- Komuś odezwał się instynkt. - powiedziała Lonya dość żartobliwie, wykrzywiając jednocześnie uśmieszek na swój sposób dość prowokujący. Naharys już miał powiedzieć coś, ale ugryzł się momentalnie w język - nie chciał bowiem, aby mały to usłyszał, więc wedle dobrego wychowania wolał nie komentować złośliwości przybranej siostry. Ograniczył się jedynie do przewrotu oczami.
- Nauczyłem się rozpoznawać kłamcę! - Pochwalił się z radością w głosie, gdy ujrzał zbliżającą się Lonyę.
- Naprawdę? A kto Cię tego nauczył? - Naharys pierwszy raz dostrzegł coś takiego w Lonyi - gdy utkwiła wzrok w malcu, przybrał on bardzo ciepły wyraz, co prawdę mówiąc, nie każdy mógł na to zasłużyć. Wyjątkiem mógł być Naharys, ale on sam przyglądał się tej uroczej scenie z wyraźnym uśmiechem.
- Naharys oczywiście! Pokazać Ci? - Niko demonstrujący swój entuzjazm i podnietę, zamachał ogonem.
- No jasne! Ale ostrzegam cię, że jestem w tym świetna. - Lonya wyraźnie okazała, że rzuca malcowi wyzwanie. - Utalentowana ze mnie kłamczucha. - dodała wadera, gdy zbliżyła pysk do ucha malca.
- Co powiecie na to, że pobawimy się wspólnie w jaskini? Robi się ciemno, a wtedy trudniej będzie odkryć kłamstwo. - Zaproponował Naharys i żartobliwie puścił Niko oczko.
- Jesteś pewien, że nie chcesz iść? - zapytała Lonya.
- Miałem dzisiaj wieczorem spotkać się z Piną, ale zrozumie to. Jestem pewien, że Tsumi już doniosła do niej, że kibluję z tobą za aferę w gaju jabłoni. - odparł z przekonaniem.
Tak więc zgodnie z nadchodzącym zmierzchem, futro basiora przybierało mroczne kolory i odcienie, począwszy od czubka długiego ogona, po szczyt jego wrażliwych uszu. Niko dosłownie nie mógł się nadziwić, jakim sposobem Naharys to uczynił, a on z uśmiechem zdradził mu, że jego futro jest nadnaturalne, na co Lonya odpowiedziała cichym parsknięciem.
I tak dalsza droga do jaskini Lonyi potoczyła się dość spokojnie: Niko zajęty swą zabawą w łapanie wyimaginowanych myszek, Lonya na dodatek, jako część zabawy, pokazała mu pozycje łowieckie, przydatne w prawdziwym życiu.
- To ja może pójdę. - zaczął Naharys, ale dalszą część przerwała złośliwość Lonyi.
- Co? Jednak dezerterujesz?
Naharys zmrużył oczy w teatralnej złości. Wystawił język.
- Nie, idę coś upolować! Młody coś musi jeść, co nie?
Lonya wybuchła długim śmiechem, zarzucając głowę do tyłu.
- Przecież żartuję... - burknęła i odwracając się w stronę wylotu swojej jaskini, dodała głośno, specjalnie, aby basior usłyszał - ...tatuśku.
I prędko, jak mała waderka, po uczynionym psikusie, pobiegła do wejścia. Naharys z uśmiechem pokiwał głową. ~ Ja ci dam tatuśku, mała żmijeczko. - Parsknął na tę myśl i pognał w kierunku lasu - w stronę gdzie krwisto-pomarańczowy talon słońca już zanikał poza granice widnokręgu.
~ Jakiś czas później~
Naharys gwałtownie odwrócił głowę, trzymając w pysku dwa dorodne króliki za ich długie, pokaźne uszyska. Jakaś część jego podświadomości podpowiadała mu, że to jedynie szmer zza krzaków wywołany wiatrem, ale zapach podpowiedział mu co innego. Gdyby nie typowa ciekawość, Naharys odwróciłby się na pięcie i powlókłby mięso z powrotem do siostry, ale nie, oczywiście musiał sprawdzić, co się stało. Gdy tak przepychał się przez krzaki, zza kurtyny suchych gałązek, ujrzał wilka rozprawiającego się nad martwym ciałem dzika. Po zapachu stwierdził też, że takowy osobnik nie pochodził z watahy, wręcz przeciwnie - cuchnęło od niego obcością. Basior upuścił dwa martwe zające, które pacnęły z chrzęstem na śnieg, jak dwa worki wypełnione pluszem.
