Piwne oczy Jette odprowadzały nas przez ułamek sekundy, zanim jeden z młodych basiorów nie przywołała swej instruktorki karygodnym rozstawem kończyn.
Każdy wilk, którego mijaliśmy, skinął łbem na nasz widok, posyłając nam słowa powitania znane za czasów bogów, gdy Ci jeszcze stąpali po naszych ziemiach.
***
Tuż po spotkaniu z rodziną, odłączyłam się od grupy, tłumacząc się przygotowaniami na biesiadę, wyprawioną na cześć zaręczyn Exana i Piny. Ci i tak byli za bardzo pochłonięci swoim towarzystwem, by zauważyć, chociażby meteoryt uderzający tuż obok nich, a Artehu i Tsumi... cóż, chyba wiem, co planują, także mam nadzieję, że tym razem nikt im nie przeszkodzi. Nim jednak miałam przyjemność zająć się swoimi sprawami prywatnymi nie mogło się obejść bez spotkania z kilkoma towarzyszami z dzieciństwa.
Celem mojej podróży stała się rozłożysta wierzba rozścielająca parasol podłużnych liści wiele metrów nad ziemią. Miejsce to zawsze było ciche, pozbawione zbędnych gapiów.
Moje oczy przeczesały teren pokryty kamieniami ułożonymi w równych odstępach. Przy niektórych leżały polne kwiaty, świadczących, że pamięć o niektórych wojownikach nadal iskrzy się w sercach tych, którzy zawdzięczają im dostatnie życie.
Dreptałam wzdłuż jednego z rzędów, studiując dokładnie wyryte na nich nazwy.
- Kopę lat, Philis. - przysiadłam przy jednym z kamieni, wcześniej studiując wyryty na nim napis.
Ciężko było wyzbyć się chęci odwiedzenia dawnej towarzyszki i podzielenia się swoją historią od czasu ostatniego spotkania. Ta już dawno zajęła chwalebne miejsce spoczynku po stoczeniu swojej ostatniej bitwy. Nim jednak do tego doszło, zyskała sobie sympatię wielu członków watahy. Często wystawiała swoje zdolności bojowe na próbę, stając do walki z wieloma zasłużonymi wilkami, nie kiedy wygrywając starcie.
Pomimo wielkiego serca do bitw, nie szczędziła sobie okazji do zabaw, także i w tym wypadku pewnie byłaby pierwsza na placu, zanim płomień będący świadkiem wielu biesiad został wzniecony. Wystarczyło zaledwie kilka łyków wcześniej podkradzionego trunku, by zacząć wirować w rytm pieśni wojennych, najczęściej śpiewanych przez połowę stada, podczas gdy druga połowa z większą chęcią oddawała się tańcom. Na samą myśl moje ogony zaczęły merdać jak u rozbrykanego szczeniaka.
Słońce leniwie opadało ku horyzontowi, wyznaczając wilkom czas do rozpoczęcia zabawy z okazji zaręczyn Piny i mojego brata. Nim zapadnie zmrok, miną jeszcze ze 3 godziny, a wtedy zabawa rozpocznie się na dobre.
Nie zwlekając, ruszyłam w stronę placu, zahaczając o odległą część lasu, znajdującą się nieopodal mokradeł. Wilgoć i miękka ziemia są idealnymi warunkami do rozwoju wisterii. Długie pnącza udekorowane białumi, bądź fioletowo. - błękitnymi kwiatami, rozsiane były jak okiem sięgnąc. Nie zwlekałam długo z zerwaniem kilku z nich, aby chwilę później założyć jeden z "bukietów" za prawe ucho.
Po co mi on? Odpowiedź jest prosta i udzieliłam jej Tsumi i Artehu, na których wpadłam w połowie drogi.
- To nasz zwyczaj, znany jeszcze z naszych szczenięcych lat. Podczas przyjęć z okazji zaręczyn wadery przyozdabiają swoje głowy kwiatem. Natomiast przyszłe panny młode otrzymują bogato zdobiony wianek. Zapewne Naharys nie wspomniał wam o tym, prawda?
- Musiało mu wypaść z głowy. - Tsumi zaśmiała się delikatnie.
Wręczyłam waderze jeden z pąków, pozwalając jej na podjęcie decyzji o założeniu go, czy też woli się obejść bez niego.
