się młody basior, o bogowie, z pięknymi skrzydłami.
− Całe szczęście – odpowiedział z wyraźną ulgą. Podleciał bliżej i usiadł kilka kroków przede mną.
− Kim jesteś? Nie widziałam, Cię tu wcześniej. – Spytałam, badając wzrokiem wilka.
− Ah tak, wybacz. Jestem Noiter, niedawno dołączyłem do watahy. Nowy opiekun. – powiedział, po czym uśmiechnął się miło. –A Ty?
− Shori. – odpowiedziałam krótko, lecz po chwili nieco przygnębiona dodałam. – uczę się latać, ale coś marnie mi to idzie.
− Naprawdę? Dlaczego rodzice ci nie pomogą? –Spytał basior, przyglądając się moim poczynaniom.
− Nie mają skrzydeł. – odpowiedziałam, po czym wskoczyłam na metrowe wzniesienie. Wzięłam rozbieg, po czym wyskoczyłam nad plażę, trzepocząc skrzydłami. Przez chwilę szybowałam ten kąsek nad ziemią, niesiona nadmorskim wiatrem, po czym zleciałam z głuchym hukiem, gdy tylko przestało wiać. Przeklęłam pod nosem swoją jakże mizerną próbę.
− Źle rozkładasz ciężar ciała. Ruch skrzydeł też masz do poprawy… − oznajmił Noiter, podchodząc do mnie.
− Mówisz? – spytałam, na co ten przytaknął i pomógł mi się podnieść. W jego oczach dostrzegłam tajemnicze iskierki. Co one znaczą?
<Noiter?>
A może tak lekcje latania?
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 273
Ilość zdobytych PD: 136
Obecny stan: 821
Brak komentarzy
Prześlij komentarz