Obcy wilk rwał łapczywie mięso, nie zwracając uwagi na ulewającą się z podbródka gęstą, śmierdzącą czarną juchę, która następnie brudziła biel śniegu obok swych łap. Naharys odkrył wtedy, że dzik nie był do końca martwy - miał przetrącony kark i makabrycznie rozerwany brzuch, z którego wilk wyrywał kawałki wątroby - żył i dogorywał w męczarniach.
Exan wyłaniał się powoli zza krzewu, czarny jak to nocne niebo, złote oczy, wypełnione zapalczywością, jak to zawsze bywa u niego, błysnęły w świetle srebrzystego światła księżyca w pełni. I wtedy obcy go dostrzegł. Na jego widok, wilk zamarł w bezruchu, jakby mu się uważnie przyglądał. Potem mlasnął, pociągnął krwawym językiem po policzku, z podbródka spadł mu fragment odgryzionej wątroby.
- Czego tu?! To moja padlina, nie tykaj! - wymruczał obcy. Naharys nie ruszył się, ale badawczo przyglądał się obcemu. W jego pięknych, aczkolwiek mętnych szarych oczach spostrzegł iskierki szaleństwa - wystarczyło, że wilk popatrzył się chwilę, aby wywołać w kimś niepokój.
- Z tego, co widzę, dzik jeszcze nie jest padliną. - zauważył Naharys, spojrzawszy na fakt, że zwierzę w tym momencie wydawało ostatnie w swoim życiu tchnienia. A potem zamarło.
- Matka z ojcem nie uczyli cię, żeby nie wpier****ć się w czyiś posiłek? Można sobie napytać biedy, frajerze! - skomentował ostro uwagę Naharysa i zarechotał opętańczo. Basior zaczynał zyskiwać na pewności, że w tym momencie miał do czynienia z szaleńcem. Zaiste z prawdziwym, niebezpiecznym szaleńcem.
- Nie, ale matka z ojcem nauczyli mnie, jak radzić sobie z takimi owcoje***mi, jak ty - W jego głosie nie brzmiała irytacja. To nawet nie nazywała się agresja. Naharys mówił spokojnie, aczkolwiek instynktownie zmarszczył policzki, aby zaprezentować przeciwnikowi rząd długich i ostrych zębów.
- No proszę, wilczek potrafi odpysknąć! - warknął szaleniec, plując pod łapami Naharysa krwawą śliną. Odsunął się od świeżo zabitego dzika, nie spuszczając Exana z oczu - obserwował i obliczał swoje szanse, Naharys zaś oceniał wiek obcego - na oko dałby mu sześć albo siedem lat, czyli zakładając, że ma do czynienia z życiowym wilkiem to i walka nie będzie z nim łatwa. - Wypier****j stąd, inaczej urwę ci łeb, a potem naszczam do gardła, cwaniaku. Masz ostatnią szansę.
- Czemu miałbym ustępować ci miejsca w watasze, do której należę. Wiesz, że mam prawo Cię zabić? Nie chcesz chyba się ze mną mierzyć?
- Ty mi grozisz? Mi nie można nikim ani niczym grozić, szczeniaku! Chodź do papy Hugosha. Pokażę ci, s**o kto tu rządzi. Grrraaarr!!!
Wilk zwany Hugosh wykonał sus w jego stronę z obnażonymi zębiskami i odsłoniętymi pazurami, a czarny basior natomiast odsunął się na bok, ale stary wilk wiedział, co w tej sytuacji zrobić - zdezorientował Naharysa ciosem swego ogona w nos. Nasz bohater potrząsnął głową i przegapił okazję na kolejny unik, bowiem jego przeciwnik wczepił się swymi zębami w bok jego karku. Wykorzystawszy siłę swych wiekowych, aczkolwiek nadal mocnych mięśni, cisnął młodym basiorem o pień drzewa. Naharys prócz promieniującego bólu w karku, odczuł też silne uderzenie w bark, które doprowadziło go do szaleńczej wściekłości.
~ Oddychaj i skup się! - przypomniał sobie słowa ojca, zanim totalnie zatracił swój umysł w gniewie.
- Hahaha... coś kiepsko cię starzy nauczyli walki! Może w rzeczywistości ojciec to nieudacznik, a matka dzi**ą, którą być może kiedyś miałem! Ciekawe, czy to ona tak piszczała, gdy ją ostro brałem, jak gorący ogier swoją klacz. No przyznaj się, frajerze!
~ Oddychaj i skup się! - powtórzył, tym razem głośniej baryton ojca. Naharys odetchnął głęboko i nie spuszczał wilka ze swych złotych oczu.