Z każdą chwilą coraz więcej wilków gromadziło się w miejscu zabawy, czekając na młodą parę, bowiem ta pojawia się tuż po zmroku. Kilka wader radośnie świergoliło przy stole, rozprawiając o wianku i dopieszczając jego wykończenie, ojciec otoczony grupką wilków rozprawiał o czymś energicznie, a jeszcze inni członkowie zaczepiali to Tsumi, to Artehu, wypytując ich o to jak podoba im się owy teren, co jakiś czas zadając pytania dotyczące watahy Rene.
Jeden ze śmiałków nawet odważył się zaproponować przyjacielską potyczkę Artehu, jednak ten nie zdążył odpowiedzieć, bo Exan wraz z Piną pojawili się w zasięgu wzroku pierwszych wilków, a te rozpoczęły wiwatowanie, które jak fala ruszyła w głąb tłumu, docierając i do nas. Zaręczeni stanęli tuż przy wielkim palenisku.
Ramar wygłosił krótką przemowę, dając wilkom okazję do podniesienia pierwszego kielicha. Drugi został wzniesiony zaraz po tym, gdy nasi rodzice wraz z Exanem jak nakazał zwyczaj, wzniecili ogień, który nie potrzebował wiele czasu, by wspiąć się na kilka metrów. Głowa Piny została przyozdobiona wiankiem, co było znakiem, że zabawa rozpoczęła się na dobre. Muzyka rozbrzmiała, wino coraz szybciej znikało z kielichów zebranych, a co za tym idzie, coraz więcej śmiałków odważyło się ponieść tańcom.
- Stało się. Zostałaś podstępnie zwabiona w sidła naszej rodziny. Nie ma już odwrotu Siostr. o- rzuciłam do Piny.
- Nie mam zamiaru uciekać. - odparła, wtulając się w mojego brata.
- Lepiej tego nie rób, bo znam kilku dobrych tropicieli. - Exan zagroził jej żartobliwie, za co dostał pstryczka w nos.
Wkrótce Asdan dołączył do naszej trojki, rzucają się na Naharysa z radosnym okrzykiem.
Ten widocznie spożył sporo trunku, jednak nie ma się mu co dziwić. Wkrótce zostanie ojcem, a więc i okazji do zabaw będzie miał znacznie mniej. Bracia ruszyli w stronę stołu z jadłem, otaczając białą waderę należytą opieką. Kiedy zniknęli w tłumie, mój wzrok utknął na Artehu, który bez nadzoru swojej wybranki wręcz rozbierał wzrokiem samice, sącząc przy tym trunek.
- Gdzie Tsumi?- przysiadłam się do rudego basiora, dołączając się do picia.
- Kto wie... może właśnie jest zadeptywana w tym tłumie. - rzucił żartobliwie
- Powinieneś lepiej jej pilnować. Z jej rozmiarami o to nie trudno. - parsknęłam śmiechem.
- Jesteś niewiele wyższa od niej, może uda ci się ją wypatrzeć pod łapami zgromadzonych.
- No, aż się prosisz o kopniaka. - szturchnęłam go lekko, na co ten się zaśmiał.
- Pani wybaczy, nie zamierzałem urazić. - rzucił ze scenicznym dygnięciem.
- W ramach przeprosin oferuję taniec. Prawdopodobnie to pozwoli Ci na odzyskanie mojej sympatii.
- Nie często mam okazję tańczyć. Wolę jednak tu posiedzieć.
- Nie wydziwiaj. Nie godzi się odmawiać waderze w potrzebie.
Basior nie wyglądał na przekonanego, toteż oddaliłam się nieznacznie od towarzysza pozwalając sobie na samotny taniec. Poruszałam się delikatnie w rytm muzyki, zamiatając ogonami w powietrzu i perfidnie wpatrując się w oczy Artehu. Lepiej wychodzi mi składanie kości, jak taniec, jednak to wystarczyło, aby po chwili pojawił się koło mnie z wyraźnym zadowoleniem.
- Nie trzeba było Cię długo namawiać.
- Ktoś Cię musi pilnować. Lepiej, żeby i Ciebie nie zadeptano.
Pokręciłam jedynie głową, oddając się coraz śmielej tańcom. Zresztą i nie tylko ja pozwalałam sobie na coraz odważniejsze ruchy.
<Artehu? Sory, brak weny >
Ilość napisanych słów: 1099
Ilość zdobytych PD: 549 + 5% (27PD) za długość powyżej 1000 słów
Obecny stan: 576
Brak komentarzy
Prześlij komentarz