Wodospad życzeń. Przez chwilę skupiłam się na chodzeniu, ale doszło do mnie to, że powinnam wymyślić jakieś życzenie... ale czego pragnę? Zapewne dla niektórych odpowiedź byłaby jasna, ale przyzwyczaiłam się do życia bez używania oczu, że chyba dziwnie mi by było teraz do tego wrócić. To też nie tak, że o tym nie pomyślałam, bo to pierwsze wpadło mi do głowy. Czego mogłabym pragnąć...?
Nawet nie zorientowałam się, kiedy byliśmy na miejscu. Na pewno woda była zamarznięta, chociaż w pewnym momencie usłyszałam, jak lód się roztrzaskał i wpadł do wody. Pewnie była to sprawka mojego kompana, który chwilę później wręczył mi kamyk do łapy.
– Czego ty sobie życzysz? – zapytał mnie zachęcająco.
Poczułam, że zacisnął palce mojej łapy na zimnym kamyku. Stanęłam i znowu wdałam się w zamyślenie. Z tyłu głowy narodziła mi się kiedyś myśl, którą tłumiłam aż do teraz. "Życzę sobie mieć kogoś, kto mnie pokocha i nigdy nie zostawi, jak ja zostawiłam moją starą watahę." Pomyślałam, westchnęłam cicho i rzuciłam kamyk do wody.
– I jak? – zapytał. – Czego sobie zażyczyłaś?
– Nie mogę powiedzieć – odparłam półszeptem. – Inaczej się nie spełni – uśmiechnęłam się delikatnie.
– Wybacz. Zgłodniałaś?
– Nie, jadłam niedawno. Posiedźmy tutaj przez chwilę – westchnęłam znowu i wsłuchałam się w szumy wokół mnie.
Przez chwilę otoczyła nas cisza. Pomyślałam o moim życzeniu. "Na pewno się nie spełni." Przemknęło mi przez myśli. "Chociaż to wielkie życzenie. Kto wie, co się stanie." Może głupio mi było myśleć o miłości, ale bez tego kogoś bliskiego czułam się trochę... w sumie nie wiem jak.
Zaciekawił mnie jednak wilk będący koło mnie, chciałam się więcej o nim dowiedzieć.
– Urodziłeś się w tej watasze? – zapytałam.
Zaczęłam słuchać o pochodzeniu Naharysa. Wydawało się zbyt idealne, żeby było prawdziwe, chociaż nie mówię, żeby kłamał. Po prostu chciałabym mieć takie szczęście jak on.
– To może teraz ty opowiesz coś o sobie? – poruszyłam uchem na to pytanie.
– No dobrze – chrząknęłam i przestałam bawić się śniegiem. – Urodziłam się w pewnej watasze, gdzie każdy miał wyjątkowe oczy. Nie było wilka, który albo nie wyróżniał się ich barwą, albo kształtem źrenicy czy tęczówki. Ja oczywiście nie byłam wyjątkiem – zamyśliłam się na chwilę, co dalej powiedzieć.
– Niesamowite – usłyszałam w odpowiedzi, co przywróciło mnie do rzeczywistości.
– Od zawsze interesowałam się zielarstwem i chciałam objąć związane z tym stanowisko. Niestety plany pokrzyżowała mi... choroba, o której ci wcześniej wspomniałam. To znaczy, dla mnie utrata wzroku nie oznaczała od razu, że nie mogę wykonywać tego, co lubiłam, ale wszyscy poza moimi braćmi widzieli to jako znak od bogów. Jakbym była nagle przeklęta – warknęłam ostatnie zdanie pod nosem. – Naciskali, abym była kimś, kim nie chciałam, więc odeszłam. Widać takie było moje przeznaczenie – uśmiechnęłam się delikatnie. – A i... miło mi, że jestem kogoś przyjaciółką – dodałam po chwili. – Przepraszam, że tak długo mówiłam.
– Nie musisz przepraszać. Dobrze mi się ciebie słuchało, chociaż ciężko też myśleć, że ktoś jeszcze próbuje wymusić coś na kimś.
– Racja. Dobrze, że na razie poznaję same akceptujące mnie wilki – uśmiechnęłam się bardziej w kierunku wilka. – Och, zanim zapomnę.
– Tak?
– A ty chcesz coś sobie życzyć? Czy chcemy ruszyć gdzieś dalej?
Naharys? Przepraszam, że tak długo czekałeś...
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 502
Ilość zdobytych PD: 251
Obecny stan: 422
Brak komentarzy
Prześlij komentarz