- Masz jeszcze szansę, aby się poddać, młokosie! No dalej! Czemu nie uciekasz?! - warczał wilk.
Naharys podniósł głowę wyżej, wyszczerzył się w złowrogim uśmiechu.
- Nie nauczono mnie uciekać. - odparł Naharys.
Gdy wróg zaatakował po raz kolejny, Naharys był gotowy na obronę - stary wilk, mknąc ku niemu z wystawionymi pazurami, basior stanął dęba, jak wściekły ogier i wykonał cios w miejsce poniżej szyi przeciwnika, tym samym zyskując nad nim przewagę. Stary zwalił się na grzbiet z donośnym łoskotem, do tego przygnieciony łapą oponenta, nie miał możliwości aby się podnieść. Naharys uniósł łapę i zaczął okładać starego basiora ciosami, wspomaganymi cięciami ostrych, jak skalpel pazurami. Raz za razem, cios stawał się coraz to silniejszy. Gdy przerwał, policzki, pysk i czoło przeciwnika były rozorane krwawymi pręgami po pazurach i posiniaczone w miejscach, gdzie Exan włożył solidną porcję siły.
- Masz już dość?! - zapytał Naharys - Mogę tak całą noc i następny dzień!
Wilk charknął gardłowo.
- Chędoż się!
I splunął mu obficie prosto w oczy śliną, zmieszaną z krwią z przegryzionego języka. Naharys jednak nie dając mu możliwości przewagi, na oślep wczepił się zębami w ciało starego. Jak się okazuje, złapał go za szyję, więc wykorzystując resztki sił, jakie skondensował w swych mięśniach i jednym, zdecydowanym, mocnym szarpnięciem, skręcił mu kark. Głowa wykręcona w nienaturalnej pozycji zamarła bez ruchu, wpatrzone puste szare oczy zastygły w punkcie, gdzie dzik miał rozerwany brzuch.
Nie muszę dodawać, że Naharys, mimo wyśmienitej kondycji, dyszał ciężko i łapczywie chwytał powietrze, jakby mu miało go zaraz zabraknąć. Następnie spojrzał na dwa, upuszczone wcześniej króliki, po czym skierował się ku nim.
~ Jakiś czas później~
Naharys starał się nie zwracać najmniejszej uwagi na ból stłuczonego barku, ani na fakt, że cała sierść na karku była wilgotna i ociekająca szkarłatną posoką.
~ Jak dojdę na miejsce, Lonya zajmie się tym... Cholera jedna wie, co od ugryzienia tego starego szczura mogę złapać! - pomyślał ponuro Naharys, króliki dyndały w rytmie spokojnego chodu basiora, co jakiś czas jedno obijało się o drugie. Gdy basior wkroczył do ciepłego i oświetlonego wnętrza jaskini siostry, pierwsze, co usłyszał, to jej zmartwiony głos.
- Co się stało? - ruszyła w jego stronę.
- Damy Ci napar z maku. Lonya mówi, że niedługo będzie gotowy- Niko przysiadł koło Exana, najwidoczniej próbując go pocieszyć, na co ten zareagował wymuszonym uśmiechem.
- Pokaźne stłuczenie. Coś ty za królikami po drzewach łaził? - patrzyła wyczekująco na brata.
Spojrzał na waderę znacząco.
- Nie. Poobijałem się z jakimś śmierdzącym szczurem. Ale już po wszystkim - I wyminął Lonyę wzrokiem, spojrzał na wyciekającą krew z ugryzienia w barku.
- No wiesz? Bijatyki urządzasz sobie beze mnie? A więc tak pamiętasz o mnie! Poczekaj, będziesz chciał, aby ktoś nastawił ci obojczyk czy inną kość, to wiesz, co ci powiem? "A nastawiaj se sam!" Ulalala... ale ten szczur cię pokąsał. Masz cały kark i szyję mokrą od juchy. Zaczekaj, zszyję ci to. Niko, pokażę ci, jak się zszywa rany po ugryzieniu!
- Huraaa! - zawołał basiorek, ale zaraz potem pożałował swej wyrywności. - Ale to paskudnie wygląda! Łeee!
- Ja i Lonya miewaliśmy paskudniejsze rany, mały. Przeżyję. - odparł pocieszająco wilk i puścił oczko w stronę malca. - I nie pierwszy i nie ostatni będzie tak, że ja będę zszywał Lonyę, a ona mnie. Prawda, siostrzyczko? - zwrócił się do Lonyi z szerokim uśmiechem.
<Lonya?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 1601
Ilość zdobytych PD: 800 PD + 5% (40 PD) za długość powyżej 1000 słów.
Obecny stan: 3457 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz