Ziewnęłam przeciągle, po długim, niczym niezmąconym śnie, kiedy do jaskini wdzierało się słabe światło, wczesnego południa. Rozespana zbliżyłam się do wyjścia, gdzie od razu uderzyła we mnie przyjemna bryza, bijąca od jeziora, przy którym mieści się moja jaskinia. - że też tak mało wilków decyduje się na zamieszkanie w jego pobliżu...
Skoro przespałam zacną część poranka, wolałam nie tracić czasu na rozmyślania o preferencjach mieszkaniowych innych członków watahy tylko zając się czymś praktyczniejszym, jak chociażby znalezieniem posiłku.
Do perfekcji opanowałam niewiele zdolności, a jedną z nich jest tropienie zwierzyny, toteż od razu w głowie pojawiły się słowa mojego dawnego instruktora.
" Węszyć to i byle pies potrafi"
Był to niezwykle rzeczowy basior, więc nigdy nie ubierał swoich słów w niepotrzebne ozdobniki. Gdy tylko widział, jak ktoś przez dłuższą chwilę wlepiał nos w trawę, wyglądał jak z wczesnym stadium wścieklizny.
Wedle wyuczonych zwyczajów, najpierw chwyciłam trop, a następnie przeczesywałam teren w poszukiwaniu śladów zostawionych przez zwierzynę. - ślady na ziemi, wgniecioną roślinność, czy ułamane gałązki, na których czasem powiewały kępki sierści. Pociągnęłam nosem jeszcze ze dwa razy i ruszyłam żwawym truchtem przed siebie, docierając na skraj lasu. Tam niewielkich rozmiarów zajęczak szczypał liście, przeżuwając dokładnie każdy kęs. Zadanie było o tyle trudniejsze, bo przy każdym rytualnym rozdrabnianiu zieleniny, nastawiał uszy i łypał oczami wkoło. Nic dziwnego skoro teren, jaki wybrał na stołowanie się, był gęsto porośnięty roślinnością, co dawało polującemu niewielką przewagę, zwłaszcza kiedy był moich rozmiarów.
Długie podchody zostały zwieńczone szybkim susem na ofiarę i zaciśnięciem szczęk na jej karku, pozostawiając na moich zębach krwawe ślady. Nim zdążyłam skosztować posiłku, tętent kopyt dotarł do moich uszu. W oddali, stado leśnych byków pędziło przed siebie, przecinając polanę, a towarzyszyły im kłęby kurzu.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby przed nimi nie pędziło coś innego. Ciemna, dużo mniejsza sylwetka powoli traciła przewagę, aby chwilę później zniknąć w unoszących się tumanach piasku.
Wrodzona ciekawość kazała mi obejrzeć miejsce rzezi, jednak trup poczeka, a żołądek domagał się kalorii, pretensjonalnym burczeniem. Niespiesznie odrywałam kęsy mięsa, cały czas wpatrując się w prawdopodobne miejsce zgonu tajemniczej istoty, zastanawiając się, co mogę tam zastać, toteż jakie było moje zdumienie, kiedy zamiast krwawej miazgi, dostrzegłam dosyć głęboki dół.
- Czy ktoś tam jest?! – z wnętrza, dobiegł obcy mi głos.
Zbliżyłam się do krawędzi, bacznie obserwując uwięzionego basiora, który wpatrywał się we mnie przez krótką chwilę w ciszy.
- Pomożesz mi?
- Jasne, ale najpierw mam do Ciebie kilka pytań. - uniosłam kąciki warg, obdarzając nieznajomego delikatnym uśmiechem.
- Nie możesz mi ich zadać, kiedy już stąd wyjdę? - na jego pysku ukazał się delikatny grymas.
- Lubię wiedzieć, komu pomagam. - mówiąc to, położyłam się na trawie, tak, że przednie łapy zwisały mi z nasypu. - Kim jesteś i co tu robisz?
- Nie odpuścisz, prawda?
- Nie mam tego w zwyczaju, poza tym za dużo obcych się tu ostatnio kręci, a jeśli chcesz stąd szybko wyjść, współpracuj.
Basior westchnął cicho, wiedząc, że bez sprezentowania mi krótkiej historii, nie ma co liczyć na rychłe opuszczenie pułapki. Swoją drogą jej obecność był zastanawiająca. Nie bywam w tej okolicy specjalnie często, jednak dziura w ziemi nie wyglądała jak przypadkowe dzieło natury. Była głęboka, a jej ściany strome, co uniemożliwi wyjście żadnemu stworzeniu.
- To jak? Teraz mi pomożesz? - dodał po skończeniu opowieści, patrząc na mnie wyczekująco.
- Pod jednym warunkiem. Dołączysz do watahy, albo nigdy więcej nie będziesz się zapuszczać na te tereny.
- Coś sporo warunków stawiasz
- Jestem w korzystniejszej sytuacji, to i pozwalam sobie na ten luksus. To jak, umowa stoi?
- Niech będzie.
Prześledziłam najbliższy teren w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby pomóc mi w uwolnieniu Dusława, bowiem tak przedstawił się nieznajomy. W pobliżu żywej duszy ani nawet spróchniałego pnia.
- Ile Ci brakuje do wyjścia?
- Jakiś metr
- Plan jest taki, przekopię trochę krawędź u góry, żeby nieco obniżyć poziom gruntu. Nie będzie to jakaś zabójcza ilość, ale powinna wystarczyć. Chwycisz mnie za ogon, tylko delikatnie, bo przysięgam, wrzucę Cię tam z powrotem, jeśli moja kita ucierpi. - zaśmiałam się w stronę wilka, po czym zajęłam się wykonywaniem planu.
Ziemia była wyjątkowo miękka, a co za tym idzie, kopanie szło gładko, toteż po niecałej godzinie udało się wykopać zadowalającą półkę, na której mogłam spokojnie się usadowić i spuścić ogony w dół. Dusław chwycił jeden z moich ogonów, co pozwoliło nam na mozolne wytarganie go z pułapki.
- Przy okazji, jestem Lonya. - dodałam po chwili, gdy obydwoje leżeliśmy zziajani na trawie.
<Dusław?>
PODSUMOWANIE
Ilość napisanych słów: 711
Ilość zdobytych PD: 355 PD
Obecny stan: 1896 PD
Brak komentarzy
Prześlij komentarz